Relacja

Filmweb na Era Nowe Horyzonty: Dzień 6

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Filmweb+na+Era+Nowe+Horyzonty%3A+Dzie%C5%84+6-63325
DZIEŃ CISZY

Wtorek Dniem (przejmującej) Ciszy. Słowa wypowiedziane przez bohaterów "Wydalonego" i "Mamy" można zliczyć na palcach jednej ręki. Zwyrodnialcy z zaległego "Trash Humpers" wydawali wprawdzie dźwięki, ale z mową znaną Homo sapiens miało to niewiele wspólnego.

Biada niewyspanym! Kiedy w opisie nowohoryzontowego filmu obok przymiotnika "minimalistyczny" pojawia się złowrogi prefiks "ultra", warto wraz z ostatnim przebłyskiem świadomości zmienić seans. Gdy notka w programie festiwalowym informuje, iż "statyczność i bezlitosność niemych scen" kreują w owym dziele "iluzję obserwowania rzeczywistości w czasie rzeczywistym", nie można się wahać – wyraźniejszego ostrzeżenia już nie dostaniecie. Uwaga więc: egzekucja dokonuje się dopiero na sali kinowej. Wyrok zapada o wiele wcześniej.

Konkursowa "Mama" Nikołaja i Jeleny Renardów przypomniała o starych dobrych bolesnych egzystencjach, życiowych matniach, komunikacyjnych aporiach i samotności we dwoje. Życie jej bohaterów – dwustukilowego mężczyzny i opiekującej się nim rodzicielki – zostało zaklęte w kilkunastu statycznych kadrach i rozpisane na banalne, codzienne czynności. Odwaga w podejściu do tematu cielesności oraz bezkompromisowość i radykalność naturalistycznej konwencji mogą budzić podziw. Nikt mi jednak nie wmówi, że dwie osoby spędzające ze sobą dwadzieścia cztery godziny na dobę nie czują jakiejkolwiek potrzeby komunikacji. "Mama" to typowy przykład kina, które wpadło w pułapkę konceptualizmu. Paradoksalnie, behawiorystyczna historia skomplikowanej relacji, w zamyśle mająca chwytać za żołądek, została pozbawiona emocjonalnej siły rażenia.



Jeszcze odleglejszym horyzontem okazał się "Wydalony" Adama Sikory (polski operator i awangardowy reżyser pokazuje we Wrocławiu aż trzy filmy). Po seansie sam poczułem się wydalony, a nawet wyobcowany, nieszczęśliwy, przeżuty i wypluty. Alternatywne znaczenie tytułu wraca zresztą w scenie, w której bohater oddaje stolec swojego życia. Wędrujący po dziwacznym, wyludnionym świecie bezimienny mężczyzna ma twarz poety Krzysztofa Siwczyka. Powrót pamiętnego Wojaczka z filmu Majewskiego to spore wydarzenie. Tego samego nie można niestety powiedzieć o filmie Sikory. Inspirowany luźno Beckettowskimi powieściami, "Molloyem", "Pierwszą miłością" i "Końcem", jest przeciętnym formalnie, intertekstualnym odlotem. Sądzę, iż wędrujący po opustoszałych ścieżkach bohater w jakiś sposób wyraża logikę eksperymentalnej formuły. Zakładam też, być może na wyrost, że o coś w tym wszystkim chodzi. Największy grzech twórcy polega jednak na tym, że nie zdołał mnie zaangażować podczas seansu ani na poziomie intelektualnym, ani emocjonalnym.    

Problemów z przyciągnięciem uwagi widza nie miał natomiast Harmony Korine, enfant terrible amerykańskiego kina, autor pamiętnego "Gummo". Jego najnowszy obraz "Trash Humpers" to propozycja radykalna i przeznaczona tylko dla tych, którzy na nowohoryzontowych ekstremach pozjadali zęby. Nakręcony na wyciągniętej ze śmietnika zanurzonego w ściekach taśmie wideo utwór to audiowizualny strumień nihilistycznej energii. Bohaterowie, groteskowo ucharakteryzowani wyrzutkowie, abnegaci i szaleńcy, przemierzają krajobrazy amerykańskich przedmieść. Wtykają swoje przyrodzenia gdzie popadnie – gwałcą śmietniki, kopulują z drucianymi siatkami, wykonują fellatio na gałęziach drzew. Demolują witryny sklepowe i wózki inwalidzkie, rozbijają telewizory, pożerają naleśniki polane płynem do mycia naczyń. Wrzeszczą do siebie, w transie powtarzają nieskładne frazy, śpiewają kolędy, splatają się w epileptycznym tańcu, spluwają na siebie monosylabami. Uosabiają chaos, są żywiołem czystej negacji. Ich działania nie mają żadnej przyczyny i do niczego nie prowadzą. Ich pozbawiona sensu i znaczenia kopulacja na śmietniku cywilizacji nikogo nie obchodzi. Łatwo ją zapamiętać, jeszcze łatwiej o niej zapomnieć.



Środowy poranek upłynie pod znakiem konferencji Romana Gutka poświęconej American Festival. Nie zabraknie też kolejnej porcji konkursowych propozycji, m.in. "Wśród drzew" Angelosa Frantzisa oraz "Rewolucje powracają niczym refreny w piosence" Johna Torresa. Smakowicie zapowiada się również amerykański "Shit Year" Cam Archer z Ellen Barkin  w roli głównej.