Recenzja filmu

Idiokracja (2006)
Mike Judge
Luke Wilson
Maya Rudolph

Ponura wizja śmieciowej przyszłości

Jest to komedia z przesłaniem. Niezbyt dobrze wykonana i zagrana, ale skłaniająca do pewnych przemyśleń.
Od wieków różni ludzie snują różne wizje przyszłości. Jedni wieszczą szczęście i pokój. Inni rysują wizje wręcz katastroficzne. Do tych "innych" zaliczają się twórcy filmu "Idiokracja". Dlaczego akurat tak? Czy stały za tym realne wizje autorów? A może po prostu film miał zarobić?

W roku 1968 rozpoczęto eksperyment o nazwie "mysia utopia". Myszy zapewnione miały pożywienie i opiekę, co w ostateczności doprowadziło do załamania się hierarchii społecznej, porzucania potomstwa, wzrostu zachowań homoseksualnych, spadku urodzeń i w konsekwencji wymarcia populacji po około 1500 dniach eksperymentu. Nie można jednak przenosić bezpośrednio zachowań myszy na ludzi, ponieważ jesteśmy organizmami bardziej rozwiniętymi i skomplikowanymi.

Większym niepokojem napawają natomiast badania pokazujące spadek inteligencji w kolejnych pokoleniach, mimo iż jeszcze w drugiej połowie XX wieku utrzymywała się tendencja wzrostowa. Nie miejsce tu jednak na rozdrabnianie się nad nimi. Natomiast w komentarzach droga wolna.

I podobną drogą poszli autorzy filmu. Założyli oni, że ludzie inteligentni rozmnażali się znacznie wolniej niż osoby mniej inteligentne, które mnożyły się jak króliki. W konsekwencji doprowadziło to do faktycznego cofnięcia się w rozwoju, mimo iż technologia była teoretycznie coraz lepsza. Główni bohaterowie, żołnierz Joe (Luke Wilson) i prostytutka Rita (Maya Rudolph) zostają zahibernowani na rok, jednak w wyniku skandalu cały eksperyment upada i zostaje zasypany śmieciami, dosłownie. Nasi bohaterowie budzą się w roku 2505. Przez ten czas świat przestał radzić sobie ze śmieciami, ludzie zatracili zdolność produkcji jedzenia, ambitne treści w TV zostały zastąpione programami o kaleczeniu jąder prowadzącego, a Oscary zdobywa film pokazujący przez 90 minut pośladki. Świat poddany jest też biometrycznej kontroli oraz możliwości wyłączenia samochodu na pstryk przez policję. W końcu zatracił on wiedzę, że to woda jest niezbędna do upraw, a nie napoje z elektrolitami. Do bólu przeciętny w 2005 roku Joe okazuje się być najmądrzejszym człowiekiem świata w 2505. Po różnych perypetiach zostaje ministrem, a jego zadaniem jest rozwiązać problemy świata. Z czasem dołącza do niego Rita.

Oprawa graficzna nie jest mocną stroną filmu. Wszystko jest boleśnie wręcz sztuczne. Niemniej jednak nie była to najistotniejsza część filmu, przynajmniej moim zdaniem. Wręcz dopełniało to komicznego obrazu sytuacji, trochę jakby "dośmieszniało" ten film. Co bardziej wrażliwych widzów może razić też nieprawdopodobna głupota tamtego społeczeństwa. Jednak taki był po prostu zabieg. Wszystko oprawiono w komedię, żeby było to strawne dla widza. Tu nasuwa się pytanie, czy komedia powinna bawić się w takie zabiegi, czy ma dawać rozrywkę. Jeżeli robi to dobrze, nie nachalnie, subtelnie przekazuje jakieś wartości, a nie wali za przeproszeniem młotem w ryj jak reboot "Dynastii" feminizmem, to nie mam z tym problemu.

Aktorstwo nie powala. Ale scenariusz nie wymagał przecież tego. To nie dramat obyczajowy, film wojenny ani psychologiczny. To po prostu komedia. Nie jest jednak źle, jak sugerują niektórzy. Jest takie 6/10, w porywach 7/10.

Do czego ten film można porównać? Nie oglądam filmów taśmowo, więc wdzięczny byłbym za propozycje. Odczucia miał chyba jednak zostawić podobne, jak nasz rodzimy "Dzień świra". Obydwa te filmy były gorzkimi komediami. Niby bawisz się podczas oglądania, ale seans kończysz jednak z dołem psychicznym. "Dzień świra" pokazał nam bohatera, z którym większość może w mniejszym lub większym stopniu utożsamić. Widziałem ten film dwa razy i po drugim seansie byłem jeszcze bardziej przybity niż po pierwszym. Znalazłem więcej elementów wspólnych z bohaterem. Może kiedyś zobaczę po raz trzeci. "Idiokracja" miała zostawić nas z przekonaniem, że zmierzamy ku zapaści, ku idiokracji właśnie. Fachowo zwie się to ochlokracją. Przeczucie to nie było u mnie szczególnie silne. Może zbyt rozbawił mnie dość jednak prostacki humor. Absolutnie nie jestem jakimś Einsteinem, ale na co dzień nie gustuję w prostactwie. Czasem jednak chcę obejrzeć coś bardzo głupiego lub prostackiego.

Czy rzeczywiście do tego zmierzamy? Trudno powiedzieć. Społeczeństwo 2505 roku przejawiało przecież wiele czynników, które nasze generacje również pokazują. Nasi przodkowie też pragnęli "chleba i igrzysk". Warto jednak wziąć to pod uwagę. Dlatego zróbmy wszystko, aby nasze dzieci wychować na ludzi inteligentnych. Zadbajmy o ich rozwój intelektualny zamiast dać tablet do ręki i "baw się", czy dawniejsze "idź do kolegów" - bo mi się nie chce Ciebie wychowywać, co nie oznacza, że dziecko od kolegów mamy odseparowywać. Ale poświęćmy mu czas. Głód już wyeliminowaliśmy u siebie (niedożywienie obniża IQ), więc dbajmy o intelekt.

Zatem jest to komedia z przesłaniem. Niezbyt dobrze wykonana i zagrana, ale skłaniająca do pewnych przemyśleń. Nie bierzmy jednak tej wizji literalnie do siebie. Traktujmy ją jako jedną z wielu takich. Wyciągnijmy pewne wnioski i stosujmy je. Inaczej zgłupiejemy, a filmowy rok 2505 nastąpi w 2055 roku.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Mike Judge orłem wśród reżyserów nie jest i, mimo, że sam napisał scenariusz do "Idiokracji", a potem... czytaj więcej
Choć od premiery filmu wkrótce mija 15 lat, nigdy nie przyszło mi zobaczyć nawet urywków na YouTubie.... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones