PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=547035}
7,8 177 tys. ocen
7,8 10 1 177106
6,6 33 krytyków
The Walking Dead
powrót do forum serialu The Walking Dead

No cóż, pozostaje czekać na finał.

Tylko... Skoro finał jest przedłużony do 90 minut... To mi śmierdzi jak dzielenie na party.

ocenił(a) serial na 8
mikolaj_Osinski_filmweb

Jesteś pewny? Czy naprawdę jesteś pewny, że Rick był wtedy opanowany? Brawa za talent aktorski Andyego. W kulminacyjnym momencie zachowywał się jak szaleniec, jak z mema `FULL SHANE`
Ja za to myślę, że Rick od pewnego czasu przechodzi `gubernatorową` przemianę. Choćby sama filozofia: Pete stoi mi na drodze do Jessie? I w dodatku ją bije? Zabijmy go.

Arolowy

Ten odcinek to chyba taka przedfinałowa cisza przed burzą.

Wstęp z żałobą po Aidenie - muzyka zupełnie od czapy. Za głośna, niepasująca do sytuacji i nastroju... Ciężko mi sobie po prostu wyobrazić, że ktoś przy czymś takim mógłby się na czymkolwiek skupić. Płyta z dudnieniem. Trochę kiepska pamiątka po synu i bracie.

Glenn konta Nicholas - świetna rozmowa o tym, że tego drugiego uratowały tylko mury. W normalnej sytuacji dawno zostałby zabity bądź porzucony przez grupę w dziczy, która nie mogła by na nim polegać. Do przewidzenia było, że drań zrobi z siebie bohatera i będzie ściemniał. Brakowało mi trochę jakiejś relacji Judżina. Wydaje mi się, że Deanna nie uwierzyła w tą bajkę. Mogła by dać wiarę, gdyby wcześniej wszystkie wypady udawały się idealnie, a teraz nagle po przybyciu Ricków wszystko zaczęło się psuć, a jak wiadomo tak nie było.
Trochę mnie też zaskoczyło, że to jednak Nicholas podwędził pistolet z pojemnika. Dziwi natomiast swobodne nie przestrzeganie zakazu o nie opuszczaniu murów (chyba że pistolet został przeniesiony do środka, ale wyglądało to jakby wykopywał go spod jakiejś ściółki przy drzewie).

Wątek Carla i jego leśnej oblubienicy - wyglądali jak młode mustangi wypuszczone po raz pierwszy od kilku miesięcy na pastwisko podczas tego swojego radosnego hasania. Podobał mi się natomiast dialog o świecie zombie, który ludzie tylko zamieszkują.

Wyprawa Sashy, Michonne i (przyznaję, na początku nie poznałem) Rosity - w sumie taki zapychacz, żeby niektóre postaci mogły się pojawić w kadrze. Michonne boi się ulec domestykacji, Sasha wyżywa się na zombie za to, że przeklęła Noah - biedaczka chyba nie jest świadoma mocy Klątwy Black-guya. A może ona zaczyna podejrzewać u siebie jakąś klątwę, bo wszyscy jej bliscy giną i jeszcze to niefortunne zdanie do Noah... Swoją drogą to zabawne, że nikt z bohaterów nigdy nie zwrócił na to uwagi, że jak jeden Murzyn przychodzi, to zaraz poprzedni ginie. W ZN w takiej sytuacji każdemu nowemu czarnoskóremu bohaterowi by o tym wspomnieli :D

Daryl i Aaron - jak widać, Wolves not far...

No i na koniec wisienka na torcie, czyli Rick "Ryszard Grymas" Grimes. Teoretycznie to Daryl jest kreowany na postać, która najbardziej nie pasuje do prób "odbudowy dawnej cywilizacji" i trzyma się na uboczu, ale wydarzenia z tego epizodu pokazują wyraźnie, że Rick jest niemniej zdziczały. W komiksie mimo wszystko wydał mi się bardziej opanowanym i szczęśliwym człowiekiem na tym etapie, zaś jego pobudki w kwestii wątku Jessie wyglądały moim zdaniem "czyściej". Tu natomiast dzięki grze aktorskiej Lincolna odnoszę wrażenie, że po części jest to próba zaprowadzenia ładu i faktycznego usunięcia problemu, ale w znacznej mierze też mieszanka popędu płciowego, frustracji, walki o pozycję alfa w stadzie (co wynika z braku silnego przywódcy płci męskiej) i swoistego przyzwyczajenia do określonych reguł panujących na zewnątrz (CLAIMED!) i szybkiego rozwiązywania sytuacji konfliktowych (jak z kanibalami).
Szeryf nie dąży do pokojowego rozwiązania problemu, typu rozmowa czy jakieś półśrodki, głównym problemem jest fakt, że nie podchodzi do sprawy na chłodno, co sam przyznał. Idzie do Deanny i mówi "Musimy go zabić, albo umrzemy". Nie budzi tym samym jedynie pozytywnych odczuć, nie ma się co dziwić, że Michonne mu w końcu przywaliła. Nie widziałem nikogo, kto mógłby w tym momencie otwarcie stanąć przed Rickiem bez narażania własnego życia, skoro odepchnął nawet syna.
Mężulek jest nie lepszy, widać że dotąd nikt mu się nie postawił ze względu na jego pozycję, więc uważa się za nie wiadomo kogo. Jego też w zasadzie uratowały tylko mury, gdyby trafił do atlantyckiego szpitala Dawn, pewnie miałby "wypadek".

Jedno co mi jeszcze nie pasuje w tym wątku, to fakt, że Jessie ciągle wygląda idealnie i nie ma ani jednego sińca - nie oczekuję, żeby pokazywali te sceny przemocy, ale mogliby jej jakiś makijaż nałożyć chociaż, bo ciągle słyszymy jakie to awantury są urządzane, jak to dziecko sie zamyka w szafce ze strachu a matka leży w kałuży krwi na podłodze a potem wstaje rano z nieskazitelną twarzą modelki xD

Teaser przyszłego odcinka - 90 minut TWD, jak my to zniesiemy :D A sama treść - niewiele się działo, bo i pewnie nie chcieli zbytnio zdradzić wydarzeń z finału.

Plusy:
- wszechobecne tajemnicze literki W (czyżby Enid również wydziergała takową również na drewnie podczas sceny z Carlem?)
- spowiedź Glenna wobec Ricka
- przemowa BFF (Bloody Furious Frustrated) Ricka
- komiksowa scena zakończenia tejże przemowy

Minusy:
- niewiele informacji o stanie Tary
- sporo scen niewiele wnoszącej ciszy kosztem kilku ważnych, których zabrakło moim zdaniem

Valdoraptor23

Oooo, w ZN to by Murphy spędzał co najmniej pół odcinka nad aluzjami do stanu wacka Ricka, a cała reszta dokładałaby do ognia tekstami o Murzynach i kontestowaniu rządów polityków (w tym przypadku jednej polityczki), przy okazji po hipisowsku się upalając ziołem przy dźwiękach Dżenis Dżoplin :D No co, jak protesty antysystemowe, to pełną gębą!

Dobre porównanie Ricka do Joe'go i "claimed" :)

Z jednym trochę się nie zgodzę - otóż Rick mimo wszystko chciał cywilizowanego rozwiązania sytuacji z mężulkiem. Carol od razu chciała się brać z nożami na kolesia, Rick - co widać - nie ma w sumie nic przeciw, ale mimo wszystko chłopina się ogarnia i idzie do Naczelniczki Obozu. Ja to tak zrozumiałam, że Rick - zgodnie ze świeżo nabytą skłonnością - usunął by mężulka w trybie natychmiastowym z tego łez padołu, ale jednak wykonuje WYSIŁEK w kierunku dostosowania się do nowej społeczności. A może to był test? Jego propozycja, to przede wszystkim jakakolwiek reakcja na przemoc domową i odseparowanie sprawcy od ofiary. Dopiero kiedy Dijana staje okoniem, Rychu przełącza się na "abo tak, abo sayonara", co jeszcze bardziej rozsierdza podminowaną już Naczelniczkę. I tak się nawzajem nakręcili. Dodatkowo co Dijanie nie pomaga to fakt, że ona wiedziała, co się dzieje, ale tolerowała przemoc, bo miły pan jest lekarzem. A to niebezpiecznie zbliża ją do poziomu Dawn. Fakt, że powołująca się na cywilizację, na zachowanie norm społecznych, brzydząca się "brzydkimi zachowaniami" polityczka równocześnie dopuszcza do bicia słabszych pod swoim nosem bardzo źle świadczy o tej osadzie i Mrs. D i przekreśla wszystkie górnolotne teksty sypane przez owąż. Dziwię się, że Rick jej tego nie wypomniał. A tak, był zajęty Ważniejszymi Sprawami :D
Rick nawet zachowywał się jak policmajster w domu mężulka, zamiast powiedzieć mu SZAT AP i zastrzelić jak to był uprzejmy zrobić w szpitalu :)

Też zwróciłam uwagę na to, że Jessi jak na ofiarę jest zawsze świeża, ładniutka i wypoczęta, zero podkrążonych oczu, ani śladu płakania, ale stwierdziłam, że nie będę się wypowiadać, bo zaraz się zlecą znawcy, że się nie znam. Może faktycznie się nie znam, ale tak mi się coś wydaje, że człowiek miesiąc temu pobity do krwi i nieprzytomności powinien chyba wyglądać i zachowywać się troszku inaczej? Przede wszystkim - instynktownie nie prowokować ataków, szczególnie kiedy wie, że nie może liczyć na żadną pomoc? Czy ktoś pamięta Carol, która zachowywała się bardzo wiarygodnie, jako ofiara przemocy domowej, była wystraszona, zahukana i uległa wobec męża? A co robi Jessie? Robi wszystko, żeby oberwać.
Kolejna sprawa - Jessie jest bardzo stanowcza i zdecydowana, kiedy wyprasza męża z domu, nie ma w niej śladu strachu. Nie jestem w stanie uwierzyć, że ta sama kobieta była ciężko bita przez tego męża. Czyli że ona w sumie ma w sobie siłę i tylko tolerowała brutalną przemoc ze strony oprawcy, no bo skoro wystarczy jedno zdanie od Ricka i stała się tak odważna? Popatrz na tę scenę - ONA wyrzuca męża, nawet nie jest to opuszczenie go, co byłoby bardziej wiarygodne. Nie, ONA go wyrzuca, jest stanowcza i się mu stawia, jest konfrontacyjna! No sorry: albo jest silna i w związku z tym nie powinno dochodzić do tego, do czego dochodziło, albo się boi i to okazuje. Nie ma i tak i tak.

Rysiu kierujący się popędem płciowym jest taki ooc. Nawet z Lori taki nie był, poza tym mimo trójkącika z Szejnem Rick potrafił się skupić na innych rzeczach, głównie na przetrwaniu grupy. A teraz spotyka kobitę, z którą rozmawia jeśli się nie mylę 3 razy i już jest skłonny ryzykować wszystko, w tym dobro i życie swoich dzieci, bo go chuć bierze.
Bo buńczuczne przechwalania się Carol i Ricka, że przejmą osadę, nawet siłą ma też drugą stronę - osada może się bronić przed nimi. I ktoś w tej obronie może umrzeć. Np. Carl. No ale to są problemy, problemiki, które do Ricka nie docierają, bo cycki :D
Rick nigdy taki nie był, nawet w sprawie z Lori chyba bardziej od niej wkurzało go to, że stracił przyjaciela i kolegę z, którym łączyła go praca i mnóstwo innych rzeczy. Tak jakby mimo irytującego wątku problemów damsko-męskich równie ważny był też problem zdrady zaufania między przyjaciółmi. A teraz Rychu jest taki: mmm, niezła, ruchałbym. Byłoby to ok, ale za szybko to się toczy, moim zdaniem.

użytkownik usunięty
emo_waitress

Podoba mi się, twój punkt rozumowania i myślenia. Tak samo myślę.

ocenił(a) serial na 8
emo_waitress

Psychologicznie jest to możliwe, jeżeli ujrzała "światełko w tunelu", ale wątpię, by jakaś kobieta wiecznie bita sprzeciwiła się mężowi po krótkiej rozmowie z nowo poznanym mężczyzną :P.

ocenił(a) serial na 9
blackniol

A ja myślę że jest to możliwe - pamiętaj że oni już tam długo siedzą. Rick jej bardzo imponuje i pewnie wzbudza poczucie bezpieczeństwa...

emo_waitress

No tak, chciał pokojowego, ale mimo wszystko miał sporo okazji by pogadać z nim jak facet z facetem i ostrzec o konsekwencjach dalszego bicia żony - jakby nie patrzeć przemoc w rodzinie to przestępstwo i jako osiedlowy stróż prawa miał możliwość go aresztować i odizolować. A zamiast tego stał i groźnie patrzył, kiedy byli sami, a do konfrontacji doprowadził przy Jessie, niejako ją narażając. To że nie posłucha rady Carol i pójdzie od razu z bronią do Pete'a było raczej wiadome, mimo wszystko to jednak nadal szeryf Rick. Też mi się podobało, że nie zaatakował pierwszy a zachował się dość profesjonalnie jak policjant na wezwaniu nakazując tamtemu wyjść z nim z domu, ale nawet nie znając tego mężczyzny naiwnością jest sądzić, że damski bokser czujący się bezkarnie ot tak dobrowolnie wyjdzie ze swojego domu, bo jego dotychczasowa ofiara wsparta jakimś obcym przybłędą się nagle postawiła.
Racja, nawet Rick był chyba lekko zdziwiony jak Jessie zaczęła nagle warczeć na męża,

Rzeczywiście bardzo trafnie porównałaś przyzwolenie Deanny do tego, co się działo w szpitalu Dawn. W obu przypadkach mieliśmy do czynienia z tolerowaniem niezdrowych dla normalnej społeczności procederów. O ile jednak cały szpital wydawał się taką mrzonką i czymś nierealnym, o tyle w Aleksandrii dziwi, że nikt się nie zebrał w grupie z przywódczynią i nie wpłynął na lekarza. To tylko potwierdza moją tezę z naszej poprzedniej rozmowy, że tam wszyscy mają na wszystkich wytentegowane. Przywódczyni się sfochowała, nie chciała zapiekanki, bo jej synalek się zabił i teraz to w sumie wszyscy już mogą zginąć, bo ona woli płakać do łubudubu xD

Może i Rick dostał nagłą dawkę nieprzewidzianego "character developmentu", ale motyw wpływu uczuć na występowanie bezsensownych lub nieprzemyślanych czynów to bajka stara jak świat. Jasne, można kwestionować nagłe zapałanie uczuciem do dopiero co poznanej osoby, do tego mężatki, ale z drugiej strony po całym tym oglądaniu się za siebie przez tyle miesięcy gdy nagle jest się we względnie bezpiecznym otoczeniu, to wszystkie te dotychczas powstrzymywane emocje mogą się uwolnić jak lawina.

TWD powoli staje się teatrem jednej postaci. Oczywiście, serial zawsze był w zasadzie historią Ricka, ale przyznaję, że w całym sezonie to sceny z nim są najlepsze. Aktor naprawdę daje radę zarówno w scenach wymagających wykrzesania z siebie furii, jak i w tych spokojniejszych.

Valdoraptor23

Rick stał się teraz stróżem prawa, ma nawet stosowny kostium, więc raczej nie mógł pogadać z mężulkiem jak facet z facetem :D Pogadał jak facet z facetem w sprawie bitej żony to kiedyś Szejn, jeżeli dobrze pamiętasz. Duży udział w pogadance miała pięść ex-stróża prawa :D
Mnie właśnie zaimponował Rick tym, że nie wziął spraw w swoje ręce, tylko włączył Naczelniczkę do podjęcia decyzji - nosz przecież to jest ten sam Rick, który wywalił Carol z więzienia samojeden! Więcej, ten Rick, który po poprzednich awanturach okołobabinych dostał ataku dyktatury, która utrzymywała się w nim z krótką przerwą na ogórki praktycznie do tej pory. Więc tym bardziej należy docenić, że poszedł z problemem do sołtysa, a nie załatwił sprawy sztachetką i widłami :D

Również wydaje mi się, że widząc sielską atmosferę Alexandrii poczuł, że po prostu musi wyprowadzić Jessie z Domu Złego, bo jak może tak być, że obok żyją szczęśliwi sąsiedzi, którzy mają na jej krzywdę wyj*bane - w takim razie on jej pomoże: tu i teraz! To była decyzja chwili i w sumie słuszna, bo faktycznie tu masz lekarza, tu dziecioczki i pieseczki, tu dziadki bujające się na ganku, a tu masz zostawioną samą sobie z jej koszmarem kobitę i dziecko. Rick chciał pomóc i sytuacja wyszłaby super, ale niestety w związku z zaangażowaniem elementu romantyczno-erotycznego wyszła klasyczna naparzanka o babę z wiejskiej dyskoteki.

Porównanie Deanny z Dawn nasuwa się samo. Obie pozwalały na zło, obie udawały, że jest okei, bo zło nie odbywało się na ich oczach, obie miały gęby pełne frazesów i bajek o przyszłości, obie traktowały gorzej słabszych i bezbronnych, obie okazują się hipokrytkami, obie mają moc sprawczą, żeby zło ukrócić, ale wybierają łatwiejszą drogę: nic nie widzę, nic nie słyszę, nie ma problemu. Pani Naczelnik mogła uchronić Jessie przed mężulkiem, ONA ma władzę, ona decyduje. A jeżeli lekarzowi się nie podoba i zacznie się stawiać, że np. nie będzie leczyć, dopóki żonka nie wróci, to się mu mówi grzecznie: jak nie będziesz użyteczny, nie wniesiesz nic do społeczności i jeszcze będziesz nas szantażował, to może spędzisz trochę czasu na zewnątrz? Bez jedzenia i broni?
Myślę, że jedna noc by wystarczyła :)
A Deana zyskałaby jeszcze większy mir wśród tubylców.

Oczywiście, że motyw nagłego ataku idiotycznych zachowań podyktowanych głupimi uczuciami to stara historia i kupuję ją w całości... jeżeli jest zgodna z charakterem zaatakowanego bohatera :) Przykładowo w Breaking Bad są sceny, w których Łolter Łajt robi niewiarygodnie wprost głupie rzeczy, które go obciążają i ogólnie utrudniają życie, że nieraz miałam ochotę wejść do serialu i potrząsnąć tym idiotą, aż mu zęby wylecą :D ale nigdy, NIGDY nie mówiłam: źle, nie pasuje. Każda głupota Heisenberga była zgodna z jego charakterem, każda emocja popychająca go do głupich zachowań pasowała do całości. Owszem, może były tam jakieś niedopatrzenia, małe nielogiczności, ale ni tak duże, żebym teraz o tym pamiętała.
W TWD jest tak dużo nielogicznych zachowań, że przestałam już się tym żołądkować. Ale teraz zaraził się tym wirusem Rick, dlatego mnie to mierzi ;)
Bo Rick w serialu rządzi. Na Carlu już położyłam lagę, skoro i tak widzę, że z niego już nic nie będzie. Może Glenn coś pokaże? Aż nie wierzę, ze to piszę :)

emo_waitress

hejka jestem nowy na dzielnicy :D tzn. w świecie żywych trupów odniosę się do dwóch kwestii. Jeśli chodzi o szpital i hotel nad rozlewiskiem to sytuacja jest nie do końca taka sama , ponieważ w szpitalu to tych złych, których trzeba było okiełznać jest więcej niż sam jeden doktorek na całą wioskę i jakby Ci źli się zdenerwowali to po prostu przejęli by władzę więc to jest inny poziom rozgrywki. A jeśli chodzi o blondynę to nie ufam jej za bardzo :D
Druga kwestia. Jeśli chodzi o Breaking Bad to nikt mnie tam tak nie denerwował jak Pinkman :D nie cierpię postaci filmowych, które samą swoją osobą powodują problemy ;) Telepie mną jak widzę kolesia, który mógłby normalnie i spokojnie prowadzić biznes ale zawsze i wszystko musi spieprzyć...
Tyle mego byle do finału i niech ktoś przywiąże Sashe do drzewa pleaseeeeeee

grzesiekmistrz

W szpitalu był jeden główny Oblech gwałciciel, po jego śmierci zaszczyt przejęcia stanowiska głównego creepa przypadł kolejnemu. A reszta godziła się na to, bo skoro szefowej to nie przeszkadza... Gdyby Dawn chwyciła Oblecha za mordę, to by nie dochodziło do nadużyć władzy.

emo_waitress

Nie wiadomo czy był tylko jeden oblech, to tylko nasze założenie. Uważam, że gdyby był tylko jeden, to Dawn, która już wcześniej usunęła swojego kolegę poprzedniego przywódcę, raczej by sobie z nim poradziła. Zapewne był tam jakiś Klub Dżentelmenów-Inaczej. Ciężko sądzić, że Dawn bała się zlikwidować jednego gwałciciela z obawy przed całą resztą "zupełnie czystych i porządnych" policjantów.

Valdoraptor23

Niestety szpital nie został przedstawiony w jasny i przejrzysty sposób (mimo... 3 odcinków? czy nawet 4? niezłe osiągnięcie). Ale na początku ta kobita co uciekła mówi o jednym facecie (nawet mi - i nie tylko mi - przyszło do głowy, że jest tam jakiś świr w podziemiach ^^), potem przewija się cały czas tylko Oblech, ale znowu po jego śmierci coś za szybko, za łatwo pojawia się następca. Więc ja to odebrałam jako jednego "bohatera", dwóch-trzech panów, którzy go podziwiają, bo ma takie ulgi u szefowej, ale jeszcze nie biorą w tym udziału oraz milczącą większość, która chciałaby zmian, ale się boi Dawn i żyje w tym układzie niejako mocą bezwładu, dostając kopa dopiero po ataku Ricka (a mogłaby tak zadziałać Becia, no ale cóż..).
Wielokrotnie pisaliśmy, że szpital z tą zgnilizną moralną byłby kapitalnym tematem do rozwinięcia, ale no niestety nie wyszło :)

emo_waitress

Obecnie ze szpitala w sumie nic nie wynika, poza tym, że Maggie sobie przypomniała na jeden czy tam dwa odcinki, że miała siostrę, pozbyliśmy się Pączka i Glenn miał świetną scenę w drzwiach obrotowych.

emo_waitress

Przez pogadać jak facet z facetem nie miałem na myśli przywiązanie do zderzaka samochodu i przeciągnięcie wokół muru przy akompaniamencie Aidenowych miksów z głośnika, tylko normalne podejście do niego na osobności ze słowami: "Stary, co ty odp...lasz? Chcesz, żeby to wszystko się zawaliło?". Zauważ, że nie ma jednej sceny, gdy Rick mówi Pete'owi, że wie o biciu Jessie. Nie ma żadnych ostrzeżeń, czy próby racjonalnego wyjaśnienia sytuacji, która nikomu nie służy. Rick cały czas kręci się wokół domu, pozostaje na orbicie żonki i groźnie spogląda. Może i przyzwyczaił się do Rickatorshipu, ale opisana sytuacja jest dla mnie przejawem wspomnianego zdziczenia. Tak, poszedł do Deanny, ale czego można było oczekiwać w tej sytuacji od kobiety w techno żałobie? Do tego widać, że jest bardzo powściągliwa w osądach i wszystko musi oglądać po kilka razy. Nigdzie nie wspominam, że miał podejść do Peta na ulicy albo w jakiejś przychodni i rozbić mu łeb o beton, jak Shane ;)

Dla mnie w tej scenie po wyjściu z domu Jessie, gdy widział te dzieci, walczyły w nim uczucia takie jak pożądanie, irytacja z powodu odrzucenia chęci pomocy, wściekłość na aleksandryjską znieczulicę (poświęcenie Jessie i dzieciaków na rzecz "ogólnego dobra") oraz pewnego rodzaju złość na samego siebie wynikająca ze świadomości pobudek jakie nim kierowały. Może to zauroczenie Ricka jest trochę nienaturalne, ale mimo wszystko w przeciwieństwie do Shane'a nie rzuca się jeszcze na babkę, gdy są sami. Sądzę, że Rick jakiego znamy od 1 sezonu jest jednak dobrym człowiekiem i odczuwa to zachwianie balansu pomiędzy wypełnianiem obowiązków zaprowadzania ładu i dbania o bezpieczeństwo mieszkańców z czystymi intencjami i obawami o konsekwencje tolerowania takiej przemocy, a "pożądaniem żony bliźniego swego".

Wspomniałem, że w komiksie Rick wypadł "pozytywniej", tam zaczęło się od podbitego oka syna Peta, dopiero potem wypłynęła kwestia bicia żony. Troska o los dziecka wypadła całkiem realistycznie w przypadku ojca i stróża prawa. Wątek uczuć do Jessie wkroczył jakoś później. Tu twórcy postanowili nieco przyspieszyć sprawy, moim zdaniem dla rozmycia tego kontrastu o którym mówiłaś - Aleksandria źli, Ricki dobrzy - abyśmy mogli się nieco wkurzyć na Ricka oraz jego zachowanie. I pewnie też dlatego, żeby dobrnąć do jakiegoś sensownego cliffhangera. Osobiście wolałbym żeby Tyreese padł w 10 minut, a wątkowi Rick-Jessie dano więcej czasu celem stworzenia lepszego podłoża do konfliktu. Wątek szpitala po śmierci Noah teraz wydaje mi się zupełnie bezsensowny, poza stworzeniem wielkiej tajemnicy o tym kto porwał Beth i mitu popapranego księdza kanibala w aucie z krzyżem.

Charakter to charakter, a emocje to emocje. Ktoś może być spokojny i małomówny, a wobec osoby, którą darzy uczuciem stać się duszą towarzystwa. Wielokrotnie w TWD przewija się motyw "misji", którą bohaterowie zasłaniają sobie trudy życia w świecie zombie. Może dla Ricka czymś takim jest właśnie teraz uratowanie Jessie, która mu się podoba. Nie musi już myśleć za grupę, dowodzić, uspokajać i powstrzymywać grupowych mental breakdownowców, nagle cała jego dotychczasowa rola jest w pewnym sensie zbędna. Nie dziwi mnie zatem, że pogrążył się bez reszty w czymś takim.

Ciekawe w sumie, kto siedzi z Judith, skoro Carl wychodzi na wycieczki krajoznawcze a Rick wciąż chodzi po mieście.

Valdoraptor23

A to ok, sorry, źle cie zrozumiałam :) Oczywiście zgadzam się odnośnie takiego podejścia, w ogóle najlepszym rozwiązaniem byłoby spotkanie jego, Deanny, Jessie oraz Pete'a w tej sprawie, ale no cóż, nie wymagam zbyt wiele, bo to mimo wszystko czas apo i nasz nowy Rychu. Ogólnie sytuacja jest z góry skazana na porażkę, bo raz że Dijana teraz ma klimaty z Castle Party, dwa, że wiedziała i miała w nosie, trzy, że Pete jednak nie jest be, bo nie wyciska pasty do zębów do końca, tylko leje do krwi małżonkę, a cztery - wszystkie pobudki Ricka jako prawomocnego, wiarygodnego stróża prawa są co najmniej wątpliwe, a w zasadzie to są wypikselowane i oznaczone napisem "cenzura".

Co do reszty twojej wypowiedzi: masz dużo racji - właściwie masz całkowitą rację i czytając taki tekst z dobrze wyłożonymi argumentami po raz kolejny łapię się na tym, że czytam, widzę w tym sens, ale potem przypominam sobie serial... i twoja analiza przebija treść pokazaną w TWD :D Nie umiem tego wytłumaczyć, ale to jest tak, że twój opis tego co się dzieje jest jakby nałożeniem gustownego melonika od renomowanego kapelusznika z Londynu na kudłatą główkę Daryla: niby rozmiar pasuje, wszystko jest ok, ale widać, że kapelutek jest zbyt dobry na kudełki :D
Po raz kolejny widać, że fani tworzą lepsze scenariusze i lepsze rozkminy, niż spoceni tfurcy, którzy z takim trudem produkuję się przy czymś, co jak widać na powyższym poście powinno się samo pisać.
Absolutnie podoba mi się twoje wytłumaczenie zachowania Ricka. Słabo je widzę w serialu, bo wykonanie ujowe (nie z winy Endrju), no ale czy to pierwszy raz? ;)
Jakoś tak mnie wzruszenie, ale i smutek i melancholia ogarnęła, jak zawsze po dobrze wyłożonej analizie zachowania bohatera TWD :) Dobrze i co ważne - lepiej niż pokazanej w serialu. Smuteczek :')

Z Judith siedzi pewnie jakiś walker i dobrze, niech się dziewczyna chowa na totalnego badassa!

emo_waitress

Dokładnie, konfrontacja byłaby najlepsza, albo coś w stylu wiejskiego zgromadzenia, gdzie omawiane są obecne problemy i Rick wychodzi, by podsumować zaobserwowane błędy i wywołuje Pete'a, by przy wszystkich powiedział, czemu bije żonę. Może gdyby wszyscy się otwarcie o tym przekonali, to powstałaby jakaś babska ogólno-aleksandryjska inicjatywa odizolowania Jessie od męża.

Moim zdaniem przemoc w rodzinie może wystąpić w dwóch przypadkach - albo gdy ktoś jest po prostu sadystą lub chorym psychicznie, albo gdy występuje jakiś niedobór rodzący frustrację i agresję. W Aleksandrii w przypadku osiedlowego lekarza nie widzę żadnych niedoborów, więc problem leży najpewniej w charakterze danej osoby - słowem, Pete jest po prostu dupkiem. Ma niezłą laskę i tyle szczęście, że uchowało mu się w niezłym piekle dwoje dzieci, a jeszcze przejawia jakieś chore skłonności. Jedyny sensowny sposób rozwiązania tej sytuacji to izolacja, a jak się nie podoba to danie wyboru (może nie tak drastycznego jak Carolowe ciastka) - albo się uspokoi, albo wypad za mur, o czym przedtem wspominałaś.

Ja się natomiast łapię na tym, że czytając posty na forum po odcinku dostrzegam sporo rzeczy, których sam nie zauważyłem i dzięki lekturze sam dochodzę do nowych wniosków. Taka burza mózgów, hehe :) To że czasem głębia domysłów znacząco przebija zamiary twórców to już inna bajka.

Coraz bardziej mi się wydaje, że twórcy popędzili pewne wątki, żeby nie skończyć sezonu zwykłym odcinkiem, jak wszystko się dobrze układa w Aleksandrii. Mogliby jednak wspomnieć na początku odcinka, że np minęło już tyle a tyle czasu odkąd przybyli, żeby między odcinkami upływał jakiś określony czas, dzięki czemu nie mielibyśmy wrażenia "romansu od trzech dni" itp. Coś takiego wyczytałem na wiki z opisu odcinka "Spend":
"While talking to Glenn, Noah reveals it has been one week since the events of "Remember"."

Haha, pewnie, niech się dzieciak uczy od małego ;D

Valdoraptor23

A mnie się wydaje, że Pete (czemu w swojej recenzji nazwałam go Ron??) jest typem podobnym do Oblecha - a mianowicie, możliwe że w miarę zwyczajny człowiek nagle dzięki pewnemu zbiegowi okoliczności zostaje obdarowany władzą praktycznie nieograniczoną, jest postawiony w sytuacji, w której może robić co chce, bo z racji sprawowanego stanowiska, nikt mu nic nie może zrobić. Tacy ludzie bez tych okoliczności mogą przeżyć całe życie jako przyzwoici ludzie i umrzeć jako porządni obywatele.
Niestety żeby sprawować taką władzę, szczególnie jak się otrzymuje nagle i bez przygotowania, trzeba być silnym psychicznie, żeby nie doszło do jej nadużyć. Oblech i lekarz, którzy do tej pory byli zwykłymi, przeciętnymi obywatelami, nie poradzili sobie z opanowaniem nowych, nieograniczonych możliwości, nie mieli siły, żeby oprzeć się pokusie.
Ale nastała zombi apo i policjant, który był do tej pory trzymany w ryzach procedurami, społeczeństwem patrzącym mu na ręce, szefostwem, mediami ma nad sobą tylko szefową, która nad nim panuje tylko w teorii. Facet odkrywa, że może przesuwać granice i nie spotyka go żadna konsekwencja, więc przesuwa je coraz dalej.
Tak samo lekarz - nie wiadomo, jaki był przed apokalipsą, może miał w sobie jakieś tam zalążki sadyzmu, a może odezwało się to w nim dopiero teraz - tego nie wiemy (mężulek został przedstawiony jako typowy damski bokser z tabloidu, wiec ciężko tu snuć przypuszczenia). W każdym bądź razie też mamy sytuację, w której ofiara jest całkowicie bezbronna, zostawiona sama sobie, a oprawca nie ma nikogo, kto by go trzymał w ryzach i co ważne - UKARAŁ. I ze względu na swój status jedynego lekarza czuje się całkowicie nietykalny (ciekawe jak by zareagował na Boba? Albo przyjazd tego lekarza ze szpitala?).
No więc jak nie ma silnego przywódcy - silnego psychicznie i moralnie - w szpitalu i nie ma w Aleksandrii, to zło mogło wykiełkować u tych, którzy mieli takie predyspozycje. Skłonności, które może w normalnych czasach pozostałyby w uśpieniu na całe życie :)

emo_waitress

Racja z tym dostrzeganiem okazji i ujawnianiem ciemnej strony. Szpital jednak był bardziej patologiczny i rządzony twardą ręką (przynajmniej w przypadku tych słabych jednostek, które nie miały nic do powiedzenia). Tam były takie jakby kasty, lider, grupa "oficerów", jednostki przydatniejsze i plebs utrzymywany pod przymusem chyba tylko dla zaspokajania potrzeb co po niektórych. Wszystkie informacje są tak szczątkowe, że nawet teraz nie wiadomo jak to wszystko poprawnie zinterpretować. Czemu ludzie bali się Dawn, skoro na koniec prawie nikt jej nie poparł, czemu wszyscy chorobliwie kłamali i kręcili, czemu wszyscy żyli tam jak w bezpiecznym azylu, a jednak non stop przejawiali jakieś chore zachowania, brak współpracy itp. Dla mnie to wszystko jest jak informacja radiowa zasłyszana w zatłoczonym autobusie, coś tam usłyszysz, coś ci się wyda, coś się zniekształci i finalnie wychodzi takie dziwne nie wiadomo co.
W Aleksandrii natomiast mamy grupę teoretycznie równorzędnych jednostek, które biernie zezwalają na przemoc wobec równorzędnej im jednostki ze strony jednostki "potencjalnie i w pewnych sytuacjach" ważniejszej. Lekarz, o którego talencie i umiejętnościach tak naprawdę nic nie wiemy bije żonę z powodów, o których nic nie wiemy. Do Ricka zwraca się z pogardą stwierdzając, żeby sobie nie myślał, że ma nad nim jakąkolwiek władzę, po czym rzuca się z pięściami. Można tylko wnioskować, że był zwykłym sadystą i apodyktycznym psychopatą, który lubował się zadawaniem bólu i nie znosił sprzeciwu. Wielokrotnie można się spotkać z tego typu postacią w literaturze.
W filmiku z recenzją odcinka usłyszałem też, że można by skłonić Peta do przeszkolenia kilku osób z podstawowej opieki medycznej. Wtedy nie byłby już taki ważny. Poza tym tak naprawdę co lekarz mógłby zrobić, gdyby został upomniany i odizolowany od żony? Obrazić się i uznać, że nie będzie leczył? No to przystawić mu pistolet do głowy i oznajmić, że jeśli ktoś umrze z jego winy, to on będzie następny. Tylko do tego potrzeba by przywódcy pokroju Abrahama, a nie jakiejś babinki spędzającej czas na zastanawianiu się nad maszynką do makaronu...

Valdoraptor23

Słuszna uwaga odnośnie gdybania o szpitalu i Alexandrii na podstawie szczątkowych informacji :)
Na tych szczątkach pozwolę sobie dokonać diagnozy :D
Otóż wydaje mi się, że zarówno Dawn jak i Dijana są takimi wygodnymi szefowymi - wygodnymi dla podwładnych, bo jest ktoś, kto podejmuje decyzje.
W prawdziwie zdeprawowanych jednostkach nie budzą strachu i nad takimi jednostkami miłe panie nie mają właściwie władzy. Dlaczego więc utrzymują się na stołkach? Bo typy w rodzaju Oblecha i mężulka najlepiej czują się w pozycji pana i władcy nad wybranymi jednostkami, nad którymi lubują się znęcać, ale nie mają w sobie parcia na świecznik - tacy cisi oprawcy, którym wystarczy nurzanie się w atmosferze, którą stwarzają. Dla Oblecha wygodna jest Dawn, bo ona zarządza - robi coś, co jest nudne, męczące i prawdopodobnie zbyt wyczerpujące intelektualne, niż swojska przemoc. Układ z takimi Naczelniczkami jest bardzo korzystny dla wszystkich Oblechów świata. One żyją iluzją władzy, oni mają ciepłą, niewymagającą posadkę z mnóstwem korzyści.

Dlaczego w takim razie takie patologie mogą mieć miejsce w szpitalu i Alexandrii? Dlaczego Dawn i Dijana mogą się utrzymać mimo zła dziejącego się pod ich nosem i nie ma buntu? Z bardzo prostego powodu: obie miłe panie są dobre w zarządzaniu i zdobywaniu moresu wśród zwykłych ludzi. Wśród potencjalnych ofiar. Wśród tych, którzy na nią nie podniosą ręki. Przecież jakoś pozostali policjanci, ci w miarę ok są źli na Dawn... ale nic z tym nie robią. Pacjenci są zastraszeni... ale chcą uciekać, zamiast się zbuntować. Komu Dawn sprzedaje plaskacza: gwałcicielowi, czy Beci? O kogo się ciska, bo wie, że wykona potulnie polecenie? Biedaczyna Noah :)
O Alexandrii zbyt mało wiemy, ale jak widać Djana bardziej się skupia na kamerkach, imprezkach zapoznawczych, obsadzaniu stanowisk, niż realnych problemach typu: nosz kuźwa mamy tylko jednego lekarza - który na dodatek nadużywa swoje stanowisko - jak rozwiązać ten problem, który szkodzi osadzie i mi jako szefowej? I jak piszesz: zarządzić szkolenia i zgnieść potencjalny bunt lekarza siłą. Ale nie zrobi tego, bo jej forma okazania siły, to wywalenie za mur, co jest aktem pasywnym, umywaniem rąk. Dijana, jak i Dawn nie są zdolne do czynów aktywnych, do konkretów, do brudnej roboty wykonywanej własnymi rękami. Dlaczego tak bardzo nalega na Ricka, jako szeryfa? Dobrze się jej roi w głowie w kwestii stróża prawa, ale problemem okazuje się to, że Rick zamiast działać w cichości i nie zakłócać feng shui, wywleka na światło dzienne, centralnie na rynek brudy osady i na dodatek ma czelność WPROST się jej sprzeciwić. Można się założyć, że ona nigdy nie widziała, nie doświadczyła czegoś podobnego ani jako polityczka, ani jako naczelniczka osady. A tu ułaaaa, krew i pięści i ktoś mówi W BIAŁY DZIEŃ, że ona jest do dupy :D

Dawn i Dijana w sumie mają iluzoryczną władzę, respektowaną tylko przez tych, którym albo jest to wygodne, albo są za słabi na sprzeciw.
Czy taki Oblech mógłby zaistnieć pod rządami Ricka, czy Filipa? Tak, ale TYLKO wtedy, gdyby ci im na to wyraźnie pozwolili.

emo_waitress

Zgadzam się w zupełności z Twoimi wnioskami. Takim osobnikom na rękę jest podleganie komuś, kto musi myśleć za innych, podejmować trudne decyzje i tworzyć jakieś strategie, ale przy zachowaniu świadomości o własnej "wartości", czy to jako obrońca-policjant, czy jako lekarz.

Faktycznie mamy tu do czynienia z biernością, wygnaniem jako formą najwyższej kary, czyli jednym słowem umyciem rąk i pozostawieniem decyzji w rękach (i paszczach) zombie. I w przypadku Peta to chyba właśnie nie tyle zombie apokalipsa, a ta bierność przywódczyni była podstawowym czynnikiem ujawniającym patologiczne skłonności. Bo czy tak naprawdę mieszkańcy Aleksandrii odczuli jakoś boleśniej skutki epidemii przy założeniu ich samowystarczalności? Tymczasem nobilitacja lekarza i brak jakiegokolwiek oporu ze strony innych ludzi umożliwił rozrost jego ego do poziomu, w którym niczego się już nie obawia.

Pamiętasz, jak Ed szarpał Carol podczas prania nad jeziorem? Inne kobiety (o ile dobrze pamiętam, były to Andrea i Jacqui) od razu się za nią wstawiły, a Shane przywołał go do porządku. Jasne, w grę wchodziła wściekłość Shane'a wywołana innymi wątkami, a Ed finalnie nie dostał szansy zareagowania w jakiś sposób na zaistniałą sytuację, ale tak czy inaczej te wydarzenia pokazują nam jak znacznie różniła się grupka dopiero co poznanych ludzi zgromadzona pod Atlantą od mieszkańców osady, którzy żyją razem od prawie 2 lat, gdzie nikt nie zainteresował się siniakami na twarzy dziecka (a przecież wspomniano też, że w Aleksandrii działała szkoła) czy sąsiadki.

Odnośnie tych różnych grup, ciekawe co by było, gdyby np taki Aaron dotarł do Woodbury i zaprosił autobus pełen Woodburczyków z Gubciem na czele do Aleksandrii. Wręcz słyszę ten śmiech Filipka na widok osady :)

Valdoraptor23

O, ja sobie to wyobrażam - tak samo jak Joe pukającego do Aleksandrii bram, zajmującego co się da, w tym maszyny do makaronu... lub oprawców, którzy wywołali kanibalizm w Terminusach. Bardzo bym chciała zobaczyć Dijanę sprzedającą swój program wyborczy tym ludziom :o

DLATEGO tak bardzo mi brakuje rozmowy, opowieści Ricków o ich przygodach, o świrach napotkanych na swojej drodze, o STRATACH. Brakuje tego szoku na gładkich licach aleksandryjczyków, brakuje zrozumienia, albo przynajmniej chęci zrozumienia, czym jest apokalipsa i co ich szczęśliwie ominęło.

Dałabym się pociąć za tekst Karolci wygłoszony do Jessie czy innej matuchny tulącej dziatki: mogłaś być jedną z nas. Jeden taki smaczek wynagrodziłby mi posuchę fabularną tego sezonu i wszystkie te Becie i klęczące Abrahamy :D

ocenił(a) serial na 1
emo_waitress

Ale nie porównujmy zachowania Ricka z sezonu drugiego, a teraźniejszego... Przecież to dwa różne Ricki są.

ocenił(a) serial na 5
emo_waitress

Carol była typową podręcznikową ofiarą przemocy: zniewolona, uległa, brała winę na siebie, bała się męża i jak ognia unikała jakiejkolwiek prowokacji.
A ta blondynka... może ona lubi czasem dostać? Różne są zboczenia...

acidity

Związek sado-macho? To może Rychu nie potrzebnie wkroczył i zepsuł im dobrą zabawę? ;)

ocenił(a) serial na 7
emo_waitress

Sytuacja z tą jessi pokazuje jak podli mogą być ludzie, ważniejszy jest pozytyw z posiadania lekarza który nam uratuje tyłek jak będziemy mieć gorączke, a nad bitą, gwałconą i poniewieraną kobietą będziemy milczec i udawać, że jej nie ma bo tak jest dla nas lepiej i wygodniej.

emo_waitress

Tylko że Rysiek się zmienił od czasu trójkąta z Lori i Szejnem. To jest Rysiek, którego próbowali zjeść. Teraz to Rysiek, który zabił gościa w Atlantic tylko dla tego, że mu gość próbował uciec. Teraz to Rysiek, który woli strzelać na dzień dobry niż ryzykować, że trafi na złych ludzi. Rysiek który nowo poznanego, pojmanego gościa najpierw na wszelki wypadek pieprze po gębie, a potem dopiero omawia transfer do nowej drużyny. Ryśkowi też się od życia coś należy za bycie jedynym sprawiedliwym, a przy tym skutecznym.

sputnick

No i spoko. Tylko że zmiany w Ricku przejawiają się w innych aspektach surwiwalu, niż zajęcie mienia ruchomego pod postacią cudzej żony z odpowiednio rozłożystymi biodrami :D Rychu owszem, jest już zatwardziałym surwiwalowcem zdolnym do wszystkiego, żeby ratować bliskich, ale żeby od razu lubieżnie gładzic broń na widok męża dziuni, na którą leci? Eeeeee.... Strasznie mnie to razi.

emo_waitress

Tu się zgodzę. To Szejnowe gładzenie broni w wykonaniu Rycha wydaje się sztuczne i naciągane, zwłaszcza, że Ryś preferuje szamotaniny w parterze nad pojedynkami na broń strzelecką.

sputnick

U Szejna też się to rozwijało dwa sezony, nie dwa odcinki :) Przez to - choć irytujące - dało się kupić. No i Szejn był jeszcze bardziej rozchwiany, bo była ukochana, a mąż ukochanej był najlepszym kumplem. Było w tym mnóstwo skomplikowanych uczuć.

emo_waitress

http://cheezburger.com/8468150016/funny-walking-dead-rick-grimes-insane-puns-car l-advice

;)

ocenił(a) serial na 8
emo_waitress

Emo - 100 % popieram i zgadzam się co do Ricka. (Możesz nawet rzucić okiem na to co pisałem i innym poście). Ja po prostu nie ogarniam co gość zrobił.... wszedł do Jessie " bla bla, on Cię bije, i Cię zabije, a ja nie chce żebyś zginęła" wychodzi, łapie super refleksję, wraca i mówi - TO SAMO ?! WTF? a najlepsze, że Jessie uległa O_O'.
Tekst Ricka w monologu - "Koniec z Waszymi rządami"... wiecie co? To jest żenujące... Wyobraźcie sobie, że nie wiecie co będzie dalej będzie, że nie czytaliście komiksu i że być może tam faktycznie jest bezpiecznie - no gość zachowuje się jak jakiś debil. Tego nawet po Merlu bym się nie spodziewał.

Nadal uważam, że żaden z niego lider i przywódca. Po prostu brak innego silnego samca dodaje mu jaj, a jak ma opór to już nie jest kolorowo. Póki był Shane Rick był stonowany. Nie wiem czy pamiętacie koniec 2 sezonu kiedy Rick jako jedyny pozostały facet (Glen za dobry, a Hershel za stary), mówi oficjalnie, że to teraz on RZONDZI. Tutaj tak na prawdę dał sobie spuścić łomot od chirurga, który zaprawiony w boju nie był. I tylko jak sobie pomacha spluwą to jest mocny.

Van_Zax

http://cheezburger.com/8467642368/funny-walking-dead-rick-grimes-kicked-out

:D

ocenił(a) serial na 8
Valdoraptor23

Ahahahaahh :) 10/10

ocenił(a) serial na 9
Valdoraptor23

Jessie wygląda idealnie bo mąż jej teraz nie bił - poza tym pewnie wie gdzie i jak bić.

Mikael82

Może i tak, ale dziwne jest też ekspresowe przejście z zalęknionego trybu "Nie, nic nie rób, lepiej go nie drażnić, bo będzie tylko gorzej" do pełnego pewności siebie trybu "Wynocha z naszego domu!". Ta pierwsza reakcja wyglądała wręcz, jakby Jessie wcześniej była po pomoc u Deanny i ta albo kazała jej siedzieć cicho bo to lekarz, albo tylko przyszła i pogadała sobie z Petem po przyjacielsku, za co potem Jessie dodatkowo oberwała.

Mikael82

Wygląda idealnie, bo ma męża lekarza, który po spuszczonym łomocie szybko ją uzdrawia, żeby nikt nic nie wiedział. Taki dobry lekarz... I jak tu go zabić? :p

ocenił(a) serial na 6
Arolowy

wątek saszy to jakaś pomyłka, w sumie sama postać też
musi odejść

a odcinek no to jeśli chodzi o te ostatnie kilkanaście minut super, super ujecie jak wypadają przez okno, i super puenta w postaci miszon

7/10

ocenił(a) serial na 8
Arolowy

ciekawe kiedy bedzie z napisami...znam angielski ale oni mowia tak niewyraznie jakby potrzebowali rutinoscorbinu

ocenił(a) serial na 3
dzikudzina

Napisy były już koło 11.

ocenił(a) serial na 6
Arolowy

Sam odcinek był naprawdę ok. Nawet zaczynam jako-tako tolerować to, że Sasha jeszcze żyje i MIMO WSZYSTKO po dzisiejszym odcinku nabrałam nadziei, że jeszcze wróci do równowagi psychicznej (marzenia ściętej głowy?) .
Co do wątku z Jessie - też byłam TAKA dumna, kiedy próbował być opanowany, ale koniec wszystko zniszczył. Mimo, że kompletnie stracił panowanie nad sobą i pewnie bardziej straszył, niż przekonywał - dlaczego Michonne!? Racjonalnie czy nie, ja poczułam się zdradzona.

ocenił(a) serial na 6
szanona

Miszon, bo przed Alexandrią oni się z szeryfem trochę ten teges. A jak zobaczyła, że ten zaczyna świrować na punkcie blondyny, to mu przyłożyła tym samym definitywnie kończąc ich ciepłą relację ;P

A tak na serio - nie wiem, pewnie dlatego, że Miszon ostatnio nie miała niczego istotnego do roboty.

majinus

Moim zdanie Miszon, dlatego że ona się nie boi Ricka i wie do czego jest zdolny (widziała np konsumpcję karkówki Joego), a jako że spędzili razem sporo czasu, to w pewnym sensie jest jej bliski, więc nie chciała, żeby Rick w napadzie seksualnej frustracji zastrzelił jakiegoś pechowca, któremu by się coś wymsknęło, albo jakiś narwany aleksandryjczyk zapragnął przejąć posadę konstabla i zastrzelił Ricka pod pretekstem dbania o bezpieczeństwo. Jak dla mnie to ona go po części uratowała.

ocenił(a) serial na 6
Valdoraptor23

A na Wielkanoc nasz Mistrz kuchni Ryszard Grymas poleca: KARKÓWKĘ JOE'GO! Już za jedyne 11.99 zł za kilogram! <muzyczka z jakiejś tam reklamy>

Arolowy

A także książka kucharska Carol, a w niej przepis na zapiekankę i zabójcze ciastka :D

ocenił(a) serial na 8
Valdoraptor23

Polecam również czarne nóżki z kuchni Garetha za jedyne dwa szwendacze.
Miszon z pewnością nawiąże romans z Ryszardem, ale to po <spoiler komiks> śmierci blondi żonki i zastąpi wątek Andrei.</spoiler komiks>
Zabrakło mi tylko w końcówce tego odcinka sceny gdzie Ryszard pyta "Co robisz?", a Miszon "Naprawdę muszę Ci mówić?" i Rychu rozgląda się po okolicy i pacza jak inni paczają i widzi przerażenie w paczadłach paczaczy i mówi "Yyy nie. Jesteś zazdrosna?", a Miszon "Tak..." i nagle padają w swoje objęcia. KORAL zaczyna skakać i krzyczeć "Hura mam nową mamę!".
Nom dobra końcówkę zmyśliłem :v.

ZjedzCiastko

Twój nick mnie przeraża. Czy to nawiązanie do Carol i Sama? :p

plenum

http://cheezburger.com/8468825856/funny-walking-dead-walker-should-have-chosen-c ookies :D

ocenił(a) serial na 9
Arolowy

Widać że Rick daaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaawno nie umoczył :). Szczerze jestem zaskoczony jak doktorek długo walczył. Aż mało prawdopodobne ponieważ Rick to chodząca maszyna do zabijania.

ocenił(a) serial na 8
magik30

No ba, Rychu nie umoczył już prawdopodobnie od euforii po spotkaniu z Lori w 1-szym sezonie. Bardzo podoba mi się, w jaki sposób twórcy serialu pokazują szaleństwo Ricka - ten człowiek przeszedł już tyle złego, że nie jest w stanie funkcjonować w takim stricte normalnym społeczeństwie, bajkowej cywilizacji pokroju obiecanek-cacanek rodem z Terminusa. Szkoda tylko, że w tym swoim zezwierzęceniu traci szansę na zrealizowanie planu Deanny - odbudowy cywilizacji. Jak dla mnie ten plan ma szansę, to jest dobra ideologia. Być może Alexandria jest mała, ale ma potencjał. Szkoda tylko, że przez paru kretynów cały misterny plan w piz.du

ocenił(a) serial na 9
MrFantastic

idea dobra ale sama opiekunka/naczelniczka jest zła żeby idea przetrwała. jeżeli wiedziała co się dzieje u jessi i tolerowała to tzn. że coś z nią jest nie tak, albo budujemy cywilizowaną cywilazcję ze wszystkimi jest aspektami albo budujemy chorą w której jeżeli człowiek jest kimś przydatnym to może robić co chce. nie ma tego i tego. tak nie wychodzi. przybycie ricków pokazało to jaka naprawdę jest ta osada i ludzie tam żyjący nic w tym złego nie widzą ale chcą zbudować zajebistą cywilizację.