no więc. każdy wie o co chodzi. zamieszczamy opwiadania o wspólnej, jakże malowniczej przyszłości/przeszłości B&B . ;)
Przepięknie. Dzięki Sweetowi zrozumieli swoje uczucia.
Cieszę się że masz wenę. Proszę Cię skorzystaj z niej i napisz coś jeszcze:)
właśnie piszęę ;D nie wiem co z tą weną :P
to dzięki truskawkom i muzyce Taylor Swift! :D ;D
To było jedno z najlepszych twoich opowiadań Zakręcona. Bardzo mi się podobało i mam nadzieję że jeszcze nie jedno takie opko przeczytam :)
`Dzidziuś`
-Chcę mieć dziecko-powiedziała pewnego wieczoru przy kolacji. Booth o mało nie połknął widelca.
-Co?-odchrząknął-Teraz?
-Booth!-uszczypnęła go z uśmiechem-Pewnie że nie. Poczekam aż zjesz.
-Serio?
-Żartuję przecież.
-Tak wiem.-uśmiechnął sie.-Chyba nie ze mną.
-Dlaczego nie? Sperma to sperma.
-Bones!-odłożył widelec-Dziękuję.
-Co się stało? Przecież gdy się masturbujesz...
-Dość!-przerwał jej.-Nie chcę o tym słyszeć.
-Booth, zastanawiam się właśnie.. masz jakieś problemy? Zawsze unikasz tego tematu w moim towarzystwie. Wstydzisz się czegoś?
-Czego?-spytał
-Nie wiem. Problemy z erekcją?-spytała poważnie.
-Wszystko jest w porządku.
-Tak tylko pytam-zaniosła naczynia do zlewu.
-Dlaczego chcesz mieć dziecko?
-Nie wiem. Instynkt.
-CO?-zaśmiał się-Macierzyński?
-Nie. Przetrwania. Wiesz prokreacja i te sprawy.-zaśmiała sie
-Nie rozumiem. A praca?
-Hmm.. może poczekać rok. Zawsze sam mi to powtarzałeś-powiedziała. Usiedli na kanapie z kieliszkami wina.
-Będziesz musiała odstawić wino.
-Będe piła wodę mineralną.
-Czuję się jak piąte koło u wozu.
-Jakiego wozu? Jakie koło?-spytała. W odpowiedzi uśmiechnął się rozbawiony, jakby usłyszał najlepszy kawał.
-To takie przysłowie.-uśmiechnął się.
-Kto je wymyśla? Są bez sensu.-uśmiechnęła się.
-Nie mam pojęcia.
-Co robisz jutro wieczorem?
-Nie wiem. Zjemy coś razem?
-Jasne. Tajskie?
-A może ty coś ugotujesz?
-Jaa? Nie boisz się że Cię otruję?
-Nie. Wiem ze byś tego nie zrobiła.
Przygotowywał się właśnie do wyjścia gdy dostał sms. Odczytał go i zaraz usiadł.
"Podarujmy sobie kolację. Chcę dziecka a ty możesz mi w tym pomóc". Chwycił telefon.
-Booth?-spytała-Cos się stało?
-Może u mnie?
-To w czymś pomoże?
-Mam większe łóżko-powiedział szybko.
-Tak?-spytała niepewnie.
-Mhm.-oboje odczuli niepokój.
Po 20 minutach była już u niego.
-Hej-powiedział niepewnie.
-Cześć.-zdjęła żakiet. On podszedł bliżej. Wiedziała ile go to kosztuje. Oboje tego chcieli, a dziecko to była tylko wymówka. Pocałowała go, czuła że to ona powinna zrobić pierwszy krok. W końcu wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni. Zgasił światło, w pokoju paliły się tylko 3 świeczki.
-Mmm.. Jak nastrojowo.-pocałowała go
-Tak. Muszę przyznać. Jestem romantykiem.-patrzył jak zdejmuje bluzkę.
-Chcesz tego?
-Tak. Nawet nie wiesz jak bardzo.
-Nie pytam o to. O dziecko.
-Tak chcę. Już zdecydowałam. Chcę żeby było twoje.
-Kocham Cię. I nie mówię tego tylko dlatego że ...pocałował ją namiętniej. W końcu zdarła z niego koszulę i spodnie...
a koniec? heepy end? szczęśliwe zakończenie ? taa. chyba problem z erekcją :D
hmm.. to wydaje mi się słabsze od poprzednich ;)
wypaliłam się ! :D ale mam nadzieje że tylko tymczasowo :D
No co ty wcale się nie wypaliłaś twoje opowiadania są świetne bardzo lubię je czytać i już nie mogę doczekać się następnego :)
Drumart no no fajne opko juz wczesniej je czytalam i ponownie twrzyczka mi sie usmiechala bo to naprawde super fik.
Zakrencona powiedziala "nie sądze" a ja mowie ze moze jednak 3-4 czesci? ale ok mam nadzieje ze wynagrodzisz mi to nowym opkiem. dziekuje za wczesniejsze dedyjacje.
hehee ;P Nie ma za co ;*
Nie będzie 3-4 części ;P ale nowe opko już niedługo ;P
znaczy się one part ;)
zakrencona pamietasz nasza dzisiejsza rozmowe??
o mysleniu tak samo??
nie no to jest prawda:)
mialam taki sam pomysl na opka, no nie!!!
widzisz?? wszystko sie zdarzyc moze:)
oba opka cudowne, szczegolnie ostatnie super:))))
Dziewczęta planuje dla was małą suprice, ale musicie mi pomóc. Błagam podajcie mi imiona wszystkich chłopaków Bones od samego początku. Będę bardzo wdzięczna :)
Zweifn to bedzie tak Peter ten fizyk Michael potem sully tych dwoch z 4 sezonu z jednym spaala z drugim gadala a potem byl ten jak on ma... Seeley? jakos tak to bylo jak zapomnilam o jakims to sorki
Nionia jak zwykle praca domowa odrobiona na 6:)
w skrocie Zweifn oto faceci Bones po koleji:)
Peter - fizyk - odc 1 sezon 1
Michael - jej wykladowca - odc 8 sezon 1
David - poznany na czacie - odc 15 sezon 1
Sully - chwilowy partner - odc 13-16 sezon 2
Marc - botanik - odc 3 sezon 4
Jason - intelektualista - odc 3 sezon 4
Booth - maz w powiesci, snie czy nie wiem czym - odc 26 sezon 4
mam nadzieje, ze Ci pomoglysmy. pozdrawiam:)
Och pomogłyście i to bardzo wszystkim trzem :) Teraz pozostaje wam troszkę poczekać :P Obstawiam, że będzie to jedno partówka( Ciekawe jak mi wyjdzie. Ciemno to widzę) :*:*:*
-Booth-powiedziała cicho-Daj mi broń.
-Nie.
-Daj. Jeśli ich jest więcej, przyda ci się wsparcie.-weszła do mieszkania
-Stój-złapał ją za ręke.-Broń jest w schowku.
Ruszyła do samochodu.otworzyła schowek ale w środku były tylko mapy.
-Booth. Nie ma!-krzyknęła. Stał tuż za nią. Wyjął kajdanki i przykuł ją do kierownicy.-Co robisz? Tylko raz pozwoliłam się skuć! Ty nie masz takiego prawa.
-Będziesz mi przeszkadzała. To może być niebezpieczne.
-Uwolnij mnie albo..
-Albo co?-przerwał jej z uśmiechem
-Albo pożałujesz.
-Mhm.-udał się do domu podejrzanego. Okazał się pusty. Sprawca musiał już uciec-Cholera.
Wsiadł do samochodu i uwolnił Bones.
-Przepraszam-powiedział ze skruchą.-Musiałem.
Nie odpowiedziała. Odwróciła głowę i wyjrzała przez okno.
-Nie odezwiesz się?-spojrzał na nią. Uśmiechnęła się czarująco. Nagle uniosła dłoń i pokiwała mężczyżnie, który przechodził koło samochodu.
-Co za dziecinada.-Stwierdził po dłuższym czasie milczenia. -Bones żałuję. Wygrałaś.
-Wiem-uśmiechnęła się.
-Jedziemy na lunch?-spytał radośnie
-Nie mam ochoty. Ale zjedzmy dziś kolację. Zrobię makaron. Z serem-dodała
-Jasne. Będe o 7.
Zaparkował przed Instytutem. Oboje weszli do środka i poinformowali wszystkich że sprawca uciekł. Wysłali techników do mieszkania podejrzanego. Znaleźli kilka tropów i sprawdzali je przez całe popołudnie. Wszystkie były fałszywe.
Jedli omawiając sprawę. Makaron smakował wybornie. Wypił dużo wina ale nie był pijany.
-Zamknij oczy-powiedziała
-Po co?
-Zamykasz czy nie?-uśmiechnęła się. Zrobił co kazała. Chwyciła turkusową apaszkę i zawiązała mu oczy.
-Bones.. co robisz?
-Cicho-powiedziała. Chwyciła go za rękę-chodź.
Wstał niepewnie. Zaprowadziła go do sypialni i pchnęła na łóżko.
-Kładź się.-rozkazała.
-Bones... ile wypiłaś?
-To nie alkochol-zdjęła mu koszulkę. Położył się.
-Zdejmiesz mi to z oczu?-spytał podnosząc dłoń.
-Nie-pocałowała go lekko. W tym samym czasie prawą ręką sięgnęła po kajdanki. Jedną ręką przykuła je do drewnianej poręczy łóżka. Skuła jego dłoń.
