Prequel opowieści o "Królu Lwie" – "Mufasa: Król Lew" – trafi do kin w najbliższy piątek. Czy animacja Disneya w reżyserii laureata Oscara Barry'ego Jenkinsa o młodości tytułowego bohatera może być udanym prezentem na Święta i czy "Hakuna matata" znów zabrzmi cudownie? My już znamy odpowiedź. A poznacie ją w recenzji Jana Tracza, której fragment można przeczytać poniżej. Cała jest już dostępna na karcie filmu pod linkiem TUTAJ. recenzja animacji studia Disney "Mufasa: Król Lew"
Hakuna matata, znów cudownie to brzmi autor: Jan Tracz
Niech pierwszy rzuci kamieniem, kto nie spodziewał się, że "
Mufasa" – fotorealistyczna animacja będąca prequelem "
Króla Lwa" – okaże się twórczą porażką na każdym polu. Większość widzów przewidywała kolejny projekt-zapychacz, którego jedynym celem będzie przyciągnąć najmłodsze pokolenia do kin. Skąd ta pewność? W ostatnich latach Disney zaczął zjadać swój własny ogon. Pojawił się szereg historii (szczególnie z uniwersum "
Gwiezdnych wojen"), które niekoniecznie spodobały się fanom. Powód? Powtarzalne schematy, nieciekawi bohaterowie, poszatkowane opowieści.
Ale choć w serialach Disney trochę się gubi, w filmach pełnometrażowych wciąż nie ma sobie równych. Właśnie tak – jeśli chodzi o animacje, w kinie nie znajdziemy lepszych tytułów niż produkcje tego studia. Wchodzący właśnie do kin "
Mufasa: Król Lew" to potwierdza: epicka produkcja triumfuje, bowiem nie przypomina odcinania kuponów, tylko jest przemyślanym projektem, hołdem dla kultowych bajek Disneya. Po seansie filmu
Barry'ego Jenkinsa (m.in. "
Moonlight" i "
Gdyby ulica Beale umiała mówić") "Hakuna matata" znów zabrzmi cudownie.
Zaczyna się niepozornie, jakiś czas po wydarzeniach z "
Króla Lwa". Kiedy Simba i Nala wyruszają w owianą tajemnicą podróż, ich córka Kiara (w oryginalnej wersji językowej:
Blue Ivy Carter) musi zostać sama pod opieką Timona i Pumby (
Billy Eichner i
Seth Rogen). Zestresowana nadciągającą burzą Kiara potrzebuje czegoś, co załagodzi jej nerwy. Wtedy pojawia się nasz poczciwy Rafiki (
John Kani) i wpada na genialny pomysł – postanawia opowiedzieć jej historię jej dziadka, Mufasy (
Aaron Pierre), którego nigdy nie miała okazji poznać.
Dzięki takiej ramie narracyjnej film po raz kolejny wprowadza na ekran ukochanych bohaterów, którzy towarzyszą córce Simby i bynajmniej nie są biernymi słuchaczami – Timon i Pumba energicznie komentują wartką akcję opowieści, wtrącając co jakiś czas swoje trzy grosze w formie (nie zawsze) trafionych żarcików. Całe szczęście nie jest to typowy fanserwis, ale raczej próba przywołania w widzach nostalgii względem oryginału. W końcu każdy choć trochę pragnie poczuć się jak dziecko i myślami wrócić do tych "pierwotnych" emocji.
Całą recenzję animacja Disneya w reżyserii Barry'ego Jenkinsa można przeczytać TUTAJ. opis i zwiastun animacji studia Disney "Mufasa: Król Lew"
Król Lwiej Ziemi Simba, starając się przekonać potomka do pójścia w swoje ślady, poznaje historie z życia własnego ojca – Mufasy.