Ostatni raz w serialu widac go gdy Kloss ucieka z obozu...
Myslę że przesadzasz trochę po co pokazywać coś co było w książkach jak można wymyślić coś nowego , zgadzam się że Przebudzenie mocy nie jest jakieś idealne są zarzuty na to że kopiuję nową nadzieję ale taki miał być ten film bezpieczny i grać na nostalgii fanów starej trylogii dla których części 1 - 3 były słabe . zrobili bezpieczny film a teraz już od Ostatniego Jedi mogą już pójść na całość. Lubiłem stary kanon alę wolę oglądać fajnie złożoną postać Kaylo Rena , który jest postacią pełną sprzeczności i nie do końca zła niż ten głupi wymysł z klonami Palpatina. A ci Aktorzy gdyby nie chcieli to by nie zagrali ale sami powiedzieli że to Gwiezdne wojny i nie mogą odmówić grania. Ale szanuję twoją opinię i fajnie że możemy się naszymi poglądami wymienić.
Wiesz Kenobi był Starym cynikiem który mówił prawdę z pewnego punktu widzenia , gdyby się przyznał że zna R2 to pewnie właśnie bał się niewygodnych pytań o Anakina.
Ja się zgadzam, że można zrobić coś nowego, ale skoro kanon był dobry, po co wprowadzać nowy i nagle mówić, że tamten kanon nie był i nie jest prawdziwy? Dlaczego nie stworzyli filmu w duchu książek? Czemu nie dodali jakieś przygody, jakiej nie ma w książkach, ale mogłyby być? Ja bym chętnie zobaczył na ekranie Jacena Solo, jego bliźniaczkę Jainę Solo i ich młodszego brata Anakina Solo - to są dopiero ciekawe postacie, a Kaylo Ren to po prostu nędzna podróbka Vadera i Jacena Solo w jednym. Poza tym zamordował z zimną krwią swojego ojca. Vader nie potrafił zabić syna, a Ren zabił ojca bez mrugnięcia okiem. Dla takiego łotra nie ma litości i może być tylko jedna kara - śmierć. Poza tym Han Solo? Jak można zabić Hana Solo? Zabicie Hana Solo to zabicie ikony, postaci legendy, postaci, którą kochamy i chcemy zawsze widzieć ją wychodzącą cało z każdej opresji. Jak Indiana Jones, Zorro, Batman itd. Zabijanie ich na ekranie to zbrodnia. Choć OK - w filmie "MASKA ZORRO" na końcu stary Zorro ginie, ale jego śmierć ma sens, bo ginie przed śmiercią zabijając swego wroga, a do tego wyszkolił ucznia. Ustąpił mu pola. To ma w sobie piękno. A Han Solo dał się zabić jak ostatni idiota przez syna, dla którego nie ma już nadziei. I przez kogo? Przez tę idiotkę Leię, która się uparła, aby ocalić syna. Nie! Takiego czegoś ja nie akceptuję. I papugowania fabuły także. Mało mnie obchodzi, że chcieli bezpieczny film. Film trzeba kręcić z sercem. Poprzednie filmy miały błędy, ale miały serce. Ten film tego nie ma. Jego kontynuacja może mieć plusy, ale zawsze będzie kontynuacją kiczu, legalnego plagiatu, papugowania tego, co już powstało i było sto razy lepsze. Dlatego mówię temu kategoryczne NIE. Poza tym za moim zdaniem przemawia też jeszcze coś. Mianowicie to, że od dawna znam książki i wersję w nich ukazaną. Dlatego inna wersja, do tego sto razy gorsza, nie jest przeze mnie akceptowana. Uznaję ją jedynie za alternatywną wersję. Według wielu filmów sf istnieją alternatywne światy różniące się w jakiś sposób od naszego. Więc równie dobrze "GWIEZDNE WOJNY" też mogą mieć alternatywny świat ukazany w nowych filmach. Co do "PRZEBUDZENIA MOCY" aktorzy stracili mój szacunek grając w tym... czymś. Ford dla kasy zniszczył ikonę popkultury i nie zamierzam mu tego darować. Fisher cóż... Zmarła, więc oszczędziła sobie wstydu wystąpienia w kolejnym kiczu. Mark Hamill też mocno stracił w moich oczach i nigdy mu nie wybaczę zniszczenia Luke'a Skywalkera, jego życiowej roli. Rozumiem, że ktoś może to lubić, ale kochać tego filmu nie można - bo poprzednie mimo wad można pokochać. Tego nie.
Właśnie, Kenobi lubił mówić prawdę z pewnego punktu widzenia. W sumie mógł mówić do Luke'a, że R2 nie jest jego robotem, bo praktycznie... nie był. W praktyce należał do Padme, a potem dała go Anakinowi, gdy ten ruszał na misje podczas wojen klonów, a Anakin dał jej C-3PO. W sumie to należy zauważyć, że tylko C-3PO miał wyczyszczoną pamięć i nie pamiętał Anakina i Padme, a R2 już nie i mógłby sporo o nich opowiedzieć Luke'owi.
Tak ale wiesz jaki był stosunek Forda do Hana zgodził się zagrać ale jednak tylko pod warunkiem że postać zginie. Czy Kaylo to kopia Vadera polemizował bym bo jeszcze nie jest tak na 100 procent po ciemnej stronie mocy zabił ojca ale czy np to samo zrobił by z Leią. Nie zdziwiłbym się gdyby np oni Rey zostali szarymi Jedi. Są pierwsze recenzje 8 części i same pozytywne najbardziej chwalony jest Hamill że aktorski pobił wszystkich i również Fisher była świetna więc gdyby grali dla kasy to nie byli by tak zaangażowani w te filmy , nawet Ford pomimo swojej niechęci nadal był w jego Hanie widać ten błysk w oku. Też podobno 8 epizod nie jest kopią 5 jak wielu się obawiało przed premierą.
Wiem, jaki był stosunek Forda do Hana Solo, ale moim zdaniem to jest bardzo głupi stosunek. Tak samo, jak było ze stosunek sir. Arthura Conan Doyle'a do Sherlocka Holmesa oraz Agathy Christie do Herkulesa Poirota. Ich najlepsze postacie, a oni ich nienawidzili. Widać, że artyści w większości przypadków mają z głową. Dotyczy to nie tylko pisarzy, ale i aktorów. No, ale co tam. Ja tam zamierzam uwielbiać Hana Solo i będę wierny wersji z książki. Dla mnie dla ojcobójcy nie ma wybaczenia - nie dla takiego. Gdyby ojciec był bydlak i śmierć, to rozumiem, a czemu Kaylo zabił Hana? By całkowicie stanąć po Ciemnej Stronie Mocy. Dla takiego kogoś nie ma litości. Taki ktoś musi zginąć. Zresztą zgodnie z logiką "GWIEZDNYCH WOJEN" ten, co morduje niewinnych i bezbronnych zawsze ginie. A co do drugiej części alternatywnej wersji sequeli gwiezdnej sagi (bo dla mnie to nie jest żaden epizod 8, tylko druga część alternatywnej wersji kontynuacji) to mało mnie ona obchodzi. Coś, co ma całkowicie spieprzony początek nie może być dobre, bo cień początku zawsze się na nim kładzie. Gdyby ocalili Hana, może bym to nawet polubił. Ale... ta zbrodnia wymaga potępienia i ode mnie spotyka się całkowicie z potępieniem. Są różne zbrodnie filmowe i to jest jedna z nich. A ciekawi mnie, czy Carrie Fisher zdążyła zagrać choć w części zdjęć do tej pseudo 8 części, bo wszak zmarła tak chyba niecały rok temu. I to mnie tylko ciekawi - czy ona się tam pojawia i jak. No i może ogólnie fabuła mnie ciekawi. Choć z góry mogę powiedzieć, co się wydarzyło w drugiej części kolejnej pseudo-trylogii. Założę się, że Kaylo Ren ma obsesję na punkcie Rey i przeciągnięcia ją na Ciemną Stronę Mocy. Snoke nakazuje mu ją zabić lub zwerbować. Luke uczy Rey i wyjawia jej, że jest ojcem. Potem pewnie ginie w jej obronie w walce z Kaylo, a Rey zostaje ostatnim Jedi i musi zabić swego kuzynka albo cała galaktyka zostanie pogrążona w chaosie. I bla bla bla. Wszystko, co już widzieliśmy. Założę się o wiele, że choć połowa z tego, o czym mówię, pojawiła się w fabule :)
Nawiasem mówiąc żal mnie ogarnia, co się dzisiaj dzieje z filmami, a zwłaszcza Disneyem. Widziałeś jakieś stare piękne filmy Disneya? Ja widziałem wiele - wiele bajek i filmów mam w swojej kolekcji i wiele z nich to dzieła Disneya. To są piękne produkcje - o miłości, o przyjaźni, o walce dobra ze złem, o rodzinie, o tym, co jest ważne w życiu... Nawet wersja "TRZECH MUSZKIETERÓW" z 1993 roku, choć to komedia i nie ma wiele wspólnego z książka, jest rewelacyjna i genialnie wyszła Disneyowi. A wiele dzieł Disneya to majstersztyk i kultowe kino - choćby "ZORRO", genialny serial. Albo musical "MARY POPPINS". Boże, to jest klasyka! Piękne kino z genialnymi aktorami, błyskotliwym humorem na wysokim poziomie, a do tego świetną muzyką. A fabuła... To nawet nie ma co mówić. Nawet jeśli fabuła z góry była przewidywalna, to i tak umiała zaskoczyć. No i były jakieś wartości. A dzisiaj? Co nowy film Disneya, to kicz dla nastolatków i jeszcze pełen efektów specjalnych. Jedyne, co mi się ze współczesnych produkcji Disneya bajkowych to "KRAINA LODU" oraz "ZWIERZOGRÓD", a z kolei aktorskie produkcje to filmy na podstawie wcześniej nakręconych bajek. Wbrew moim obawom okazały się to naprawdę bardzo dobre produkcje, a w kilku przypadkach nawet przewyższały oryginał, choć nie zawsze, ale często miały lepsze momenty niż w bajce. "KSIĘGA DŻUNGLI" filmowa przykładowo lepsza jest niż bajka - choć w kilku sprawach bajka jest lepsza np. w przypadku prezentacji króla Louisa, który w bajce był super, a w filmie... Szkoda słów. Ale rozprawa z Shere Khanem w filmie jest lepsza i lepiej się sprawdził w niej Baloo, który w bajce był chwilami fajtłapą (choć wzruszające jest to, że bez wahania ryzykował życie, aby ocalić Mowgliego), a w filmie bohatersko stawił czoła tygrysowi i nawet go chwilowo zatrzymał. No i piękne w filmie jest to, że wszyscy przyjaciele Mowgliego jak jeden mąż stanęli u jego boku i zatrzymali tygrysa, aby Mowgli mógł uszykować pułapkę. No i Shere Khan ginie, a nie jak w bajce - że tylko dostał po futrze i tyle. "PIĘKNA I BESTIA"... Tu mam mieszane uczucia, bo Gaston lepiej wypadł w filmie, bo przecież nie widać po nim od razu, że to gnida, a w bajce od początku to widzimy, a w filmie początkowo wydaje się nie być wcielonym złem. Lefou też lepiej wypadł w filmie, ale z kolei Bryczek był lepszy w bajce i lepszą tam rolę odegrał. Ale w filmie za to wyjaśniono, czemu Bestia był taki okropny, a Bella jest sierotą. To dobre wyjaśnienie wbrew krytyce, która tego się najwięcej czepia. Jeśli chodzi o "KOPCIUSZKA", to cóż... Film był o wiele lepszy niż bajka, gdzie Kopciuszek jest ciekawsza moim zdaniem i do tego jeszcze zna się z Królewiczem dłużej niż w bajce. Sam zaś Królewicz lepiej wypada. W bajce Kopciuszek była irytująco nijaka i pozwalała sobie pomiatać we własnym domu bez większego powodu. W filmie zaś jej motywy są dla mnie bardziej zrozumiałe. W bajce za to były super myszki oraz Król i Wielki Książę - sceny z nimi, jak np. Król w furii gonie Wielkiego Księcia mieczem za to, że pozwolił uciec Kopciuszkowi jest boska. W filmie zaś Król jest stary i chory oraz poważny, a Wielki Książę to gnida. Ale ta wizja też ma swoje plusy. Powiedziałbym, że bajka jest bardziej dla dzieci, a film bardziej dla starszych widzów. Choć zarówno w "KOPCIUSZKU", jak i w "PIĘKNEJ I BESTII" dziwi mnie obecność czarnoskórych bohaterów. Wiem, że Disney chce pokazać tolerancją rasową, ale mimo wszystko akcja się dzieje w XVIII wieku lub na przełomie XVIII i XIX wieku, a wtedy Murzyni nie byli ludźmi wolnymi. OK, w "KOPCIUSZKU" mamy fikcyjne królestwo, baśniowe, ale "PIĘKNA I BESTIA" dzieje się we Francji. Stroje bohaterów wskazują na czasy przed Wielką Rewolucją, a gdzie wtedy wolni Murzyni czy Mulaci na dworze księcia? To trochę... Dziwi. A przy okazji to wygląda tak, jakby na siłę chcieli pokazać swoją tolerancję rasową. Podobnie jest w nowej ekranizacji "MORDERSTWA W ORIENT EXPRESSIE", gdzie jeden z bohaterów to Murzyn czy Mulat. Ja jestem człowiekiem, który nienawidzi rasizmu czy szowinizmu i jestem za tolerancją rasową, płciową, religijną czy seksualną, ale obnoszenie się z tym i na siłę pokazywanie, że jest się "innym" lub jest się "tolerancyjnym" to już przesada.
Wiesz jednak Han sam nacisną na przycisk miecza bo widział że Syn się waha i by pomóc dokonać mu wyboru sam się poświęca.
Wydaje mi sie że jednak Luke nie zginie bo na pewno będzie to Leia i pożegnanie z dwiema ikonicznymi postaciami nie wchodzi w grę. A też mam wątpliwości czy on jest ojcem Rey było by to za proste coś sądzę że może to być inne rozwiązanie. Fisher nagrała wszystkie sceny ze swoim udziałem więc jej rola jest zamknięta w tym filmie i tak jak mówiłem nie sądze by obok Lei uśmiercili też Luka jak już to w 9 serii.
Nie zauważyłem, aby on nacisnął przycisk miecza. Poza tym co by tym niby zyskał? Najgłupszy rodzaj śmierci filmowej na świecie. Nie wiem, jak można coś takiego nakręcić i nazywać to "GWIEZDNE WOJNY". To nie gwiezdna saga, tylko herezja i głupota. Kiedyś za takie coś palono na stosie. A co do Luke'a, prędzej czy później uśmiercą go tak samo, jak Yodę czy Obi-Wana, aby ustąpił miejsca młodszemu pokoleniu. Więc cóż... Zniszczyli tę sagę. Nigdy tego nie daruję ani Lucasowi, ani Disneyowi, ani Fordowi. Czuję się zraniony w swoich uczuciach, którymi darzę gwiezdną sagę.
To chyba wiadomo że kiedyś go uśmiercą by grało tylko nowe pokolenie , no ale to chyba logiczne lepsze to niż w komiksach Luke żyje a potem mamy przeskok aż do jego wnuka. A tak to będzie przekazanie pałeczki.
Jeśli chodzi o przekazanie pałeczki, o wiele lepiej mamy to ukazane w książkach, gdzie Luke ożenił się z Marą Jade i miał z nią syna Bena, któremu, jak mówisz, przekazał pałeczkę. Nawiasem mówiąc niby czemu syn Hana Solo i Lei Organy miał na imię Ben? Przecież oni ledwie go znali, nie mieli z nim tak wielkiej więzi emocjonalnej, co Luke. Więc to, że w książkach jest Ben Skywalker, syn Luke'a, to dla mnie ma sens. Ale w filmie syn Hana i Lei, Ben Solo... To już dla mnie bez sensu. Tak czy siak wszystko, łącznie z logiką, przemawia za tzw. legendami niż za nowym kanonem. Ale tak czy siak to nowe pokolenie zbytnio mi przypomina poprzednie. Zakład, że Rei się zwiążę z tym z tym czarnoskórym szturmowcem, jak mu tam? I że będą mieli relacje podobne do Hana i Lei? Oni wszystko umieją tylko papugować, ten nasz kochany Disney. Nowe jego filmy tylko tego dowodzą. Wiesz co? Tęsknię za starymi, dobrymi animowanymi bajkami. Te komputerowe już nie mają tego polotu, poza wyjątkami, które są rewelacyjne. Ale cóż... To wyjątki. A one z zasady są pojedynczymi przypadkami. Bardzo żałuję, że świat idąc do przodu traci swoje piękno. Nawet w telewizji to widać.
Fajne? Więcej niż fajne, bo genialne. W każdym razie takie jest moje zdanie. Niestety, są tylko wyjątkiem potwierdzającym regułę. Ale mimo wszystko bardzo przyjemnie się je ogląda. Zwłaszcza w dobie filmów pozbawionych większego sensu lub z powtarzającymi się schematami, które nie mają już tego polotu.
Dokładnie tak. I właśnie za to najbardziej kocham te filmy. Za to, że mają one fajną duszę i klimat Disneya. Dzisiaj już tego prawie nie uświadczysz, a wielka szkoda, ponieważ filmy i bajki powinny mieć w sobie zawsze duszę i jakieś wewnętrzne piękno. Niestety, w dobie komputerów trudno jest to znaleźć w kinematografii. A szkoda. Dlatego ja z przyjemnością wracam do tych dzieł, które je mają.
Niestety, brakuje... I pewnie dlatego tak mnie ciągnie do tych starych, dobrych produkcji i nie tylko Disneya, ale w ogóle. Pamiętam, jak je oglądałem jako dziecko. Znasz to uczucie, gdy jesteś dzieckiem i oglądasz po powrocie ze szkoły jakiś serial animowany i tak kochasz jego postacie, że zawsze z zapartym tchem oglądasz następny odcinek? Zwłaszcza, jeśli fabuła jest taka, że po prostu zachęca do obejrzenia kolejnego odcinka. Znasz to uczucie? Bo ja tak. Za mego dzieciństwa, w latach 90 były przepiękne bajki, zwłaszcza japońskie seriale animowane. Anime z tamtych lat były cudowne i umiały tak przyciągnąć widza ciekawymi postaciami i porywającą fabułą, że po prostu z zapartym tchem oglądało się kolejne odcinki. Seriale Disneya nie zawsze im wtedy dorównywały, bo już pod koniec lat 90 pojawiał się jakby kryzys w ich twórczości. Poza tym wtedy Disney skupiał się na serialach, gdzie każdy odcinek był o czym innym i co nie było tak wielkiego związku przyczynowo-skutkowego. Ale w sumie nie oczekiwaliśmy tego po nich, bo raczej chcieliśmy po nich tego, żeby właśnie każdy odcinek był inną, osobną przygodą bohaterów niekoniecznie powiązaną fabularnie z poprzednimi. Jednak i tak nas zachwycały. Ale chyba bardziej porywały nas takie anime, gdzie mimo tego, że odcinki często też były nieraz luźno powiązane ze sobą, to wspólne czynniki istniały i pod koniec większości anime zwykle fabuła stawała się spójna i ostatnie odcinki były jedną długą, wielką przygodą :) Ale tak czy siak Disney i anime w latach 90 po prostu były super. Ktoś kiedyś robił ranking i doszedł do wniosku, że najlepsze bajki powstały w latach 80 i 90. I chyba miał rację. Jak sobie przypomnę, jakie bajki ja z zachwytem oglądałem, to wiem, że ten, kto robił ten ranking miał rację :)
Przeczytałem powieść Pierwsza krew o Rambo świetna tylko końcówka ciekawa bo Rambo popełnia samobójstwo na końcu . w filmie też to nagrali ale studio nie zgodziło się na taki koniec.
A to ciekawe. Rambo miał na końcu popełnić samobójstwo? I ciekawe, że w książce to robi, skoro potem są jeszcze trzy części przygód Rambo. I o ile wiem, to te kolejne filmy o Rambo też mają swoje nowelizacje, więc ciekawe, jak w nich wyjaśnili, że w nowelizacji pierwszej części on się zabija. Dziwne. Tak czy siak to ciekawostka, a ja lubię takie ciekawostki :)
No tak autor potem sam sobie zaprzeczył , ale on napisał 2 kolejne części po premierze 1 więc widział sukces filmu i kontynuował akcję.
No właśnie, takie zaprzeczanie samemu sobie jest naprawdę bardzo dziwne. Bo nawet autor w żaden nie wyjaśnia, jakim cudem żyje bohater, który zginął na końcu poprzedniej części. Podobnie jest chyba z książkami o Parku Jurajskim. Jeden bohater w pierwszej części ginie, ale w drugiej nagle się okazuje, że żyje i jest głównym bohaterem. Moim zdaniem to naprawdę dziwne.
Ale studio podjęło ryzyko bo mogło nie być np kontynuacji.
Disney znowu szaleje kupili wytwórnie 20th Fox czyli filmy o X-man cz F4 mogą być w uniwersum Marvela i dzięki temu też Nowa nadzieja należy już do disneya bo to jedyny film do którego Fox miał prawo i np disney nie mógł całej sagi wydac na płytach.
Ech, można się po prostu załamać. Co ten Disney wyprawia? Jak można tak niszczyć własną markę? Nie ma co, straciłem do nich całkowicie serce już dawno i teraz widzę, że miałem słuszność, iż tak zrobiłem. Jednak najlepsze są stare, dobre seriale. Wiesz, ostatnio na youtube znalazłem kilkanaście odcinków serialu animowanego "OPOWIEŚCI Z KSIĘGI CNÓT". Piękny i uroczy serial, pełen wartościowych przekazów. Dziś już takich nie produkują.
Zauważyłem właśnie. Oni ostatnio wszystkich wykupują. Tylko jedno mnie zastanawia. Na czym oni tę forsę robią? Na filmach typu "PIRACI Z KARAIBÓW: ZEMSTA SALAZARA"? Bo ostatnio zauważyłem, że właśnie takie coś produkują: kiepska fabuła, postacie żałosne, rynsztokowy kawały, ale za to masa efektów specjalnych i przystojniacy i śliczne panny w rolach głównych. Dziwi mnie, że ktoś na coś takiego chodzi. Chyba, że w ten sposób trafiają do współczesnej młodzieży, a ta, jak zauważyłem, ma dość niskie wymagania.
Tak ale duża zasługa w tym Marvela każdy film to kasowy hit ai 7 częśc Star wars jaki łotr jeden też sporo zarobiły.
Tak, ale mimo wszystko przykre jest to, że kiedyś umieli zarabiać wielkie pieniądze na filmach i bajkach, które miały serce. Przykro mi, gdy sobie pomyślę, że te czasy należą już do przeszłości, bo przecież dzisiejsze filmy i bajki są pozbawione serca i nastawione jedynie na zysk.
Tak kiedys bajki to był ich konik teraz tylko filmy aktorskie bo animacje się tak nie sprzedają już.
Właśnie. A tak propos bajek wiesz, wczoraj minęło 80 lat od chwili, gdy miała premierę bajka "KRÓLEWNA ŚNIEŻKA I SIEDMIU KRASNOLUDKÓW". 21 grudnia 1937 roku miała ona miejsce. To był pierwszy pełnometrażowy film animowany Disneya i pierwszy pełnometrażowy film animowany na świecie. Film odniósł sukces i kiedy w 1939 roku powstał drugi pełnometrażowy film animowany, czyli "PODRÓŻE GULIWERA", to już był początek czegoś nowego w kinematografii. Od tego czasu zaczęli trzaskać filmy animowane jeden po drugim. Jedne był lepsze, inne gorsze. Ale chyba pierwsze to skupiał się na stworzeniu dość baśniowych historii, trochę groźnych, z wysublimowanym humorem i oczywistym happy endem. Potem dopiero stopniowo zaczęły bajki robić się poważniejsze. A jeśli chodzi o Disneya, to pierwsze bajki były dość baśniowe i nieraz groźne (czyli "KRÓLEWNA ŚNIEŻKA", "PINOKIO", "DUMBO", "BAMBI", "ŚPIĄCA KRÓLEWNA"), potem chyba tak w latach 60 i 70 pojawiły się bajki lekkie, humorystyczne (takie jak "KSIĘGA DŻUNGLI", "ARYSKOTRACI" czy "ROBIN HOOD"), na przełomie lat 70 i 80 zaczęto powracać do baśniowości i grozy w bajce, ale bajki stawały się coraz poważniejsze (najlepszym dowodem są np. "TARAN I MAGICZNY KOCIOŁ" czy "WIELKI, MYSI DETEKTYW"), aż wreszcie nadszedł 1989 rok, renesans dla twórców Disneya, rozpoczęty od "MAŁEJ SYRENKI" i kontynuowany przez "PIĘKNĄ I BESTIĘ", które były wielkimi hitami i zdobyły zasłużone nagrody. Potem zaś pojawiały się jeden hit po drugim, czyli np. "BERNARD I BIANKA W KRAINIE KANGURÓW", "DZWONNIK Z NOTRE DAME", "MULAN" czy "TARZAN". Początek XXI wieku również był epoką wielkich hitów, kiedy bajki zyskiwały fabułę taką, że dorośli chwilami bardziej się na nich bawili niż dzieci - dowodem tego są takie bajki jak "MÓJ BRAT NIEDŹWIEDŹ", "ATLANTYDA - ZAGINIONY LĄD" czy "PLANETA SKARBÓW". Potem zaś zaczęto odchodzić od tradycyjnej animacji na rzecz komputerowej, która już wtedy powstawała. I ostatnia tradycyjnie animowana produkcja "KSIĘŻNICZKA I ŻABA" niestety nie była klasyką. A potem zaczęło się dno dna. Odbiciem się od tego dna były takie bajki jak "PIORUN", "KRAINA LODU" czy "ZWIERZOGRÓD", choć i ich nie ominęła krytyka. Ale i tak są wielkimi hitami, niestety też będącymi wyjątkami potwierdzającymi regułę. Kolejne bajki są coraz gorsze - widać nastawienie na kasę. Fabuła staje się coraz głupsza, a główni bohaterowie coraz żałośniejsi.
Takie są w każdym razie moje obserwacje. A jakie są Twoje? A jakie masz najbardziej ulubione bajki Disneya? Ja najbardziej lubię stare produkcje, ale kocham też kilka nowych, które podbiły me serce. A jakich nie lubisz? Ja z całą pewnością nie cierpię "MERIDY WALECZNEJ" - po prostu wkurza mnie główna bohaterka, a zwłaszcza to, że od początku do końca jest głupia, nerwowa i niczego się nie nauczyła, a postawiła na swoim. OK, Arielka też narozrabiała, a potem i tak postawiła na swoim, ale ona przynajmniej się czegoś nauczyła i żałowała swoich czynów. A jako dorosła kobieta i matka była dojrzałą i mądrą osobą, choć niechcący powtórzyła błędy ojca, ale cóż... Czasem tego nie da się uniknąć. Tak czy inaczej Arielkę uwielbiam, Meridy nie cierpię. Bardzo mi się też nie podoba bajka "ZAPLĄTANI". Jakoś wielu ludzi uważa to za hit. Ja wręcz przeciwnie - dla mnie to kiepski film. Przede wszystkim z powodu głównych bohaterów. Roszpunka jest głupia, irracjonalnie się zachowuje i impulsywnie. Ale OK, siedziała w zamknięciu tyle lat, świata nie znała, można więc na swój sposób ją zrozumieć. Ale jej luby Flynn? Jakoś nie trafia do mnie ta postać. Złodziej i matacz, nędzny oszust, który bez wahania zdradził kompanów i zostawił ich w niebezpieczeństwie, aby sam zwiać z łupem, nagle staje się w ciągu kilku dni ideałem, za którego wyjdzie księżniczka? I ja mam to kupić? Jego przemienia ani trochę nie jest realna. W przypadku Nicka ze "ZWIERZOGRODU" też mamy do czynienia z cwaniakiem i mataczem, ale Nick od początku jest sympatyczny i zabawny, a prócz tego dowiadujemy się, czemu stał się taki, jaki był. I w gruncie rzeczy zawsze był dobry, tylko żył w świecie, gdzie dobry i uczciwi przegrywają, a nawet giną, a on chciał żyć. I to ma sens i jego przemiana jest realistyczna, bo on zawsze był dobry, tylko to ukrywał, aby nie wykorzystano tego przeciwko niemu. Za Flynn... Jest złodziejem, bo tego chce, bo nie chce mu się pracować, jest oszustem, bo obraca się w takim świecie i taki świat mu pasuje. I nagle co? Staje się dobrym i kochającym szczerze człowiekiem? Nie kupuję tego.
