Artykuł

Trudna sprawa "Pamiętników z wakacji"

autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Trudna+sprawa+%22Pami%C4%99tnik%C3%B3w+z+wakacji%22-84800
Przeciwnicy paradokumentów Okiła Khamidowa twierdzą, że podczas ich oglądania słychać odgłosy obumierających szarych komórek. Odpowiem im jak mężczyzna, który dowiedział się od kolegi, iż wódka wyżera korę mózgową. Mam tej kory wystarczająco dużo.

Najpierw był prześladowca Dariusz (39 lat). Niczym łódź podwodna wynurzył się z kąpielowej piany, dzierżąc w dłoni kieliszek najdroższego szampana. To miała być romantyczna niespodzianka. Włamując się do mieszkania Karoliny (37 l.), Dariusz liczył na to, że wreszcie uda mu się zdobyć jej serce. Niestety, kobieta nie doceniła dobrych intencji adoratora. Wyrzuciła go z hukiem za drzwi.  Smutna historia niespełnionego kochanka okazała się przebojem Internetu – na YouTubie obejrzało ją kilkaset tysięcy osób.



Dariusz to jeden z bohaterów serii "Trudne sprawy". To właśnie dzięki sieci emitowany przez Polsat program stał się niespodziewanie przedmiotem ogólnopolskiej dyskusji. Początkowo wszyscy drwili. Nie podobały się idiotyczne dialogi i sztuczna jak tworzywa gra nieprofesjonalnych aktorów.  Potem przyszły wyniki oglądalności i malkontenci zamilkli – odcinki "Trudnych spraw" ogląda nawet sześć milionów widzów. I to w popołudniowym paśmie, które do tej pory uznawane było za martwą strefę.  Pomyśleć, że jeszcze kilka lat wcześniej żadna stacja telewizyjna nie miała ochoty nawet rzucić okiem na projekt złożony przez Okiła Khamidowa, szefa firmy produkcyjnej Tako Media.

O Khamidowie mówi się, że jest Iloną Łepkowską w spodniach. Tak jak królowa telenowel, pochodzący z Tadżykistanu reżyser niemal intuicyjnie wyczuwa potrzeby telewidzów. W dodatku kręci szybko, tanio i sprawnie. Pierwszy raz był na ustach całej branży pod koniec lat 90. dzięki "Światowi według Kiepskich". Sitcom o rodzinie ze społecznych nizin, choć schlastany przez krytykę, szybko piął się w rankingach oglądalności. Khamidow udowodnił, że przedstawiciele Polski B zasługują na coś więcej niż tylko udział w programach interwencyjnych w stylu "Sprawy dla reportera". Z prostactwa uczynił cnotę, a z problemów, o których dyskutuje się zazwyczaj przy piwku z kolegami, pretekst do budowania fabuł kolejnych odcinków.

W "Trudnych sprawach", a także bliźniaczym "Dlaczego ja?" Khamidow idzie krok dalej w opiewaniu polskiej siermięgi. Choć oba programy są w całości inscenizowane, wyglądają  jak dokumenty: ekranowe zdarzenia rejestruje "na gorąco" prowadzona z ręki kamera, postaci co jakiś czas zwracają się w kierunku obiektywu, zaś cały materiał opatrzony jest  komentarzem lektora. Miejsce akcji stanowią zazwyczaj zgrzebne blokowe mieszkanka z meblościanką, koronkową serwetką i paprotką obok telewizora. To nie lśniące, wypasione apartamentowce z produkcji TVN-u, zaludnione przez prawników, biznesmenów czy bogatych artystów. Bohaterami Khamidowa są przeciętniacy: sklepowe, kelnerki, urzędnicy niskiego stopnia. Borykają się z brakiem kasy, seksu  lub uczuć. Albo wszystkiego naraz. Język, jakim się posługują, to język wrzasków, szlochów i walenia piąchą w ryj. Jak w życiu, tyle że po podniesieniu do piątej potęgi.



Parę miesięcy temu na zajęciach scenopisarstwa w Warszawskiej Szkole Filmowej analizowaliśmy losowy odcinek "Dlaczego ja?". Fabuła? Młodzi małżonkowie mieszkają w małym miasteczku. Ona opiekuje się domem i dzieckiem, podczas gdy on zarabia grosze w pizzerii rodziców. Ona postanawia dorobić, pracując w banku. On – wychowany w przekonaniu, że to mężczyzna zarabia na rodzinę – nie może znieść faktu, iż żona ma wyższą pensję. Ona każe mu zostać w domu, podczas gdy sama zaczyna pracę na pełny etat. On coraz częściej urządza jej awantury. W spór angażują się teściowie. Ona zabiera dziecko i wyjeżdża.

Zgoda, aktorstwo i dialogi przywodzą na myśl polskie kino offowe w najgorszym wydaniu, ale sama historia z powodzeniem mogłaby służyć za  fabularną podstawę "Placu zbawiciela 2". Zwłaszcza, że konstrukcja opowieści (spiętrzenie zdarzeń, tempo i kolejne zwroty akcji) to koronkowa robota. Ponieważ każdy odcinek opowiada nową historię z nowymi bohaterami, nie ma obawy o to, że widzowie nie zrozumieją meandrów fabuły.

Sukces tych programów można by zbyć wytłumaczeniem, że żerują na najniższych instynktach polskiej publiczności, która wszak i tak nie ma dobrego gustu. Mało kto dostrzega jednak, iż Khamidow w genialny sposób operuje konfliktem. Zaś konflikt to zaprzeczenie nudy. Pojęcie, które dla każdego szanującego się scenarzysty powinno być autorskim imperatywem, w naszej telewizji sprowadza się głównie do ciepłych telenowelowych kluch. W "Na Wspólnej" czy "Klanie" konflikty są rozwadniane, aby napędzić fabułę kilkunastu odcinków. Tymczasem u Khamidowa zaogniające się nieustannie spory ulegają skondensowaniu i wtłoczeniu w ramy trwającej czterdzieści pięć minut audycji. Gdybym miał szukać powinowactwa, twórczości Tadżyka najbliżej byłoby chyba do "Potyczek Jerry'ego Springera". W nadawanym w latach 1991-2008 kultowym amerykańskim show nie brakowało siarczystych kłótni i szokujących wyznań, w trakcie których regularnie dochodziło do rękoczynów. Przedstawienie w każdym odcinku było jednak ukartowane, goście podstawieni, a ich problemy zmyślone.


Jerry Springer

Opus magnum Khamidowa to bez wątpienia "Pamiętniki z wakacji". Wyemitowany po raz pierwszy w październiku ubiegłego roku serial opowiada o przygodach polskich turystów podczas urlopów w luksusowych śródziemnomorskich kurortach Lloret de Mar i na Gran Canarii. W każdym odcinku śledzimy dwa niezależne od siebie wątki, których bohaterami są przeważnie albo trzej przystojni przyjaciele, albo trzy seksowne przyjaciółki, albo tradycyjna polska rodzina z wąsatym ojcem obowiązkowo zakładającym białe skarpety do sandałów. Hiszpańskie okoliczności przyrody zachęcają do erotycznych igraszek oraz poszukiwań wielkiej miłości. Na porządku dziennym są tu więc wycieczki do będących świątynią rozpusty klubów, skoki w bok, ale także romantyczne spacery po plaży.

Pod względem formuły realizacji "Pamiętniki" nie różnią się niczym od "Trudnych spraw" i "Dlaczego ja". Program wygrywa z poprzednikami dopiero dzięki poczuciu  humoru: przedziwnej mieszance kloaki, satyry obyczajowej i poetyki absurdu. Pamiętacie "Klocek w bidecie"? Serialowy żart wcale nie polegał na tym, że nieobyty w świecie ojciec zrobił kupę w miejscu, w którym nie powinien tego czynić. To było jedynie obrzydliwe. Komedia zaczęła się od momentu, gdy mogliśmy zaobserwować reakcje kolejnych członków familii na tytułowy klocek. Od razu przypomina mi się szalona scena ze "Sposobu na blondynkę", gdy Benowi Stillerowi zacina się rozporek w spodniach, w związku z czym mężczyzna potrzebuje natychmiastowej pomocy.  Na miejsce zjeżdżają medycy, strażacy, a wreszcie policjanci. Stillera pali wstyd, mundurowi nie dowierzają, a widz dławi się ze śmiechu.



W jednym z odcinków "Pamiętników" znalazła się scena, w której z miejsca zakochałby się... Fellini. Dziewczyna Henryka, monstrualnie otyła Beata, zrzuca wierzchnie odzienie i rusza w ekstatyczny taniec po plaży w rytm rytualnych bębnów. Po chwili dołącza do niej przystojny Hiszpan, Henio oraz reszta jego rodziny. Na poły surrealistyczny, na poły komediowy, będący pochwałą radości życia obraz przywodzi na myśl chociażby popisy Saraghiny z "Osiem i pół" oraz sklepikarki z "Amarcordu". Jak mawiał najbardziej znany mieszkaniec Rimini: Myślę, że wielka kobieta lubiąca jeść musi też lubić uprawiać miłość. 



Przeciwnicy paradokumentów Okiła Khamidowa twierdzą, że podczas ich oglądania słychać odgłosy obumierających szarych komórek. Odpowiem im jak mężczyzna, który dowiedział się od kolegi, iż wódka wyżera korę mózgową. Mam tej kory wystarczająco dużo. Czekam na trzeci sezon "Pamiętników z wakacji". Premiera jesienią.