Recenzja wyd. DVD filmu

Spun (2002)
Jonas Åkerlund
John Leguizamo
Jason Schwartzman

Speed: Niebezpieczna prędkość

Narkotyki. Temat-rzeka. O zażywaniu i uzależnieniu w kinie mówiło się już tysiące razy i na różne sposoby. Można na wesoło-anarchistycznie jak w "Trainspotting" lub moralizatorsko-depresyjnie jak
Narkotyki. Temat-rzeka. O zażywaniu i uzależnieniu w kinie mówiło się już tysiące razy i na różne sposoby. Można na wesoło-anarchistycznie jak w "Trainspotting" lub moralizatorsko-depresyjnie jak w "Requiem dla snu". Ewentualnie da radę uderzyć w totalny odlot halucynogenny, jak zrobił to Terry Gilliam w "Las Vegas Parano". Twórcy czarnej komedii "Spun" najwyraźniej zapragnęli wziąć z każdego z tych utworów to, co najlepsze i na tej bazie upichcić danie filmowe. Danie na bazie metaamfetaminy tym razem...

To właśnie od tego środka, dziesięciokrotnie silniejszego i odznaczającego się znacznie dłuższym działaniem od poczciwej "amfy" uzależniony jest niejaki Ross (Jason Schwartzman). Widz śledzi trzy dni z jego życia, które pełne będą wrażeń i, jakżeby inaczej, zawrotnego tempa. W tym czasie Ross awansuje całkiem przypadkowo z przeciętnego konsumenta "speedu", na prywatnego szofera jego miejscowego producenta o ksywce "Cook" (Mickey Rourke). Wejdzie także w bliższy kontakt z jego dziewczyną, podobnie jak on intensywnie pracującą nozdrzami Nikki (Brittany Murphy).

"Spun" o ćpaniu mówi w tonie raczej lekkim, frywolnym wręcz. Nie ma tu grożenia paluszkiem jak u Aronofsky'ego, choć od niego twórcy zaczerpnęli montażowe sztuczki ("ekspresowe" sceny zażywania). Klimatem rzecz to bliższa pokręconej historii o szkockich heroinistach od Danny'ego Boyle'a. Zaznaczyć jednak należy, że brak tu typowego dla tamtego obrazu nihilistycznego ducha. Film Åkerlunda wywrotowy jest raczej umiarkowanie, a jeśli już to w bardzo asekuracyjny sposób. Od Gilliama z kolei wzięto delikatnie surrealistyczne zwidy, którymi co jakiś czas przetykana jest akcja. Z żadną z wymienionych pozycji "Spun" poziomem co prawda równać się nie może. Jako jednak że inspiracje nimi są aż nazbyt widoczne, to od porównań, choćby powierzchownych, uciec się nie da. Nie znaczy to, że jest to złe kino. Powiedzmy raczej - kino mniej wymagające. Lekka rozrywka na wieczór, która zręcznie bazuje na znajomych motywach i szablonach.

O tym, że jest to rozrywka stosunkowo zacna i wartościowa, decyduje obsada aktorska, jaką udało się pozyskać do tego projektu. Najwięcej radości przynosi oczywiście spora rola Rourke, który swoją bytnością na ekranie dodaje klasy i pazura jednocześnie całemu przedsięwzięciu. Warto także zwrócić uwagę na barwne epizody w wydaniu Deborah Harry i Erica Robertsa. Zwłaszcza brat zębiastej gwiazdy komedii romantycznych jest zdecydowanie godny zobaczenia jako zniewieściały boss narkotykowy.

Jeśli zaś do seansu nie przekonają owe atrakcyjne nazwiska, to być może zrobi to ścieżka dźwiękowa, której autorem jest nie kto inny jak Billy Corgan. Jego towarzysząca napisom początkowym przeróbka szlagieru Iron Maiden "Number of the Beast" to istna perełka, jeden z najbardziej pomysłowych coverów, jakie słyszałem w ogóle. W takim razie - czy jest sens po "Spuna" sięgać? Jak najbardziej jest. Nawet bowiem jeśli owe filmowe półtorej godziny was nie olśni, to z pewnością nie będzie też zmarnowanym.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones