Recenzja filmu

Igrzyska śmierci: Kosogłos. Część 1 (2014)
Francis Lawrence
Jennifer Lawrence
Josh Hutcherson

Do przerwy jeden do zera

Bez spektakularnych sekwencji akcji, bez typowego wysokobudżetowego widowiska "Kosogłos. Część 1" wyrasta na bardzo nietypowy blockbuster. Utrzymany w żałobnym tonie ciszy przed burzą, bazujący
Zmorą filmowych cykli jest konieczność grania do dwóch bramek jednocześnie. Każdy kolejny epizod buduje się na osiągnięciach poprzedniego, ale zarazem musi on stanowić samowystarczalną opowieść; alienowanie potencjalnych nowych widzów nie wchodzi w grę. Oczywiście, nikt raczej nie pójdzie na trzecią część "Igrzysk śmierci" przypadkiem. Ale twórcy "Kosogłosa" dmuchają na zimne i jakby co, robią ukłon w stronę zapominalskich. Co ciekawe, jest to ukłon niezwykle oszczędny. Już w pierwszej minucie filmu, w pierwszej kwestii dialogowej, główna bohaterka, Katniss Everdeen (Jennifer Lawrence), relacjonuje – sobie samej! – ostatnie wydarzenia. Trzy zdania, kilkanaście sekund czasu ekranowego – i po sprawie. Wydajność niespotykana w tonących w zalewie ekspozycji sequelach, prequelach i innych "ciągach dalszych". "Kosogłos. Część 1" jest co prawda – zgodnie z tytułem – w zasadzie tylko połową historii, przedostatnim odcinkiem kinowego serialu, ale ta niekompletność nie razi.



Tak to już zresztą z finałami rozmaitych serii  – od "Harry’ego Pottera" po "Zmierzch" – bywa: regularnie rozciąga się je na dwa filmy. Wszystkie atrakcje, całe – że tak powiem – igrzyska zobaczymy więc zapewne dopiero w drugim z nich. W części pierwszej twórcy skupiają się na niespiesznych przygotowaniach do ostatecznej rozgrywki. Kładą planszę i rozstawiają pionki. Choć w państwie Panem rozpętuje się regularna rewolucja, reżyser Francis Lawrence skąpi nam obrazów z frontu walk. Jeśli coś tu wybucha, to w oddali, na skraju pola widzenia albo wręcz poza kadrem. Gdy Katniss odwiedza swój rodzinny Dystrykt, zrównany z ziemią przez Kapitol, by ukarać jej nieposłuszeństwo, nie sposób nie pomyśleć o podobnej scenie z "Pianisty" Polańskiego (Szpilman na gruzach Warszawy). W obu filmach skalę wojennego spustoszenia poznajemy po efektach. O ogromie katastrofy nie mówi nam wizualizacja samego procesu rozwałki, a elipsa – zestawienie stanu "po" z utrwalonym w pamięci stanem "przed". Nawet jeśli Lawrence gra na czas i oszczędza budżet, by starczyło mu na kolejną część, potrafi wykorzystać te okoliczności.



Reżyser przede wszystkim sprytnie rozbraja nachalnie narzucający się podniosły ton. Nie brakuje tu co prawda wielkich słów, łez i wzruszeń, ale "Kosogłosowi" daleko do bezmyślnej retoryki w rodzaju "do boju by się szło". "Igrzyska śmierci" – nietypowo jak na cykl z szufladki "young adult" – już od pierwszej odsłony zdradzały zresztą cechy nadprogramowej dojrzałości. Obok obowiązkowego trójkąta miłosnego mieliśmy w nich przecież – nieszczególnie głęboką, ale jednak – ponurą wizję dystopijnego społeczeństwa i krytykę massmediów. Jeśli dwie pierwsze części pokazywały w krzywym zwierciadle kulturę reality show, tym razem mamy do czynienia z satyrą na medialny marketing. "Kosogłos. Część 1" jest opowieścią o wojnie toczonej przez wrogie sztaby propagandy. O tym, że totalitarny Kapitol opiera swoją potęgę na opium telewizyjnego spektaklu, wiedzieliśmy. Również rebelianci preferują jednak agresywny marketing od broni konwencjonalnej. Dlatego tak potrzebna jest im Katniss. Dziewczyna, która wyrosła na narodowy symbol buntu, to nie lada as w ich rękawie. Tym bardziej że rządowa propaganda niespodziewanie okazuje się mieć po swojej stronie bliskiego dziewczynie Peetę (Josh Hutcherson). Katniss dostaje więc designerski kostium, bajerancką broń oraz drużynę i niczym superbohaterka z plakatu ma zagrzewać do boju uciśnione masy.

Ale Katniss nie jest osobą, którą łatwo upozować i postawić na cokole. To nietypowa bohaterka – wycofana, zamknięta, dusząca w sobie emocje. Wielką zasługą Jennifer Lawrence jest to, że potrafi uczynić swoją postać wiarygodną i zrozumiałą mimo nieprzeniknionej fasady, jaką otacza się dziewczyna. W rękach gorszej aktorki Katniss byłaby nieznośną, patrzącą się w dal mimozą – Lawrence robi z niej postać z krwi i kości. Bliżej jej tu do granej na półtonach roli z "Do szpiku kości" niż ostatnich, szarżujących występów u Davida O. Russella. Oczywiście bohaterka nie trzyma gardy cały czas. Gdy wreszcie eksploduje wściekłością – procentuje wykonawcza powściągliwość Lawrence. Ale aktorka i tak najlepsza jest w scenach, kiedy jej postać nieudolnie recytuje napisane dla niej zagrzewające do boju przemówienia. Zagrać złe aktorstwo to też wyczyn! Lawrence wiedzie tu prym, ale wtóruje jej zwyczajowo mocny drugi plan. Philip Seymour Hoffman – zupełnie inaczej niż w poprzedniej części – nadaje granemu przez siebie Plutarchowi Heavensbee intrygującej niejednoznaczności. A Elizabeth Banks jako Effie Trinkett - zupełnie tak samo jak w poprzedniej części – subtelnie balansuje na granicy karykatury, ani razu jej nie przekraczając. Z grona nowych postaci wyróżniają się dwie silne kobiety: przewodnicząca rewolucjonistom Alma Coin (Julianne Moore) i reżyserka rebelianckich filmów Cressida (Natalie Dormer).



Bez spektakularnych sekwencji akcji, bez typowego wysokobudżetowego widowiska "Kosogłos. Część 1" wyrasta na bardzo nietypowy blockbuster. Utrzymany w żałobnym tonie ciszy przed burzą, bazujący raczej na interakcjach między bohaterami niż zastrzyku kinowej adrenaliny. Stanowiący raczej przerwę między kolejnymi połowami meczu niż właściwe widowisko. Ale jak na razie twórcy prowadzą. Mamy jeden do zera dla Lawrence’ów: Francisa i Jennifer. Zwolennicy walecznej, niepokornej Katniss mogą co prawda czuć się zawiedzeni, że przez cały film wypuszcza ona ze swego łuku zaledwie dwie (!) strzały. Ale spokojnie – za nami przecież dopiero połowa historii. A w jednej ze scen Beetee (Jeffrey Wright) przygotowuje dziewczynie cały kołczan pełen bajeranckiej amunicji. Katniss z pewnością jeszcze z niego skorzysta. Szkoda tylko, że dopiero za rok.
1 10
Moja ocena:
7
Rocznik 1985, absolwent filmoznawstwa UAM. Dziennikarz portalu Filmweb. Publikował lub publikuje również m.in. w "Przekroju", "Ekranach" i "Dwutygodniku". Współorganizował trzy edycje Festiwalu... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Pierwsza część "Kosogłosa" sukcesywnie kontynuuje wątki z poprzedniczek. Ledwo żywa, Katniss Everdeen,... czytaj więcej
Choć kilka istotnych osób odchodzi w tej części nieco w cień, to każdy ma swoje pięć minut i... czytaj więcej
"Igrzyska Śmierci: Kosogłos. Część 1" to bez wątpienia jeden z najbardziej wyczekiwanych filmów tego... czytaj więcej