Ja zdecydowanie najbardziej lubię stare animacje, a jeśli chodzi o sequele Disneya, to moim zdaniem spora ich część była udana, a niektóre dobre, lecz nie aż tak, jak jedynki. Zaś pozostałe to już po prostu kompletne dno. Największym zaś dnem to był film "POCAHONTAS 2". Najgorszy ze wszystkich sequeli bajek Disneya.
Tak zgadzam się choć pokierowali fabułę jak to było naprawdę bo Pocahontas wybrała rzeczywiście Rolfa , choć to bajka i uważam że powinna się związać z Johnem choć w 2 zrobili z niego totalnego buca.
Wiesz, czytałem nie tak dawno prawdziwą historię Pocahontas i wiem jedno - bajka mocno pozmieniała całą opowieść, choć pewne fakty trudno by było pokazać w bajce dla dzieci. Ale też z drugiej stron pamiętam anime o Pocahontas i w nim jest ukazana prawdziwa historia Pocahontas, choć z pominięciem mniej chwalebnych sytuacji z życia Indianki. I anime kończy się śmiercią Pocahontas na ospę i tym, że jej syn zamieszkuje z ojcem w Ameryce i duch matki wprowadza chłopca w świat, który ona kochała. Czyli jednak można.
Jest też film animowany z wytwórni Burbank, który pokazuje prawdziwą historię Pocahontas, ale dostosowaną do młodego widza. Tak czy siak John Smith w bajce jest jedynie przyjacielem Pocahontas i traktuje ją jak siostrzyczkę, a potem ranny w nogę wypływa do Anglii, a Pocahontas w Ameryce dorasta, wychodzi za Johna Rolfa i przybywa z mężem do Anglii, gdzie na dworze króla Jakuba I spotyka Smitha, który wita ją radośnie jak długo nie widzianą siostrę. Czyli, krótko mówiąc, jak się chce, to można.
A w bajce Disneya zamiast 12-latki mamy około 18-latkę, która z wzajemnością pokochała Smitha, mamy też ludzką zachłanność na skarb i mamy miłość przedstawicieli dwóch światów. Wszystko fajnie, tylko szkoda, że nigdy tak nie było. Ale OK, mimo wszystko jedynka jest super, poza dziwnym zakończeniem. Nie mogli pokazać, że jakiś miesiąc później Smith powrócił do Ameryki cały i zdrowy? Zamiast nakręcić dwójkę, która na siłę chce zejść na tory historyczne, ale kiepsko im to idzie? I tak, zepsucie Smitha to największa zbrodnia.
Zgadzam się, w pierwszej części dubbing był bardzo dobrze dopasowany, z kolei w dwójce to jakoś... No, jakoś te zmiany wyszły na gorsze. Jedynie Janusz Zakrzeński jako Powhatan oraz Krzysztof Kołbasiuk jako Radcliffe się z obsady zachowali i trzymali poziom, ale pozostali... To już nie to samo.
A co do dubbingu to chwalony jest Mariusz Czajka że jako Yoda jest świetny według opinii na świecie zaraz po Franku Ozie to najlepszy Yoda co ty sądzisz.
Jeśli chodzi o mnie, to ja jestem zdania, że Mariusz Czajka był genialny jako Mistrz Yoda w polskim dubbingu. Naprawdę bardzo mi się podobał jego głos. Doskonale go dopasował. Tak doskonale, że nawet nie poznałem, iż to jest on, a to dowodzi jego naprawdę wielkiego talentu aktorskiego :)
Tak Krzysztof Pawlak jako Vader też jest ok , choć oczywiście daleko mu do Earla Jonsa. Choć nie lubię w naszym Dubbingu to jak np mówią Vader tak jak się pisze.
Mała poprawka, to jest Grzegorz Pawlak, a nie Krzysztof. Osobiście jestem pod wielkim wrażeniem talentu tego pana do stworzenia nie tylko wielu znakomitych ról dubbingowych, ale jeszcze reżyserowania polskiego dubbingu. Oczywiście najlepszy Vader to James Earl Jones, to nie ulega kwestii. Tego głosu nikt nie podrobi, choć pan Pawlak dobrze sobie poradził. A co do imienia Vader wolę wersję "wader" niż "wejder". Jakoś ta druga nie brzmi mi zbyt poważnie.
A propos dubbingu lubisz "INSPEKTORA GADŻETA"? Ja uwielbiam. Podoba mi się, jak Jerzy Słonka podstawił głos Doktorowi Klaufowi. Choć serial ma dwa dubbingi i z pierwszego zachowało się tylko kilka odcinków, ale w porównaniu z nowym cóż... Wypada dość blado. Jerzy Słonka ma w starym dubbingu prawdziwy głos, a w nowym zniekształcony, dzięki czemu brzmi o wiele mroczniej. Prócz tego w starym dubbingu Klauf nazywa się Gang, co już nie brzmi mrocznie, a Penny to Lilli, nie mówiąc już o tym, że szef Gadżet Quimby w ogóle nie ma tam nazwiska - tylko mówią o nim Nadinspektor. Dlatego nowy dubbing lepiej się tu sprawdza. Krystyna Kozanecka jako Penny jest genialna, choć Halina Chrobak też była dobra, ale jednak bardziej się kojarzy ze Smerfetką niż siostrzenicą Gadżeta. Jerzy Dominik jako szef Gadżeta jest świetny, ale Jacek Czyż bardziej zabawnie wypadł w tej roli. I jeszcze te jego charakterystyczne jęki - typowe dla wielu postaci przez niego dubbingowanych :) Plusem starego dubbingu jest to, że do melodii czołowej dopisali całkiem fajne słowa, bo w nowym dubbingu czołówka to powtarzanie tylko słów "Inspektor Gadżet Hu hu!". A w starym mamy nawet fajną piosenkę śpiewaną przez Jarosława Domina. Drugim plusem starego dubbingu jest to, że pies Gadżeta Łepek (w starej wersji Mądrasek) mówi i to głosem Mieczysława Gajdy, którego głos uwielbiam. W nowym zaś nie mówi i miło jest posłuchać, jak w starym wypowiada słowa. Ale na tym plusy się kończą, a zaczynają minusy, więc nowy dubbing przeważa. Co ciekawe, w obu wersjach dubbingu Gadżet mówi głosem Jarosława Domina, który jest genialny w tej roli :)
Tak Grzegorz Pawlak pomyliło mi się , ja jednak pozostanie przy wymowie Wejder lepiej brzmi w oryginalnym języku Polskie Wader jakoś mnie śmieszy.
Tak fajny serial z inspektora Gadżeta ale film też był ok.
Rozumiem, a ja jednak wolę wymowę Vader, bo Wejder nie wiem czemu kojarzy mi się z wiadrem xD Tak czy siak muszę powiedzieć, że Vader słusznie jest na liście najbardziej popularnych filmowych czarnych charakterów, bo słyszałem, że jest taka lista i Vader zajmuje jedno z pierwszych miejsc, jeśli nie pierwsze. I w sumie trudno się dziwić, bo to tylko na pozór zła i bezlitosna postać. W końcu poznaliśmy potem jego złożoną psychikę.
Jeśli chodzi o film, to mnie zawiódł, bo Gadżet jest tam głupszy niż w serialu, a poza tym Doktor Klauf... Zawiódł mnie i to bardzo. W serialu mamy mrocznego łotra, którego nawet nigdy w całości nie widzimy - tylko ręce w żelaznych rękawicach. A w filmie cały czas go widzimy i to nie jest wcale ciekawe, a prócz tego Klauf w filmie jest... Zwykłym świrem i to chwilami strasznie głupkowatym i ciągle się śmiejącym w sposób ani trochę śmieszny. Jeśli miałbym sobie wyobrażać Klaufa, to na pewno nie w taki sposób. Poza tym fabuła nie ma prawie nic wspólnego z serialem. Niby film miał być prequelem serialu i pokazywać, jak Gadżet został policjantem-cyborgiem, ale kiepsko im to wyszło. Sequel był już trochę lepszy, jednak nadal to nie to samo, co bajka, która pomimo przewidywalnej fabuły jest po prostu genialna. Humor słowny i sytuacyjny, przygody przeżywane przez Gadżeta, pomysłowość Penny i Łepka - to wszystko jest rewelacyjne. Niedawno odkryłem, że na youtube są prawie wszystkie odcinki tego serialu. Zgrałem je sobie i jestem nimi zachwycony. Przypomina mi się dzieciństwo. Wyrosłem głównie na bajkach z lat 80 i 90. A wtedy były najlepsze bajki :)
Ostatnio Polski Dubbing rozwalił film Jumanji fajna produkcja ale w naszej wersji nie da się oglądać ostatecznie mnie to przekonało by wywalić Dubbing z filmów aktorskich.
Czasami dubbing jest gorszy od wersji z lektorem. Przykładem mogą być bajki Disneya "MAŁA SYRENKA" oraz "PIĘKNA I BESTIA". Miałem ja na VHS w wersji z lektorem i kochałem te wersje i ich teksty. Z kolei w wersji z dubbingiem byłem zawiedziony, bo tych tekstów w tych wersjach w ogóle nie było, a zastąpiono je tekstami ani trochę nie śmiesznymi. Dlatego z radością powitałem fakt, że znalazłem te bajki w wersji z lektorem takim, jaki miałem na kasetach. Miło jest posłuchać te teksty, które kochałem jako dziecko i nadal je kocham :)
To prawda, jeden z moich ulubionych to dubbing do "NOWE SZATY KRÓLA". Po prostu kocham tę bajkę, boska i zwariowana komedia, a polski dubbing sprawił, że jest ona jeszcze śmieszniejsza, zwłaszcza, jak rzucają nawiązania do polskiej kultury np. "Oni są wierni jak czterej pancerni" albo "A to co? Z kamerą wśród zwierząt?" xD
Tak Nowe szaty króla tam Dubbing jest fajny też w filmach i bajkach o Asterixie też Dubbing jest kapitalny.
Zgadzam się, bajki o Asterixie mają kapitalny dubbing. A wiesz, niedawno znalazłem na youtube polską wersję językową do bajki "ASTERIX PODBIJA AMERYKĘ", bo w telewizji zawsze leci wersja z lektorem, a tutaj jest wersja z dubbingiem i to z tymi samymi dialogami, co w wersji lektorskiej. A wiesz, jeśli chodzi o bajki Disneya, to mają one nieraz dwie wersje dubbingowe. Przykładowo "KRÓLEWNA ŚNIEŻKA". Ja osobiście wolę wersję ze starym dubbingiem z udziałem gwiazd Starego Kina. Ten dubbing utrzymuje klimat lat 30, a bajka właśnie z nich pochodzi. Z kolei nowy dubbing odbiera ten klimat całkowicie. Podobnie zachwyca mnie dubbing do bajki "ZAKOCHANY KUNDEL", ale stary, bo nowy z Pazurą w roli Trampa... Cóż... Nie jest zły, ale w porównaniu ze starym wydaje się blady. Bo w starym mamy genialne gwiazdy w dubbingu: Kalina Jędrusik, Wieńczysław Gliński, Kazimierz Brusikiewicz, Kazimierz Wichniarz, Ignacy Gogolewski... To przecież nazwiska, które mówią same za siebie.
Tak np jak już ci Pisałem np Piekna i bestia ma też 2 wersję choć ja wolę tą ze Skrzynecką , podobnie kopciuszek.
Bajki o Asterixie też mają stary Dubbing ale Panowie Nawrocki i Prochyra są nie do pobicia , może jedynie dubbing z 2 pierwszych filmów aktorskich był kapitalny bo Morański jako Asterkis też ok i Zborowski jako Obeliks szkoda ze na Olimpiadzie i w 4 filmie tylko Pan Wiktor został. Jeszcze oni podkładają głos w animacji Asterix i Wikingowie a w osiedlu bogów już są inni.
To prawda, Ryszard Nawrocki jako Asterix i Jan Prochyra jako Obelix byli w bajkach genialni i bardzo mi się podobali w tej roli. Choć w pierwszym i drugim filmie aktorskim naprawdę równie doskonale dali sobie radę Mieczysław Morański i Wiktor Zborowski. I tak, to prawda - obaj panowie byli potem w dubbingu do bajki "ASTERIX I WIKINGOWIE". Ale nie wiem, czy zauważyłeś, ale w filmie "ASTERIX I OBELIX KONTRA CEZAR", pomimo tego, że Asterixem jest Morański, a Obelixem Zborowski, to jednak wzięli też dawnych odtwórców tych ról, czyli Ryszarda Nawrockiego i Jana Prochyrę. Pierwszy z nich podstawił głos Panoramixowi, a drugi Asparanoixowi. To było moim zdaniem oddanie hołdu obu tym panom. I potem Ryszard Nawrocki podstawił głos Panoramixowi w filmie "ASTERIX I OBELIX: MISJA KLEOPATRA". Uważam, że w każdym filmie powinni być ci sami Asterix i Obelix, zarówno w aktorstwie, jak i aktorstwie dubbingowym. Francuzi popełnili błąd zmieniając Asterixa od trzeciego filmu, a twórcy dubbingu popełnili ten sam błąd zmieniając aktora podstawiającego głos Asterixowi.
A przy okazji oglądasz serial "KORONA KRÓLÓW"? Ja tak i muszę powiedzieć, że nieźle im wyszedł, choć spodziewałem się czegoś trochę lepszego, nie ciągnięcia jednego wątku.
Tak oglądam Korone królów i mi się podoba nie rozumie krytyki no aktorka grająca Anne jest kiepska ale pozostali Aktorzy ok. Choć każdy Mateusza Króla porównuje z Krzysztofem Chamcem z filmu Kazimierz Wielki.
Wiesz, mnie się bardzo podoba aktorka, która gra Annę Aldonę. Mam wielką do niej słabość. Słodka blondyneczka w piegi... I jeszcze te długie włosy. Umm! Miło popatrzeć, że Polska ma takie seksowne aktorki :) Jeśli chodzi o mnie, to nie ma co porównywać tych dwóch panów. To zupełnie inne pokolenie aktorów. Krzysztof Chamiec to gwiazda kina PRL-u i to wielka gwiazda. Uwielbiam go w roli Kazimierza Wielkiego, choć chyba najbardziej jako Hrabiego Anglika z "LALKI" oraz jako tego gestapowca ze "STAWKI WIĘKSZEJ NIŻ ŻYCIE". Był po prostu super. I mam słuchowisko radiowe "DOKTOR JEKYLL I PAN HYDE", gdzie on występuje jako narrator całej historii: Gabriel John Utterson. I ma po prostu rewelacyjny głos. Mateusz Król niestety nie dorasta mu do pięt pod tym względem, ale... to aktor młodego pokolenia. Dopiero zaczyna i jak na takiego aktora dobrze sobie radzi. Poza tym gra dopiero młodego Kazimierza. Chamiec zagrał Kazimierz od jego wczesnej młodości do jego śmierci. Król więc musi najpierw zagrać całe życie Kazimierza Wielkiego i dopiero potem będzie można w pełni porównać obu aktorów. Choć uważam, że Mateusz dobrze sobie radzi jako młody Kazimierz w okresie swej koronacji i pierwszego małżeństwa. Choć przemawia do obecnych widzów - zauważ, że w tym serialu nie ma archaizacji języka, bohaterowie mówią językiem zbliżonym do naszego.
Marta Bryła jako kobieta mi się podoba bo jest ładna tylko mam trochę wątpliwości co do jej gry aktorskiej. ale najlepiej gra pani Łabonarska jako Jadwiga.
Mnie też się Marta Bryła jako kobieta bardzo podoba, bo naprawdę jest urocza i ładna. Trudno mi oderwać wzrok od ekranu w scenach, w których ona gra. A co do jej gry aktorskiej, to nie mam właściwie czego się przyczepić, choć przyznaję Ci rację, że najwięcej pasji w sobie posiada zdecydowanie królowa Jadwiga, matka Kazimierza. Choć we mnie budzi ona zdecydowanie mieszane uczucia. Bo w końcu z jednej strony to kochająca matka i sprawny polityk, a z drugiej typowa, stereotypowa teściowa, która nie umie się przekonać do swojej synowej, a do tego jest wyraźnie zachłanna na władzę i nie chce z niej odpuścić ani jednego przywileju.