-Bones-powiedział stanowczo. Chciał zciągnąć apaszkę ale ona była szybsza. Chwyciła jego dłoń i przykuła do poręczy.
-Mówiłam ci że to nie jest takie fajne.
-Będziesz mnie torturować?-spytał z uśmiechem
-Chciałbyś-odparła. Zciągnęła mu materiał z oczu. Ujrzał roześmianą partnerkę siedzącą na nim okrakiem. Jej oczy lśniły.
-Uwolnij mnie-powiedział.
-Nie.-poszła do łazienki. Wróciła po 2 kwadransach w samej bieliźnie.
-Mówiłaś że pozwoliłaś się skuć. Kto to był?
-Nie znasz go. Nazywał się Richard.
Położyła się obok i wtuliła w jego umięśniony tors.
-Wiesz co jest najgorsze?
-Co?
-Że leży obok mnie wspaniała, piękna i prawie naga kobieta a ja nie mogę jej dotknąć. To jest ta kara?
-Nie. Nie wiedziałam że to powiesz-zasnęli.
Zbudził się po 2 godzinach.
-Bones!-powiedział-Mam małe pytanie.
-Co? Jakie?
-Masz kluczyk, prawda?
-Tak. Jasne... Nie wiem-powiedziała po chwili.
-Sprawdź.
Wstała i przeszukała szafę nocną.
-Nie ma.
-A w tej?-spytał wskazując szafkę po jego stronie.
-Też nie.-odparła po krótkim przeszukaniu mebla.
-Jak to?
-Nie wiem.
-Skąd je masz?
-Richard je zostawił.
-Skąd je wziął?
-Nie wiem. Był policjantem.
-Wszystko jasne. Potrezbny nam ślusarz albo bardzo silny mężczyzna.
-Może Hodgins?
-Zwariowałaś? Co on sobie pomyśli jeśli zobaczy mnie przykutego do twojego łóżka?
-Że uprawialiśmy seks-zgadła.
-I zostałem w spodniach?-zakpił.
-Masz problem-powiedziała. Zciągnęła mu spodnie-Lepiej?
-Bones-krzyknął. Spojrzał na swoje szare bokserki. Nie słuchala. Chwyciła telefon i zadzwoniła do Jacka.
Przyjechał po 20 minutach. Otworzyla mu drzwi i zaprosiła do środka. Speszył się na widok szefowej w skąpym szlafroku.
-Gdzie jest-odchrząknął-sypialnia?
-Tam-wskazała ręką i zaprowadziła go.
Rozejrzał się po pokoju. W łóżku leżał prawie nagi mężczyzna.
-Agent Booth?-spytał z niedowierzeniem.-Wiedziałem! Ange miała racje!
-Zciągnij ze mnie to ustrojstwo. Ręce mnie bolą.
-Trzeba było spróbować innego sposobu na...-spojrzał na rozgniewanego agenta-ale to nie moja sprawa.
Po kilku nieudanych próbach agent odzyskał wolność. Rozprostował obolałe ręce.
-Dzięki.
-Nie ma za co.-laborant ziewnął. Była 3 w nocy-Dobranoc.
-Jack-krzyknęła za nim-Niech to zostanie między nami, ok?
-Co? Wasz romans? Każdy i tak się domyśla.
-Hodgins!-powiedział Booth
-Jasne-uśmiechnął się i wyszedł.
Ruszył bez słowa do łazienki. Usłyszała szum wody spod prysznica. Położyła się do łóżka i po chwili zasnęła.
Zauważył jak smacznie śpi. Delikatnie położył się obok niej.
-Bones-powiedział.
-Co znowu?
-Wstawaj.
-niee..
-jest 7.
-Która?-otworzyła oczy. Spojrzała na zegarek-Śpieszy się o 2 godziny.
-Aha. Czyli mamy jeszcze godzinkę-uśmiechnął się.
-Masz rację-powiedziała-Nie opłaca się-zamknęła oczy i objęła go w talii-Dobranoc
-Dobranoc. Nie dostanę nawet całusa? ZA tą całą historię?
-Nie zasłużyłeś-powiedziała z uśmiechem.
-Niee?-spytał
-No może trochę.-pocałowała go lekko nie otwierając oczu.
Musnął jeszcze raz jej wargi. Rozchyliła je lekko i oddała pocałunek. Objął ją w talii, jej ciało przeszył dreszcz.
-Mmm.. -mruknęła tylko.
^^. I jak? Resztę sobie sami dopowiedzcie. ;D
zakrencona wow,
opko brak mi slow:)
cudowne, takie pomyslowe, super:)
bardzo mi sie podoba naprawde,
czekam na nastepne:)
pozdrawiam buzka:*****
;) hhehe ;D pomysłowe? taa. oboje wiemy skąd ten pomysł ; )
dzięęekuję za szczerą opinię. <wiesz jakąą >
:*:*
zakrencona jeszcze raz Cie przepraszam,
nie chcialam by to tak zabrzmialo,
sorki, mam nadzieje,
ze sie nie gniewasz i sobie wszystko wyjasnilysmy,
jeszcze raz sorki:***
tak nadal bede sie tego trzymac,
ze pomyslowe:)
szczegolnie jesli chodzi o zgube kluczy super pomysl,
jak bym na to nie wpadla:)
pozdrawiam cieplutko:***
przecież wiesz ze się nie gniewam ;)
rozumiem o co ci chodziło ;)
też zapewne bym tak zareagowała, lub podobnie.
:*:*
daj spokój. twoje też pewnie byłoby znakomite. stop. to moje ``też`` źle zabrzmiało. jakbym uważała że to jakieś świetne jest. jest ok.;P więcej nie powiem, bo zadufana w sobie nie jestem. :D ale mi się nawet podoba,jest całkiem znośne. chciałabym zobaczyć taką scenę w serialu nie wiem jak wy ;D
Pozdrawiam ;*
bardzo sie ciesze, ze sie nie gniewasz:*
czekam na opko,
bo wiem, ze jest juz gotowe:)
kiedy dodasz???
pzdr:*
Dla Ines. Za wsparcie, szczerą ocenę w skócie- za całokształt.
:* Buziaki
Usiedli na piasku.
-To niedorzeczne-stwierdziła.
-Kochanie.
-Co kochanie?
-Mów do mnie kochanie.
-Dlaczego?
-Jesteśmy zaręczeni-ujął jej dłoń.
-Nie prawda.
-ALe mamy udawać zaręczonych.
-Dlaczego akurat nam to przydzielono? Wogóle się na tym nie znam.-położyła się na kocu.
-Nie wiem. Świetnie ci to wychodzi-uspokoil ją kładąc sie obok.
-Mamy czekać aż przyjdzie i nas okradnie?
-Ciebie zgwałci i udusi, mnie zakopie żywcem.
-To nie jest śmieszne. Nawet nie żartuj sobie w ten sposób.
-Dobrze.
-Nie nabierze się na to. Nie pasujemy do siebie, i nie wyglądamy na narzeczonych. Leżymy jak manekiny czekając aż nas okradnie. To nieprofesjonalne.
-Masz troche racji.
-Trochę-spytała gniewnie. Podparła się na łokciu-Trochę?
-No ok. Masz całkowitą rację.
-Wiem.-uśmiechnęła się-Długo mamy tak siedzieć?
-Kilka godzin. Zazwyczaj działa o tej porze.
-Dziwne miejsce na morderstwa.-zdjęła bluzkę. Pod spodem miała błękitny strój kąpielowy,
-Co robisz?
-Jest gorąco. Zamierzam się opalić. Kto siedzi na plaży w czarnych spodniach i bluzce?
-Masz racje-odparł. Po chwili oboje siedzieli rozebrani. Chwyciła swoja plażową torbę i wyjęła krem do opalania.
-Posmarować ci plecy?-spytał gdy nasmarowała sobie nogi, ramiona i brzuch.
-Nie trzeba.-spojrzała na jego opaleniznę.
-Idziesz popływać?
-Jak nas wtedy okradnie? Tzn to pójdzie mu łatwo, ale co z gwałtem i morderstwem?
-Masz rację.
-Ale ty idź.
-Nie zostawię cię samej. Muszę cię chronić.
-Jasne. Ciekawe przed kim?-rozejrzała się po pustej plaży.Usłyszała dźwięk komórki. Rozmawiała z kimś przez chwilę a on wsłuchiwał sie w delikatny tembr jej głosu.
-Wiedziałam że marnujemy czas.
-Jak to?
-Złapali go. Zmarnowali nam 4 godziny.
-Oh. brenn... Cały dzień na plaży to nie jest marnowanie czasu.
Chwycił ja za ręke. Opierała się. chciała wrócić do domu i spokojnie dokończyć książkę.
-Nie idę-powiedziała stanowczo.
-Nie? Ok.-chwycił ją na ręce i wbiegł do wody.
-Booth! spróbuj! Woda jest zimna.
-Wcale nie.-zamoczył jej jedną nogę
-Booth!
Na jej ciele pojawiła się gęsia skórka, a w oczach błagalne spojrzenie.
-Nie... Proszę.
-Dlaczego? Woda jest idealna. -zanurzył ją powoli. Gdy jej tylek dotknął zimnej tafli przytuliła go mocniej. Woda sięgała mu do pasa.
-Szybko cię wrzucę... nawet nie poczujesz-powiedział z uśmiechem.
-Dostane skurczu.
-Tu jest płytko, ja jestem obok-nic ci się nie stanie.
-Nie chcę-powiedziała-Booth-woda sięgała jej do pasa, on był cały zanurzony.
-Muszę cię puścić.-powiedział
-ALe powo...-urwała. W ciągu sekundy znalazła się w wodzie-Aaa!
-Zimno?
-Ty draniu-ochlapała go-Jak mogłeś?
Po godzinie oboje wyszli z wody.
-Jak ja teraz wyglądam? Moje włosy-powiedziała i zaczęła doprowadzać fryzurę do ładu.
-Ślicznie.
-Nie wierze ci.
-Niepotrzebnie. Mówię szczerze.
Zarumieniła się.
-Wracajmy już.
-Już? Przecież jest niedziela.
-No właśnie. Miałam zamiar dokończyć powieść.
-Jeszcze tego nie zrobiłaś?
-Utknęłam.
-Z czym masz problem? Może mógłbym ci jakoś pomóc?
-Ok. Muszę zbliżyć do siebie partnerów.
-Na jakim są etapie?
-Przyjaciele. Partnerzy.
-Wzorowałaś ich na nas?-zapytał uśmiechając się promiennie
-Nie. Są naszym przeciwienstwem.
-Hmm. Niech pojadą na plażę...-powiedział zbliżając się do niej-Taką wyludnioną jak ta-ujął jej brodę-Niech ją pocałuje-powiedział muskając jej usta.
-I?-tylko tyle zdołała z siebie wykrztusić.
-Niech pocałuje ją jeszcze raz. Tym razem namiętniej-dokonal prezentacji na swojej partnerce.
-A jeśli nie będzie chciała?-skierowała to pytanie bardziej do samej siebie niż do niego.
-Uwierz mi, będzie chciała-pocałował ją znowu-Dlaczego miałaby mu się oprzeć?
-A może on nie jest tak przystojny jak myśli?
-Ej-szepnął urażony-Pewnie ona dostrzega w nim cos wyjątkowego. Coś czego nie ma nikt inny.
-A granica między pracą a życiem prywatnym?-położyła się zarzucając mu ręce na szyję
-ZAciera się-mówił powoli-Jest mniej ważna, niezauważalna. Może nigdy nie istniała?-spytał całując ja kolejny raz.
^^. :**
omg nie wiem co teraz mam napisac
zwykle dziekuje nie wystarczy:)
jest mi bardzo milo za ta dedykacje,
szczegolnie po tym jak na Ciebie naskoczylam:(
za co serdecznie przepraszam:****
az lezka mi sie w oku zaktrecila ze wzruszenia:)
buziaki dla Ciebie za wszystko:*******
omg:)))))))))))))
jesli chodzi o opko to super,
cudowne, ekstra, swietne
brakuje mi slow:(
bardzo mi sie podoba naprawde:)
aaaaaaa nie no rewelka nie super
cudo ekstra i co jeszcze brak mi slow
chyba siegne do slownika nie no supcio:)
jeszcze raz dziekuje za dedykacje buziaki:***
pozwole sobie zamiescic mojego Fika na z6:)
pomysl powstal wczoraj, dzis go zrealizowalam:)
mam nadzieje, ze sie spodoba:)
opko to nie jest tak rewelacyjne,
jak Twoje zakrencona, ale dedykacja szczera ze calego srduszka:****
ze specjalna dedykacja dla zakrenconej,
tak w ramach przeprosin:***
dla Nionii, siostra wiesz za co:****
dla Mali, za caloksztalt:****
dla Was za wsprcie nie tylko na fw:(
buziaki:*****
Pracowali ze soba ponad rok. Poczatki ich wspolpracy nie byly za udane.
Ciagle klotnie, potyczki slowne, majace na celu udowodnienie,
kto silniejszy w ich duecie.
Widywali sie niechetnie poza praca na wszelkiego rodzaju urozystosciach.
O sobie wiedzieli tylko tyle, ze bardzo sie nie lubia, wrecz,
miedzy nimi jets ogromna nichec do drugiej osoby, a nawet nienawisc...
Sytuacja nie zmienila sie tak szybko...
Jednak powoli zaczeli znajdowac wspolny jezyk,
powoli zaczeli sie dogadydywac nie tylko na polu zawodowym,
ale takze prywatnie...
Coraz czesciej wyjezdzali poza Waszyngton, by rozwiazywac zagadki morderstw...
Widzieli siebie w coraz to innych sytuacjach....
Zaczeli nawet sie porozumiewac w sposob kulturalny...
On poznawal jej przeszlosc, ona dowiadywala sie czegos wiecej o nim....
Powoli miedzy nimi zaczelo sie cos zmieniac...
Ich stosunki nie byly juz tak napiete, jak do tej pory...
Minal kolejny rok ich wspolpracy, ktora nabierala corasz szybszego tempa...
Widywali sie corac czesciej poza praca,
gdzie czas uplywal im w iscie przyjacielskiej atmosferze...
Wszyscy w Instytucie i w siedzibie FBI, zauwazyli,
ze ta dwojke zaczyna laczyc jakas silna emocjonalna wiez,
wiez, ktora moze przyniesc nieoczekiwane skutki....
Nawet oni zauwazyli, ze cos w ich relacji sie zmienilo...
Coraz czesciej pchalo ich do siebie, choc oboje sie tego obawiali,
najbardziej jednak Brenn, ktora zycie okrutnie potraktowalo...
Pewnego dnia do Instytutu powrocil Michael, byly profesor Brennan,
z ktorym laczyl ja w czasach studiow namietny romans...
Agentowi od samego poczatku byly chlopak jej partnerki,
a nawet przyjaciolki, nie przypadl do gustu....
Nawet Ang, ktorej na sercu lezalo dobro przyjaciolki, nie byla zachwycona jego powrotem...
Od dawna trzymala kciuki za powodzenie zwiazku Brenn z agentem...
Michael pojawil sie zaraz po tym, jak do Instytutu, przywieziono cialo...
Agent od razu polaczyl ze soba elementy puzzli w calosc...
Probowal ostrzec Bones, przed tym typem, co wywolalo u niej atak agresjii...
Przy wszystkich naskoczyla na niewinnego agenta, z prosba,
by nie wtracal sie w jej prywatne zycie, gdyz nie ma takiego prawa...
Agent slyszac takie oskarzenie, ktorego sie w ogole niespodziewal, usunal sie w dal...
W tym samym momencie, opuscil Instytut, udajac sie przed siebie, w nieznanym kierunku...
Wieczorem zmeczony bladzeniem po miescie, powrocil do domu, wzial prysznic i usnal...
Nastepnego dnia spakowal swe rzeczy do walizki i opuscil swe mieszkanie...
Udal sie nie mowiac nikomu, poza szefem, gdzie sie wybiera...
Wzial miesieczny urlop...
Brennan prowadzila sledztwo z Michaelem, naiwnie sadzac, ze to, co bylo miedzy nimi, jest nadal...
Pewnego dnia, do jej domu kurier przyniosl, wycinek z gazety z Illinois, gdzie pracowal profesor.
Przeczytala tam, ze swoja prace podyplomowa zamierza napisac o mumii, znalezionej w Waszyngtonie...
Nie wiedziala, jak ma zareagowac...
Poczula sie zdradzona przez kogos, komu bardzo zaufala....
Jedyne, co przyszlo jej do glowy, to pozbierac jego rzeczy i wurzycic przez okno...
Nie chciala miec do czynienie ze zdrajca..
Tak, jak postanowila tak zrobila....
Po wszystkim usiadla an fotelu, a z jej oczu splynela pojedyncza lza...
Potem kolejna...
Uswiadomila sobie, jak bardzo zostalo zdradzona pzrez Michael'a,
ale jak bardzo zdradzila tez ona....
Wziela swoj telefon do reki, wybierajac numer jeden, pod ktorym zapisany byl on...
Jej partner przyjaciel, osob, ktora byla jej najblizsza, ktora tak bardzo zawiodla....
Nie odbieral....
Siedzial na plazy, spogladajac w dal...
Chcial zapomniec o kobiecie, ktora go bardzo zranila...
Ciagle dzwoniący telefon denerwowal go.
To byla Bones, dzwonila do niego chyba ze sto razy.
Nie chcial z niz rozmawiac, nie teraz. Musial ochlonac, pomyslec. Zapomniec...
To co sie wydarzylo, to jak bardzo ja zranil, nie mogl o tym zapomniec...
Nie spodziewal sie tego po niej...
Mijaly kolejne dni...
Dni bedace katorga dla obojga...
Brennan powoli tracila chec do zycia...
Instynktownie szulaak Booth'a w kazej osobie...
Zadzwonilam nawet do Cullen'a, ktory odmowil jej jakichkolwiek informacji...
Byla zalamana...
Postanowila kolejny, moze jus setny raz zadzwonic do niego...
Telefon, byl poza zasiegiem...
Odezwala sie sekretarka...
Nie myslac wiele zosatwila mu taka oto wiadomosc:
"Booth. z tej strony Temperence...
Chcialabym Cie przeprosic za tamto moje zachowanie...
Nie powinnam byla nakrzyczesc na Ciebie bez powodu...
Ty jako jedyny chciales mnie przed nim ostrzec,
a ja zaslepiona zaufalam jemu...
Nie wiem co się z Tobą dzieje.
Martwie sie, prosze zadzwon do mnie. Prosze, Booth, zadzwon do mnie...
Bones"
Po kilku godzinach przesiadywania w samotnosci, wzial telefon do reki...
Odsluchal zapisane wiadomosci....
To co uslyszal....
Byl zalamany...
Nie wiedzial, co ma zrobic...
Wzial telefon do reki i wykrecil numer...
- Bones, slucham - rzekla
- czesc, to ja Booth
- gdzie jestes, co sie z Toba dzieje? - spytala
- ze mna wszystko w porzadku, nie musisz sie martwic
- chcialem Cie przerosic za moje zachowanie, nie powienienim - wyjasnil
- co nie powienienies, to raczej ja..
- Bones - przerwal jej
- mozesz robic, co chcesz ze swoim zyciem, ja w to nie wnikam.
- nie mam do tego prawa
- Booth - rzekla
- pa - rzucil krótko i rozlaczyl sie.
- ale, Booth! -Krzyknela do sluchawki, ale uslyszala tylko sygnal przerwanego polaczenia...
Byl zly na siebie, wiedzial, ze nie to chcial powiedziec...
Ona niewiedziala, co ma myslec...
Do jej oczu naplywaly kolejne lzy....
Siedzieli oboje, oddaleni od siebie o kilkanascie kilometrow...
Jednak ich mysli byly blisko...
Jedno myslalo o drugim....
Byl juz wieczor, oboje ze zmeczenia zasneli...
Obudziala sie rano...
Do glowy wpadl jej genialny pomysl...
Z rana umysl pracue na wysokich obrotach...
Teraz w spokoju zaczela laczyc fakty...
Skojarzyla, ze podczas rozmowy dosc krotkiej rozmowy, slyszala szum fal....
Wziela telefon i zadzwonila do Rebecci, bylej dziewczyny jej partnera....
- Slucham - uslyszala w sluchawce
- Rebecca, czesc tu Dr Brennan
- mam do Ciebie prosbe, musze natychmiast z kontaktowac sie z Booth'em
- jedyne co wiem, to , ze jest gdzies nad morzem
- mozesz mi pomoc, to bardzo wazne - poprosila Bones
- Brat Booth'a Jared mam maly domek na plazy, moze tam...
- mozesz mi podac adres, bede bardzo wdzieczna
- jasne - rzekla podajac jej adres
- Dziekuje, pa
- pa
Wybiegla z domu. kierujac sie na parking...
Jechala do domku, gdzie ukrywal sie Booth...
Byla juz bardzo blisko...
Zaparkowala samochod na samym koncu uliczki, buy go nir zauwazy...
Udala sie sciezka w kierunku domku....
Niestety nikogo tam nie zatala...
Sasieadko powiedziala, ze o tej porze pan Seeley robi zakypu w pobliskim markecie,
i ze za jakies 15 minut powinien powrocic...
Tempi podziekowala milej pani za informacje, jedyne co jej pozostalo to poczekac...
Po okolo pol godziny do domku powrocil Booth...
Jakie bylo jego zaskoczenie, gdy na werandzie zauwazyl ja....
Niew eidzial, co ona tu robi, zastanawial sie, jka go znalazla...
Podszedl do niej, mowiac chlodnie czesc na przywitanie i wchodzac do srodka....
Zoastala sam na zewnatrz...
Po chwili zawachania weszla do srodka... Booth siedzial przy stole popijajac piwo...
Wygladal okropnie, jak wrak czlowieka...
Zarosniety, nie umyty, po prostu strasznie...
Podeszla do niego...
Poczul jej zapach blisko siebie...
Plozyla mu reke na ramieniu, szeptajac slowo przepraszam...
Z jej oczu splynela lza, ktora upadla an odsloniete ramie agenta...
Zapanowal cisza....
Sekundy zamienialy sie w minuty, minuty dobiegaly juz do godzin…
Nadal tkwiac w nieznosniej ciszy, która zaczeła dokuczac im obojgu, Temp, postanowila sie wreszcie odezwac.
- powiesz mi czemu sie tak zachowujesz - spytala
- co mam Ci powiedziec - rzekl wstajac
Pierwszy raz w zyciu, nie wiedzial sam, co ma odpowiedziec...
Stanal przy oknie, spogladajac w dal...
Podeszla do niego, stajac tuz za nim...
Poczul jej oddech na szyji...
Nie wiedzial, co ma zrobic...
Najchetniej wzialby ja w ramiona i kochalby sie z nia do utraty tchu...
- Booth, powiedz mi - zaczela
- najlepiej prawde - szepnela
Odwrocil sie, ich wzrok sie spotkal....
- i jak powiesz mi? - spytala znow
Nie odpowiedzial....
Splotl swoje palce z jej, po czym delikatnie musnal ustami jej ust....
Nie protestowala, tak bardzo tego chciala...
Oboje tego pragneli...
Niespodziewanie Booth, przerwal ta jakże niezwykle cudowna dla nich czynnosc. Spojrzal na nią i szepnal.
- Wyjechalem, bo bylem strasznie zazdrosny o Ciebie
- a rzcej o tego Michael'a - rzekl wuyjasniajac powoli
Zasmiala sie tylko, po czym przyciagnela go do siebie najbliżej jak to było mozliwe...
Teraz to ona pewna swych uczuc, wykonala ten pierwszy krok...
Pocalowala go lekko, delikatnie...
Nastepniej coraz mocniej, namietniej....
Przeniesli sie na lozko, gdzie bylo im wygodniej...
Teraz te dwa ciala, zadne jedno drugiegi zlaczyly sie w jedno...
Magiczny taniec, taniec zmysow, ktorego pragneli od dawna....
mam nadzieje, ze sie spodoba:)
pozdrawiam cieplutko:****
Dzieki siostra za dedykejszyn. fajny one part ja myslalam ze zrobia to na plazy albo cos, ale przeciez mialo im byc wygodniej heh.
Zakrencona nie no ty to masz pomysly czekam na wiecej takich one partowcow!
super opko ;) dziękuje za dedykację ;*
Nionia... ;D już niedługo będą nowe. ;*
Fajnie że sie podoba.... Ines! wiesz co ci mówiłam o tych przeprosinach nie? Bo się obrażę jak jeszcze raz to usłyszęę ! ; *
zakrencona oki, juz Ci napisalam to, co chcialam:)
Siostra ja tez czekam wiesz na co???
i mam nadzieje,
ze sie pojawi przed moim wyjazdem:)
pozdrawiam:))))
Dedykacja: Ines, Nionia.
"A zyć możesz tylko dzięki temu, za co gotowy jesteś umrzeć."
Z każdą godziną, dniem stawał się coraz bardziej nieszczęśliwy. Brakowało mu Parkera, miał z nim bardzo słaby kontakt. Kobiety przychodziły i odchodziły, nie były więc stałym elementem jego życia. Jedynie praca utrzymywała go przy zyciu.
Praca i Brennan. Tylko z każdym dniem oddalała się od niego. Poznała kogoś, więc nie spędzali każdej chwili razem. Poza pracą niewiele ich łączyło. Nie mógł spać, nie mógł jeść, był nieszczęśliwie zakochany. Nie chciał tego robić ale wiedział że musi. Kokaina. To ona psuła jego życie. Dzięki niej mógł funkcjonować jak dawniej. Ale przez to znalazł się tutaj. Rozejrzał się. Wszędzie te same twarze, nieszczęśliwe, wykrzywione grymasem bólu. Miejsce na pozór przypominające szpital-odwyk. Był już tutaj tydzień, ale z każdą chwilą czuł się coraz gorzej. Czuł że umrze jeśli nie weźmie narkotyków.
Wspominał dzień w którym uratowała jego życie. Zemdlał w pracy, w swoim gabinecie. Nie od razu wiedziała co mu jest. Nigdy nie podejrzewałaby przedawkowania. Zawiodła się na nim, obwiniała sie o jego błąd. Czuła że mogła temu zapobiec. Staczał się na dno, a ona w tym czasie była zbyt zajęta własnymi probemami by spytać o co chodzi.
Spojrzała na niego. Odwiedzała go codziennie. Chciała go wesprzeć i podnieść na duchu. Wyglądał strasznie. Blada cera, oczy przygaszone, z jego twarzy znikł usmiech. Uśmiech w którym się zakochała. Zauwazyła jak bardzo schudł. Był wrakiem.
Usiadła obok niego i chwyciła jego dłoń.
-Jak się czujesz?
-Wcale sie nie czuję.-mruknął bezradnie.
-Dają ci coś na ból?
-Nie boli mnie!-krzyknął ze złością.-Dlaczego to robisz?
-Co?
-Próbujesz wszystko naprawić. Gdzie byłaś gdy cię napradę potrzebowałem?-spytał. Łza spłynęła po jego policzku. Ona też zaczęła szlochać.
-Jak możesz? Wypominać mi to po tym wszystkim? Każdego dnia zastanawiam się dlaczego. Dlaczego nic nie powiedziałeś, a raczej dlaczego ja nie zauważyłam. Próbowałeś mi to powiedzieć, ale ja nie słuchałam.
-Przepraszam. Nie jestem dziś sobą. Byłem słaby, wybrałem najprostsze rozwiązanie. Myślałem ze cię stracę. -przytuliła go.
-Nigdy. Nigdy więcej nie zostawie Cie samego. Nigdy więcej nie pozwole żeby ktoś był ważniejszy od Ciebie. Nigdy więcej ci na to nie pozwole. Nieźle mnie nastraszyleś.
-Wiem. Też się bałem.-stali wtuleni w siebie.
-Koniec wizyty-oznajmiła pielęgniarka.-Czas na leki-oznajmiła Boothowi.
-Przyjdę jutro-powiedziała.
Nie zawiodła go. Przychodziła do niego codziennie, wspierała go. Opiekowała się nim gdy wrócił do domu. Każdego dnia długo rozmawiali. Zasypiali myśląc o sobie i snując wspólne plany na przyszłość.
^^.
thx za dedykacje:*
opko super smutne, ale cudne:)
choc koncowka weselsza:)
super, czekam na nastepne:)