Recenzja wyd. DVD filmu

Jak złamać 10 przykazań (2007)
David Wain
Adam Brody
Rob Corddry

Jak zepsuć dziesięć dowcipów

Gdyby w Hollywood urządzono konkurs na najgłupiej wydane pięć milionów dolarów, David Wain wygrałby w cuglach. Jego "Jak złamać 10 przykazań" to film nieudolny, silący się na śmieszność i mało
Gdyby w Hollywood urządzono konkurs na najgłupiej wydane pięć milionów dolarów, David Wain wygrałby w cuglach. Jego "Jak złamać 10 przykazań" to film nieudolny, silący się na śmieszność i mało dowcipny. A mogło być tak pięknie! Oto bowiem Paul Rudd, jeden z najlepszych komediowych aktorów ostatnich lat, postanowił rozpocząć karierę producencką. Za bardzo niewielką  (jak na hollywoodzkie standardy) kwotę pieniędzy ściągnął na plan całą grupę znanych i lubianych aktorów. Mamy więc samego Paula Rudda, Winonę Ryder, Famke Janssen, uroczą Gretchen Mol znaną z serialu "Życie na Marsie", wreszcie Jessicę Albę, Lieva Schreibera i Olivera Platta. I co? I nic – wszystko to psu na budę. Bo twórcy "Jak złamać 10 przykazań" obsadzili całą tę artystyczną armię w krótkich, głupawych scenkach, których wysilony komizm budzić może jedynie uczucie zażenowania. Jeff Reigert (Rudd) jest facetem po trzydziestce, którego przedwcześnie dopadł kryzys wieku średniego. Zostawił więc żonę (Janssen) dla młodziutkiej i głupiutkiej dziewczyny (Alba). Jeffowi nie po drodze z szóstym przykazaniem, co nie przeszkadza mu w opowiadaniu lekko moralizujących, w domyśle śmiesznych historii pokazujących, co się dzieje, gdy występujemy przeciw dziesięciorgu przykazaniom. To właśnie one składają się na komedię Davida Waina. Dziesięć nowelowych opowiastek, z których każda dotyczy jednego z przykazań, ukazuje ludzi małych i śmiesznych. Raz jest to bibliotekarka (Mol), która podczas wakacji w Meksyku przeżywa romans z Jezusem, który właśnie powrócił na Ziemię, innym razem policjant (Schreiber) ścigający się z sąsiadem w ilości zakupionych tomografów. Mamy lekarza (Ken Marino), który dla wygłupu zaszył nożyczki w ciele pacjentki i białą kobietę (Kerri Kenney), która ujawnia swym czarnoskórym synom, że ich biologicznym ojcem jest Arnold Schwarzenegger, wreszcie – niezbyt wierną miłośniczkę drewnianych lalek (Ryder). Wydawać by się mogło, że dowcipne spojrzenie na dziesięć przykazań to prosty i dobry sposób na nowelową komedię. Nic z tego – twórcy "Jak złamać…" pokazują, że nawet tak wdzięczny temat można łatwo zepsuć. Komedia Davida Waina to zbitka niesmacznych waginalno-rozporkowych dowcipów i prostackich slapstickowych wiców. Sprawy nie ratują pojedyncze udane sceny, dwa albo trzy zabawne dowcipy, ani uroczy duet Rudd-Janssen. "Jak złamać…" jest bowiem filmem od początku do końca nieautentycznym, niezdolnym do rozbawienia nas przez dłuższą chwilę. I nawet kiedy twórcy próbują bawić się w pastisz (parodiowanie konwencji musicalu), efekt ich starań jest mizerny, a komedia o dziesięciu przykazaniach grzeszy nie tyle niegrzecznością, co nieudolnością i banałem. 
1 10 6
Rocznik '83. Krytyk filmowy i literacki, dziennikarz. Ukończył filmoznawstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Współpracownik "Tygodnika Powszechnego" i miesięcznika "Film". Publikował m.in. w... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones