Recenzja filmu

Pachnidło: Historia mordercy (2006)
Tom Tykwer
Ben Whishaw
Alan Rickman

Kino zapachowe

O "Pachnidle" było bardzo głośno już w latach 80., gdy ukazała się powieść Süskinda i z miejsca została bestsellerem. Europa oszalała na punkcie tej historii. Książka przez wiele lat
O "Pachnidle" było bardzo głośno już w latach 80., gdy ukazała się powieść Süskinda i z miejsca została bestsellerem. Europa oszalała na punkcie tej historii. Książka przez wiele lat znajdowała się w ścisłej czołówce bestsellerów i została przetłumaczona na 46 języków. Dotychczas na całym świecie sprzedało się ponad 16 milionów egzemplarzy (w Polsce wydano ją już sześciokrotnie). Nic dziwnego, że taką powieścią z miejsca zainteresowali się filmowcy, materiały prasowe dystrybutora wymieniają nazwiska takie, jak: Scorsese, Forman, Burton czy Ridley ScottScott Ridley. Jednak to dopiero producent Bernd Eichinger, autor sukcesu m.in. "Imienia róży" przekonał pisarza, zdobył prawa do ekranizacji i przygotował jedną z najdroższych produkcji w historii kina europejskiego. Co było (przynajmniej dla mnie) sporym zaskoczeniem Eichinger reżyserowanie tej superprodukcji powierzył Tomowi Tykwerowi. Przyznam, że miałem spore obawy, dotychczasowe jego filmy nie przekonały mnie do jego stylu, który jawił mi się jako nadmiernie (i czasami tanio) efekciarski. Jedynie "Biegnij Lola..." była wg mnie filmem wartym czegoś więcej niż wzruszenie ramion, "Niebo" było zbyt pretensjonalne i nietrafione, a "Księżniczka i wojownik" po prostu nudne i nie dla mnie. Jednak Eichinger dostrzegał w tym reżyserze coś więcej, skoro powierzył mu film o budżecie 50 milionów euro. I powiem to od razu, miał rację. Powieść "Pachnidło" zawsze wydawała mi się niezwykle trudna, o ile nie niemożliwa do przeniesienia na ekran. To książka zmysłowa, w tym znaczeniu, że narracja i wizja świata podporządkowane są w niej jednemu zmysłowi. Jest to zmysł powonienia, najsłabiej wykorzystywany spośród wszystkich dostępnych człowiekowi. Potrafimy odróżnić mięso zepsute od świeżego, ale wszelkie subtelniejsze niuanse dostępne są już tylko nielicznym. Pisarz, w porównaniu do reżysera, ma trochę łatwiej, jeśli chodzi o ukazywanie świata za pośrednictwem poszczególnych zmysłów, może opisywać rozmaite wrażenia zmysłowe i pozazmysłowe i jesteśmy w stanie je sobie wyobrazić. Książce łatwiej trafić do wyobraźni widza, ponieważ pobudza wyobraźnię odpowiednimi opisami. Reżyser filmowy zasadniczą część tych opisów musi nam w jakiś sposób unaocznić i niemal podać na tacy. Filmowy świat musi stać się namacalny i wyczuwalny. W przypadku zapachów wydaje się to niezwykle trudne i ryzykowne, ale jednak i kino może przemawiać do wyobraźni i prezentować zapachy. I Tykwerowi udało się to osiągnąć. Ukazał nam świat z perspektywy nozdrzy Jana Baptysty Grenouille'a przy użyciu środków typowo filmowych. To niezwykle pomysłowe zdjęcia, gra świateł, praca i ustawienia kamery oraz montaż (także wewnątrzkadrowy). Ale same popisy techniczno-warsztatowe nie zdołałyby urzec widza i wciągnąć go w świat zapachów "Pachnidła", potrzebne były także wciągające i atrakcyjnie przedstawione wydarzenia. Mamy więc fascynującą, niezwykle barwną i bogatą scenografię, która osadza fabułę w niezwykle intensywnej i sugestywnej rzeczywistości, ale jednocześnie nie odwraca uwagi od akcji i opowieści. Film cechuje mroczna estetyka, z niesamowitą grą świateł, co znakomicie podkreśla mroczny i zagadkowy charakter głównego bohatera i jego historii. Trzeba wspomnieć także o grze aktorskiej, która tchnęła życie w tę olśniewającą scenerię. Na szczególną uwagę zasługuje gra duetu Ben Whishaw - Dustin Hoffman, przywodząca na myśl archetypową relację mistrza i jego ucznia, w której po jakimś czasie mistrz spostrzega, że uczeń przerasta go pod każdym względem. Dynamizm i naturalny rozwój to zasługa obojga aktorów, ale przede wszystkim Dustina Hoffmana, którego już dawno nie widziałem w tak świetnej formie. Hoffman jest niezwykle energiczny i widać, że granie starzejącego się mistrza perfumiarskiego Baldiniego sprawia mu wielką radość. Tchnął w swoją postać ciepło i humor okraszone odrobiną narcyzmu i wrażliwością. Młody Ben Whishaw również dobrze wywiązał się ze swojej roli, mimo to jednak muszę powiedzieć, że jest on dla mnie trochę za łagodny i za mało odrażający w porównaniu ze swoim pierwowzorem książkowym. Jako perfidny i wyrachowany zabójca Whishaw jest jednak zbyt spokojny i obojętny. Nie budzi tak naprawdę naszego przerażenia, a raczej zdziwienie i zaciekawienie z pewną dozą odrazy. Olśniewająca scenografia, nieraz zapierające dech w piersiach tempo wydarzeń, znakomite zdjęcia i montaż, świetna gra aktorska składają się na to, że "Pachnidła" nie sposób zapomnieć długo po wyjściu z kina, podobnie jak miało to miejsce w moim przypadku i po przeczytaniu książki. To niesamowite widowisko kostiumowe, które nie polega tylko na strojach, ale wybitnych walorach rozrywkowych i znakomitym przedstawieniu opowiadanych wydarzeń. I tylko refleksja końcowa po obejrzeniu filmu jest krańcowa odmienna od tej, jaką możemy wysnuć z naszych własnych przeżyć i doświadczeń. Grenouille był nieszczęśliwy i cierpiał, bo nie miał zapachu i za wszelką cenę, nie licząc się z niczym, zapragnął jakiś posiąść. My zaś zupełnie na odwrót, od naszych własnych naturalnych i niepowtarzalnych (spytajcie o to pieska!) zapachów uciekamy, maskując je setkami często niezwykle drogich detergentów, perfum i kosmetyków. Cóż, tak nam każe kultura, w jakiej żyjemy.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Jean-Baptiste Grenouille to jedna z zarazem najbardziej fascynujących i niepokojących postaci... czytaj więcej
Przyznam szczerze, że nie wierzyłem w ten film. W momencie, gdy zagłębiałem się w powieść, wiedziałem, że... czytaj więcej
Ponoć prawdziwą miarą charakteru jest oprzeć się pokusie. Niestety nie było mi dane przeczytać książkę... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones