Artykuł

Na własną rękę

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Na+w%C5%82asn%C4%85+r%C4%99k%C4%99-87915
Że już w Biblii zdefiniowano to zagadnienie, jest powszechnie wiadome. Że było przedmiotem wielu naukowych rozpraw, też nie trzeba udowadniać. Że na warsztat wzięły je najtęższe literackie głowy, uwierzcie na słowo Prousta.  Kino też lubi masturbację – szkoda tylko, że tak rzadko widzi w niej coś naturalnego, spontanicznego i bezkarnego.


"Turn Me On, Goddammit"

Proust wymieniał dwie funkcje masturbacji: pierwsza z nich, pierwotna i autonomiczna, jest doskonałym potwierdzeniem samotności. Druga, wtórna i kompensacyjna, wskazuje na brak, z którego się bierze: brak ukochanej kobiety. Zostawmy na chwilę problemy wieku dojrzałego i wróćmy do jednego z nastoletnich klasyków – Jima ("American Pie"), do którego niedawno dołączyła mniej klasyczna, ale równie reprezentatywna Alma ("Turn Me On, Goddammit"). Autoerotyzm ma dla nich związek ze wstydem lub upokorzeniem. Epizod z szarlotką czy bajońskie sumy wydawane na seks telefon nie są w stanie ich zatrzymać, bo ich ciało domaga się właściwego traktowania. Obiecują sobie jednocześnie, że wraz z nadejściem normalności (czytaj: dorosłości, bo każdy nastolatek wie, że szkoła średnia to stan wyjątkowy), porzucą autoerotyczne praktyki. Masturbacja jest dla nich nędznym substytutem, którym mogą się cieszyć dopóty, dopóki w ich zasięgu nie znajdzie się seks. To narzędzie, które pomaga im nabrać jakichkolwiek wyobrażeń o własnym ciele. Narzędzie, które na pewno wyrzucą, gdy w ich życiu pojawią się inne ciała.

Masturbacja może być w kinie postrzegana jako coś naturalnego, ale najczęściej wtedy, gdy jest elementem inicjacji i metodą samopoznania. Nawet kiedy sięga po niego Betty Parker ("Miasteczko Pleasantville"), stateczna żona i córka, nie robi tego, by doświadczyć odrobiny przyjemności,  ale by zrozumieć sens zachodzących wokół zmian. Wieńczący ten akt pożar drzewa jest najlepszym dowodem na to, że masturbacja, mimo swych zbawiennych skutków, powinna pozostać  doświadczeniem jednorazowym. Rzeczywistość oczywiście weryfikuje te wyobrażenia i okazuje się, że nawet obecność innych ciał nie jest w stanie uchronić nas przed pokusami autoerotyzmu.

 
"Miasteczko Pleasantville"

Pół biedy, jeśli masturbacja rzeczywiście jest związana z tęsknotą i nieobecnością, czyli spełnia funkcję kompensacyjną, jak określił to Proust. Wówczas niechybnie wiąże się z niespełnieniem i rozczarowaniem i oznacza ciągłe potwierdzanie czyjejś nieobecności. Zwykle towarzyszy jej wzmożona praca wyobraźni, która nie pozwala precyzyjnie oddzielić fantazji od rzeczywistości. Najbardziej radykalna i dwuznaczna jest w tym kontekście scena w hotelu z "Brązowego królika", w której Chloe Sevigny uprawia fellatio z Vincentem Gallo. Wyobrażenie bohatera nie ogranicza się do samego stosunku. Cała jego rzeczywistość, zarówno hotelowa, jak i ta z długiej podróży przez kraj, jest całkowicie wyobrażona. Daisy (Sevigny), choć  martwa, nie odstępuje mężczyzny na krok. Jej obecność jest tak dotkliwa, że w ostatniej scenie akt autoerotyzmu przyjmuje postać fellatio. Potem kurtyna fantazji opada – bohater po raz kolejny musi przeżyć śmierć ukochanej i odczuć związane z nią poczucie winy.

Filmowy autoerotyzm to również podkreślenie własnej samotności i samowystarczalności. Coś, co jeszcze niedawno, a więc w czasach "Seksu w wielkim mieście", było postrzegane jako kolejny, bardzo przyjemny sposób spędzania wolnego czasu, przez współczesne kino traktowane jest przede wszystkim jako wyraz bezsilności i niemożności nawiązania tradycyjnych stosunków seksualnych i społecznych. To wyraz postępującej alienacji.

 
"9 Songs"

Autoerotyczny akt Lisy z "9 Songs" potwierdza rozpad jej idealnie "czystego" związku z Mattem. To jednoznaczny komunikat: chcę być sama. Jednocześnie, jest to akt potwierdzający alienację całego pokolenia, którego reprezentantami jest filmowa para. Pokolenia skoncentrowanego na przyjemnościach doczesnych, które swoje dorosłe życie opiera na związkach cielesnych i chwilowym spełnieniu. Decyzja dziewczyny, podobnie jak całe jej życie, jest egoistyczna i nie pozostawia Mattowi żadnych wątpliwości. Lisa uwierzyła w model bycia tylko dla siebie i, pewnie jako jedna z niewielu, postanowiła go urzeczywistnić. Scena, w której dotyka się na łóżku, nadaje filmowi ciężar moralitetu społecznego i jednoznacznie ją piętnuje. Rozstanie kochanków ma w finale wymiar całkowitego upadku bohaterów.

Lester Burnham z "American Beauty" twierdzi, że najprzyjemniejszą chwilą każdego dnia jest ta spędzona z samego rana pod prysznicem, gdy może w spokoju się masturbować. To proste wyznanie męża i ojca sygnalizuje nam, że coś się dzieje. Że ta historia, która zaczyna się od tak jednoznacznie brzmiącej deklaracji, zapowiada zmiany. No bo życie, które zaczyna się od porannej masturbacji, musi się zmienić. Mowa o egzystencji, która pomimo pracy, domu, żony i córki, a może właśnie ze względu na nie, nie spełnia oczekiwań bohatera. Autoerotyzm staje się najwymowniejszym symbolem pustki, w której żyje Lester.

 
"Sponsoring"

To, od czego rozpoczyna się opowieść o Lesterze, wieńczy historię Anne ze "Sponsoringu". Podążając za dwoma młodymi prostytutkami, kobieta odkrywa, że coś ją ominęło. Jakaś część rzeczywistości, choć przecież zasługuje na całość, jest dla niej niedostępna. Anne zamyka się więc w nowoczesnej łazience, rozkłada na podłodze ręcznik i usiłuje to coś odnaleźć. Nie w szczerej rozmowie z obojętnym mężem, a w budzącym obrzydzenie do samej siebie akcie autoerotycznym. Tak jak wcześniej był on zapowiedzią problemu niespełnionych oczekiwań, tak teraz jest zwieńczeniem historii o ich zupełnym braku.

Jedynym dostrzeganym przez Anne problemem jest kwestia moralności prostytutek. Bohaterka odnosi ją do swojego życia, którym w przeciwieństwie do losów call-girls rządzą nieszczerość i seksualna abstynencja. Autoerotyzm jest jedynym pomysłem Anne na poradzenie sobie ze zdobytą wiedzą. Pomysłem karkołomnym, dodajmy, który ujawnia pustkę tkwiącą zarówno w jej inteligenckim życiu, jak i w życiu uprawiających seks za pieniądze Charlotte i Alicji. Grymas rozkoszy bardzo szybko przechodzi w grymas rozpaczy, który pozostanie na jej twarzy znacznie dłużej.


"Wstyd"

Najbardziej zrozpaczonym przedstawicielem nowego pokolenia jest Brandon ("Wstyd"), który każdą miną i gestem przeczy wrażeniu doznawanej rozkoszy. Na jego przystojnym obliczu zbyt często gości wyraz odrazy, byśmy mogli się łudzić, że ta historia może mieć happy end.  Ani przez chwilę nie widać na jego twarzy spełnienia, które tłumaczyłoby jego życie i wszystkie podejmowane przez niego decyzje. Brandon jest więźniem własnego wyobrażenia o tym, czego oczekują od niego kobiety, mężczyźni i on sam. A oczekują gotowości do odbywania spełnionych stosunków seksualnych, oczywiście! Powtarzane przez niego akty samogwałtu - w pracowniczej łazience, domowym zaciszu, miejscu publicznym – są jedynie kolejnym sposobem potwierdzenia swojej "przydatności" w cudzych oczach.

***

To, co było kiedyś wyjęte spod społecznej kontroli i okazało się aktem pozbawionym wstydu i znaczeń, aktem symbolizującym seksualną energię, staje się kolejnym sposobem na podkreślenie upadku lub kiepskiej kondycji współczesnego człowieka – istoty, która usiłuje sprostać zbyt wysokim wymaganiom stawianym jej przez społeczeństwo. Kino podążyło za oceną jednego z największych współczesnych moralistów – Houellebecqa, który oskarża stworzoną na kanwie rewolucji seksualnej rzeczywistość o faworyzowanie tych pięknych i seksualnie aktywnych i spychanie reszty na margines. Pokazuje, że to przede wszystkim ci pierwsi padli ofiarą systemu, któremu się podporządkowali. Systemu, który za wszelką cenę oczekuje od nich ciągłego dowodzenia, że zasługują na zajmowane przez nich miejsca. Masturbacja, jak i całe ich życie seksualne, przestaje być prywatną sprawą. Staje się kolejnym elementem, który zamiast spodziewanego spełnienia i rozkoszy, podkreśla  niemożność osiągnięcia jednego i drugiego.
 

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones