Artykuł

Zagadka nieśmiertelności. Irena Kwiatkowska (1912-2011)

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Zagadka+nie%C5%9Bmiertelno%C5%9Bci.+Irena+Kwiatkowska+%281912-2011%29-71130
Przez ponad siedemdziesiąt lat intensywnej aktywności zawodowej była gwiazdą teatru, piosenki, telewizji, filmu. Wspaniale tańczyła. Sprawdzała się w repertuarze kabaretowym i dramatycznym. Była fenomenem teatru radiowego.


1.
Jak dobrze, że tam pojechałem. Czasami nie zdajemy sobie sprawy, że bierzemy udział w wydarzeniach o szczególnym znaczeniu. Był piękny  wrześniowy poranek. Pół roku temu, w Skolimowie, brałem udział w 98. urodzinach Pani Ireny Kwiatkowskiej. W programie: laudacje, podziękowania, odsłonięcie dedykowanej aktorce "Ławeczki z Humorem", ale przede wszystkim obecność schorowanej aktorki. Po raz ostatni pokazała się wówczas publicznie.

Pamiętam, że w pewnym momencie zmęczyły mnie konwencjonalne frazesy, zirytowało nędzne wykonanie piosenek z "Kabaretu Starszych Panów" bezwstydnie odśpiewane przez trzecioligowych popszmirusów przed mistrzynią formatu Kwiatkowskiej. Uciekłem ze snobistycznego zgiełku i zaszyłem się w głębi pięknego, skolimowskiego parku. Przechadzając się wzdłuż starannie utrzymanych alejek, myślałem o Irenie Kwiatkowskiej. Jej głosie. Uśmiechu. Rolach. Stylu. Unikatowości.

Była przecież przyjaciółką nas wszystkich. Każdego z osobna. Niezależnie od wieku, upodobań i gustów. Dobra znajoma, niemal członek rodziny.

Uroczystość w Skolimowie nieznośnie się przeciągała. Wiktor Zborowski wspominał "Plastusiowy Pamiętnik", Jerzy Gruza tradycyjnie mówił o sobie, Alina Janowska recytowała wiersze. A Kwiatkowska, siedząca na wózku inwalidzkim, milczała. I był w tym milczeniu wielkiej aktorki przejmujący gest przejścia. Jeszcze niby z nami, ale jednak już osobno. Milczenie Kwiatkowskiej było złotem. W końcu, lekko ironicznie, powiedziała jedynie dwa zdania: "Bardzo dziękuję. Jednomyślność tylu komplementów daje mi do myślenia".

2.
Zostanę z tym obrazem Ireny Kwiatkowskiej na zawsze, podobnie jak nigdy nie zapomnę długiego spaceru po Krakowie, który – kilka miesięcy przed śmiercią artystki – odbyłem w towarzystwie Pani Krystyny Feldman. Mikra, drobna gwiazda polskiego kina wzięła mnie wtedy pod rękę, opowiadała dowcipy, tryskała humorem. Mówiła: "Kochaneczku, ale ty mnie prowadź uważnie, ty o mnie dbaj". Nie było wtedy przechodnia, który by nie zauważył Feldman. Uśmiechali się wszyscy. Siwe staruszki i dzieciaki kochające "babkę Kiepską". Irena Kwiatkowska to podobny format. Ikona naszej wyobraźni. Mieszkanka wspólnej pamięci. Ukochany mit.

Jednak pisanie o Irenie Kwiatkowskiej – zarówno artystce, jak i o człowieku – jest kłopotliwe. Lektura wywiadów z aktorką zadziwia. Jak to,   tylko tyle? Kwiatkowska nie lubiła patosu. Męczyły ją pochlebstwa. "Nie jestem żadną artystką" – podkreślała wiele razy. "Aktorstwo to mój zawód. Jestem rzemieślnikiem" – dodawała.


"Czterdziestolatek"

Miała zdroworozsądkowy stosunek do życia i sztuki. A ponieważ była również przewrotnie inteligentna i dowcipna, każdą próbę dziennikarskiej egzaltacji dyskretnie postponowała ironicznym cudzysłowem. W "Jeszcze nie wieczór" Jacka Bławuta pyta własnymi słowami – "A co wy koledzy tutaj robicie?". "Próbujemy "Fausta" Goethego". "E, to nudy straszne"…

Niechętnie mówiła o sprawach prywatnych. Unikała intymnych pytań, nie obgadywała kolegów, ma na koncie ani jednego skandalu. Bardzo religijna, zdystansowana, w gruncie rzeczy tajemnicza. Irena Kwiatkowska była szczelnie ukryta za rolami.

Dopiero pod koniec życia, w dokumentalnym filmie Elżbiety Protakiewicz, szczegółowo opowiedziała nie tylko o pięknej, wojennej karcie (podczas drugiej wojny światowej była żołnierzem, walczyła, nosząc meldunki pod obstrzałem, pracowała także w służbie sanitarnej), ale także o biedzie, w której dorastała, o odpowiedzialności za rodzinę ("zawsze musiałam być najlepsza, wygrywałam wszystkie konkursy o stypendia, ponieważ musiałam utrzymać najbliższych").

W aktorstwie łączyła liryzm i groteskę. Sama była poezją. Żyła wystarczająco długo, żeby być świadkiem wielu historycznych i artystycznych przewrotów. Miała wspaniałych nauczycieli. Zachwyciła niegdyś Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, który specjalnie dla niej pisał monologi. W prowadzonym przez Mariana Eilego krakowskim kabarecie "7 kotów" była słynną Hermenegildą Kociubińską, Sierotką, Żoną Wacia.


"Jeszcze nie wieczór"

Przez ponad siedemdziesiąt lat intensywnej aktywności zawodowej była gwiazdą teatru, piosenki, telewizji, filmu. Wspaniale tańczyła. Sprawdzała się w repertuarze kabaretowym i dramatycznym (jej kreacje Gogolowskie to majstersztyk). Była fenomenem teatru radiowego. Jej charakterystyczny głos znamy ze skeczy Marii Czubaszek (pamiętna Ciotka), z roli Eufemii w "Teatrzyku Eterek" Jeremiego Przybory, z kabaretu "Starszych Panów", "Szpaka" i "Dudka".
Kochały ją wszystkie – również dorosłe – dzieci. "Plastusiowy Pamiętnik", "Przygody Mikołajka" czy "Ptasie Radio" to absolutne wyżyny aktorskiej interpretacji. Kreacje doskonałe do tego stopnia, że w zasadzie niepodlegające jakiejkolwiek konkurencji. W ogóle z Kwiatkowską ciężko było konkurować.

3.
Grała zołzy i poczciwe ciotki, ale nigdy nie zadowalały schematy. Styl Kwiatkowskiej to perfekcyjne panowanie nad ciałem i gestykulacją, ale także psychologiczna wiarygodność postaci. Gdybym musiał jednym zdaniem scharakteryzować typ jej aktorstwa, napisałbym, że była dorosłym dzieckiem. Filuterna, naiwna, ale także sprytna, przedsiębiorcza, niekiedy wyrafinowana. Komediowe tony, które uwielbiała, były podszyte smuteczkiem cienkim jak obłoczek, natomiast kiedy grała zupełnie serio, podskórnie wyczuwaliśmy w jej gestach lub intonacji głosu nerwowy chichocik, tonację buffo. Bo życie według Ireny Kwiatkowskiej było śmieszne. Czasami straszne, często piękne, ale zawsze zabawne.

Zagrała setki ról w telewizji. Niemal każda kreacja Kwiatkowskiej była wydarzeniem: od Pani Petypon w "Damie od Maksima" (1963) Georgesa Feydeau w reżyserii Edwarda Dziewońskiego, po Alicję Postic w kryminalnej serii "Alicja prowadzi śledztwo" według Roberta Thomasa. Jeszcze w latach 90. ubiegłego wieku, rewelacyjnie, autoironicznie zagrała Laurę Collins w telewizyjnym w "Upiorze w kuchni" Patricka G. Clarka w reżyserii Janusza Majewskiego.


"Klub kawalerów"

Oglądając Kwiatkowską, miałem wrażenie, że jest artystką "z wody". Naturalnym talentem. Po prostu wychodzi na scenę (estradę, plan filmowy) i wszystko przychodzi jej bez najmniejszego wysiłku. To, oczywiście, złudzenie. Pracujący z nią reżyserzy podkreślali, że była tytanem pracy. Miała setki uwag i pytań, szlifowała każde zdanie do upadłego, zwyczajowo była najlepiej przygotowana z całego zespołu. Jako stuprocentowa profesjonalistka miała absolutny słuch sceniczny, wiedziała, która intonacja sprawdzi się najlepiej. Pracowała zatem tak długo, aż upragniony efekt został osiągnięty.

4.
Szkoda, że polskie kino, w przeciwieństwie do teatru i telewizji, nie miało żadnego pomysłu na Kwiatkowską. We Francji byłaby Bourvilem i de Funèsem w kobiecym w wydaniu, u nas grywała epizody i filmowe ogony. Wynika to zapewne z szerszej, socjologicznej perspektywy. Jesteśmy krajem, który kocha komedie, ale równocześnie wstydzi się komedii, traktując ją jako gatunek zdecydowanie pośledni. Bogumił Kobiela miał szczęście, że na swojej drodze spotkał niegdyś Andrzeja Munka. Ale pozostali geniusze tego stylu – Irena Kwiatkowska, Jan Kobuszewski, Wiesław Gołas czy Wiesław Michnikowski – w zasadzie nigdy nie otrzymali szansy na stworzenie wybitnej komediowej kreacji. Następca Munka, niestety, ciągle się nie objawił.

Kwiatkowska zagrała w sumie kilkanaście ról filmowych. Zawstydzająco skromny wynik jak na skalę jej możliwości. Zaczynała od statystowania: była przeglądającą się w lustrze panienką w "2x2=4" Antoniego Bohdziewicza z 1945 roku, pasażerką pociągu w "Sprawie do załatwienia" (1953) Jana Rybkowskiego i Jana Fethke.


"I ty zostaniesz Indianinem"

W "Żołnierzu królowej Madagaskaru" (1958), wodewilowej farsie Stanisława Dobrzańskiego i Juliana Tuwima, była tragikomiczną Anielą Lemięcką, matką Sabinki (Barbara Kwiatkowska-Lass). Wystąpiła także w "Tysiącach talarów" (1959) Stanisława Wohla, w "Zacnych grzechach" (1963) Mieczysława Waśkowskiego, "Drugim człowieku" (1961) Konrada Nałęckiego czy w młodzieżowym filmie "I ty zostaniesz Indianinem" (1962). Aktorską perełką Kwiatkowskiej była natomiast swatka Pelagia Dziurdziulińska w "Klubie Kawalerów" (1962) Jerzego Zarzyckiego według Michała Bałuckiego.

Aktorce musiały wystarczać epizody. Przetwarzała je w główne role. "Nogi, nogi roztańczone" bufetowej "Makosi" z "Hallo Szpicbródki" (1978) Janusza Rzeszewskiego i Mieczysława Jahody, przeszły do historii medium, podobnie jak wzruszająco zabawny duet Kwiatkowskiej i Aliny Janowskiej w "Rozmowach kontrolowanych" (1991) Sylwestra Chęcińskiego czy rola Pióreckiej w serialu "Zmiennicy" (1986) Stanisława Barei.

Jednak największy rozgłos aktorka zawdzięczała kreacjom w serialach w reżyserii Jerzego Gruzy. W kultowej "Wojnie domowej" (1965) stworzyła zawsze aktualny wzorzec wiecznie zabieganej, roztargnionej, jednocześnie staroświeckiej i otwartej na nowe mody Matki Polki, zaś w "Czterdziestolatku" (1974-1977) była po prostu "kobietą pracującą", która "żadnej pracy się nie boi". Każdy odcinek tej znakomitej serii był brawurowym, jednoosobowym popisem Ireny Kwiatkowskiej. Pojawiała się ekranie rozbrykana, wesoła i rezolutna. Wpadała "dosłownie na pięć minut". Czyli na zawsze.


***

Czesław Miłosz, w pożegnalnym tomie "To", pisał: "W głębokiej starości, z pogarszającym się zdrowiem, obudziłem się w środku nocy i wtedy tego doznałem. Było to uczucie szczęścia tak olbrzymiego i doskonałego, że w życiu minionym istniały tylko jego zadatki". Chciałbym wierzyć, że Irena Kwiatkowska umierała pogodzona z życiem. Że była szczęśliwa.

Gabriel Michalik w wydanej raptem kilka tygodni temu książce o siedzibie Artystów Weteranów Scen Polskich - "Hamlet w stanie spoczynku. Rzecz o Skolimowie", pisze: "Przed głównym budynkiem, nawet w słotne dni, przesiaduje na ławeczce Irena Kwiatkowska. Można się z nią przywitać, aby zobaczyć ten sam promienny uśmiech, którym obdarza polską publiczność już od lat".

Już jej tam nie zobaczymy. Za chwilę znowu wszystko się zmieni. Kołowrót czasów przejmie pałeczkę kolejnych sezonowych mód. Ale uśmiech Ireny Kwiatkowskiej przecież zostanie. Był grymasem wielkości odpornym na upływ czasu. Zagadka nieśmiertelności.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones