Artykuł

Żurawiecki o najlepszych rolach Tildy Swinton

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/%C5%BBurawiecki+o+najlepszych+rolach+Tildy+Swinton-65278
TILDA SWINTON – CZŁOWIEK, KTÓRY SPADŁ NA ZIEMIĘ

Tilda Swinton jest (świecką) ikoną ery ponowoczesnej. Jej symbolem i konkretem zarazem. Role Tildy pokazują, jak zmienia się współczesna zachodnia kultura, podają w wątpliwość to, co kiedyś wydawało się jednoznaczne i ściśle określone.

Kreacja Tildy Swinton, która pierwsza przychodzi mi na myśl? Nie zgadniecie. Archanioła Gabriela w "Constantinie (2005) Francisa Lawrence’a. To tandetne filmidło zawiera kwintesencję tego, czym Tilda jest. W komiksowym skrócie pokazuje istotę jej emploi. Pierwszy raz widzimy Gabriela, gdy stoi tyłem przy kominku. Podchodzi do niego Constantine, anioł się odwraca. Ubrany jest w elegancki garnitur i krawat. Ma długą, opadającą na oczy grzywkę i androginiczną twarz Tildy, która – z cokolwiek sadystycznym uśmieszkiem – oznajmia Keanu, iż Bóg go nie lubi. Gabriel powróci w ostatnich sekwencjach filmu. Okaże się wtedy, że planuje globalny przewrót – chce rzucić ludzkość w objęcia syna Szatana. Niezależność Archanioła nie podoba się jednak tym na górze, toteż zostaje on zdegradowany i zamieniony w człowieka. 

I taka właśnie jest Tilda – ani Panu Bogu świeczki, ani diabłu ogarka. Męska, żeńska, nijaka, bezpłciowa, ponadpłciowa. Oczywiście, tę wieloznaczność wygrała wcześniej w dużo ciekawszym filmie "Orlando" (1992) Sally Potter, gdzie była istotą wiecznie młodą, wędrującą przez historię i zmieniającą się z chłopca w dziewczynę. "Constantine" dodał jednak do tych poziomych peregrynacji układy pionowe.


(fot. z "Constantine")

Nietypowa, nieokreślona, wymykająca się prostym klasyfikacjom uroda Tildy (ładna? piękna? brzydka? kobieca? chłopięca?) predestynuje ją do grania postaci "nie z tego świata". Wiedział to już jej odkrywca i mentor, brytyjski malarz i reżyser, Derek Jarman, u którego zadebiutowała w "Caravaggiu" (1986). W jego filmowym poemacie "Ogród" (1990) Swinton pojawia się jako Madonna (ta ze świętych obrazków, a nie od "Like a Prayer"), uciekająca z Dzieciątkiem przed gromadą papparazich. U Jarmana Tilda jest albo staje się kimś z innego wymiaru. Na przykład, Lena, ze wspomnianego "Caravaggia", to prosta dziewczyna, ale w malarskiej optyce tytułowego bohatera zyskuje sakralną aurę. W "The Last of England" (1988) – medytacji Jarmana nad upadkiem Anglii wziętej w żelazny ucisk Margaret Thacher, damy o mentalności handlarki – aktorka w sukni panny młodej wykonuje obłąkańczy taniec przy ognisku. Późniejsze o rok, "Requiem wojenne" – ilustracja słynnej kompozycji Benjamina Brittena – przynosi długie ujęcie, w którym nieruchoma kamera kontempluje pełną emocji twarz Tildy. I wreszcie dwie mniej metaforyczne, a bardziej krwiste role silnych kobiet – Lady Ottoline Morrell w "Wittgensteinie" (1993), ekscentrycznej opiekunki artystów, kochanki Bertranda Russella, która na ekranie paraduje w kolorowych, strojnych kreacjach, oraz królowej Izabelli z "Edwarda II" (1991): ambitnej, przebiegłej, bezwzględnej, żądnej władzy (nagroda na festiwalu w Wenecji). Baśniowym odbiciem Izabelli stanie się zła Biała Czarownica z dwóch części "Opowieści z Narnii" (2005, 2008); jej współczesną, korporacyjną wersją – Karen Crowder z "Michaela Claytona" Tony’ego Gilroya (Oscar 2007 w kategorii "najlepsza żeńska rola drugoplanowa").


(fot. z "Opowieści z Narnii")

Madonna, Archanioł, Czarownica... Dorzućmy jeszcze do tej grupy trzy klony z zabawnego filmu "Teknolust" (2002) Lynn Hershman-Leeson i blond zjawę z widmowego "The Limits of Control" (2009) Jima Jarmuscha. Ale jednocześnie Tilda potrafi być bardzo "down-to-earth". W "Broken Flowers" (2005) tego samego Jarmuscha daje przecież w mordę Billowi Murrayowi. Grywa kobiety proste ("Młody Adam", 2003) i pragmatyczne ("Tajne przez poufne", 2008). Takie postacie zdają się bliższe jej postawie życiowej. Wywodzi się z rodziny arystokratycznej, lecz trudno byłoby w jej zachowaniu znaleźć jakieś przejawy wielkopaństwa. Miałem dwa razy przyjemność obserwować Tildę podczas festiwalu w Berlinie. W przeciwieństwie do anorektycznych i bladych jak ściana gwiazd Hollywoodu, ślących sztuczne uśmiechy podczas konferencji prasowej, łaziła po festiwalowych obiektach w swoich workowatych sukniach i swobodnie mieszała się z tłumem. Gdy dziennikarze zadawali jej pytanie w stylu: "co pani czuje po nominacji do Oscara?", odpowiadała, że ważniejsza jest dla niej nagroda Teddy, którą otrzymała w Berlinie od mniejszości seksualnych, bo wie, że to nagroda od przyjaciół za wspieranie słusznej sprawy. Właśnie razem z przyjaciółmi – reżyserem Isaakiem Julienem i kompozytorem Simonem Fischer-Turnerem – promowała też, poświęcony pamięci Jarmana, dokument "Derek" (2008), którego była scenarzystką, producentką i narratorką.


(fot. z "Tajne przez poufne")

Tilda Swinton nie zapomina, że jej korzenie tkwią w sztuce niezależnej, alternatywnej, zaangażowanej. Nadal ryzykuje i eksperymentuje. Trudno oprzeć się wrażeniu, że Hollywood to dla niej głównie miejsce, gdzie może od czasu do czasu zarobić niezłe pieniądze. W ostatnich latach, owszem, pojawiła się w "Ciekawym przypadku Benjamina Buttona" (2008), w Narnii i "Michaelu Claytonie", ale jednocześnie zagrała u Jarmuscha, Ericka Zonki ("Julia", 2008) , Beli Tarra ("The Man from London", 2007) czy włoskiego reżysera, Luki Guadagnino ("Jestem miłością", 2009 – nota bene w 1999 roku wystąpiła w jego debiucie, thrillerze "The Protagonists", a w 2002 reżyser zrobił z nią krótki dokument "Tilda Swinton: The Love Factory"). Czekam na film "Die Blutgrafin" niemieckiej awangardowej reżyserki, Ulrike Ottinger z dialogami Elfriede Jelinek, w którym Tilda Swinton ma zagrać księżną Elżbietę Batory (w obsadzie znajdzie się także Isabelle Huppert!).


(fot. z "Michael Clayton")

Wspomniana wyżej nieoznaczoność Tildy, widoczna już w jej wyglądzie, czyni ją świetnym medium dla wszelkiego rodzaju projektów konceptualnych. W filmie "Teknolust" jest symboliczna pod tym względem scena, w której grany przez aktorkę klon przewodzi prąd z jednej lampy do drugiej. Tilda Swinton równie dobrze przewodzi idee, a zarazem pozwala widzowi wpisywać w siebie różne znaczenia i interpretacje. Sama zorganizowała w 1995 roku  performance zatytułowany "The Maybe" – spała w szklanym pudle ustawianym na widoku publicznym w galeriach sztuki Londynu i Rzymu.

W 1988 roku wzięła udział w dokumencie "Cycling the Frame" Cynthii Beatt. Podróżowała na rowerze wzdłuż Muru Berlińskiego (od zachodniej strony, rzecz jasna). W roku 2009 artystki wróciły do stolicy Niemiec. Tilda odbyła rundę po tej samej trasie co dwadzieścia jeden lat wcześniej – tym razem śladami nieistniejącego już Muru.  Zapisane to zostało w dokumencie "The Invisible Frame". Zderzenie obu filmów Beatt – starego i nowego –  rodzi refleksje na temat upływu czasu i arbitralności granic wyznaczanych przez ludzi trzymających władzę, ale także nasuwa pytanie o ową tytułową "niewidzialną ramę", która, być może, wciąż oddziela oba światy. Tilda nie należy do żadnego z nich, jest "człowiekiem, który spadł na Ziemię" i właśnie zwiedza na rowerze obcą planetę.

Postacie grane przez Swinton często na naszych oczach wchodzą w rolę. Konstruują siebie  lub są konstruowane z rozmaitych elementów – choćby Orlando przechodzący między stuleciami i płciami. W fabularyzowanym dokumencie, "Niebezpieczna kultura" (2007) Tilda wręcz oznajmia przed kamerami, że wciela się w postać żony Steve’a Kurtza, artysty oskarżonego w USA o bioterroryzm. W "Michaelu Claytonie" obserwujemy, jak Karen Crowder, prawniczka zbrodniczej korporacji, przygotowuje się do publicznych występów – dobiera części garderoby czy, cała spocona i przerażona, przepowiada na głos swoje kwestie.


(fot. z "Jestem miłością")

Najlepsze role Tildy Swinton to właśnie te "kreacyjne". Nazwałbym je także "malarskimi", bowiem nakreślone zostały kilkoma – czasami ostrymi, czasami delikatnymi – pociągnięciami pędzla. Taki jest również portret Emmy Recchi – żony zamożnego przemysłowca zakochanej w koledze syna – we wchodzącym właśnie na nasze ekrany, melodramacie "Jestem miłością". Składa się z drgnięć, zawahań, zamyśleń bohaterki. Gdy Tilda idzie w "bebechowatość", rezultaty bywają (być może z winy reżyserów) gorsze. Nie udała się, na przykład, podpisana przez Ericka Zoncę "Julia" (2008) – skądinąd, remake filmu Johna Cassavetesa "Gloria". Rola alkoholiczki porywającej dziecko jest po prostu przeszarżowana.

Tilda Swinton to dla mnie Marlena Dietrich przełomu stuleci. Z pozoru takie zestawienie brzmi absurdalnie – gdzież tu porównywać hollywoodzką gwiazdę w starym stylu z "wyluzowaną" antygwiazdą! A jednak – gdy niedawno pisałem tekst o Dietrich, doszedłem do wniosku, że fenomen jej popularności polega na tym, iż zmieściła w swojej biografii i karierze cały wiek XX. Jego paradoksy, sprzeczności, konflikty... Grała kobiety wyzwolone i "niewolnice miłości". Miała licznych kochanków i kochanki, a jednocześnie pozostała żoną jednego mężczyzny aż do jego śmierci. Uciekła przed niemieckim totalitaryzmem i podporządkowała się hollywoodzkiemu systemowi. Przeszła szlak bojowy i sceny wszystkich kontynentów. Itd. itp.


(fot. z "Jestem miłością")

Także Tilda Swinton jest (świecką) ikoną ery ponowoczesnej. Jej symbolem i konkretem zarazem. Alternatywna arystokratka, awangardowa laureatka Oscara. Nawet życie prywatne aktorki odbiega od mieszczańskich standardów – jakiś czas temu pisma kolorowe ekscytowały się faktem, że żyje jawnie w trójkącie z dwoma mężczyznami. Role Tildy są odbiciem naszych dylematów płciowych, obyczajowych, politycznych, etycznych, również technologicznych. Pokazują, jak zmienia się współczesna zachodnia kultura, podają w wątpliwość to, co kiedyś wydawało się jednoznaczne i ściśle określone. Tilda Swinton – człowiek, który spadł na Ziemię, by wywołać tu małą rewolucję...

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones