Recenzja filmu

Być jak Kazimierz Deyna (2012)
Anna Wieczur
Marcin Korcz
Przemysław Bluszcz

Kazik gra swoje

Fantastyczny duet Przemysław Bluszcz-Gabriela Muskała pomaga ustanowić ton całego obrazu: aktorzy nadają ludzki rys swoim bohaterom, a kiedy trzeba, potrafią zagrać na strunach parodii. Jeszcze
Kazik dostał po Deynie imię, ale geny okazały się silniejsze. Chociaż urodził się w trakcie meczu eliminacyjnego do Mundialu 78, w którym Deyna trafił do siatki Portugalczyków bezpośrednio z rzutu rożnego, piłka jakoś nie klei mu się do nogi. Ojciec próbuje ustawiać go między słupkami i wystawiać w polu, zapisuje chłopaka na treningi lokalnych juniorów i ćwiczy z nim na placyku przed domem. Los i scenarzyści mają jednak wobec bohatera inne plany. Na szczęście nie będzie to konieczność określenia się wobec jakiejś pokoleniowej pustki, czy w ogóle sprawy większej niż kino.

Formuła sentymentalnego filmu inicjacyjnego, w którą Anna Wieczur-Bluszcz wpisała opowieść o Kaziku, to z jednej strony fabularny i narracyjny samograj, z drugiej – konwencja niezwykle wymagająca. Łatwo w niej o estetyczną przesadę, stylizacyjny nadmiar. Łatwo też zanudzić widza czerstwymi anegdotkami i siermiężnymi dowcipasami. Debiutująca reżyserka zręcznie unika jednak tych pułapek, a jej bezpretensjonalna komedia obyczajowa nie pozuje również na pokoleniowy manifest.

Fantastyczny duet Przemysław Bluszcz-Gabriela Muskała pomaga ustanowić ton całego obrazu: aktorzy nadają ludzki rys swoim bohaterom, a kiedy trzeba, potrafią zagrać na strunach parodii. Jeszcze lepszy jest tylko Jerzy Trela, który ze swojego zasłuchanego w Wolnej Europie i wypalającego kartony papierosów bohatera czyni konglomerat wyobrażeń na temat pokolenia dziadów. Peerelowska rzeczywistość nie jest na ekranie areną wielkich politycznych burz, nie jest też magiczno-przaśną krainą, w której dorastanie ma smak gumy balonowej. Podobna strategia nie jest oczywiście bez wad – obraz wydaje się pozbawiony jakiegokolwiek dramaturgicznego ciężaru – lecz w ogólnym rozrachunku wychodzi filmowi na dobre. Zwłaszcza gdy mówimy o kinematografii, w której wszelkie podróże w przeszłość muszą przybierać formę mniej lub bardziej subtelnego rozrachunku.  

Jedyna metafora, którą autorka wydaje się zainteresowana, zostaje wyeksplikowana już w tytule. Za swoją niesamowitą bramkę, Deyna, zawodnik wojskowej Legii Warszawa, został wygwizdany przez zgromadzoną na Stadionie Śląskim publiczność. To, co mogło być na ekranie politycznym gestem, świadectwem narodowej zawiści, albo jednym i drugim, u Wieczur-Bluszcz wydaje się jedynie częścią klarownego morału: jeśli będziemy "grać swoje", nie przeszkodzą nam nawet nieprzychylne trybuny.
1 10 6
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones