Ostatni raz w serialu widac go gdy Kloss ucieka z obozu...
To prawda. Owszem, Anakin mówił Padme, że jest potężniejszy niż kanclerz, a nawet może go obalić. Od początku swojej kariery Sitha myślał kategoriami Sithów, którzy zgodnie z Zasadą Dwóch zabijali swoich mistrzów i potem przejmowali po nich potęgę. Ale to wobec tego dziwne, że mimo wszystko przyprowadził Luke'a do Palpatine'a. Chyba, iż liczył na to, że podczas pojedynku Luke będzie wolał wraz z ojcem pozbyć się Imperatora niż zginąć. Bo przecież osłonił Palpatine'a przed ciosem Luke'a. Dziwne - skoro go chciał obalić, to po co się bawił w takie hece? A może chciał przekonać Luke'a do uległości? Sam nie wiem. Jego zachowanie jest wtedy dziwne. A może wtedy - na Drugiej Gwieździe Śmierci był już obojętny na to, co się z nim stanie i liczył, że Luke go zabije, a potem Imperatora? Mówi do syna "Muszę być posłuszny swemu panu" oraz "Dla mnie jest już za późno, synu". Więc jakby pogodził się z tym, że Imperator go poświęci i on sam będzie musiał zginąć. Ale widać było, iż woli to niż żeby Luke zginął. Tak czy siak jego uczucia są wtedy bardzo skomplikowane.
Na drugiej gwieździe śmierci już budził się w nim Anakin i właśnie ta dobra cząstka walczyła z Vaderem. A może też kierował nim jednak strach przed potęgą imperatora i też to że jednak dużo mu zawdzięczał ale tak naprawdę to tylko Lucas wiej jak było.
Myślę że gdyby nie poparzenia i zbroja to Anakin obalił by szybciej imperatora. Palpatinowi to było na ręke że Vader nie był tak potężny w tej zbroi.
Właśnie, dobrze powiedziane. Tylko Lucas wie, jak to było wtedy naprawdę. Tak czy inaczej w "IMPERIUM KONTRATAKUJE" Vader kusi Luke'a do przejścia na Ciemną Stronę Mocy i obalenia Imperatora, a w "POWROCIE JEDI" nagle namawia go do przejścia na stronę "swego pana". Choć być może, gdyby wtedy, podczas ich rozmowy sam na sam Luke zaproponował ojcu obalenie Imperatora, to Vader by się zgodził. Ale myślę, że wtedy budził się w nim powoli dawny Anakin, a wydanie syna Imperatorowi wiązało się z tym, że Vader po prostu nie chciał już dłużej żyć i liczył, że Luke go zabije i potem zajmie jego miejsce, zyskując dzięki temu to, czego on nigdy nie miał - nie tylko władzę i wpływy, ale też zdrowe ciało i możliwość korzystania z nich. Tak czy siak to oczywiście tylko przypuszczenia, ale ciekawe. Bo lubię gwiezdną sagę stworzoną przez Lucasa - bez tych nowych kontynuacji Disneya. I lubię książki, choć oczywiście i tak filmy są najlepsze, zwłaszcza stare. Nowe są super, ale stare bardziej klasyczne, a ja mam słabość do klasyków. Prócz tego sprawdzono, że "GWIEZDNE WOJNY" to najczęściej parodiowane filmy na świecie :) Najwięcej parodiują scenę walki Luke'a i Vadera ze słynnym "Jestem twoim ojcem" oraz scenę walki Obi-Wana z Vaderem. I ja myślę, że masz rację - gdyby nie poparzenia i zbroja Anakin/Vader dawno by obalił Imperatora. Więc w sumie masz rację, że Palpatine'owi było na rękę to, co się stało. Prócz tego ta walka na Mustafar jeszcze wzmocniła nienawiść Vadera do Jedi.
Tak się zastanawiam że jednak śmierć Padme to największa kpina fajnej zemsty Sithów co ona umarła bo nie chciała żyć ile razy my w złości mówimy że nie chce się nam żyć , i co umieramy . Ja rozumiem, że gdyby miała obrażenia wewnętrzne przez duszenie Anakina i trzeba było szybko rodzić to tak ale daj spokój straciła wolę życia. Wolała umrzeć niż zaopiekować się dziećmi miłość do Anakina była ważniejsza odc dzieci , chyba ktoś ten wątek pisał na kolanie albo Lucas się czegoś naćpał.
He he he. Naćpał się. Dobry jesteś :) Ale masz rację, w takiej sytuacji Padme powinna raczej myśleć o dzieciach i chcieć dla nich żyć. Moim zdaniem każda szanująca się matka tak by zrobiła. Powinna żyć nie dla siebie, ale dla dzieci. Więc czemu nagle odechciało się jej życia? A nawet jeśli, to niby czemu od tego nagle umarła? Moim zdaniem Anakin dusząc ją Mocą fizycznie mógł zrobić jej taką krzywdę, że naprawdę prędzej czy później by umarła od tego. Otello udusił Desdemonę też nie od razu - zaczął ją dusić, potem przestał, ale obrażenia zadane przez uduszenie zrobiły swoje i w ciągu godziny Desdemona umarła. Moim zdaniem tutaj tak właśnie było. A Lucas mógłby ten wątek dopracować, bo trudno uwierzyć, aby człowiek umarł od samej chęci zejścia z tego świata. Albo te roboto medyczne nie znały się na wszystkiego rodzaju obrażeniach.
Lubię pojedynek yoda imperator ale mam niedosyt jednak toczy się walka o losy galaktyki i obu walczących stać na więcej niż rzucanie ambonami albo stukanie się mieczykami , obaj są tak potężni że z tego senatu powinny zostać ruiny . Całą wagę skupili na pojedynku Anakin Obi Wan a ten tak trochę nie dopracowali. Mam nadzieję że w nowych częściach jak będzie pojedynek najpotężniejszych czyli Snoke Luke to ta moc będzie potężna i rozpierducha będzie duża.
Szczerze mówiąc ja z tego pojedynku też byłem zawiedziony, ale z innego powodu. Mianowicie chodzi mi o to, że Yoda tak dość łatwo dał sobie miecz wytrącić z dłoni i nie kontynuował walki. Spadł i co? Tak po prostu sobie poszedł? Nie powinien raczej znaleźć miecza i dokończyć dzieła? OK, nie mógł tego zrobić, bo wszak Imperator musiał przeżyć, aby Stara Trylogia miała sens. A co do tego drugiego, to szczerze? Nie uznaję tych nowych filmów, więc jest mi to obojętne.
Książka to lepiej opisała że Yoda już podczas walki wiedział że przegrał bo urodził się słabszy i z góry był skazany na porażkę i też zawiodły jego metody jako Wielkiego mistrza Jedai , ta droga którą obrali nie była dobra.
Dawno nie czytałem książki, więc muszę sobie ją przypomnieć. Ale wiem, że podczas rozmów z Lukiem na Dagobath, to uznał, iż należy pewne zasady zmienić, a przede wszystkim usunąć celibat z zakonu Jedi. Dlatego też potem Luke mógł się swobodnie ożenić z Marą Jade i mieć z nią syna Bena. No i też wiązanie się emocjonalne nie było zakazywane, a raczej uczono, jak z tym żyć, aby nie miłość nie stała się egoistyczna. Dlatego też Luke mógł być mentorem swego syna Bena, a także swoich siostrzeńców Jacena i Anakina, a Mara mentorką ich siostry Jainy. Tak czy inaczej zakon zreformowany przez Luke'a był o wiele lepszy i unikał błędów poprzedników. Oczywiście nie oznaczało to jednak, że nie będzie problemów. Bo one były, a Ciemna Strona zawsze istniała, ale cóż... Chyba nie ma dobra bez zła.
Zgadza się. Stare zasady Jedi były dość głupie, bo niby jak można się uczyć wyrzekać wyższych uczuć? Moim zdaniem o wiele lepiej byłoby uczyć Jedi tego, żeby się oni uczyli żyć z wyższymi uczuciami do innych i w taki sposób żyć, żeby nie były one ścieżką ku Ciemnej Stronie. A przy okazji pamiętam, z jednej powieści z cyklu "STAR WARS" z serii "WOJNY KLONÓW", że Anakin i Ashoka natrafiali na rycerza Jedi "heretyka", co miał dwoje uczniów - chłopaka i dziewczynę i ci byli zaręczeni ze sobą. Czy taka przygoda była może w serialu?
Rozumiem. Tak czy inaczej osobiście uważam tę przygodę za jedną z najciekawszych przygód, które przeżyli nasi bohaterowie :) A przy okazji przygód... Widziałem na youtube jakiś fragment odcinka serialu, gdzie pokazano rzekomą śmierć Obi-Wana. Pamiętasz może taki odcinek? I o co tam chodziło? Czemu Obi-Wan upozorował swoją śmierć?
Rozumiem. Takie buty. A powiedz mi, proszę, czy ktoś wiedział o tym wszystkim? Czy Anakin był wtajemniczony? Czy może ktoś inny? Czy też Obi-Wan działał samodzielnie?
Anakin nie wiedział był załamany po smierci mistrza a potem się wściekł na niego że nie powiedział mu o wszystkim. Tylko Yoda był wtajemniczony.
Rozumiem. W sumie nie dziwię się, że Anakin był wściekły na Obi-Wana. Sam byłbym zły za taką mistyfikację, choć z pewnością nie za długo. A poza tym to doskonale pasuje do Anakina - wściekanie się o wiele spraw. W jego sercu było wiele gniewu, ale też doznał wiele niesprawiedliwości i dlatego chyba właśnie Anakin jest uważany za jedną z najbardziej złożonych postaci w gwiezdnej sadze. Czyli tylko Yoda o wszystkim wiedział? Yoda i Obi-Wan konspirowali już wtedy? Tak, jak potem za Rebelii? :)
Rozumiem. Takie buty. No, nie powiem. Jeśli chodzi o konspirację, to zdecydowanie o wiele lepszy był właśnie Obi-Wan, bo Anakin był trochę zbyt narwany jak do takiej roboty. Tak czy siak jestem ciekaw tego filmu o Obi-Wanie, który podobno mają nakręcić.
Tak bo nie wieże że Obi przez tyle lat siedział tylko na pustyni ,może zrobią np w aktorskiej wersji pojedynek z Maulem ten z rebeliantów i tylko Macgregora widzę w tej roli ale boje się że Disney obecnie tak odcina się od Prequeli że mogą dać kogoś innego.
Ja też nie wierzę, że przez te dwadzieścia lat Obi-Wan siedział tylko na pustyni. I prawdę mówiąc, to ostateczne starcie pomiędzy Obim a Maulem mnie zawiodło. Spodziewałem się dłuższej wymiany ciosów - zwłaszcza, że Maul odbył takie szkolenie, że hej. Właśnie, Disney się odcina, więc nic dziwnego, że wielka część fanów odcina się od ich kontynuacji. Ale tak czy siak ja też widzę jedynie Evana w roli Obi-Wana. A czytałeś książkę "KENOBI" o przygodzie Obiego na Tatooine niedługo po tym, jak on tam przybył? Całkiem ciekawa historia, przypominający mieszankę klasycznego westernu z klasycznym kryminałem. Jestem ciekaw tej książki o Ashoce Tano, którą już reklamują.
Co do pojedynku z Maulem to pokazano że Maul niczego się nie nauczył bo gdy Kenobi robi pozę Quai gona to Maul myśli że już po ObiWanie a ten wyczuł przeciwnika i pokazał kto tak naprawdę się szkolił.
No właśnie i dlatego też jestem trochę zawiedziony, bo się spodziewałem nieco więcej po takim pojedynku. I do tego jeszcze dziwi mnie jedno. Umierający Maul pyta Obi-Wana, czy opiekuje się Wybrańcem. Obi potwierdza i Maul umiera. Fajnie, tylko... Jak to możliwe, skoro w "ZEMŚCIE SITHÓW" Obi-Wan był pewien, że Wybrańcem jest Anakin? To nagle uważał, że Luke nim jest? Czy tak po prostu powiedział to, co chciał Maul usłyszeć? Litość nad wrogiem? Słyszałem o dyskusjach, kto jest Wybrańcem? Anakin czy Luke? Ja mimo wszystko obstawiam Anakina, bo ostatecznie przywrócić równowagę Mocy, to pasuje, by było dwóch Jedi i dwóch Sithów. A jeśli nawet oznaczało to zniszczenie Sithów, to Anakin tego dokonał - zabił Palpatine'a, choć przypłacił to życiem. Więc moim zdaniem Anakin jest Wybrańcem.
Pewnie Kenobi po tym jak Anakin przeszedł na ciemną stronę mocy to przestał uważac go za Wybrańca. Tak ale to Anakin nim był i ostatecznie w epizodzie 6 dokonał to co było w przepowiedni o wybrańcu.
Tak, to by miało sens, bo przecież Obi-Wan wręcz uznał, że Anakin umarł pochłonięty przez Dartha Vadera, co powiedział mu wcześniej Yoda, a co on potem powiedział Luke'owi. Ale jak widzę, podzielasz moje zdanie w sprawie Wybrańca, bo widziałem na youtube dyskusje w sprawie tego, kto naprawdę jest Wybrańcem i niektórzy uważają, że jest nim Luke. Moim zdaniem jednak Anakin spełnia wszystkie wymagania przepowiedni o Wybrańcu.
Tak tylko Jedi tą przepowiednie źle odczytali i wierzyli że Anakin to zrobi od razu a przecież jego dążenia były większe niż bycie zwykłym Jedi.
Właśnie. Jedi źle zrozumieli przepowiednię, bo myśleli, że wszystko skończy się szybko i sprawnie, że Wybraniec zniszczy Sithów i ocali zakon. A to nie do końca tak było. Ale mimo wszystko Anakina bardzo mi żal. Wiem dobrze, ile bólu wiąże się z byciem "innym" jako dziecko, a potem spotykać się z oporem tam, gdzie chce się osiągnąć wszystko. Jestem w stanie zrozumieć wiele jego poczynań, nawet jeśli ich nie pochwalam.
Tak nikt go nie rozumiał wiedział że nauki Jedi są przestarzałe i to właśnie zbliżyło go do Kanclerza który potrafił wyczuć to w młodym Anakinie.
To samo ja uważam. Anakin doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nauki Jedi ograniczają jego możliwości i są p prostu przestarzałe i niepraktyczne, a brak zrozumienia ze strony mentora i innych mistrzów go oburzał. To rzeczywiście zbliżyło go do Palpatine'a, który wyczuwał jego emocje i udawał, że go rozumie. W sumie zawsze wszelkie rozmowy z nim kończyły się jednakowo - czyli Palpatine chwalił Anakina i wpajał mu przekonanie, że wszyscy inni Jedi się mylą, a tylko Anakin ma rację. To dla zbuntowanego nastolatka, jakim był Anakin (bo chyba można go tak nazywać) działało zgodnie z planem Kanclerza - zdobywał on jego zaufanie oraz przekabacał go na swoją stronę. Kanclerz jak przystało na cwany czarny charakter dał Anakinowi to, czego Jedi dać mu nie umieli - zrozumienie i współczucie, no i też go chwalił. Oczywiście to wszystko było udawane i fałszywe, ale Anakin tego nie widział lub nie chciał widzieć. Był pełen gniewu za to, że nie może się rozwijać jako Jedi, że sztywne i konserwatywne zasady nie pozwalają mu posiadać żony i dzieci, że musi godzić się z tym, że ktoś mu bliski umrze i nie powinien tęsknić. No i to, że Obi-Wan wiecznie go krytykuje i próbuje wychować na kogoś podobnego do siebie. Możliwe, że wielka różnica charakterów, jaka dzieliła Obi-Wana i Qui-Gonna (a wszak Anakin Qui-Gonna bardzo podziwiał) też drażniła Anakina. Chciałbym, aby Obi-Wan był taki, jak Qui-Gonn, a ten taki nie był. Obi-Wan za późno to zrozumiał i w sumie dopiero podczas pojedynku na Mustafar Obi-Wan mówi: "Zawiodłem cię, Anakin. Zawiodłem cię". Zrozumiał poniewczasie, że nie był takim mistrzem, jakim być powinien.
Tak to było dla Kenobiego za duże wyzwanie szkolić wybrańca może gdyby miał wcześniej innego ucznia to nabrał by doświadczenia.
Tak, poza tym Wybraniec miał też zbyt trudny i nieugodowy charakter, aby tak ugodowy człowiek jak Obi-Wan mógł go szkolić. Anakina powinien szkolić Qui-Gonn, ale on niestety zginął, więc może ktoś o trochę buntowniczym charakterze? A przede wszystkim z większym doświadczeniem? Tak czy inaczej Obi-Wan nie był złym nauczycielem, ale cóż... Nie miał po prostu podejścia do Anakina.
Dokładnie. Wiesz, być może się mylę, ale wydaje mi się, że Anakin nie do końca tak szanował Obi-Wana właśnie z powodu jego młodego wieku. Obaj byli sobie jak bracia, a mentora i ucznia powinno łączyć coś więcej niż tylko braterska przyjaźń. Lepiej jest nawet, jak są niczym rodzic i potomek. Anakin bardziej by szanował rady swego mentora, gdyby to były rady kogoś dużo od niego starszego np. mistrza Yody. Rady Obi-Wana z kolei traktował chyba jak ględzenie starszego i nudnego brata. Tak w każdym razie ja to widzę. Może się mylę, ale wydaje mi się, że takie miał podejście.
Myślę, że lepszym mentorem byłby dla Anakina Yoda. Bo jako mentor Luke'a sprawdził się bardzo dobrze. A właściwie ciekawi mnie jedno. Yoda szkolił Luke'a w "IMPERIUM KONTRATAKUJE". Potem Luke przerwał szkolenie, aby ocalić przyjaciół na Bespinie. Tam starł się z Vaderem i stracił dłoń oraz dowiedział się, że Vader to jego ojciec. Potem uciekł z Leią, Lando i Cheewbacą oraz robotami. No i potem Landy z Chewiem lecieli ratować Hana, ale sprawa się przeciągnęła, więc dopiero Luke musiał wkroczyć do akcji. I tu mam problem. Co robił Luke zanim do tego pałacu Jabby wkroczył? Bo według źródeł to trwało około rok. Czy przez ten czas Luke szkolił się u Yody? Bo przecież w "POWROCIE JEDI" Luke o wiele lepiej włada mieczem i Mocą niż w poprzednim filmie, więc wyglądałoby na to, że przeszedł jakiś dalszy ciąg szkolenia. Choć rozmowa Yody z Lukiem wydaje się sugerować, że dopiero wtedy się widzieli, a przez ten cały czas, zanim odbito Hana, to Luke to nie był. Bo mówi, że przybył dokończyć szkolenie. Chociaż... Równie dobrze mógł być u Yody i się u niego dalej szkolić oraz zbudować sobie nowy miecz. Bo przecież tak sam z siebie się chyba nie nauczył tak dobrze posługiwać się bronią oraz Mocą. To mnie zastanawia, ale nie mam źródeł.
W nowym kanonie jest luka i wiemy tylko że Luke kilka dni przed uwolnieniem Hana był na planecie Zastidza a potem poleciał ratować Hana . A w starym kanonie wrócił na Bespin pomagać Lando ta, spotkał Shirie Brie która była agentką imperium Luke się w niej zakochał ale zabił ją przez przypadek przez co zawieszono go w rebeli i oskarżono o zdradę. Jednak odnalazł nagranie i rozmowę tej panny z Vaderem i przedstawił jako dowód swojej niewinności.
A to ciekawe. Wobec tego tym bardziej wolę stary kanon, bo w prawie luk, to on raczej nie pozostawia tych spraw niedomówionych. Tak, to kolejny dowód na to, że nowy kanon w wykonaniu Disneya wszystko tylko psuje. Ale chętnie bym poczytał książkę o tej przygodzie, o której mówisz. To brzmi naprawdę interesująco. I jestem ciekaw, jak dokładniej Luke, zanim odbił Hana z rąk Jabby, szkolił się na Jedi. Bo jakoś szkolić się musiał, dzięki czemu był już o wiele lepszym wojownikiem niż podczas pierwszej walki z Vaderem.
Słyszałem. Choć ja mam dwie książki, które dzieją się po 4 epizodzie i przed 5. Druga z nich wyjaśnia, że Luke poznał podczas jednej z misji ludzi zapoznanych z kulturą Jedi i znalazł tam starą świątynię czy grobowiec i tam się dowiedział sporo o kulturze Jedi i Mocy, a także zaczął ćwiczyć siłę woli i podnoszenie przedmiotów Mocą. Dzięki czemu mógł potem w "IMPERIUM KONTRATAKUJE" przyciągnąć do siebie miecz w jaskini tego stwora - chyba wampy. I dzięki temu zdołał się obronić i uciec. Według danych, jakie czytałem w książkach i w Internecie to między akcją 4 a 5 epizodu minęły fabularnie trzy lata. Ciekawiło mnie, co wtedy robił Luke. I jak zdołał się nauczyć przyciągania przedmiotów za pomocą Mocy - bo Obi-Wan go tego nie uczył, chyba... że nie pokazano wszystkich lekcji.
Też jest opisany jego pierwszy pojedynek z Vaderem i i zaraz stracił miecz ale udało mu się go odzyskać i uciec.
Czytałem w kilku źródłach, że Luke i Vader zmierzyli się już wcześniej niż na Bespinie, jednak wtedy walka zakończyła się tym, że Luke po prostu musiał salwować się ucieczką. Nawiasem mówiąc jedno mnie ciekawi. Gdzie Luke nauczył się szermierki? Czy Yoda jej go uczył? Bo w filmie widzimy tylko, jak uczy go zwinności, szybkości, podnoszenia przedmiotów Mocą itd. To wszystko każdy Jedi umieć powinien, ale jakoś zabrakło mi lekcji szermierki.
Tak bo nawet w epizodzie 2 pokazano jak małe dzieciaki machają mieczykami a Luke od tak się nauczył.
Dokładnie tak. Choć w sumie Luke uczył się walki na miecz przy pomocy kuli treningowej pod okiem Obi-Wana, ale jak sam Han Solo powiedział: "Walka z kulą to jedno, walka z żywymi to już zupełnie inna sprawa". Więc kiedy Luke się nauczył tego drugiego? To kolejna luka w całej gwiezdnej sadze, a tych luk niestety trochę jest. Co nie znaczy oczywiście, żeby jej nie kochać :)
W nowym kanonie jest komiks gdzie Luke uczy się w starej świątyni Jedai przy pomocy tych strzelających kulek znanych z 4 epizodu ale jednak to nie to samo co walka z Sithami czy innymi mrocznymi Jedi.
No właśnie, walka z kulą to jedno, a walka z Sithami czy Mrocznymi Jedi to zupełnie inna sprawa. Dlatego też jedynym wyjaśnieniem tego szczegółu może być fakt, że Luke musiał się nauczyć szermierki od Yody, tylko nie raczono w filmach tego pokazać, a szkoda.
No właśnie, ten fragment daje do myślenia. Luke w tej jaskini obcina widmu Vadera głowę, z owej głowy odpada maska i co widzimy? Twarz Luke'a. Co to może oznaczać? Że największe zło czai się w duszy młodego Skywalkera? Że jeśli nie zapanuje nad swym zapałem do działania, nie odnajdzie spokoju w sobie itd, to stanie się taki jak Vader? Bo w książce na podstawie filmu Luke się zastanawia, co może oznaczać ta lekcja i pomyślał, że oznacza, iż stanie się taki jak Vader, jeśli przejdzie na Ciemną Stronę. Ale moim zdaniem to duże uproszczenie i raczej chodzi o to, że Luke w wielu sprawach przypominał ojca i dlatego groziło mu podzielenie jego losu.
Skończyłem czytać Nowelizacje z Nowej Nadziei z 2015 roku i tam rozwiano wszelkie wątpliwości na temat że Obi nie pamięta R2. Gdy w Sokole Luke szkoli się tą strzelającą kulką to Ben w tajemnicy i po cichu mówi to R2 dobrze z tobą znowu lecieć mój przyjacielu. Czyli nowy kanon akurat w tej nowelizacji naprawia to co nie dopowiedział film.
Ja i tak jestem za starym kanonem. Ja mam nowelizację "NOWEJ NADZIEI", ale tej sceny chyba tam nie ma. Ale tak czy siak to by miało sens, że Obi-Wan po prostu udawał. Tylko powiedz mi, jaki miałby powód, aby udawać, że nie zna R2? Czyżby obawa, że Luke zacznie zadawać niewygodne pytania i zacznie się pytać o Anakina? Tak czy siak wszyscy głośno trąbią o tym filmie "OSTATNI JEDI" i zastanawiają się, kim jest Snoke. A ja należę do tych, którzy bardziej główkują nad wymyśleniem własnej książki o bohaterach gwiezdnej sagi. Wiesz, na Pyrkonie w Poznaniu w zeszłym roku dokupiłem sobie kilka książek z serii "STAR WARS", w tym trzy, które pomogły mi uzupełnić ostatnią serię książek "STAR WARS". Z tego, co czytałem, nowszej o dalszych losach Luke'a, Hana, Lei i ich potomków już nie wydano. Tym lepiej, mogę wymyślić własny ciąg. Chciałbym powrotu Mary Jade. Szkoda, że ją uśmiercili. Ale zawsze można to nieco zmienić. Wszak w odległej galaktyce nie takie rzeczy się dzieją. I wiesz co? Na serio czekałem na "PRZEBUDZENIE MOCY" i zastanawiałem się, do jakich książek nawiążą, czy może dodadzą do tych wojen z książek jakąś inna, niewymienioną w książkach i uzupełnią kanon, który pokochałem. A tu co? Wszystko wywrócili do góry nogami. Disney, który się splugawił takimi dziełami jak "HANNA MONTANA" czy "VIOLET" teraz się splugawił jeszcze bardziej niszcząc kanon, który znałem i który sam Lucas uznawał i wymyślił własny, a Lucas tylko pokiwał głową. Oj, wstyd, panie Lucas. Wstyd i jeszcze raz wstyd! Dla kasy zniszczyć coś tak cudownego? To tak, jakby przyszedł jakiś gość, niszczy wszystkie twoje książki z bajkami, na których wyrosłeś i które kochasz i mówi: "Mam swoją wersję i teraz ona jest kanoniczna, bo ja tak chcę". Tak to jest. Wielu się ludzi namęczyło, aby napisać książki i zdobyć poparcie Lucasa na to, a tu taki jeden z drugim przychodzą i wszystko niszczą. Jak widziałem, że w telewizji leci "PRZEBUDZENIE MOCY", to mnie złość ogarnęła. Jak oni mogą z kanonem puszczać takie coś? I jak mogli Mark Hamill, Harrison Ford i Carrie Fisher wystąpić w takim bagnie? I to dla kasy, bo nie wydaje mi się, że gdyby naprawdę kochali gwiezdną sagę, to by pozwolili sobie na coś takiego.