Recenzja wyd. DVD filmu

Atak na dzielnicę (2011)
Joe Cornish
John Boyega
Jodie Whittaker

Alien vs. Chłopaki

Jeśli wierzyć tym wszystkim pochlebnym recenzjom i opiniom, jakie zebrał debiutancki obraz Cornisha, to mamy tu do czynienia ze świeżym, nowatorskim i mocno brytyjski przedsięwzięciem miksujący
Było ich trzech: Gareth Edwards, Josh Trank i Joe Cornish. Nowa fala utalentowanych, przebojowych twórców, którzy mieli zawojować Hollywood. Na przestrzeni okresu obejmującego lata 2010-2012 ich debiutanckie filmy zostały znakomicie przyjęte zarówno przez fanów, jak i recenzentów.

Pierwszy wysmażył "Monsters" – ciekawy gatunkowy miszmasz z obcymi w tle. Drugi "Chronicle", czyli historię o grupce kumpli, którzy przypadkowo wchodzą w posiadanie niezwykłych mocy. Trzeci wkroczył na salony z "Attack the Block" – opowieścią o młodych, igrających z literą prawa londyńczykach zmuszonych stawić czoła inwazji istot nie z tego świata.

Edwards w tym roku świecił sukcesy z nową "Godzillą", a w najbliższych latach będzie realizował jednego ze spin-offów w uniwersum Gwiezdnych Wojen. Trank objął stery remake'u przygód "Fantastycznej Czwórki" dla Foxa, której to przygody trafią na wielki ekran w 2015 roku, i już teraz w kolejce na niego czeka cała masa interesujących projektów. Joe po "Ataku na dzielnicę" nakręcił… nic. Co prawda w międzyczasie współpracował z Edgarem Wrightem nad scenariuszem do "Ant – Mana", ale jak wiadomo włodarze Marvela uznali, że wizja obu panów nie za bardzo pasuje do obecnego klimatu MCU i ku rozczarowaniu fanów drogi twórcy trylogii Cornetto i Disneya rozeszły się. Seans jego debiutanckiego dzieła odkrywa rąbka tajemnicy i podsuwa odpowiedź, dlaczego na razie jego kariera nie potoczyła się, tak jak kolegów po fachu.

Jeśli wierzyć tym wszystkim pochlebnym recenzjom i opiniom, jakie zebrał debiutancki obraz Cornisha, to mamy tu do czynienia ze świeżym, nowatorskim i mocno brytyjskim przedsięwzięciem miksującym różne gatunki. Po niecałych 90 minutach, jakie trwa "Attack the Block", z jednym można się zgodzić bez wahania - wyspiarski charakter da się wyczuć na kilometr, ale cała reszta stanowi chyba opis jakiegoś innego filmu. 



Moses i jego kumple to typowi współcześni angielscy nastolatkowie z wielkich blokowisk. Ich życie nie za bardzo przypomina to, które znamy chociażby z kart brytyjskiej literatury. Żadni z nich arystokraci o nienagannych manierach i błękitnej krwi płynącej w żyłach. To raczej młodzież balansująca gdzieś na cienkiej granicy pomiędzy drobnymi kradzieżami a dilerką narkotykami. Kto wie, jak potoczyłby się ich los, gdyby pewnego razu wieczorne łowy młokosów nie zostały zakłócone przez obcego, który za lądowisko obrał sobie pobliski samochód. Bliższa próba "zapoznania się" Mosesa – samca alfa w stadzie – z przybyszem ma burzliwy i nader niespodziewany przebieg. W końcu alien czy nie, ale na kwadracie rządzą chłopaki. Gorąco zrobi się kilka chwil później, gdy w okolicy zjawią się więksi i jeszcze mniej przyjemni kuzyni nieproszonego gościa.



Wszystko zaczyna się nawet obiecująco. Konfrontacja młodego gangu z obcym, która wywraca do góry nogami wszelkie filmowe prawidła jakie znamy, zapowiada kino łamiące schematy. Niestety, ten początek to wszystko co, jeśli chodzi o nowatorskość, jest w stanie wykrzesać z siebie reżyser. Dalej jest już zgodnie planem - wygodna, ale i mało ekscytująca jazda w mocno sfatygowanym fotelu utartych schematów. Cornish nie oszczędził nam w swoim debiucie paru oklepanych wątków. Kilka dodatkowych linijek tekstu w scenariuszu i już na ekranie podziwiamy wprowadzoną w życie starożytną maksymę: "Wróg mojego wroga jest moim przyjacielem". Wśród znajomych od cotygodniowych dostaw trawki Mosesa i spółki rzecz jasna nie mogło zabraknąć uzdolnionego naukowca-amatora, który łopatologicznie wytłumaczy kumplom (a przy okazji i nam widzom), dlaczego obcy tak mocno się na nich uwzięli. Czyli niestety nie jest znowu tak oryginalnie. Całkiem ciekawie wypada za to motyw oblężonej twierdzy, w jaką zamieni się blok podczas najazdu kosmicznych kreatur. Skojarzenia z uznanym "Raid" są jak najbardziej na miejscu. Całość niepozbawiona jest też kilku zabawnych momentów i dowcipnych dialogów.



"Attack the Block" więcej niż satysfakcjonująco prezentuje się od strony aktorskiej. Młodzi Brytyjczycy dobrze poradzili sobie w tej bądź co bądź międzynarodowej produkcji i stanowią jej główny motor napędowy. Wypadają naturalnie i przekonująco. Wśród tej całej latorośli znalazło się też miejsce dla jednego starego wyjadacza w postaci połówki niezrównanego duetu Pegg&Frost. To jednak nie Nick najbardziej przykuwa naszą uwagę. Rewelacyjnie wypada bowiem John Boyega, czyli ekranowy Moses, który kradnie dosłownie całe show. Podobieństwo w mimice i stylu do Denzela Washingtona jest wprost uderzające. Należy bardzo uważnie przyglądać się dalszemu rozwojowi kariery tego początkującego aktora. Wydaje się on być talentem pierwszej wody i jego angażu do "Star Wars: Episode VII" J.J Abrams na pewno nie będzie żałował.

Joe Cornish miał wszystkie atuty w ręku, żeby nakręcić naprawdę niebanalny i ciekawy film. Niestety, jak to często w życiu bywa, odwagi i zapału starczyło mu tylko na sam początek. Na szczęście nie jest też tak, że jego kino to zupełna strata czasu. To solidna rozrywka, która momentami mocno wyostrza apetyt i dobitnie pokazuje, że potencjał był na zdecydowanie więcej.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones