Jeszcze nie wieczór

Mimo prostej, kreskówkowej oprawy, twórcy nie boją się powiązać seksu z biologią: od wykrochmalonej pościeli wolą sedes w miejskim szalecie, a od melodramatycznych uniesień – chamskie żarty. Nie
"Leisure Suit Larry: Wet Dreams Don't Dry" - recenzja
Kim jest Keyser Soze? Ile bramek zdobyli niemieccy piłkarze na Euro 2000? Czym jest Dreamcast? A Tamagotchi? Quiz weryfikujący, czy jesteście wystarczająco starzy, by zagrać w najnowszą odsłonę erotycznych przygód Larry'ego Laffera, uświadomi Wam, że prawdopodobnie jesteście na to zbyt starzy. Podobnie jak jej bohater, zaśliniony podrywacz-nieudacznik z czerwonym kinolem, gra zanurzona jest w przeszłości, do której bramy pozostają zamknięte na głucho. Na szczęście pewne rzeczy nie mają terminu przydatności. Bez względu na to, czy żyjemy w czasach nowego purytanizmu czy agresywnej rewolucji obyczajowej, kremowa marynarka z poliestru jest tak samo obciachowa.



Jeśli ktoś nie widział Kevina Spaceya w "Podejrzanych", nie zna najlepszej konsoli w historii ludzkości i nie pamięta blamażu naszych sąsiadów na boiskach Belgii i Holandii, powinien wiedzieć, że seria gier o Larrym już od późnego paleolitu była tożsama ze skandalem, choć raczej przez małe "s". Larry uwodził kobiety, sypał z rękawa dwuznacznymi żartami, zaś otaczająca go, czasem noirowa, czasem komediowo-romantyczna rzeczywistość służyła głównie za nieistotną scenografię miłosnych podbojów. I cóż, niewiele się w tej materii zmieniło. Hibernujący dotąd w futurystycznej machinie bohater wynurza się ze ścieków przed swoim ukochanym barem, by z przerażeniem odkryć, że nauka godowych rytuałów poszła w las. Mamy rok 2019, mięso i plastik są passe, ludzie nie wyciągają głów z telefonów, zaś ponad miastem unosi się wieża młodocianego magnata nowych mediów. Nic zatem dziwnego, że początkowo celem Larry'ego staje się ocalenie Starego Porządku przed Nowym Ładem. I podczas gdy napotkane kobiety fundują bohaterowi kulturową reedukację, ten z uporem maniaka stara się udowodnić, że #metoo była niepotrzebną fanaberią, a stylówka na łysiejącego cinkciarza wpisuje się w nieśmiertelny kanon piękna.



Uczestniczenie w tych obustronnie seksistowskich przepychankach to – możecie mnie ukrzyżować – naprawdę fajna zabawa. Twórcy ze studia CrazyBunch musieli zdawać sobie sprawę, jak ryzykownym pomysłem było ekshumowanie bohatera właśnie dziś. Być może dlatego podchodzą do delikatnej fabularnej materii z chłodną głową. Rzeczywistość co rusz weryfikuje anachroniczne poglądy Larry'ego, zarówno on, jak i kolejne dziewczyny są celem ironii ostrej jak brzytwa, zaś satyryczne zacięcie wydaje się fundamentem scenariopisarskiej strategii. Jako że Uber, Apple, MacDonald's i Instagram to obiegowi chłopcy do bicia, najlepiej wypada w grze rysunek świata przesiąkniętego seksem, sprowadzającego seks do roli uniwersalnej waluty i zarazem najbardziej pożądanego towaru. Zarówno aseptyczne wnętrza biurowców, jak i zaułki miejskiego labiryntu są tutaj istnym muzeum fallicznych i waginalnych kształtów, a do rzeczywistości będącej destylatem erotycznej reklamy, bohater wprowadza intrygujący dysonans. Larry nie jest gwiazdorem porno. Nie jest też gościem z sześciopakiem i półką białych zębów, a nawet facetem, któremu powinniśmy kibicować. To raczej typ obleśnego wujka, podstarzałego satyra, mistrza wątpliwej riposty, czy jak powiedzieliby jego znajomi z XXI wieku – króla cringe'u.




Rozgrywka, podobnie jak bohater, przybywa do nas z dalekiej przeszłości. "Wet Dreams Don't Die" to klasyczna przygodówka point'n'click, którą kupujemy z całym dobrodziejstwem inwentarza: nawigacja to dramat w jednym akcie, kieszeń naszej marynarki nie ma dna, tinderopodobna aplikacja jest zaledwie szkieletem intrygującej mechaniki, z kolei zagadki – zgodnie z tradycją – ocierają się o absurd. Wytężanie szarych komórek w celu opróżnienia klozetu, zeskrobania płynu ustrojowego ze ściany albo złożenia prowizorycznego gadżetu do masturbacji ma jednak swój nieodparty urok. Mimo prostej, kreskówkowej oprawy, twórcy nie boją się powiązać seksu z biologią: od wykrochmalonej pościeli wolą sedes w miejskim szalecie, a od melodramatycznych uniesień – chamskie żarty. Nie twierdzę, że to akt odwagi oraz rebelii przeciw dominującym narracjom. Wydaje mi się jednak, że w tak dynamicznie rozwijającym się medium jak gry wideo, powinno być miejsce zarówno na młodość, piękno i zeitgeist, jak i na starego pryka w niemodnym fraku.
1 10
Moja ocena:
7
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones