Recenzja filmu

Wszystkie odloty Cheyenne'a (2011)
Paolo Sorrentino
Sean Penn
Frances McDormand

Szukając siebie

Kino drogi nie polega tylko na przedstawieniu bohatera w czasie podroży samochodem czy ucieczki w celu poznania jakieś prawdy. Najważniejszym założeniem jest postać głównego bohatera, który musi
Kino drogi nie polega tylko na przedstawieniu bohatera w czasie podroży samochodem czy ucieczki w celu poznania jakieś prawdy. Najważniejszym założeniem jest postać głównego bohatera, który musi doznać iluminacji, swoistych przemyśleń nad swoim zachowaniem, życiem, a potem stać się innym człowiekiem. "Wszystkie odloty Cheyenne'a" to kino drogi polane nutką klasycznych amerykańskich filmów o podobnej tematyce. Mimo iż film nie jest produkcji amerykańskiej, to na każdym kroku widać tutaj kalkę zachodniego kina.



Bohaterem filmu jest tytułowy Cheyenne, gwiazda rocka, która już zakończyła swoją karierę muzyczną. Teraz zmaga się z demonami przeszłości i próbuje zatopić swój smutek w szklance soku pomarańczowego, oglądając występ młodych muzyków i przez odbijanie piłki w pustym basenie swojej willi wraz z żoną, która nadal widzi w nim wielkiego artystę. Pewnego dnia dowiaduje się, że jego ojciec mieszkający w Nowym Jorku jest u schyłku życia i za moment kopnie w kalendarz. Okazuje się, że nie dokończył on pewnego zadania i teraz powierza go swojemu synowi. Cheyenne musi odnaleźć nazistowskiego zbrodniarza, który dręczył jego ojca podczas holocaustu. 

Cały kontekst filmu jest pozbawiony atomizacji, a akcja filmu dzieje się po prostej linii. Na początku oglądamy dom Cheyenne'a i jego otocznie, powoli utożsamiając się z bohaterem i poznając jego dotychczasowe życie. Szybko twórcy dają nam znać, że mamy do czynienia z postacią tragiczną, nie tylko pozbawionego weny artysty, a także osobę dręczoną sumieniem, żalem, skrywanym przez biały makijaż na twarzy. W efekcie jego najbliżsi nie dostrzegają depresji i prawdziwego powodu załamania nerwowego. Cheyenne jednak zachowuje swoje specyficzne poczucie humoru, które ulatnia się w najmniej odpowiednim momencie. Huśtawka nastrojów doprowadza do różnych zabawnych sytuacji, utwierdzając nas w przekonaniu, że Cheyenne jeszcze posiada nutkę artyzmu w sobie.



Od połowy filmu "This Must Be the Place" przypomina klasyczne kino drogi. Reżyser zachowuje poniekąd powagę sytuacji, ale wprowadza wiele groteskowych scen z związku z czym, mamy do czynienia z ciekawym kontrastem. Tragiczna, wyprana z emocji postać podróżuje po nieznanych terenach Ameryki, poznając ciekawe osoby i słuchając ich życiowych historii. W pewnych momentach Cheyenne dostaje chwilowego olśnienia, i budzą się w nim dawne wspomnienia oraz chęć do życia i słuchania tej samej muzyki. Nawet pojawi się refleksja, dlaczego to nie on wynalazł walizkę na kółkach.

Ciekawa stylistyka filmu przekłada się tutaj ze świetną muzyką przygrywającą w tle, która towarzyszy nam prawie przez cały seans. Idealnie dopasowana do nastrojów szczególnej postaci, jaką jest Cheyenne. Raz słyszymy cichą, refleksyjną nutę, aby potem relaksować się przy energicznym blues rocku i klasycznym wokalu różnych gitarowych kapel. Twórcy nie powinni zapominać, jak ważnym elementem jest operowanie nie tylko obrazem, ale także dźwiękiem. Tutaj wszystko idzie w parze.
Sean Penn w roli tytułowego bohatera spisał się fenomenalnie. Postać jest wiarygodna. Co z tego, że na pierwszy rzut oka przypomina krzyżówkę Roberta Smithsa  z Edwardem Nożycorękim, skoro jego burzliwy charakter, zimne spojrzenie i tłumione w sobie emocje oraz chęć do życia skrywane pod toną makijażu czynią go na swój sposób ciekawym. Do tego cichy, cyniczny głos i dystans do siebie sprawił, że same dłonie złożyły mi się o oklasków.



Paolo Sorrentino, reżyser filmu, precyzyjnie odmierzył humor, dramat, minimalizm, tworząc jeden długi utwór z wahaniem nastrojów, odmienną estetyką, ubarwioną reprezentatywnym charakterem i napędzającą gitarowym brzmieniem. Wyrazisty, temperamentny obraz w końcu i tak sprowadza się do jednej rzeczy - olśnienia. Ale czy nie na tym polega wędrówka w nieznane? Dzieło tak absurdalne, że aż prawdziwe i życiowe. Po prostu kapitalne kino.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Kto we "Wszystkich odlotach Cheyenne'a" szuka czystej rozrywki, zabawnej lekkiej komedii (jak bywa ta... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones