Recenzja filmu

The Hand of God (2021)
Paolo Sorrentino
Filippo Scotti
Toni Servillo

Sorrentino i duchy

Sorrentino zabiera widzów w podróż do czasów swojej młodości spędzonej w Neapolu lat 80. Przy pomocy kina, wehikułu magicznego, przywołuje miejsca, ludzi, filmy oraz zdarzenia, które
Sorrentino i duchy
Paolo Sorrentino twierdzi, że wszystkie jego dotychczasowe filmy zawierały ukryty pierwiastek autobiograficzny. Twórca "Wielkiego piękna" od dłuższego czasu nosił się z zamiarem pójścia o krok dalej i stworzenia utworu w całości opartego na osobistych doświadczeniach. Jak jednak przyznaje, pracę nad projektem odwlekał niczym wizytę u dentysty. Przełom nastąpił po 50. urodzinach. Zdałem sobie wówczas sprawę, że wciąż zmagam się z problemami, z którymi zmagałem się 35 lat temu – tłumaczy reżyser w rozmowie z Filmwebem – Nadal jestem niestabilny emocjonalnie, łatwo wpadam w gniew. Miałem nadzieję, że ten film stanie się dla mnie formą terapii. Choć główny bohater "To była ręka Boga" ma 16 lat i nazywa się Fabietto Schisa, nietrudno odgadnąć, czyim alter ego w rzeczywistości jest.

Sorrentino zabiera widzów w podróż do czasów swojej młodości spędzonej w Neapolu lat 80. Przy pomocy kina, wehikułu magicznego, przywołuje miejsca, ludzi, filmy oraz zdarzenia, które ukształtowały jego osobowość i artystyczną wrażliwość. Z dystansu przygląda się młodzieńczym marzeniom, obsesjom i lękom. Tęskni za atmosferą rodzinnych spędów, ale równocześnie rozpamiętuje domowe konflikty oraz kryzys w małżeństwie rodziców. Wspomina pierwszą miłość, pierwszą kochankę, pierwsze zetknięcie z przemysłem filmowym, wreszcie pierwszy raz, gdy śmierć odebrała mu bliskie osoby i tym samym bezpowrotnie zakończyła dzieciństwo. Oglądając "To była ręka Boga", fani Sorrentino poczują się, jakby weszli do głowy ulubionego reżysera. Odkryją m.in., kto był pierwowzorem wszystkich posągowych piękności zaludniających dzieła autora "Młodego papieża", a także po kim laureat Oscara odziedziczył tyleż rubaszne co surrealistyczne poczucie humoru.  

Jak to zwykle u Sorrentino bywa, przez ekran przetacza się barwny korowód ekscentryków, świrów oraz typów spod ciemnej gwiazdy. Grany przez Toniego Servillo  ojciec Fabietta nieustannie deklaruje, że jest komunistą, ale nie przeszkadza mu to w pracy dla kapitalistycznych krwiopijców. Matka (Teresa Saponangelo) mści się  na nieprzyjaciołach, robiąc im kawały godne najlepszych pranksterów. Sąsiadka z góry, leciwa Baronessa, niegdyś maltretowała swojego męża, a dziś zatruwa życie sąsiadom (Przypomina Jana Pawła II, tylko nie wygląda tak seksownie – powie o niej z przekąsem Schisa senior). Jest też ON – bożyszcze tłumów, bon vivant i superbohater murawy, którego rekordowym transferem do SSC Napoli cztery dekady temu żyło całe miasto. Diego Maradona, bo o nim oczywiście mowa, odegra szczególną rolę w życiu Fabietta i jego familii. Stanie się – jak wskazuje tytuł filmu – posłańcem niebios.

Tych, którzy spodziewali się po reżyserze kolejnego wizualnie rozbuchanego, barokowego fajerwerku, muszę, niestety, rozczarować. W "To była Boga" Włoch poskramia formalne ADHD. Bierze w ryzy roztańczoną dotąd kamerę, ogranicza montażowe sztuczki i nie próbuje za wszelką cenę zamienić każdego kadru w skończone dzieło sztuki. Ba, przez większość filmu nie korzysta w ogóle z muzyki! Nie oznacza to jednak, że Sorrentino zamienił karnawał na post i stał się nagle piewcą małego realizmu. Pomimo stylistycznej wstrzemięźliwości wciąż jest twórcą, który z niesłychaną lekkością zderza na ekranie wszelkie skrajności. W jego nowym filmie pod rękę kroczą ze sobą starość i młodość, piękno i brzydota, euforia i rozpacz, niewinność i perwersja, absurd oraz śmiertelna powaga.

W jednej ze scen Sorrentino przywołuje słowa swojego mistrza, Federico Felliniego, o tym, że rzeczywistość jest hałaśliwa, a kino pozwala się od niej oderwać. Powyższa dewiza zdaje się również mottem "To była ręka Boga". X Muza najpierw pomogła artyście odnaleźć cel w życiu, a dziś pozwala zawrzeć sojusz z problematyczną przeszłością i ocalić od zapomnienia najbliższych. Przy okazji daje szansę, by złożyć hołd rodzinnemu miastu, które filmowiec opuścił przed laty, aby spełniać marzenia. Nawet jeśli na ostatniej prostej Sorrentino robi się nieznośnie egzaltowany, a film traci niespodziewanie energię, warto towarzyszyć reżyserowi w tej wyprawie po krainie dzieciństwa.   

P.S. Dla widzów, którzy po seansie "To była ręka Boga" będą chcieli przekonać się, jak smakowało ulubione danie Paolo Sorrentino przyrządzane przez jego mamę, podaję (z pierwszej ręki!) przepis na zuppa di late: pokrójcie w kostkę czerstwy chleb, zalejcie gorącym mlekiem, a potem pozwólcie odrobinę zmięknąć. Buon appetito!
1 10
Moja ocena:
7
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones