Palcem po mapie

Jeśli ufać kochanemu Facebookowi, to nasi znajomi mają nie dwadzieścia, ale dwieście dni urlopu rocznie, egzotyczne archipelagi leżą zaraz za granicą powiatu, a do obu Ameryk da się dojechać
Jeśli ufać kochanemu Facebookowi, to nasi znajomi mają nie dwadzieścia, ale dwieście dni urlopu rocznie, egzotyczne archipelagi leżą zaraz za granicą powiatu, a do obu Ameryk da się dojechać lokalnym pekaesem. Ale chyba nie powinno to dziwić nikogo, kto kiedykolwiek korzystał z aplikacji randkowych, toć przecież słynne „podróże” to chyba najczęściej deklarowane tam hobby.



I gdyby tylko nie trzeba było zrzucać kapci, wychodzić z domu i, przede wszystkim, wydawać pieniędzy na bilety lotnicze, hipsterskie kawki i awokado... A teraz jest na to sposób. Nie chodzi bynajmniej o przeglądanie atlasu, popijając przy tym swoje łzy, czy odpalenie pierwszego lepszego programu na National Geographic, ale o "Wanderlust". To debiutancka gra świeżutkiego na rynku studia Different Tales, składającego się z ludzi, którzy nie są jednak nowicjuszami, bynajmniej. Ale po latach zajmowania się blockbusterami Andrzej Ganszyniec i Jacek Brzeziński, założyciele rzeczonej firmy, pochylili się nad produkcją cokolwiek kameralną i niełatwą do zrecenzowania.

Bo "Wanderlust" to, wedle ich słów, reprezentatywny przykład „slow gamingu”, czyli gry skupiającej się na doznaniu emocjonalnym i poznawczym, a nie odhaczaniu misji, kompulsywnym zbieraniu monet czy śrubowaniu wyniku. Założenie jest tyleż proste, co skomplikowane, gdyż omawiany tytuł ma niejako naśladować doświadczenie podróży, ale, głównie, za pośrednictwem tekstu i zdjęć. Forma gry bliska jest interaktywnej powieści paragrafowej, tyle że nie da się tutaj, a przynajmniej na tyle, na ile zdążyłem się zorientować, dokonać „złego” wyboru. Każdy zaprowadzi nas gdzie indziej, lecz nigdy do smoczej jamy i ekranu z napisem YOU DIED. A wszystko rozpoczyna się na Wyspie Wielkanocnej, skąd, jak informuje stosowny napis, da się dolecieć gdziekolwiek w zaledwie sześć godzin (nie weryfikowałem). To rama fabularna i punkt wyjścia dla samej rozgrywki. Spotykają się tam podróżnicy z różnych stron świata, którzy wymieniają się opowieściami o odwiedzonych krajach. I to my mamy na kształt owych historii aktywny wpływ.



Można wybrać się chociażby do Bangkoku (a stamtąd dalej), poszwendać się po Europie, zahaczyć o afrykańskie wybrzeże czy lecieć za ocean, gdziekolwiek się jednak wybierzecie, rozgrywka będzie wyglądała podobnie. Czyli mamy naszego ciekawskiego podróżnika albo podróżniczkę i posyłamy go lub ją do jednego z dostępnych na mapie miejsc. I choć są to ludzie różnych profesji i zainteresowań, niezmiennie kierujemy poczynaniami człowieka Zachodu obcującego z egzotyczną dlań kulturą; oto temat "Wanderlust". Stopniowe oswajanie poczucia obcości oraz „poznawanie siebie” (niestety, gra ma tendencje do coachingowego bajania) jest tu środkiem i celem. Mamy niby pewne statystyki, jak wskaźnik nastroju, miernik zmęczenia i stan portfela, lecz, o ile będziemy grali na serio i nie zamęczali naszego turysty na śmierć, ani nie szastali pieniędzmi, nie trzeba się za bardzo nimi przejmować. Po prostu trzymamy telefon (choć można też podróżować, siedząc przy kompie), przewijamy tekst, oglądamy foty (zrobione głównie przez ekipę odpowiedzialną za produkcję gry) i dumamy, dokąd pójść, co zjeść i gdzie spać. I wyobrażamy sobie niewyobrażalne.



Pozornie trywialne decyzje pozwalają oddać klimat faktycznej wycieczki. Starając się odpowiadać zgodnie ze swoim temperamentem, sercem i rozumem, istotnie powróciłem myślami do odwiedzonego parę lat temu Bangkoku, którego klimat oddano należycie, a niezłe – mimo że czasem ocierające się o nieznośny kicz – opisy są trafne i prawdziwe; ewidentnie ten, kto to wszystko pisał, zobaczył owe miejsca na własne oczy. Sesja z "Wanderlust" przypomina lekturę czyjegoś dziennika z podróży, do którego pozwolono nam dopisać to, co sami byśmy zrobili na miejscu jego autora. Jest to trochę przeżywanie czyjegoś życia, udawanie, że jest się gdzieś, gdzie nas nie ma, ale czy nie po to gramy? Szczególnie że Different Tales pozwalają nam pozostać sobą.
1 10
Moja ocena:
7
Krytyk filmowy i tłumacz literatury. Publikuje regularnie tu i tam, w mediach polskich i zagranicznych, a nieregularnie wszędzie indziej. Czyta komiksy, lubi kino akcji i horrory, tłumaczy rzeczy... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones