Recenzja filmu

Ajlawju (1999)
Marek Koterski
Cezary Pazura
Katarzyna Figura

Seksio i Seksia

Gdzieś się ulotnił przewrotny dowcip poprzednich "erotyków" Koterskiego. Główna postać ostatnich filmów Marka Koterskiego nosi to samo imię i nazwisko: Adam Miauczyński. Adam, czyli mężczyzna, a
Gdzieś się ulotnił przewrotny dowcip poprzednich "erotyków" Koterskiego. Główna postać ostatnich filmów Marka Koterskiego nosi to samo imię i nazwisko: Adam Miauczyński. Adam, czyli mężczyzna, a Miauczyński? Chyba kocur-niedojda? Obsesjonat seksu jako figura komiczna; sprawdzony pomysł pozwalający zachować twarz, podczas opowiadania o innej części ciała. A jeśli jeszcze da się do zrozumienia, że to nie tylko obrazki z wyobraźni, lecz kreacja podszyta autoironią, można zasugerować coś więcej: że chodzi w istocie o wypowiedź osobistą. Taki wynalazek lokalny: kino autorsko-komercyjne. Patent był niezły, ale - jak się zdaje - wyczerpał swe możliwości. Widz, nieświadomy wpisanych w te filmy strategicznych komplikacji, tym razem nie wyjdzie na swoje. "Panienka" tylko jedna, chociaż to Katarzyna Figura we własnej osobie, ponadstandardowe urozmaicenia, które mogłyby podnieść atrakcyjność towaru - ledwie zasugerowane. Natomiast widz wtajemniczony spróbuje może wykombinować dla "Ajlawiu" jakieś alibi; bo przecież niemożliwe, by utalentowany reżyser okazał się tak bezradny naprawdę... Na pewno chciał tym razem pokazać jednoznacznie, że beznadziejna jest nuda seksu. A jeśli tak Đ udało mu się znakomicie. Film zaczyna się obiecująco. Mężczyzna w wieku lekkośrednim, podobno krytyk literacki i poeta, wyznaje nam swą tęsknotę do wielkiego uczucia, najlepiej takiego, jak w "Mistrzu i Małgorzacie". Kiedy więc na horyzoncie pojawi się chętna młoda pani, nauczycielka imieniem Małgosia Đ natychmiast traci głowę, czyli słupieje z miłości. Podśmiewa się z niego w imieniu autora i naszym syn Adama, słuchający, jak ojciec grucha przez telefon z "Gosiczkiem" i kończy rozmowę na komendę trzy cztery, by oderwać się jakoś od słuchawki. Będzie to miłość podróżna. "Gosiczek" mieszka bowiem we Wrocławiu, natomiast "Adas" (podrasowana "na mena" wersja jego imienia) - w Łodzi. Spotykają się we wrocławskim domu jego mamy (o po pierwszej wstawiam ziemniaki; jedyny zabawny dowcip językowy w tym filmie). Inauguracyjny akt seksualny dwojga zakochanych kończy się bogatym efektem dźwiękowym Đ ona odśpiewuje arię niespodziewanego orgazmu, a potem on układa marzycielskie plany następnego spotkania: będą się kochać, spacerować, rozmawiać, znów się kochać. Niestety, na drugie spotkanie "Gosiczek" się spóźni, więc zazdrosny "Adas" wpadnie w szał, robiąc piekielną awanturę. I to już cały film; mimo że trwa dalej, skończył się gdzieś po 20 minutach. Reszta jest dodawaniem takich samych cegiełek. Rozwój postaci polega na tym, że ona okazuje się wulgarnym dziwusem, czego on zresztą jakby nie zauważa, (ja jestem fajna dziewucha, k...), a rozwój akcji - że "Adas" zaczyna kombinować, czym by sobie konsumpcję "Gosiczka" urozmaicić. Jakby nie pamięta, że coś tam roił wcześniej i że z tych rojeń ostał się tylko seks. Film nie jest więc o tym, jak marzenia o miłości redukują się do seksu. O czym więc naprawdę jest? Pod koniec autorytatywnie rzuci światło na tę kwestię "Gosiczek".Przedtem jednak "Adas" wyjedzie na kilka miesięcy do Stanów, gdzie dopadnie go ostra faza psychozy seksualnej na tle "Gosiczka". Poza tym będzie tam prał skarpetki i nic nie rozumiał na kursie języka. Wolę nie wierzyć, że sekwencja w USA opiera się na reminiscencjach podróży do Stanów, jaką odbył autor. A po powrocie - znów "Adas" i "Gosiczek", da capo al fine (słowem rondo) . Brak pomysłów, bezradność, monotonna nuda. Gdzieś się ulotnił przewrotny dowcip poprzednich "erotyków" Koterskiego, przepadł ryzykowny, lecz jednak wdzięk gry wokół seksualnych fascynacji bohatera. Zamiast komedii o pewnej męczącej obsesji powstała męcząca obsesyjna, płaska historyjka. Jakby cała w odzywce, którą pod koniec serwuje "Adasowi" "Gosiczek": nie p...ol, tylko p...ol. A przecież Đ powie ktoś - gra dwoje śwetnych aktorów komediowych, Cezary Pazura i Katarzyna Figura. Scenarzysty i reżysera zastąpić jednak nie są w stanie. Figura otrzymała lepszą kartę, mogła zagrać coś pomiędzy pierwszą naiwną wśród dziwek i pierwszą dziwką wśród naiwnych. Pazura dostał postać z kabaretu - i zagrał postać z kabaretu, nie miał innego wyjścia. Kto chce sobie przypomnieć, co tych dwoje potrafi naprawdę - niech obejrzy raz jeszcze film absolutnie i w stu procentach komercyjny: "Kilera" Machulskiego.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones