no więc. każdy wie o co chodzi. zamieszczamy opwiadania o wspólnej, jakże malowniczej przyszłości/przeszłości B&B . ;)
Dziękuję
Ale jak zawsze w najlepszym momencie...
A i nie myśl że przestanę cię maltretowac o kolejne części:)
Pisz wartko (jakby powiedział mój dziadek)
Dziękuję za dobre słowa (te dziadka) ;)
hihi ;p kolejna część się pojawi jutro chyba. ;)
nie chcę was za bardzo rozpieszczać ;D
phii .;P
Pozdrawiam. ;**
;) Dla Ines ;P
VI.
-On chyba oszalał-powiedziała gdy siedzieli u niej w mieszkaniu przy kolacji. Tego dnia dowiedzieli się do kogo należy samochód. Teraz siedział w areszcie, mieli z nim porozmawiać z samego rana.
-Dlaczego? Myślę że ma rację.
-Zgadzasz się z nim?-spytała
-Tak. Rozmowa nie zaszkodzi.
-Ale też nie pomoże-stwierdziła.
-A co zamierzasz z tym zrobić?-spytał niepewnie. Siedzieli u niej na kanapie i popijali wino
-Z czym?
-Z nami.
-Nie wiem. Wolałabym poczekać na dalszy rozwój wypadków. A ty?
-nie wiem.
-W końcu to była tylko jedna noc...-powiedziała w końcu
-Oboje wiemy, że żadne z nas nie chce tego skończyć na jednej nocy-pocałował ją lekko i zaniósł do sypialni.
NASTĘPNEGO DNIA W INSTYTUCIE
-Temperance!-krzyknęła Ange doganiając przyjaciołkę.
-Coś się stało?-spytała
-Nie, miałam nadzieje że wreszcie porozmawiamy.
-Bardzo bym chciala, ale muszę iść do Sweetsa. Zjemy razem lunch?-spytała. Ostatnio miała dużo na głowie i zaniedbała przyjaciólkę.
-Jasne.
-Dzień Dobry. -powiedział dr. Sweets na widok Bootha i Brennan.-Rozmawialiście?
-Zaczęliśmy.-powiedział z uśmiechem
-Ale?
-Coś nam przerwało-odparła spokojnie
-Co?-spytał
-seks-bąknęla a Booth musiał odchrząknąć.
-Musisz być taka bezpośrednia?-spytał z uśmiecham
-Przeszkadza ci to?-uśmiechnęła się szeroko
-Ależ skąd.
-Czyli mam rozumieć ze nie rozmawialiście.
-Nie, ale doszliśmy do wniosku że poczekamy na rowój wypadków.
-I porozmawiacie dopiero wtedy gdy seks bedzie przeszkadzał wam w pracy tak?
-Mniej więcej.-odparła
-Czemu miałby nam przeszkadzać?-spytał agent
-Będzie przeszkadzał w chwili gdy będziecie chcieli się zaangażować lub gdy coś pójdzie źle.
-Nie możesz z góry zakładać że wszystko pójdzie źle.
-Ale agencie Booth...
-Przestań! Gdy byliśmy tylko przyjaciółmi w kółko mówiliście jaką to świetną bylibysmy parą. Uważaliście że jesteśmy wprost stworzeni dla siebie. Teraz zakochałem się w niej do szaleństwa a ty mówisz że nam się nie uda. Musisz psuć o wszystko?
-Ja ...
-Both...-spojrzała na niego-masz rację. Chodźmy stąd.
I wyszli zostawiając młodego lekarza samego. Zastanawiał się nad tym co mu powiedzieli, czyżby mieli rację?
i jak?
omg dla mnie??? super:) dziekuje za dedykacje:)
buzka:*
opowiadanko cudoffne, bo jakby inaczej:)
"tylko jedna noc..."
dobre, zawsze to poczatek, nie??
oj biedny Sweets, zawsze go opuszczaja:( czekam na obiecanego cedeka:)
pozdawiam cieplutko:)
VII.
-Powiesz mi wreszcie?-spytała Ange. Brenn ugryzła kanapkę.
-O czym? No dobrze, już dobrze. Spaliśmy ze sobą.
-Aaa!-krzyknęła z zachwytu. Kilku gości w restauracji obejrzało sie przerażonych-Nic się nie stało.-zapewniła ich
-No.
-I jak?
-no wiesz?-spytała z oburzeniem-Jest świetny.
-Tak? Spodziewałam się tego.Czemu jestes taka nieobecna?
-Aa... To przez Sweetsa. Stwierdził że nie pasujemy do siebie, i cos między nami prędzej czy później się popsuje. Seeley sie zdenerwował i powiedział mu że to on sam, powtarzal w kółko jaką to światna parą jesteśmy.
-Ale on jest w tobie zakochany-powiedziała ze wzruszeniem
-To samo mu powiedział. CO mam z tym wszystkim zrobić?-spytała niepewnie
-To zależy od Ciebie. Ale na mój gust jesteście wspaniałą parą. Widzę jak na siebie patrzycie i to dzięki niemu jesteś taka szczęśliwa.
-Chyba masz rację.-zadzwonił jej telefon. Spojrzała na wyświetlacz-dzwonił Booth.
-Tak?
-Gdzie jesteś?-spytal-Chciałem zabrać cię na lunch
-już jadłam. Jestem z Ange.
-Niestety muszę przerwać wam posiłek. Musimy przesłuchać kierowcę furgonetki, która parkowała przed domem dziewczynki. Przyjechać po Ciebie?-spytał
-Nie. Zaraz będę. Pa.-rozłączyła się
-Ange. Muszę jechać. Podwieziesz mnie?
-Ukochany czeka?
-Nie. Podejrzany-uśmiechnęła się.
-Hej-powiedziała gdy spotkały go w instytucie.
-To co idziemy?-spytał z uśmiechem
-Jasne.
Dotarli do pokoju przesłuchań.
-CO robil pan pod domem Oken'ów?
-słucham?
-Wiemy ze obserwowałeś ich dom. Możesz powiedzieć dlaczego, może to ocali ci skórę.
-Ktoś zapłacił mi żebym to zrobił.
-Kto?-spytala Brenn
-Ten kto kupił moje milczenie.
-Więc przyjmiesz całą winę na siebie?
-Tim Stewart.
-Jedziemy-powiedział Booth do Bren.
Po chwili rozmawiali już ze Stewartem. Po dogłębnym przesłuchaniu przyznał się do winy. Zabił dwójkę dzieci.
-Sprawa rozwiązana. Jedziemy na kolację?-spytał wchodząc do jej gabinetu
-Nie mogę. Zaniedbałam prace, a raporty same się nie wypełnią.
Podszedł bliżej i stanął za nią. Czuł delikatny zapach jej perfum nie mógł jej się oprzeć. Pocałował ją lekko w kark a ją przeszył dreszcz.
-Booooth-powiedziała i zobaczyła stojącego w drzwiach Zacka. Booth nie ruszył się nawet o centymetr.
-przeszkadzam? mogę przyjść później...
-Nie zostań-powiedział agent.
-Seeley!-powiedziała zażenowana całą tą sytuacją Brenn.-co Cię sprowadza?
-Mam wstępne dane dotyczące struktury kości o które mnie pani prosiła.
-Dziękuję-odparła, a speszony laborant wyszedł z gabinetu.
-Booth-powiedziała tylko i poddała się całkowicie chwili.
tak jak obiecalam:)
opko to jest dla Ciebie zakrencona:)
mam nadzieje, ze sie spodoba:)
pozdrawiam:)
Temperance Brennan znana pani antroplog, pisarka powiesci kryminalnych.
Znana nie tylko w Waszyngtonie, gdzie pracuje, ale znana na calym swiecie.
Kobieta o bardzo silnej psychice, nie ma sie w sumie czemu dziwic.
Samotne dziecinstwo, spowodowane opuszczeniem jej przez rodzicow, nastepnie brata.
Domy dziecka, rodziny zastepcze...
To nie najlepsze dla malej bezbronnej dziewczynki, jaka byla.
Zycie bardzo dalo jej w kosc, zmienilo ja.
Nie miala zanjomych, mezczyzny, w ktorym znalazlaby oparcie,
z ktorym przezylaby reszte zycia, ktoremu urodzilaby dzieci...
Pewnego dnia los sie do niej usmiechnal.
Zostala wreszcie odkryta.
Po skonczeniu studiow na renomowanym Uniwersytecie,
zaczela pracowac w znanym na calym swiecie Instytucie Jeffersona.
Nie spodziewala sie nawet w najlepszyh snach, ze praca ta bedzie ogromnym zwrotem w jej zyciu.
Spotka tu najlepsza przyjaciolke, a nawet przyjaciol i spotka wielka prawdziwa milosc....
Seeley Booth, do niedawna snajper, zabijajacy na zlecenie.
Po tym, jak ginie jego przyjaciel, postanawia porzucic bycie snajperem.
Przenosi sie do Waszyngtonu, gdzie podejmuje prace w gmachu Kenny'ego.
Powoli wspina sie po szczeblach kariery w policji.
Zostaje doceniony.
Awansuje na agenta specjalnego FBI.
Praca sprarwia mu ogramna radosc.
wreszcie robi to, o czym od dziecka marzyl.
Pewnego dnia ich drogi sie spotykaja...
Zaczynaja ze soba wspolpracowac.
Ich poczatki nie naleza do udanych...
Dwie tak inne osobowosci, odmienne charaktery, przezycia...
Inne podejscie do zycia...
Tak wiele ich rozni, a moze tak wiele maja wspolnego...
Oboje sa nieszczesliwi...
On ma syna z kobieta, ktora nigdy go nie kochala...
Ona samotna bedaca w luznych zwiazkach z mezczyznami...
Zwiazki opierajace sie glownie na seksie...
Powoli lody topnieja...
Uzupelniaja sie wzajemnie...
Praca ze soba sprawia im coraz wieksza satysfakcje...
Ich relacje szybko zmienaja sie z zawodowych na bardziej przyjacielskie...
Powoli sie poznaja...
Poznaja swoja przeszlosc, swe wady i zalety...
Staja sie sobie coraz blizsi...
Wszyscy wokolo to zauwazaja, choc oboje zainteresowani, neguja ich przypuszczenia...
Pewnego dnia, nadchodza urodziny Angeli,
na ktore slynna dwojka zostaje zaproszona...
Kolejne lampki wina znikaja w zastraszajacym tempie....
Atmosfera sie rozluznia, wszyscy bawia sie wysmienicie...
Najpierw jeden taniec, potem kolejny...
Powli staje sie coraz bardziej namietny...
Tancza wtuleni w siebie, jakby obawiali sie , ze chwila ta zaraz sie skonczy...
I....
Zblizeni do siebie bardzo blisko...
,,,twarz przy twarzy...
Cialo kolo ciala...
Impuls....
Spogladaja sobie prosto w oczy...
Pierwszy pocalunek...
lekkie musniecie warg...
cudowna chwila, chwila na ktora czekali od dawna...
Byla szczesliwa, choc pelan obaw...
Bala sie nie jego. ale bala sie siebie...
Obawiala sie kolejnego odrzucenia...
Jednak wiedziala, ze jak nie zaryzykuje,
to straci kogos, kto moze okazac sie najwazniejsza osoba w jej zyciu...
Zaryzykowala....
Ta noc na urodzinach u ich wspolnej przyjaciolki, stala sie poczatkiem czegos, czego bardzo chcieli...
Po kilku miesiaca po slubie, na swiat przyszla malutka istotka, bedaca polaczeniem obojga...
wszyscy przywitali mala Charlotte Booth, ktora stala sie ukochanym dzieckiem, zrodzonym z prawdziwej milosci,
ktora zaczela sie od wielkiej przyjazni, ktora przeszla wiele....
ale byla prawdziwa i szczera....
Piękne opowiadanie jak zawsze zresztą:)
A może ja się doczekam jakiejś dedykacji :)))
Dla:
Izalys ; Ines ;)
VII.
2 TYGODNIE PÓŹNIEJ
-przepraszam-powiedziała brenn odchodząc na bok. Właśnie badala kolejnego topielca gdy zebrało się jej na wymioty. Szybko popędziła do łazienki a za nią ruszył agent Booth.
-Co ci jest?-spytał zmartwiony-Tylko mi nie wmawiaj że wszystko ok.
-Booth-powiedziała przemywając twarz.-To już drugi dzień. Chyba pójdę do lekarza.
-Chyba nie myslisz...-spojrzał na nią niepewnie. Jego największym marzeniem jest dziecko z Bones, ale nie wiedzial jak ona zareaguje na tą wiadomość. Przyglądała mu się w skupieniu. Była blada i wymizerniala.
-Że jestem w ciąży? Nie mam pojecia Booth... Nawet nie pomyśleliśmy o tym żeby się zabezpieczyć-spojrzała na niego z wyrzutem.
-Musimy iść do lekarza. -spojrzała na niego spode łba-Teraz. Myślę że zespół nie będzie miał nic przeciwko. Sami doskonale sobie poradzą.
-To tylko drobna niestrawność-powiedział lekarz po kilku badaniach
-Całe szczęście. Czyli nie jestem w ciąży?-spytała
-Nie.-Spojrzała na agenta. Nie był zbyt zachwycony tą wiadomością. Mial nadzieję że w ich relacjach pojawi się ktoś trzeci.
-Wspaniale-powiedział mimo to.-Jedźmy.
-Czemu się nie odzywasZ?-spytała w samochodzie
-Zamyśliłem się przepraszam-zatrzymał się na czerwonym świetle. Chwycił jej dłoń i ucałował.
-O Czym myślałeś?-spytała po chwili
-O tym jak bardzo Cię Kocham-powiedział.
-Ja Ciebie też Seeley.-powiedziała.
-Bones?-Zaczął pewnego wieczoru.
-Tak?-spytała
-Wyjdziesz za mnie? Chciałem z tym zaczekać ale nie widze sensu. Kocham Cie i chce spędzić resztę życia u twego boku.
-Ja... -zaczęła niepewnie
-Jeśli nie jesteś gotowa zrozumiem. Mogę poczekać.
-Nie jestem gotowa... i chyba nigdy nie będę.-powiedziała.
-Sama nie wiesz czego chcesz.
-Nie potrzebuje dokumentu, świstka papieru. Jeśli nam się nie uda to po prostu każdy pójdzie w swoją strone, bez zbędnych rozpraw sądowych, rozwodów. Nie zrobię tego jeśli nie będe pewna...Jeśli będzie choć cień ryzyka że nam się nie uda. Nie mogę zaryzykować że wszystko stracę.
-Bóg nie daje pewniaków-powiedział i wyszedł.
ojj cudoffne opko:)
dziekuje za ponowna dedykacje:)
postaralas sie z tym opkiem:)
ciaza super:)
pzdr
wszystkie opowiadanka super:)
Ines jednopartowiec bardzo slodki:)
ale tego sie mozna bylo po Tobie spodziewac:-)
bo piszesz cudnie, o czym juz sie przekonalam na innym forum:-)
zakrencona czekam na cdk!
pozdrawiam
So close and still so far
Letnie przedpołudnie. Dzień jak co dzień. Setki ludzi mijających się na ulicy, tysiące myśli w ich głowach. A w małym barze w D.C. dwójka dobrze mi znanych osób siedzi przy ''ich'' stoliku. Dla postronnego obserwatora wyglądaliby zapewne jak narzeczeni bądź małżeństwo, bo jak inaczej wytłumaczyć te przelotne spojrzenia i uśmiechy, które dawali sobie nawet tego nie kontrolując. Jak wyjaśnić ten błysk w oku mężczyzny, kiedy spoglądał na kobietę siedzącą na przeciwko niego. A drobne sprzeczki, po których zaraz następował rozejm?
Ale to pozory, bo oni są tylko partnerami. Tylko? A może aż? Znaczenie słowa ''partner'' w ich przypadku nabrało innego znaczenia. Zaczęło skupiać w sobie cechy takie jak troska, zaufanie, szacunek, przyjaźń... Tyle uczuć, tyle emocji nagromadzonych w umyśle i ciele. Ciekawy obiekt do obserwacji rzecz by można. O tak. Bez wahania jestem skłonny to potwierdzić.
Wszystko zaczęło się jakieś 2 lata temu, w chwili kiedy agent specjalny Seeley Booth i jego partnerka, doktor Temperance Brennan przekroczyli próg mojego gabinetu. Do dziś pamiętam te nieufne spojrzenia rzucane w moją stronę. Zaskoczenie w ich oczach, kiedy dowiedzieli się że FBI zastanawia się nad ich rozdzieleniem. Niechęć do współpracy ze mną. Ale to ja miałem asa w rękawie, musieli się zgodzić na sesje terapeutyczne ze mną, jeżeli chcieli dalej ze sobą pracować. A chcieli. Bardzo.
I tak, w ten oto sposób rozpoczęła się moja przygoda z legendarnym już duetem.
Miałem wiele okazji i wiele czasu, by dokładnie im się przyjrzeć. Zarówno podczas naszych spotkań terapeutycznych, jak i podczas ich pracy czy też po niej. Obserwowałem. Czasami komentowałem, czasami wymownie milczałem. Choć bywało ciężko. I z każdym dniem utwierdzałem się w przekonaniu, że ta dwójka na pierwszy rzut oka twardych i niezniszczalnych osób, potrzebuje siebie nawzajem. On daje jej opiekę, chroni ją. Ona daje mu spokój, którego on potrzebuje. Przeszli razem wiele. Widzieli dużo. Nie raz jedno z nich ratowało drugie. Mówili sobie wszystko, bo przecież tak robią partnerzy. Ich zdaniem oczywiście.
Ja miałem i nadal zresztą mam odmienne zdanie na ten temat.
Agenta Booth'a mógłbym scharakteryzować jako silnego mężczyznę. Zarówno fizycznie, jak i psychicznie. To typ twardziela, protektora, który przy całej swojej sile, męstwie i mocy jest także opiekuńczy, czuły, troskliwy i wytrwały.
Znam jego przeszłość. Agent Booth nie jest skłonny do zwierzeń i wiem ile musiało go kosztować wypowiedzenie kilku słów na swój temat. Ale zrobił to. Zrobił to dla swojej partnerki.
Wiem o nim wystarczająco dużo, by powiedzieć że pod maską zdecydowanego agenta, kryje się osoba pragnąca spokoju, ukojenia i miłości. Skąd to wiem? Jestem psychologiem i wbrew przekonaniom mojego pacjenta nie studiowałem przez internet. Aby jednak odkryć prawdziwą twarz agenta Booth'a, nie potrzeba doktoratu z psychologii. Wystarczy zobaczyć jak zachowuje się przy swojej partnerce, jak tłumaczy jej różne rzeczy, jak jej słucha kiedy Ona robi to samo dla niego, a przede wszystkim zobaczyć jego oczy kiedy na nią patrzy.
Bo przecież oczy są zwierciadłem duszy.
Doktor Brennan podobnie jak jej partner ukrywa to, co naprawdę czuje. Nie przyzna się do tego. Jest przecież twardą i racjonalnie myślącą panią antropolog z kilkoma doktoratami, która potrafi powiedzieć więcej o człowieku na podstawie jednej kości niż niejeden psycholog po jednej sesji terapeutycznej. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego. Po moim pierwszym spotkaniu z nią, miałem nie lada orzech do zgryzienia. Ale udało się. Pod maską niedostępnej i nieczułej jaką zakłada co dzień do pracy, ukrywa się mała dziewczynka. Krucha istota bojąca się odrzucenia i opuszczenia. Lęka się zranienia, dlatego to przeważnie Ona porzuca i odchodzi. Już raz została opuszczona, jej rodzice odeszli. Dlatego tak trudno było jej się pogodzić z fikcyjną śmiercią agenta Booth'a, ale ona nie wiedziała że jej partner żyje. Przez dwa tygodnie cierpiała w milczeniu, starając się zagłuszyć ból pracą. Nie dopuszczała do siebie nikogo. Ale ja ją przejrzałem. Jej zamglone oczy, smutne spojrzenie a przy tym maska twardej kobiety. Może ktoś dałby się na to nabrać, ale nie ja. Wtedy zdradziła wszystkie swoje obawy, emocje. Nie chciała przyznać się, ale właśnie wtedy uświadomiła sobie ile znaczy dla niej agent Booth, że wbrew swoim przekonaniom uzależniła się od niego.
A ta więź między nimi z każdym dniem przybierała na sile. I nadal przybiera.
Czasami zastanawiam się co by było, gdyby spotkali się poza pracą. Czy jednorazowe spotkanie wystarczyłoby im aby się poznać? Czy polubiliby się od razu? Na te pytania niestety nie znam odpowiedzi. Podejrzewam jednak, że byłoby im znacznie trudniej. Jako partnerzy w pracy zdążyli dobrze się poznać, stworzyć zażyłość która przyszła z czasem, a budowały ją drobnostki. Błahe na pozór, ale jakże ważne dla nich.
A teraz siedząc przy barze przyglądam się im. Z nad filiżanki gorącej kawy patrzę, jak po raz kolejny tego poranka agent Booth próbuje nakłonić doktor Brennan do spróbowania szarlotki, a Ona po raz kolejny odmawia. Widzę jak agent się uśmiecha, a ja wiem że spróbuje jeszcze raz. On to wie i ja też. Ona też się pewnie domyśla.
Pytanie, które ciśnie się na usta: Czy są parą? Nie.
Każde z nich ma ukształtowaną hierarchię wartości. Żadne z nich nie chce popsuć tego, co jest między nimi. Oboje boją się porażki i bólu odrzucenia. Boją się zaryzykować. Dlatego tkwią w tym samym miejscu, tłumiąc w sobie coś, co mogliby ofiarować sobie nawzajem...
Tak blisko i wciąż tak daleko.
Znajomy głos dociera do moich uszu. Odwracam się i spostrzegam Angelę stojącą obok mnie i przyglądającą się dwójce dobrze znanych mi osób. Jej słowa są doskonałym podsumowaniem tego co się dzieje między agentem Booth'em i doktor Brennan.
Na całe szczęście nadal przychodzą na terapię, trzeba będzie popracować nad nimi. Ale teraz już wiem jak zatytułuję rozdział w mojej książce poświęcony właśnie im.
Dopijam kawę i ostatni raz przed wyjściem spoglądam na partnerów. Agent Booth ponowił próbę z ciastem. Tym razem doktor Brennan dała się przekonać.
Mam nadzieję, że wkrótce oboje przekonają się o czymś innym. O czymś znacznie lepszym.
Koniec
Charlotte, Zakrencona, Ines po co mam mówić skoro same wiecie najlepiej? Przecież to jest bezbłędne, cudowne, znakomite, z klasą itp. itd :) Czekam na kolejne party opowiadania i nowe ff :) Tylko nie zostawiajcie mnie (nas) długo w niepewności, bo oddani fani still waiting :P
Zakkrencona cudnieee :)) NIo nie moge.. już nie moge sie doczekać następnej części :))
Ines jak zawsze cudownie i tak słodziachnie :))
Charlotte "Dopijam kawę i ostatni raz przed wyjściem spoglądam na partnerów. Agent Booth ponowił próbę z ciastem. Tym razem doktor Brennan dała się przekonać.
Mam nadzieję, że wkrótce oboje przekonają się o czymś innym. O czymś znacznie lepszym. " To takie cudnie napisane... Mślałam ze sie popłacze :)) Czekam na coś nowego :)
Izalys ^^ Cóż, obiecuję je dzisiaj wrzucić :) Jeszcze tylko muszę poprawić błędy i będzie git :P Wieczorkiem lub późnym popołudniem możecie się spodziewać partu 19 w opowiadaniu "Może warto wierzyć w cuda?" :P
Zakrencona, Ines Charlotte wspaniale. Czekam na kolejne wasze opowiadania:)
Pozdrawiam:)
Dziękuję, dziękujęę, dziękujęęę ;)
jesteście kochani ;**
dla Ines ;)
VIII.
Położyła sie na łóżku i płakała. Wzięła urlop, do 12 lutego. Nie miała zamiaru wracać do pracy, do miejsca które będzie przypominać jej ukochanego. Bynajmniej na razie. Chciała się otrząsnąć z tego wszystkiego, zapomnieć. Ale nie mogła. Gdy tylko zamykała oczy widziała jego uśmiech i czekoladowe oczy.
14 LUTY WALENTYNKI
Właśnie wypisywała raporty gdy zadzwonił telefon. Dzwoniła Ange.
-Tak?
-Jesteś jeszcze w pracy?
-Tak. Ale już się zbieram
-ok. Chciałam się tylko upewnić-powiedziała-Miłego wieczoru.
-Nawzajem.
Wróciła do pustego mieszkania. Brakowało jej Bootha. Cały dzień go unikała co nie było trudne ponieważ jemu tez nie zależało na spotkaniu. W końcu nie wytrzymała i pojechała do jego mieszkania.
-Bones?-spytał
-hej.
-Co ty tu robisz?-spytal zdziwiony. Gestem zaprosił ją do środka
-Musiałam Cię zobaczyć. Nie mogę bez Ciebie żyć. Jesli chcesz żebym sobie poszła-powiedziała ze łzami w oczach ale on przytulił ja tylko nic nie mówiąc.
-Przepraszam. Chciałem po prostu żebyśmy byli razem. Na zawsze. Wiem że małżeństwo to wielki krok ale...
-Dla mnie chyba za wielki.
-Może na początek zamieszkajmy razem? Na 6 miesięcy. Na próbę.
-Nie.-spojrzał na nią zdziwiony-Nie potrzebuję tego. Te kilka dni rozłąki uświadomiły mi jak bardzo Cię kocham. I jak bardzo chcę być z tobą.
- ja też cię Kocham.
-Booth? -spojrzał na nią wyczekująco-JEstem w ciąży.
Nic nie powiedział. Nie potrzebowali słów by się porozumieć. Przytulił ją mocno i pocałował. Później krzyknął i omal nie rozpłakał się z radości.
FINISZZ ;))
##. tam nie miało być dziecka! ale obiecałam ;)
Ines. urodzinki alkohol taniec i ta chemia!!! ale oni wiedza ze sa stworzeni dla siebie!
Charlotte. jak ja lubie opowiadania z perspektywy innego bohatera w tym przypadku ze Sweets'a. ona jak i Angela wiedza co sie swieci.
Zakrencona. Jaka Ines jest kochana prawda? wiadomo o co chodzi. dzidzius na walentynki jak milo jak juz napisalam wyzej oni wiedza ze sa stworzeni dla siebie ale boja sie do tego przyznac.
zakrencona super:) a jednak ciaza:) cudenko:) i jeszcze raz thx za dedykacje:) czekam na nastepne Twoje fiki:)
pozdrawiam buzka:)
Nionia to Ty jestes koffana:) pozdrawiam buzka:)
teraz kolej na mnie:)
opko to dedykuje moim dwom ukoffanym krejzolkom:
Mala i Nionia to dla Was:)
ze specjalna dedykacja, szczegolnie na koncu opka:)
pozdrawiam i buzaiaki dla Was:)
opko to dedykuje moim dwom ukoffanym krejzolkom:
Mala i Nionia to dla Was:)
ze specjalna dedykacja, szczegolnie na koncu opka:)
pozdrawiam i buzaiaki dla Was:)
Maj to miesiac wyjatkowy,
najpiekniejszy z miesiecy, bo to miesiac pierwszych kwiatow i świezej zieleni.
Wszystko w nim umajone, pachnace, swieze....
Niektorzy mowia - ze to najpiekniejszy miesiac w roku,
inni - miesiac zakochanych - inni miesiac milosci.
Przeciez to w maju kwaity kwitna najpiekniej i pachna najmocnej,
a ptaki spiewaja najglosniej...
Piatek popoludniu...
Siedzieli w Royal Dinner, po zakonzconym zmudnym sledztwie.
Byl to piatek, wiec mogli sobie pozwolic na lampke wina, gdyz w sobote,
nie musza udawac sie do pracy.
Weekend byl tylko dla nich.
Zadnych spraw, zabojstw.
Ona zazwyczaj siedziala w domu, piszac kolejne rozdzialy swojej powiesci,
on zawsze spedzal je z ukochanym synem Parkerem.
Tak mialo byc i tym razem...
Umowil sie z Rebecca, ze przyjedzie po malego w sobote, po sniadaniu.
Ona niechetnie sie na to zgodzila,
gdyz Drew, jej nowy facet, chcial z nimi spedzic pierwszy wolny weekend.
ALe ostaecznie sie zgodzila, bo Parker chcial spotkac sie z ojcem, ktorego nie widzial juz kilka dni.
Bardzo za nim tesknil.
Wiadomo, chlopiec zawsze ma lepsze stosunki z tata, niz z mama, co nie znaczy, ze kocha tylko jego.
Byl zzyty z obojgiem rodzicow.
Mieszkal z mama od malego, z ojcem spotykal sie tylko 2 razy w miesiacu.
Byl w takim wieku, gdzie potrzebowal ojca...
Siedzieli i rozmawiali o wszystkim i o niczym.
Znali sie juz kilka dobrych lat. W ten wekend mieliby mala rocznice, to jest czwarta ich poznania.
Ale w ferworze pracy, oboje o tym zapomnieli...
Po zjedzeniu lanchu, udali sie na chwile do swoich biur, by przygotowac raporty ze sledztwa...
Sobota rano...
Przyjechal pod dom Rebecci, punktualnie.
Bardzo cieszyl sie na spotkanie z synem.
Pukal kilka razy w drzwi, ale nikt nie otwieral.
Zaczal sie powoli denerwowac.
Zaczal krzyczec imie bylej dziewczyny, ale bezskutecznie...
Krzyki te uslyszala sosiadka z pobliskiego domu.
Podeszla do niego, wreczajac mu list, ktory przed wyjazdem zaostawila jej Rebecca.
Podziekowal i udal sie do samochodu, by tam prezczytac go w samotnosci i spokoju.
Czytal go i nie mogl uwierzyc, w to, co przed chwila przezczytal.
Czytal kolejny, i kolejny raz...
Nie mogl w to uwierzyc...
Ze zdenerwowania udezyl piescia w kierwnice...
Do jego oczu naplynela lza, potem kolejna...
polwoli zamienielay sie w potok lez...
Jechal prezd siebie, nie wiedzac, co ma zrobic...
Jechal wptarzony w jeden punkt...
przednia szybe..
Niw iedzial co ma ze soba zrobic...
Czul sie bezsilny...
po raz piwerszy w zyciu...
czul sie jak bezbronne dziecko...
chcial sie komus wyzalic...
chcial, by ktos go przytulil...
w momencie do glowy przyszla mu Bones...
jego partnerka z pracy, a moze nawet ktos wiecej....
Dojechal pod jej mieszkanie...
Nie wiedzial, czy ma wejsc...
Po chwili zastanowienia, nie majac juz nic wiecej do stracenia, udal sie na gore...
zapukal lekko w drzwi...
Nie mial sily na mocne pukanie...
Po chwili drzwi sie otwarly...
Spojrzala na niego...
Zaobaczyla jego piekne czekoladowe oczy, pelne lez...
- Booth - szepnela
- ona mo go zabrala - rzekl
Siedzieli chwile, nie mowiac nic...
- Wejdz - zaproponowala
- juz go stracilem - powiedzial trzymajac sie ledwo drzwi
Wziela go za reke.
Poczuli oboje lekki dreszcz.
podazyl a nia...
Usoedli na kanapie, a on oparl glowe o jej ramie, ciagle powtarzajc tylko to jedno zdanie
- Bones, stracilem go...
Nie wiedziala za bardzo, co to oznaczalo...
Wolala nie drazyc przez chwile tematu...
Pozwolila u sie wyplakac na swoim ramieniu...
Siedzieli w ciszy kilka minut...
Po chwili ze zmeczenia zasnal...
Oparla mu glowe o naroznik kanapy, podkladajac pod nia poduszke...
Zauwazyla w rece pomieta kartke...
Wziela ja i delkatnie otworzyla...
Zamarla po przeczytaniu listu...
teraz zrozumiala, czemu jej partner jest taki zalamany...
Przykryla go kocem i udala sie do pokoju...
Spal juz tak kilka godzin...
Przebudzil sie z wielkim bolem glowy, jakby byl na kacu...
Otworzyl powoli ciezkie od placzu powieki...
Przez moment nie poznal miejsca, w ktorym sie znajdowal...
Po chwili dotarlo do niego, gdzie jest i jak sie tutaj znalazl...
Wstal i udal sie po koleji do kazdego pokoju w mieszkaniu Bones...
Nigdzie jej nie bylo...
Stanol przed drzwiami do sypialni...
Zawahal sie, czy ma je otworzyc...
Podniosl lekko swa dlon, naciskajac na klamke...
Uchylil lekko drzwi, a jego oczom ukazala sie ona...
Spala slodko na lozku...
Nigdy nie iwdziala jej w takim momencie...
Poczul silna chec zblizenia sie do niej, przytulenia, poczucia jej ciepla...
Usiadl delikatnie na brzegu lozka...
Odgarnal lekko jej wlosy z twarzy...
Zobaczyl aniola...
Przygladal sie jej dluzsza chwile...
Jego chlodne palce dotykaly jej ramion...
Dreszcz maglego podniecenia wstrzasnal jej cialem...
Miala wrazenie, jak jej cialo plonie pod miekkim dotykiem opuszkow palcy...
Nie byla w stanie pozbierac mysli...
W glowie klebilo sie wiele mysli...
Oboje czuli cos do siebie, cos wiecej, niz tylko przyjazn...
Ale czy moment ten jest odpowiedni...
NAgle poczula, jak jego dlon dotyka jej podbrodka...
Uniosl lekko jej twarz do gory....
Pocalowal lekko...
Delikatnie, jakby bojac sie, ze go odrzuci...
Oderwali sie na chwile od siebie...
- Kocham Ce, jak ja Cie kocham...
Ogarnelo ja ogromne poczucie szzcescia...
Nigdy nie doswiadczyla czegos podobnego...
- Ja tez CIe kocham - szpnela
Icha ramiona splotly sie w szalenczym uscisku,
ich ciala polaczyly sie w niezaspokojonej zadzy...
Zlaczyly sie w namietnym tancu obu cial...
Noc ta byla bardzo wazna w ich zyciu...
Byla poczatkiem czegos pieknego...
Po kilku dniach...
Nie musieli sie juz przed nikim ukrywac...
Byli szcesliwi, ze w koncu stalo sie to, co bylo nieuniknione...
W ciagu miesiaca zawarli zwiazek malzenski...
Przeprowadzili sie do wiekszego mieszkania...
Pod koniec miesiaca, do Bootha przyszedl list zawiadamiajacy, o smiertelnym wypadku Rebecci...
W ciagu kilku dni.. przeprowadzili proces adopcyjny malego Parkera...
Byli szczesliwi, tworzac wreszcie prawdziwa rodzine...
Pewnego wieczoru...
Siedzieli na kanpie, przy kominku, w rece trzymajac kieliszek z winem...
- Kochanie - zaczela
- Wiesz... - rzekla spogladajac na szklanke wina w dloni
- Musze skonczyc z ta szkalnka wina,
- ktora pijemy kazdego wieczoru
- Co - zdziwil sie Booth
- Tylko dlatego, ze pijesz kieliszek wina kazdego wieczoru
- ze swoim mezem, nie znaczy, ze jestez alkoholiczka - dokonczyl
- Wiem, ale to nie jest powod - rzekla usmiechajac sie lekko, kladac dlon na brzuchu
- Nie.
- Taa?!
- Jestes w ciazy? - spytal szcesliwy
- Malutki chlopaczyk, ta?
- Albo dziewczynka - powiedziala
Oboje byli bardzo szcesliwi...
Po okolo 7 miesiacah pojechali do szpitala, gdzyz zblizal sie wyzanaczony termin porodu...
Oboje nie cgcieli znac plci dziecko...
Obojetne bylo, czy bedzie to chlopiec, czy dziewczynka, byleby bylo zdrowe...
Jaka mieli niespodzianke, gdy w maju w 5 rocznice ich poznania na swiat przyszly Caroline i Monique Booth....
Ciekawe skąd ja znam pewne kwestie? Coprawda nie ma nadal napisów ale nawet ja zrozumiałam pewien dialog:)
Superkowo jak zawsze.
Czekam na cd innych opowiadań:)
ciesze sie, ze sie podoba opko:)
tak to urywek o ciazy z ost odcinka:)
jedna rzecz, ktora mi sie podobala:)
oto napisy:)
http://napisy24.pl/search.php?str=bones+4x26
pozdro:)
Ojeja... :)) Too takie sweet :))
NIe dośc że dedykacja for me to jeszcze too na końcu... ;)
Nio prawie sie popłakałam :))
Zakrencona jakie to cudne zakończenie :))
I dzidzia też jest :)) Jak ja kocham dzidzie :))
czekam na coś nowego :))