Permanentna inwigilacja

Gdzieś na horyzoncie majaczą tropy rodem z kina noir – a to femme fatale, a to konspiracja – ale Qu nie ucieka się do technik filmowego podnoszenia adrenaliny. Gra z ambiwalencją i
Kontrowersje związane z ograniczeniami cenzury, blokowanie Google’a i tym podobne ekscesy czynią z Chińczyków idealny naród do opowiadania o paranoi rodzącej się w atmosferze permanentnej inwigilacji. "Trap Street" nie jest jednak krytyczno-politycznym manifestem o minusach życia w Państwie Środka. Debiutująca reżyserka Vivian Qu celuje raczej w uniwersalną anegdotę o niebezpieczeństwach, na jakie wystawiona jest dziś nasza prywatność. Ta ostrożność – a może chęć bycia zrozumianym pod każdą szerokością geograficzną – siłą rzeczy wpisuje jednak autorkę do filmowego towarzystwa, w którym jej propozycja wypada dość blado.

Li Quiming (Lu Yulai) zajmuje się fotografowaniem miejskich ulic na potrzeby cyfrowych map. Pewnego dnia od kartograficznej dokumentacji odciąga go widok przechadzającej się ulicą dziewczyny. Próbując ustalić tożsamość kobiety i zaprosić ją na randkę, chłopak zaczyna wikłać się w zagadkową sytuację. Zamiast dziewczyny z bohaterem kontaktuje się jej szef; okazuje się też, że miejsce, gdzie para spotkała się po raz pierwszy, nie istnieje na mapie. Gdy wreszcie Li umawia się z tajemniczą nieznajomą, ta pozostaje nieprzenikniona, tajemnicza.

Li to oczywiście bohater-metafora, postać, która na własnej skórze odkryje, że – zgodnie ze słynną sentencją Alfreda Korzyńskiego – mapa niekoniecznie pokrywa się z terytorium. Stąd też tytułowa "ulica pułapka", czyli określenie na niezgodność między kartograficznym zapisem a rzeczywistością. Tematyczne analogie idą jednak dalej. Bohater wraz z kolegą prowadzi mały biznes czerpiący z ludzkiej chęci podglądania. Młodzieńcy oferują usługi w zakresie technologii szpiegowskich (żeby nie powiedzieć: podglądackich) – sprzedają i instalują ukryte kamerki albo zajmują się wyszukiwaniem podsłuchów. Gdy ciekawość Li nie spodoba się pewnym osobom, podmiot voyeurystycznej relacji stanie się niespodziewanie przedmiotem. Żerujący na paranoi swoich klientów Li sam zacznie wątpić w to, że może być gdziekolwiek bezpieczny przed czujnym spojrzeniem Innego.

Qu opowiada nam ten niby-thriller, jak gdyby nigdy nic. Proste kadry, światło dnia, rutyna codzienności. Ta inscenizacyjna powściągliwość jest oczywiście trafiona – w sensie: nigdy nie wiesz, kiedy ktoś patrzy; nie znasz dnia ani godziny. Utrzymywanie niepewności co do tego, czy Li zaplątał się w jakąś grubą aferę czy po prostu padł ofiarą niefortunnego zbiegu okoliczności, pracuje na korzyść tematycznego zaplecza "Trap Street". Gdzieś na horyzoncie majaczą tropy rodem z kina noir – a to femme fatale, a to konspiracja – ale Qu nie ucieka się do technik filmowego podnoszenia adrenaliny. Gra z ambiwalencją i niedopowiedzeniem studzi jednak przy okazji widzowskie zainteresowanie, a Qu nie równoważy tego niedostatku myślową głębią. W gruncie rzeczy reżyserka nie osiąga więc wiele ponad wypowiedzenie przestrogi. Były już dużo ciekawsze filmy eksplorujące podobne rejony – z "Powiększeniem" Antonioniego i "Rozmową" Coppoli na czele.
1 10
Moja ocena:
5
Rocznik 1985, absolwent filmoznawstwa UAM. Dziennikarz portalu Filmweb. Publikował lub publikuje również m.in. w "Przekroju", "Ekranach" i "Dwutygodniku". Współorganizował trzy edycje Festiwalu... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones