Życiorysy ludzi kina bywają niekiedy ciekawsze niż ich twórczość. Na styku magii ekranu i prozy życia kryje się prawda o artyście. W dziale "Persona" będziemy jej szukać – wytrwale, niczym Philip Marlowe i Fox Mulder razem wzięci. ***
Podczas gdy większość jego rówieśników w Hollywood skupia się na grze w golfa, Clint Eastwood nie przestaje grzebać w trzewiach amerykańskiej historii. Ponad pięćdziesięcioletnie doświadczenie w branży oraz całkowita niezależność (jest właścicielem założonej w 1967 roku wytwórni Malpaso Productions) pozwalają mu skutecznie omijać wszelkie pułapki Fabryki Snów, dokonywać interesujących wyborów i nie obgryzać paznokci w oczekiwaniu na wyniki box office.
Człowiek Jego kino jest antropocentryczne – jego sednem zawsze są ludzie oraz ich postawy. "Lubię próbować gatunków i historii mających w sobie element dramatyczny; historii, które mogą wygenerować konflikt i bohaterów, muszących pokonać przeszkody. Takie historie są prawdziwe, trafiają do widza, dotykają tej delikatnej, podatnej na współczucie strony" – przekonuje.
Przykładem owej taktyki jest historia zapomnianego (choć dorównującego popularnością w latach 60. Beatlesom) zespołu
The Four Seasons w dramacie muzycznym
"Jersey Boys" (2014).
Eastwood podjął próbę sportretowania grupy muzyków, skupił się na momencie, w którym w ich szarą egzystencję zaczyna wkradać się sława, a za nią – wielkie pieniądze. Do tego czasu każdy członek kwartetu jest istotnym ogniwem, bohaterowie funkcjonują w pełnej symbiozie. Kiedy jednak górę biorą jednostkowe ambicje, system naczyń połączonych ulega rozpadowi. Dalsze losy członków
The Four Seasons to już popkulturowy schemat: głodni splendoru artyści, idąc osobnymi drogami, skazują się na niemal całkowite zapomnienie.
"Jersey Boys"
Ameryka przypomniała sobie o muzykach po prawie pięćdziesięciu latach i jest w tym wyłączna zasługa
Eastwooda. To właśnie reżyserowi
"Zagraj dla mnie, Misty" (1971) wiele zapomnianych postaci zawdzięcza swoje "drugie życie". Taką postacią jest również genialny muzyk, saksofonista i improwizator jazzowy
Charlie Parker, któremu
Eastwood – prywatnie meloman – poświęcił jedno z najważniejszych swoich dzieł,
"Birda" (1988). Film jest katalogiem demonów, które zżerały duszę tego artysty – człowieka nadwrażliwego, zamieniającego jazz w narzędzie komunikacji. Jego ekranowym prekursorem u
Eastwooda, osobą charakterologicznie symetryczną, jest fikcyjny Red Stovall z
"Honkytonk Man" (1982): to milczący introwertyk, niemający odwagi chwycenia się z życiem za bary, niepotrafiący zrobić dla siebie nic dobrego. Kolejny z wielkich przegranych w amerykańskiej loterii marzeń.
"Bird"
Kwartet z Jersey zgubiły ambicje,
Parkera – alkohol i narkotyki; nigdy nie odniósł sukcesu współmiernego do posiadanego talentu. Filmową galaktykę reżysera zaludniają ludzie przegrani, skłóceni z życiem, outsiderzy.
Eastwood poświęca sporo energii na ratowanie ich od niebytu, a przy okazji – na redefiniowaniu ikon amerykańskiej popkultury. Sztandarowym przykładem jest historia wieloletniego dyrektora FBI
J. Edgara Hoovera – człowieka, którego przez dekady uważano za szarą eminencję Waszyngtonu, terroryzującą najważniejsze osoby w amerykańskiej administracji rządowej, od prezydenta Coolidge'a po prezydenta Nixona. W obiektywie
Eastwooda (
"J. Edgar", 2011) ta kontrowersyjna postać zyskuje ludzki rys. W filmie widzimy bowiem Hoovera zmagającego się przede wszystkim z mocno spolaryzowanym wewnętrznym "ja". Raz jest to spoglądający zza specjalnie podwyższanego biurka tyran, kiedy indziej przekonany o własnej wyjątkowości misjonarz, to znów nieśmiały chłopczyk z kompleksem Edypa i skłonnościami homoseksualnymi.
Eastwooda pociąga w Hooverze właśnie ten dysonans: postaci zajmującej najwyższe stanowiska władzy, lecz prywatnie niezwykle kruchej. Człowiek, byt zniuansowany, wydaje się mówić
Eastwood, po prostu nie zasługuje na jednostronną, oczywistą ocenę.
Wojsko Jestem wredny i zmęczony. Jadam drut kolczasty, sikam napalmem i trafiam pchłę z dwustu metrów.
Thomas Highway (
"Wzgórze Rozdartych Serc")
Bliskie sercu
Eastwooda jest kino wojenne. Jako młody chłopak – i podobnie jak Walt Kowalski z
"Gran Torino" – uczestniczył w wojnie koreańskiej. To doświadczenie ufundowało w dużej mierze jego konserwatywny światopogląd, przełożyło się na język filmowy oraz zabrane na plan, moralne pryncypia. W 1986 roku artysta wyreżyserował swój pierwszy film wojenny,
"Wzgórze Rozdartych Serc". Fabuła koncentrowała się na operacji "Urgent Fury" – amerykańskiej inwazji na Grenadę z 1983 roku w celu uwolnienia przetrzymywanych tam wbrew własnej woli grupy dwustu studentów. To rzecz w pełni podporządkowana regułom kina wojennego, schematyczna i przewidywalna, a jednocześnie zaskakująca, jeśli chodzi o ocenę armii amerykańskiej.
Eastwood krytykuje nadmierną biurokrację, niekompetencję dowódców (czego filmowym przykładem jest major Malcolm Powers) oraz niedocenianie roli tradycji w kształtowaniu postaw żołnierzy (protagonista, Highway, jest posiadaczem Medalu Honoru za bitwę o tytułowe Wzgórze podczas wojny koreańskiej, jednak młodzi rekruci nie słyszeli nawet o tym wydarzeniu). Oczywiście, przedstawiony w filmie wizerunek wojska – mimo wymienionych wad, obecnych wszakże w każdej rozbudowanej organizacji – jest pozytywny. Pokazuje armię jako instytucję, która potrafi sprawnie i skutecznie, co potwierdza sukces misji na Grenadzie, wypełniać konstytucyjne obowiązki wobec obywateli Stanów Zjednoczonych. Jest to również struktura na tyle elastyczna, że znajdzie się w niej miejsce dla ludzi pokroju Highwaya: pozbawionych ogłady, ale kompetentnych i stanowiących wzór dla niedoświadczonych żołnierzy.
"Wzgórze Rozdartych Serc"
Formułę kina wojennego
Eastwood odświeżył w 2006 roku, kiedy zdecydował się wrócić w czasy II wojny światowej i przedstawić kampanię na Pacyfiku oraz bitwę o Iwo Jimę z dwóch perspektyw: amerykańskiej (
"Sztandar chwały") i japońskiej (
"Listy z Iwo Jimy"). W pierwszym filmie portret armii znów jest podwójny, a sedno fabuły stanowi motyw kreowania bohaterów. Na ekranie są nimi trzej żołnierze, którzy zatknęli amerykańską flagę na szczycie góry Suribachi – moment ten uwiecznił na zdjęciu korespondent wojenny Joe Rosenthal (zdjęcie zostało potem wyróżnione Nagrodą Pulitzera). Rodzaj dyskomfortu, jaki odczuwali wycofani z frontu żołnierze – wycofani głównie po to, by namawiać rodaków do kupowania obligacji wojennych – wynikał przede wszystkim z błędu, w jaki władze wojskowe i cywilne świadomie wprowadziły opinię publiczną: sztandar, który na Suribachi stawiali James Bradley, Rene Gagnon i Ira Hayes (oraz trzech innych żołnierzy, którzy nie wrócili z wojny), nie był pierwszym, jaki Amerykanie umocowali na górze. Zrobili to kilka godzin przed nimi inni żołdacy, jednak decyzją sekretarza marynarki, który chciał zachować sztandar na pamiątkę, został on zdjęty i zastąpiony drugim.
O ile
"Wzgórze Rozdartych Serc" może pokazywać wojsko jako klasyczną męską przygodę i kuźnię charakteru, o tyle dalsze losy bohaterów
"Sztandaru chwały" okazują się bezlitosnym studium dyskontowania heroizmu. Można zaobserwować w nim ostrą krytykę medialnej i wojskowej socjotechniki, której celem jest mitologizacja rzeczywistości. Z drugiej strony – mówi
Eastwood – bez bohaterów masowej wyobraźni armia jest niekompletna, to w pewnym sensie nieodzowny element patriotyzmu.
"Listy z Iwo Jimy"
Moralny kontrast jest także motywem przewodnim
"Listów z Iwo Jimy", z tym że tutaj
Eastwood stawia czoło całej amerykańskiej tradycji filmowej, w której japońscy żołnierze prezentowani byli zwykle jako barbarzyńcy. W filmie dochodzi do zestawienia dwóch kodeksów moralnych w obrębie tej samej armii: jeden należy do patriotów o szlachetnym rodowodzie, traktujących przeciwnika z godnością i szacunkiem jak generał Kuribayashi i pułkownik Nishi; drugi – do wychowywanych na starodawnym kodeksie samurajskim oficerów-fanatyków, widzących jedyną drogę do chwały w samobójczej śmierci. Dialektyka
Eastwooda ma uwrażliwiać na otwarty i kulturowo konfrontujący się świat, w przeciwieństwie choćby do kontrowersyjnego
"Snajpera" (2014), gdzie
Eastwood zawęża płaszczyznę narracji do perspektywy głównego bohatera.
"Snajper"
W filmie Irakijczycy to źli ludzie, lecz fakt jest jedynie efektem przyjętej struktury – próby skupienia się na światopoglądzie bohatera. Kyle to bowiem prosty chłopak z Teksasu, orędownik filozofii o wilkach, owcach i psach pasterskich, która zaprowadziła go na front i zrobiła z niego wyniszczoną psychicznie maszynę do zabijania. Kyle bezustannie lawiruje między dwoma światami, między armią i cywilem, przy czym paradoksalnie czas spędzony u boku żony i dziecka stanowi dla niego większe piekło niż kolejne tury w Iraku.
Dziki Zachód Zabijałem kobiety i dzieci. Wszystko, co się rusza i na drzewo nie ucieka.
William Munny (
"Bez przebaczenia")
Zasługi
Eastwooda w nicowaniu westernowych wzorców są nie do przecenienia. Pieczę nad gatunkowym kodeksem sprawował przez wiele dekad
John Wayne, występujący w większości tego typu produkcji, począwszy od lat 40. aż po zmierzch klasycznego westernu i narodziny tradycji antywesternowej. W zbiorowej świadomości rodaków
Wayne był prawdziwym "strażnikiem Teksasu". Zaszczepiał obraz moralnie czystego stróża prawa na niewolonym przez rabusiów i morderców Dzikim Zachodzie. Nieznający świętości
Eastwood przełamał wayne'owski wzorzec, występując najpierw w "trylogii dolara" u
Sergio Leone w połowie lat 60., by później już po drugiej stronie kamery spisywać dzieje Dzikiego Zachodu na własnych warunkach. W każdym z czterech westernów – podobnie jak u
Leone – umieścił bohatera wymierzającego sprawiedliwość według własnego sumienia, niekoniecznie zgodnie z literą prawa.
W
"Mścicielu" (1973)
Eastwood idzie jeszcze dalej w dekonstrukcji gatunkowych schematów. Bohater to powracający zza grobu szeryf Jim Duncan, który chce zemścić się na mieszkańcach miasteczka Lago i raz po raz łamie honorowy kodeks obrońcy Dzikiego Zachodu. Również w
"Niesamowitym jeźdźcu" (1985) pojawia się tajemniczy przybysz, postać o alegoryczno-biblijnym wymiarze. Kaznodzieja to raczej zjawa niż zwykły człowiek – przekonują o tym blizny po ranach postrzałowych na ciele oraz fakt, że został wymodlony przez córkę poszukiwacza złota, którego dobytek chce przejąć miejscowy bogacz. Kaznodzieja funkcjonuje w
"Niesamowitym jeźdźcu" jako starotestamentowy anioł zemsty, a jednak, w odróżnieniu od Jima Duncana, ma szlachetne intencje i stoi po stronie dobra.
"Bez przebaczenia"
Za szlachetnego na pewno nie uchodzi William Munny z
"Bez przebaczenia" (1992). To przykład bezlitosnego drania, bez cienia moralnego kręgosłupa. Jest on zupełnym przeciwieństwem szlachetnego Johna Chance'a z
"Rio Bravo" (1959). Już sam pejzaż tworzy w filmie pierwszą zauważalną opozycję gatunkową: zazwyczaj malowniczy Zachód zostaje uwalany błotem i brudem, a zamiast imponujących zachodów słońca mamy ulewne deszcze lub ciężkie chmury. Drugą opozycję stanowią postacie; każda z nich próbuje zbudować własny mit: morderca Anglo Bob, na potrzeby książki, którą pisze podróżujący z nim osobisty biograf, kreuje się na herosa bez skazy, zaś partnerujący Munny'emu w wyprawie młodziak przedstawia się jako Schofield Kid, nawiązując tym samym do legendy Sundance Kida. Ale w tym świecie nawet Munny ma kłopot z dwoma najważniejszymi wyznacznikami westernowej męskości: koniem (nie może dosiąść klaczy) oraz rewolwerem (nie potrafi trafić do celu z bliskiej odległości).
Kanon gatunkowy zostaje przełamany także w
"Wyjętym spod prawa Joseyu Walesie" (1976). Tam z kolei
Eastwood – na przekór hollywoodzkiej tradycji – krytykę kieruje w stronę żołnierzy Konfederacji i ośmiela się ukazywać w pozytywnym świetle Indian, portretowanych zazwyczaj przez innych reżyserów jako groźnych dzikusów.
***
Twórczość
Eastwooda nie zamyka się, co oczywiste, na powyższych tytułach. Jest artystą uniwersalnym, co udowodnił, kręcąc intymne melodramaty (
"Co się wydarzyło w Madison County", 1995) czy angażujące emocjonalnie dramaty obyczajowe (
"Oszukana", 2008;
"Rzeka tajemnic", 2003;
"Za wszelką cenę", 2004). I podczas gdy większość jego rówieśników w Hollywood skupia się na grze w golfa, on nie przestaje grzebać w trzewiach Ameryki. Poddaje ojczyznę wiwisekcji, dzieli się refleksjami, słowem: szuka w kraju urodzenia tego, co dobre, złe i brzydkie.