Recenzja filmu

Pierwsza strona (2003)
Billy Ray
Hayden Christensen
Peter Sarsgaard

To głupie, chyba o tym nie napiszę...

Stephen Glass (Hayden Christensen) jest najmłodszym członkiem zespołu redakcyjnego prestiżowego magazynu politycznego, "The New Republic". Chłopak, dzięki zdolności znajdowania ciekawych,
Stephen Glass (Hayden Christensen) jest najmłodszym członkiem zespołu redakcyjnego prestiżowego magazynu politycznego, "The New Republic". Chłopak, dzięki zdolności znajdowania ciekawych, wzbudzających kontrowersję tematów, robi szybką karierę i staje się pupilem redaktora naczelnego, Michaela Kelly'ego (Hank Azaria). Wkrótce jednak Kelly zostaje zwolniony, a jego miejsce zajmuje Chuck Lane (Peter Sarsgaard), który do artykułów Glassa ma sceptyczny stosunek. Wątpliwości Chucka wzbudza tekst Stephena o konwencie Młodych Republikanów. Zaś po publikacji artykułu o hakerach, którego wiarygodność podważa redakcja internetowego wydania "Forbesa", nabiera podejrzeń, że Glass może fabrykować fakty, na których opiera swoje teksty.

"Pierwsza strona" to historia człowieka, który desperacko szuka uznania. Glass to na pozór hardy i pewny siebie młody dziennikarz. Wzbudza podziw kolegów z redakcji, jego teksty przynoszą powiew świeżości w nieco zastałej, od dłuższego czasu niezmienianej formie pisma. Jednak przez swoje działania wzbudza raczej litość niż sympatię. "The New Republic" to opiniotwórczy periodyk o wypracowanej renomie, jedyne stale obecne wydawnictwo na pokładzie Air Force One, jak mówi jeden z bohaterów filmu. Publikacje Stephena łamią powagę czasopisma, "odmładzają" jego wizerunek. Są atrakcyjne, porywająco napisane, ciekawe dla każdego czytającego - nie tylko stałego czytelnika poważnego pisma politycznego. Jednym słowem - tabloidowe.

Tak odsłania nam się druga strona filmu. Rewersem biograficznej opowieści o budzącym politowanie hipokrycie jest bowiem subtelnie przekazana zapowiedź kryzysu mediów, jaki wkrótce nastąpił, i który trwa i pogłębia się po dziś dzień. Postać Glassa z biegiem czasu stała się synonimem nadchodzącej tabloidyzacji massmediów, on sam zaś - swego rodzaju porte parole redagujących brukowce, jakie w XXI wieku zalały rynek prasowy. Ray nie zawęża co prawda występowania tego procesu jedynie do prasy. Sugeruje, iż dotyczy on wszelkich rodzajów mediów - czas akcji, druga połowa lat '90, to przecież czas gwałtownej ekspansji internetu. Niemniej tacy ludzie jak Stephen Glass czy później Jayson Blaire (nie sposób także nie wspomnieć o nagłośnionej w ostatnim czasie aferze Ruperta Murdocha) w znaczny sposób przyczyniły się do upadku autorytetu i zaufania do mediów - a zwłaszcza prasy - które przestały być twardym źródłem wiedzy. Ich podstawowym celem stał się tzw. infortainment, w którym informacja stawiana jest na równi ze sprzedawalnością i dawaniem rozrywki. Fakty zostały zastąpione przez opinie, ich rzetelność straciła na wartości. Massmedia niebezpiecznie ewoluowały. Czym skończyłoby się oddanie w ich ręce władzy? Czwartej władzy?

"Pierwsza strona" to, mimo frapującego przekazu, film niezły, lecz nic poza tym. Razi przede wszystkim dość niewiarygodna naiwność redakcji "The New Republic", która nadspodziewanie łatwo łyka rewelacje podsuwane jej przez Stephena. Można się domyślać, iż prawdziwy Glass był zręcznym manipulatorem, skoro udało mu się sprzedać tyle nieprawdy, mimo długiego i wnikliwego procesu weryfikacji tekstów przed ich publikacją. Billy Ray ma kłopot z sugestywnym przedstawieniem jego działania i widz raczej nie da się nabrać. Poza tym reżyser "Ściśle tajne" zaczyna wątki, lecz ich nie kończy, a jego opowieści brakuje bigla. Tłumaczyć to może fakt, że "Pierwsza strona" to film pełen dialogów. Wystarczy jednak wspomnieć twórczość Woody'ego Allena, Jasona Reitmana, lub Toma McCarthy'ego, czy też takie obrazy jak "Frost/Nixon" Rona Howarda, "The Social Network" Davida Finchera, albo "Baby są jakieś inne" Marka Koterskiego, żeby przekonać się, że z filmu wypełnionego onelinerami da się wykrzesać więcej animuszu niż z niejednego sensacyjniaka. Mocną stroną obrazu jest za to aktorstwo. Christensen pokazuje spory potencjał (szkoda, że nie udało mu się go potwierdzić w produkcjach, w których brał udział później). Na drugim planie błyszczy zaś Peter Sarsgaard, który jawi się jako ostatni sprawiedliwy wśród dziennikarzy, obecnie - w dużej mierze - pismaków.

Mimo wspomnianych mankamentów Ray mi zaimponował. Jego debiutancki film zostawił mnie bowiem z otwartym pytaniem - czy jest to opowieść o pragnącym poklasku oszuście, czy też analiza podstaw kryzysu mediów. I jest to jak dla mnie największy atut "Pierwszej strony".
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones