Czekaliście na nowego "Predatora". Jest i on! "Predatora: Strefę zagrożenia" można już oglądać w kinach w całej Polsce. Pytanie tylko, co po seansie powiedzą najbardziej zagorzali miłośnicy kosmicznego przybysza, którzy liczyli na – jak pisze autorka recenzji – "festiwal napiętych bicepsów i wylewającego się z ekranu testosteronu". Ten osobnik jest bowiem "mniejszy i słabszy", ale za to spotyka kogoś silniejszego od siebie. Jak to wpływa na fabułę? I czy to wciąż będzie Wasz Predator? Przeczytajcie naszą recenzję na karcie filmu
POD LINKIEM TUTAJ. A poniżej możecie się zapoznać z jej fragmentami.
Samiec alfa musi odejść autorka: Ewelina Leszczyńska
Autorka recenzji Ewelina Leszczyńska już na wstępie uprzedza:
Dan Trachtenberg odwraca tradycyjny porządek: z kosmicznego pogromcy zabójców robi potencjalną ofiarę, przed którą stawia dwa zadania: 1. przywieźć na rodzinną planetę trofeum będące świadectwem jego męstwa i biegłości w walce, 2. nie dać się przy tym zabić. W takim razie czy to wciąż ten sam Predator?
Podobnie jak w "Obcym: Romulusie" Fede Álvareza sercem filmu Trachtenberga jest relacja między bohaterem a towarzyszącym mu sztucznym człowiekiem. Choć Dek długo upiera się, by traktować Thię wyłącznie w kategoriach narzędzia umożliwiającego mu osiągnięcie celu, sukcesywnie przebija się ona przez jego pancerz pychy i wrogości – pisze dalej autorka.
Poza Predatorem mamy tu bowiem na ekranie
Elle Fanning:
Aktorka świetnie odnajduje się w obu rolach, co pozwala jej wnieść do opowieści zarówno komediowy sznyt, jak i odrobinę grozy. Jej kreacja stanowi jeden z najjaśniejszych punktów "Strefy zagrożenia" i z pewnością znajdzie miejsce w długim pochodzie ekranowych syntów – obok kreacji Iana Holma (Rook z "8. pasażera »Nostromo«"), Winony Ryder (Annalee Call z "Przebudzenia") czy Davida Jonssona (Andy z "Romulusa"). A na deser:
Co ciekawe, Trachtenberg przypadkiem (?) diagnozuje problemy współczesnej męskości: wynikającą ze skrajnego indywidualizmu samotność oraz maczystowską dumę, która każe wzbraniać się przed przyjęciem pomocy, a wyrażanie uczuć innych niż gniew uznaje za ujmę. Jakie więc wnioski mogą płynąć po seansie?
Całą recenzję znajdziecie POD LINKIEM TUTAJ.