Na platformie SkyShowtime można już obejrzeć wszystkie 10 odcinków serialu "Dexter: Original Sin". Poznajemy w nim wczesne lata tytułowego bohatera (jako młody Dexter – Patrick Gibson), kiedy to dopiero uczył się swojego morderczego fachu i przyswajał legendarny kodeks wymyślony przez jego ojca – Harry'ego (Christian Slater). W rolę młodej siostry Dextera Debry Morgan wcieliła się Molly Brown. Prequel
"Dextera" widział już Bartosz Czartoryski, który dzieli się z nami swoimi wrażeniami. Fragment jego recenzji można przeczytać poniżej. Cała jest dostępna na karcie "
Dexter: Original Sin"
POD LINKIEM TUTAJ.
Słyszeliście o Morganach? autor recenzji: Bartosz Czartoryski
Jeśli na końcu ciemnego tunelu faktycznie pali się światło, to nie dla Dextera Morgana. Żarówki dawno rozbito, kable wyrwano ze ścian, rachunki za elektryczność podarto na strzępy. Leżąc na operacyjnym stole, ulubiony seryjny morderca Ameryki rozmyśla nad minionym życiem, które przypomina błędne koło – od śmierci do śmierci. Winnych, niewinnych, jego samego. Przed zachodzącymi mgłą oczyma migają mu slajdy sprzed lat. Oto punkt wyjścia dla fabuły "
Grzechu pierworodnego", prequela serialu domkniętego, jak się wydawało, przeszło dekadę temu i odświeżonego niedawno finałowym (niedoczekanie) sezonem. Prequela, dodajmy, całkiem niezłego, mimo że jego atrakcyjność polega w dużej mierze na przetwarzaniu, a nie na tworzeniu.
Wystarczy obejrzeć odcinek albo dwa i od razu staje się jasne, dlaczego z miejsca czujemy się jak na starych śmieciach: równie dobrze ten scenariusz, po drobnych przeróbkach, mógłby opowiadać o dorosłym już Dexterze, co można poczytać zarówno za jedyny słuszny pomysł, jak i za kardynalny błąd omawianego tytułu. Ale, choć to ewidentna powtórka z rozrywki, zrealizowana pod kątem treści po linii najmniejszego oporu, bliższa jest na szczęście tym lepszym sezonom o mordercy o gołębim sercu. No i wygrywa świetnym castingiem, od
Patricka Gibsona, który nadaje swojemu antybohaterowi ludzki sznyt, jakby jeszcze nie potrafił zapanować nad zdławionymi z czasem przez siebie emocjami, przez
Christiana Slatera jako Harry'ego, jego targanego namiętnościami, przygniecionego poczuciem winy przybranego ojca, do calutkiego drugiego planu, na którym króluje ekipa z wydziału zabójstw, wyglądająca toczka w toczkę jak młodsze wersje znanych nam już postaci. Na poziomie scenariusza to jednak kolejny odcinek florydzkiej dochodzeniówki, zderzający brutalne mordy z niefrasobliwym, czarnym humorem, a pewnym
novum jest flirt z obyczajem
coming-of-age, traktującym o dorastaniu pod jednym dachem przyszłego seryjnego mordercy, jego rzutkiej i nieodpowiedzialnej siostry oraz detektywa policji.
Brzmi to jak materiał na sitcom, ale
Clyde Phillips, mózg tej telewizyjnej operacji od samego jej zarania, nie zapomina ani na moment, dlaczego pierwszy serial odniósł sukces. Im mniej refleksyjnego zamyślenia, a więcej intensywnej akcji i ryzykownego żartu, tym lepiej. I ta formuła znowu się sprawdza, co niewiarygodne, bo przecież dawno już powinna była zwietrzeć. Prędko odstawia się tu na bok dylematy Dextera i Harry'ego na temat mrocznej natury chłopaka i przechodzi do rzeczy. Choć młody Morgan dopiero stawia pierwsze kroki na ścieżce prowadzącej zwykle na krzesło elektryczne, czasem powinie mu się noga, a to i owo musi bezwzględnie dopracować, to stawka jest stosunkowo niska. Nie ma ani jednej sceny, w której przyszłoby martwić się o los którejkolwiek z głównych postaci. Takie już może przekleństwo prequela, ale, jak się wydaje, Phillipsowi bardziej niż o intrygę – choć ciekawe wypada pytanie o to, kto zabija, mimo cokolwiek rozczarowującego rozwiązania – chodziło bardziej o dookreślenie swojego bohatera oraz postaci Debry i Harry'ego, którego znaliśmy do tej pory jako mędrca z zaświatów.
Całą recenzję serialu "Dexter: Original Sin" można przeczytać TUTAJ. Gdy krwiożercze instynkty młodego Dextera Morgana nie mogą być dłużej ignorowane, musi on nauczyć się kontrolować swoją mroczną stronę, pod kierunkiem ojca przeistaczając się ze studenta w seryjnego zabójcę.