W ubiegłym roku Jamie Foxx trafił do szpitala. Rodzina i bliscy nie ujawniali wtedy szczegółów sugerując jedynie, że jego stan jest poważny i aktor walczy o życie. Teraz Jamie Foxx powiedział, co mu było. Jamie Foxx otwiera się przed publicznością: "Nie widziałem światła"
Jamie Foxx o swoich problemach zdrowotnych opowiedział w Atlancie, w czasie nagrywania specjalnego programu dla platformy Netflix
"Jamie Foxx: What Had Happened Was...".
Powiedział, że wszystko zaczęło się od bólu głowy. Poprosił o aspirynę, ale zanim mógł ją wziąć
"wyłączył się". Teraz mówi, że
nie pamięta następnych 20 dni.
Początkowo medycy dali mu zastrzyk z kortyzonem i odesłali do domu. Kiedy jednak odwiedziła go siostra, odkryła, że zachowuje się zupełnie nie jak on. Natychmiast zabrała go do szpitala Piedmont.
Getty Images © Leon Bennett Na miejscu usłyszała, że w mózgu aktora
doszło do krwawienia, które z kolei doprowadziło do udaru. Była potrzebna natychmiastowa interwencja.
Foxx dodaje, że lekarze mieli problem ze zlokalizowaniem źródła krwawienia.
Aktor powiedział też widowni:
Życie nie przelatuje ci przed oczami. To był dziwnie spokojne doświadczenie. Widziałem tunel, ale nie widziałem światła. Po chwili zażartował:
Było gorąco w tym tunelu, czyżbym zmierzał w złe miejsce? Jak mówi
Foxx, lekarze powiedzieli jego rodzinie, że może w pełni wrócić do zdrowia, ale czeka go najgorszy rok w jego życiu.
Aktor dodał, że odzyskał świadomość 4 maja. Odkrył, że jest w wózku i nie może chodzić i nie rozumiał, dlaczego tak się stało.
Jamie Foxx trafił do szpitala w marcu ubiegłego roku. Był wtedy w Atlancie, gdzie pracował na planie filmu z
Cameron Diaz "Znowu w akcji". Ten film udało się skończyć i trafi na platformę Netflix w styczniu.
Teaser filmu "Znowu w akcji"