Pokaz Filmwebu w Iluzjonie! Wybierz film, który razem obejrzymy

Filmweb
https://www.filmweb.pl/news/Pokaz+Filmwebu+w+Iluzjonie+Wybierz+film%2C+kt%C3%B3ry+razem+obejrzymy-160760
Pokaz Filmwebu w Iluzjonie! Wybierz film, który razem obejrzymy
28 maja o godzinie 20:00 Filmweb oraz Filmoteka Narodowa - Instytut Audiowizualny (FINA)  zapraszają do stołecznego kina Iluzjon. Tego wieczoru  zainaugurujemy cykl comiesięcznych pokazów filmowych odbywających się pod hasłem "Wielkie kino na wielkim ekranie"!      

Za każdym razem to Wy będziecie decydować o tym, jaki film zostanie wyświetlony w Iluzjonie w ramach cyklu.  Wystarczy, że weźmiecie udział w naszej ankiecie i zagłosujecie na jeden z tytułów zaproponowanych przez redakcję Filmwebu.

Tematem przewodnim pierwszego pokazu będzie rok 1999 - bez wątpienia jeden z ważniejszych w historii X Muzy. Na ekrany trafił wówczas szereg znakomitych filmów,  które nie tylko odniosły sukcesy komercyjne, ale także zyskały status kultowych, zmieniły język filmowy lub zapoczątkowały nowe kierunki w kinie. Oto pięć z nich.

Sam Mendes zaczął karierę filmową z wysokiego C. Reżyserski debiut późniejszego twórcy "Drogi do szczęścia", "Skyfall" czy "1917" zebrał osiem nominacji do Oscara i aż pięć z nich zamienił na  statuetki (w tym dla najlepszego filmu). Wyczyn tym większy, że w tamtym czasie oscarowymi pewniakami były raczej kostiumowe widowiska, a nie rozgrywające się w scenerii amerykańskich przedmieść współczesne dramaty o kryzysie wieku średniego, którym bliżej do chodnika kina niezależnego niż do salonów Hollywood. Ktoś pewnie powie, że "American Beauty" to łagodniejsza wersja filmów Todda Solondza – ale to wcale nie znaczy, że mamy do czynienia z nieudanym filmem. Ktoś inny doda, że opowieść o przechodzącym kryzys wieku średniego Lesterze Burnhamie, który zakochuje się w koleżance swojej nastoletniej córki, nie zestarzała się dobrze – zwłaszcza, że w bohatera wciela się okryty niesławą Kevin Spacey. Możliwe jednak, że perspektywa czasu tylko jeszcze bardziej pogłębia i komplikuje to, co chciał pokazać w swoim filmie Mendes: że źle się dzieje za równo przystrzyżonymi żywopłotami. Warto sprawdzić, jak ogląda się dziś "American Beauty".
 

Mocny, bezkompromisowy, niebiorący jeńców – dało się słyszeć w 1999 roku po premierze jednego z najważniejszych polskich filmów III RP. Film Krzysztofa Krauze dla jednych jest reportażem z patologii nieokiełznanego kapitalizmu, dla innych moralną przypowieścią o niemożności ukarania zła. Co najlepsze, obie grupy równocześnie mają rację. Zmierzch XX wieku w optyce "Długu" to czas amerykańskich snów i brutalnych wybudzeń. Bezsilni są tu wszyscy. Dwóch aspirujących biznesmenów, którzy nie mogą wziąć kredytu na wymarzony interes, ich partnerki, chronione przed prawdą do punktu dezorientującego obłędu, w końcu i polskie państwo, niepotrafiące zapewnić bezpieczeństwa swoim potrzebującym obywatelom. Krauze w swoim filmie tworzy lodowy pejzaż potransformacyjnej polski, która wyswobadzając wzrok od wschodu, otrzymała w nagrodę dziki zachód; świat, w którym sukces mierzy się zerami na dolarowym koncie, a sprawiedliwość wymierza jedynie siła własnych pięści. O społecznym oddziaływaniu "Długu" nie ma co nawet zaczynać mówić – wystarczy zerknąć na listę najbardziej znanych nazwisk, wobec których prezydent Kwaśniewski i Komorowski zastosowali prawo łaski.


Każda okazja jest dobra, by zobaczyć widowisko rodzeństwa Wachowskich na wielkim ekranie. "Matrix" to ekscytujący remiks chińskiego kina kopanego, amerykańskiego kina strzelanego i japońskiego anime, przyprawiony dawką klasyki SF i filozofii. Bez wątpienia jeden z najbardziej wpływowych filmów w historii X Muzy, a zarazem doskonały przykład na to, jak wykorzystać efekty specjalne do opowiedzenia zajmującej historii. W tym przypadku: opowieści o hakerze Neo, który dowiaduje się od tajemniczych rebeliantów, że świat, który zna, jest tylko iluzją. "Matrix" starzeje się jak wino - cały czas wygląda obłędnie, a przy tym jego przesłanie wydaje się dziś jeszcze bardziej aktualne niż w dniu premiery w 1999 roku.


Twist to słynny taniec towarzyski w rytmie dwudzielnym, niekonwencjonalny element zmieniający smak dania albo słowo, które najczęściej pada w przypadku dyskusji o "Szóstym zmyśle". I tak, jak istnieją sceny słynniejsze niż całe filmy, tak w przypadku największego dzieła M. Nighta Shyamalana fabularna „przewrotka” stała się wpierw motorem napędowym szeptanej promocji filmu, potem tym, co do dziś definiuje go na tle filmowych thrillerów lat 90. XX wieku. Warto jednak zastanowić się, czy słusznie. Widz dobrze znający zakończenie "Szóstego zmysłu" jest bowiem w stanie w filmie Shyamalana odnaleźć pewną nową, ukrytą jakość; zachwycić się rolą Bruce’a Willisa graną przeciw własnemu emploi, wsiąknąć w sczerniały klimat duchologicznej historii, w końcu też poczuć głębiej emocjonalnie pełną opowieść o tragedii alienacji wśród bliskich. Do niektórych dzieł warto wracać z sentymentu; do innych – po to, by patrząc na ten sam film, oglądać jak gdyby zupełnie inny.


Przełom XX i XXI wieku to w karierze Hiszpana Pedra Almodóvara czas największych artystycznych triumfów. Po mistrzowsku łączył zmysłowe obrazy, magnetyczne osobowości aktorskie i kruche, chwytające za serce historie. Każdy powstający wtedy film to arcydzieło, kino w stanie czystym. Jednak nawet w jego dorobku 1999 to rok szczególny. "Wszystko o mojej matce" – misterna opowieść o kobietach, sekretach ludzkiej egzystencji i różnych obliczach miłości – rozpoczęła swój triumfalny pochód przez kina w maju na festiwalu w Cannes. Pedro Almodóvar otrzymał tam nagrodę za reżyserię. Potem były trzy statuetki od Europejskiej Akademii Filmowej, Złoty Glob, dwie nagrody BAFTA i wreszcie Oscar dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego. Filmem "Wszystko o mojej matce" Almodóvar ostatecznie pożegnał swoje zbuntowane, punkowe wcielenie i stał się Artystą, bożyszczem festiwalowej publiki i ukochanym reżyserem widzów szukających magicznych, zmysłowych, hipnotyzujących opowieści o ludzkiej naturze.


Ankieta potrwa do 11 maja do północy.