Dla tych, których uspokoiła wczorajsza informacja na temat dokrętek
"Łotra 1", mamy niestety złą wiadomość. Wszystko wskazuje na to, że - wbrew doniesieniom magazynu "Entertaiment Weekly" - kręcone będą nie tylko "dialogi w kokpitach". Do tego nie jest bowiem potrzebny
Simon Crane - kaskader i specjalista od scen akcji. A jak podaje portal The Hollywood Reporter, został on właśnie zatrudniony jako reżyser dokrętek.
Wokół dokrętek
"Łotra 1" wciąż więc trwa medialny chaos. Choć powrót na plan po zmontowaniu pierwszej, surowej wersji widowiska jest standardową procedurą w Hollywood, to nieoficjalne doniesienia sugerują, że tym razem mamy do czynienia z przypadkiem podobnym do
"World War Z". Zamieszanie wybuchło, kiedy do sieci trafiły informacje o tym, że decydenci Disneya są zaniepokojeni tonem produkcji, który jest zbyt poważny jak na film mający potencjalnie powtórzyć sukces
"Przebudzenia Mocy". Jednak "Entertaiment Weekly", powołując się na uspokajające źródła z Disneya, twierdziło, że dokrętki będą skromne i nie ma mowy o ingerencji w sekwencje akcji i ton całej opowieści.
Gdyby jednak źródła EW miały rację, to autorem dokrętek mógłby spokojnie pozostać
Tony Gilroy. Tymczasem The Hollywood Reporter potwierdza, że jest on reżyserem nowego materiału... ale nie jedynym. Drugim reżyserem został
Crane. W przeszłości odpowiadał on za realizację scen akcji w takich widowiskach jak
"World War Z" czy
"Na skraju jutra".
Jeśli dokrętki są czystko kosmetyczne, to dlaczego potrzeba do nich aż dwóch reżyserów? I dlaczego jeden z nich jest specjalistą od scen akcji?