Recenzja filmu

The Sky's the Limit (1943)
Edward H. Griffith
Robert Ryan
Robert Benchley

Krańce nieba

"The Sky's the Limit" nie jest filmem wybitnym, jednak niewątpliwie warto go zobaczyć, choćby ze względu na Freda Astaire'a. 
W 1939 roku Fred Astaire zagrał w swoim ostatnim filmie w RKO i przeniósł się do MGM, jednak "Na skrzydłach sławy" nie było jego ostatnim filmem w macierzystej wytwórni. W 1943 roku MGM wypożyczyło go na jeden obraz do dawnego studia. "The Sky's the Limit", bo tak miała nazywać się nowa produkcja, miało być próbą ukazania Astaire'a z poważniejszej strony i próbą jego dramatycznych umiejętności. Próbą całkiem udaną, zważywszy na to, że przy budżecie $870 000 film przyniósł ponad $2 mln zysków.

Fred Atwell (Fred Astaire) jest pilotem. On i jego koledzy dostają 10-dniową przepustkę tylko po to, by zaraz przekonać się, że mają spędzić ją na podnoszącej morale podróży przez kraj. Przerażony tą perspektywą Fred ucieka do pociągu i trafia do Nowego Jorku. Dla niepoznaki przedstawia się jako Fred Burton. Szybko zakochuje się w uroczej fotografce, Joan Manion (Joan Leslie). Robi wszystko, by ją zdobyć, nawet zamieszkuje w tej samej kamienicy, w której żyje jego ukochana. Sprawy przybierają coraz bardziej niekorzystny obrót, gdy w mieście pojawia się jednostka Atwella...

Historyjka ze słuchowiska radiowego stanowiła punkt wyjścia całego spektaklu. Przerobiono ją trochę, dodano więcej komediowych elementów, by dość melancholijna fabuła nie była zbyt melodramatyczna i można było zacząć kręcenie.

Reżyserem dzieła został Edward H. Griffith. Nigdy nie nakręcił jeszcze żadnego musicalu, a w jego filmografii znajdowały się głównie ckliwe romanse. "The Sky's the Limit" było próbą jego wszechstronności. Średnio udaną, bowiem film jest momentami zbyt melodramatyczny, jednak Griffithowi udało się zręcznie wpleść trochę komedii między miłosne uniesienia.

Piosenki napisali Harold Arlen i Johnny Mercer. Za piękną "My Shining Hour", śpiewaną przez Leslie, tańczoną przez nią i Astaire'a otrzymali nominację do Oscara. Mamy tu też zabawną "Lot In Common" energicznie wykonaną przez duet i brawurowe solo Astaire'a, "One For My Baby", odtańczone na barowej ladzie. Aktor ściągnął na siebie gromy po tym występie, gdyż tłukł w nim dużo tak ciężkiego do zdobycia w czasie II wojny szkła.

Fred Astaire po raz pierwszy (i do roku '59 ostatni) raz od 1939 roku ma tu okazję sprawdzić się w bardziej dramatycznej roli. I wychodzi mu to dobrze, jego rola nie jest przerysowana ani sztampowa, gra lekko i swobodnie. Bardzo naturalnie i uroczo w swojej roli wypada Joan Leslie. Komediową gwiazdą jest tutaj Robert Benchley w roli zakochanego w swojej podwładnej szefa Leslie.

"The Sky's the Limit" nie jest filmem wybitnym, jednak niewątpliwie warto go zobaczyć, choćby ze względu na Freda Astaire'a
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?