Nowy film Lecha Majewskiego "Dolina Bogów" już w kinach

Informacja nadesłana
https://www.filmweb.pl/news/Nowy+film+Lecha+Majewskiego+%22Dolina+Bog%C3%B3w%22+ju%C5%BC+w+kinach-138975
Nowy film Lecha Majewskiego "Dolina Bogów" już w kinach
Lech Majewski to jeden z nielicznych polskich reżyserów, w którego filmach występują gwiazdy światowego kina. W obsadzie nowego filmu "Dolina Bogów", który można już oglądać w polskich kinach, znaleźli się John Malkovich, Berenice Marlohe i Josh Hartnett. Z okazji premiery rozmawiamy z reżyserem Lechem Majewskim.

Jaka jest geneza powstania "Doliny Bogów"?


Lech Majewski: Geneza jest wielotorowa. Na pewno zadziałała przestrzeń, jaką jest rzeczywista Dolina Bogów. Spotkałem się z nią dawno temu przy poszukiwaniu pustyni do mojego filmu "Ewangelia według Harry'ego", w którym w głównej roli debiutował Viggo Mortensen, późniejszy Aragorn. Location scout, z którym podróżowałem po pustyniach Ameryki, zawiózł mnie do tej magicznej doliny pełnej tajemniczych skał. Erozja tak je ociosała, że mają kształty jeźdźców na koniach, całej drużyny Indian. Jest też skała, która wygląda jak orzeł podrywający się do lotu oraz sporo gigantycznych popiersi, w których można dopatrzeć się rysów twarzy indiańskich wodzów. Pamiętam epizod w lokalnym barze, gdzie na półkach stały tylko puszki Coca-coli i Pepsi, ponieważ w krainie Navajo panuje prohibicja. Przy stolikach siedziało kilkunastu Indian. Przez cały czas gdy tam byliśmy, Indianie nie wypowiedzieli ani jednego słowa i nie poruszyli się - zamarli niczym skały w Dolinie Bogów – i ta scena pozostała ze mną. Myślałem o ich nieruchomości, zawieszeniu w czasie. Dlaczego skamienieli? Dlaczego nie spojrzeli na nas? Zaintrygowała mnie ich niedostępność. Gdy zacząłem badać ich kulturę, odkryłem, że żyją w archaicznym świecie, którego my już nie znamy, bo żyjemy w świecie wysoce oderwanym od korzeni, obecnie coraz bardziej wirtualnym. Wracałem tam jeszcze kilka razy. Trafiłem również do Doliny De Chelly, gdzie spotkałem Indiankę, nauczycielkę w szkole dla dziewcząt. Podarowała mi książkę o mitach Navajo - szaloną poezję wyobraźni, przy której surrealiści czy dadaiści francuscy to właściwie niedzielna szkółka. Gdy dowiedzieli się, że chcę zrobić wśród nich film opierając się na ich mitach i punkcie widzenia stwierdzili, że ich wódz musi mnie zaakceptować. A trzeba wiedzieć, że odrzucił sporo projektów filmowych. Wódz prześwietlił mnie w swoisty sposób - stanął przede mną z zamkniętymi oczami, lekko kołysząc się. Trwało to dobrych kilka minut, po czym wyszedł bez słowa. Byłem przekonany, że odrzucił również i mój film, ale pojawił się jego wojownik i oznajmił, że przeciwnie, że mam właściwe promieniowanie i zrobią dla mnie wyjątek, pozwalając grać Indianom w filmie. Co więcej - pozwolą także kręcić w ich świętych miejscach.


Określa Pan swój film jako baśń dla dorosłych. Jak można to interpretować?


Baśń jest zawsze przypowieścią, hiperbolą, mądrą podróżą do nieznanych krain. Baśnie dla mnie jako dziecka były magicznym doświadczeniem pełnym przygód i cudów. Wiemy, że w dorosłym życiu coraz mniej pojawia się cudów lub też raczej nie możemy ich dostrzec. Kino ma jednak tą unikalną siłę, że cuda może przywołać do życia ponownie.


W "Dolinie Bogów" łączy Pan świat Indian Navajo z historią najbogatszego człowieka na świecie, w którego wciela się John Malkovich. W jaki sposób te wątki wpływają na siebie?


Jak zawsze z najbogatszymi ludźmi, którzy chcą wszystko kupić. W tym przypadku Wes Tauros grany przez Johna Malkovicha chce nabyć świętą ziemię Indian, po to, żeby ją eksploatować. Teraz w Stanach Zjednoczonych święte tereny, nie tylko Indian Navajo, ale też innych szczepów, poddawane są próbie wykupienia w celach eksploatacji minerałów. Są to minerałonośne i rudonośne tereny, które mają sporo cennych surowców. Ponieważ człowiek chce wszystko zmonetaryzować i wykorzystać do cna, próbuje wydłubać każde możliwe złoże, które da się sprzedać.

W filmie przyglądamy się także losom pisarza, w tej roli Josh Hartnett. Jakie znaczenie ma jego historia?


Jest kronikarzem - zapisuje to, co się dzieje. Kiedyś porzucił karierę pisarską dla pracy w agencji reklamowej, i to jemu przypada w udziale stworzenie strategii promującej działania najbogatszego człowieka świata, który chce kupić Dolinę Bogów. Bierze to zlecenie i obiera jako swój temat, ale tylko po to, aby dać świadectwo prawdzie. Jego powieść będzie przemawiać językiem Indian i bronić Doliny Bogów przed zakusami multimiliardera, Wesa Taurosa.


W jaki sposób udało się Panu zaangażować do współpracy hollywoodzkich aktorów m.in. Johna Malkovicha, Berenice Marlohe czy Josha Hartnetta?


Trzeba o to zapytać samych aktorów. Generalnie rzecz biorąc interesuje ich to, co robię w sztuce i chcą w tym uczestniczyć. Często sami się zgłaszają. Tak było z Charlotte Rampling, która widziała moją wystawę w Paryżu, tak było też z Michaelem Yorkiem, który obejrzał moją wystawę retrospektywną w Museum of Modern Art w Nowym Jorku. Tak samo było z Joshem Hartnettem - trafił do mnie przez film "Basquiat", który zainspirował go do podjęcia kariery filmowej. Z kolei Berenice jest artystką, wirtuozem gry na fortepianie, maluje, ukończyła konserwatorium. Poczuła bratnią duszę, bo do tej pory postrzegana była tylko jako piękna kobieta ozdabiająca ekran. Zdała sobie sprawę – tak mi mówiła – że chce być częścią takiego świata, który jest wyzwaniem filozoficznym, artystycznym i prowokującym wyobraźnię. Zresztą na casting zgłosiło się sporo aktorek znanych m.in. z "Gry o tron", które walczyły o tę rolę. Z kolei John Malkovich fascynował się "Młynem i krzyżem". To jest zawsze kombinacja różnych wektorów.


Czy na planie daje Pan aktorom swobodę i możliwość kreowania postaci czy wręcz przeciwnie - ich gra jest ściśle przez Pana ukierunkowana?


Na szczęście większość aktorów wybranych w castingu gra tak, że można tylko bić brawo. Zresztą każdy aktor musi być inaczej prowadzony - jedni potrzebują opieki, inni psychoanalityka, jeszcze inni potrzebują kumpla, któremu mogą zwierzyć się z problemów.


Do współpracy przy filmie zaprosił Pan także projektantkę Evę Minge. Jak wspomina Pan tę współpracę?


Widziałem jedną z jej kolekcji i spodobała mi się jej oryginalność. Ponieważ mieliśmy w filmie bal u najbogatszego człowieka na świecie, pomyślałem, że warto by Evę Minge zaprosić do współpracy. Pomogła w tym Ewa Kochańska, która była odpowiedzialna za kostiumy. Eva z radością przyjęła propozycję i bardzo hojnie nas obdarowała swoimi kreacjami. Mało tego, znalazła firmy Kazar i Pako Lorente, które pomogły ubrać resztę gości luksusowego balu na dworze multimiliardera granego przez Johna Malkovicha.

W jaki sposób "Dolina Bogów" wpisuje się w Pańską twórczość filmową?


Nie wiem, bo to nie jest moja rola. Dzieci się rodzą, jakie się rodzą, kocha się je wszystkie, a moje filmy są moimi dziećmi.