Recenzja filmu

Światła rampy (1952)
Charlie Chaplin
Charlie Chaplin
Claire Bloom

Wszyscy jesteśmy amatorami

"Światła rampy" to baśń o poszukiwaniu ukojenia. Stary komediant, który odnosząc sukces, stracił jednocześnie swą sceniczną moc, musi na nowo odnaleźć w sobie siłę do tworzenia prawdziwej
Kiedy realizował "Światła rampy", Charlie Chaplin miał sześćdziesiąt trzy lata i wiele kryzysów za sobą. Pisał tu swój przedwczesny reżyserski testament, raz jeszcze wyznawał wiarę w kino jako sztukę opowiadania. "Światła rampy", bezwstydnie naiwny melodramat i zarazem wdzięczna komedia, są opowieścią o sztuce, która wymaga poświęceń, która niszczy, ale jednocześnie nadaje sens.



Jego komiczny talent dawno się już wyczerpał. Przed laty Calvero (Charlie Chaplin) był gwiazdą komediowych scen całego świata. Dziś agent nie może załatwić mu żadnego angażu, jego żarty nikogo już nie śmieszą, a publiczność opuszcza salę, kiedy tylko zaczyna swoje popisy. Calvero próbuje jeszcze grzać się w blasku dawnej sławy, tęsknie spoglądając na stare plakaty wiszące na ścianach mieszkania, ale lepszym antidotum na życiową pustkę jest alkohol. Gdy pewnego dnia pijany wraca do domu, na klatce schodowej wita go zapach gazu. Wchodzi więc do sąsiedniego mieszkania i ratuje życie młodej Therezie (Claire Bloom). Poczciwy Calvero zaopiekuje się niedoszłą samobójczynią, a po latach urodziwa dziewczyna obdarzy go miłością.

W reżyserskim dorobku Chaplina znajdziemy i filmy lepsze, i bardziej docenione (za "Światła…" dostał tylko jednego Oscara – za muzykę). Niewiele natomiast znajdziemy obrazów równie szczerych i melancholijnych. W "Światłach rampy" filmowy komediant ustępuje miejsca nostalgicznemu bajkopisarzowi, który największą przyjemność czerpie ze snucia historii. Chaplin z rozmachem prowadzi tę opowieść o niemożliwej miłości, o przegranym życiu i sztuce. Jego scenariusz jest kopalnią aforyzmów, w których Chaplin wprost dzieli się swoimi spostrzeżeniami na temat kina i miłości.

    

"Wszyscy jesteśmy amatorami. Za krótko żyjemy, by być kimś innym" – mówi filmowy Calvero. Chaplin opowiada bowiem o świecie, który jest teatrem i o sztuce, która jest jedyną formą życia. "Światła rampy" to baśń o poszukiwaniu ukojenia. Stary komediant, który odnosząc sukces, stracił jednocześnie swą sceniczną moc, musi na nowo odnaleźć w sobie siłę do tworzenia prawdziwej sztuki. Jest Chaplinowskim alter ego, artystą o temperamencie włóczęgi. Aby odnaleźć swój głos, musi odrzucić blichtr artystycznego życia i wyjść na ulicę, by tu występować dla zwyczajnych ludzi. "Świat jest wielką sceną. Ta jest jedną z najprawdziwszych" – rzuci z ekranu Calvero, a w ustach Chaplina te słowa brzmią nieco mniej banalnie, niż można by przypuszczać. Takie też są "Światła rampy" – to ckliwy melodramat i czuły autoportret, smutna komedia zrobiona przez najbardziej melancholijnego spośród mistrzów kina.
1 10
Moja ocena:
8
Rocznik '83. Krytyk filmowy i literacki, dziennikarz. Ukończył filmoznawstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Współpracownik "Tygodnika Powszechnego" i miesięcznika "Film". Publikował m.in. w... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones