Porzucona kuźnia

W ostatnich dniach z wielkim niepokojem i smutkiem spoglądałam na to, co dzieje się wokół "Warcraft III: Reforged". Blizzard – kolos, jak się powoli okazuje na nieco glinianych nogach, skutecznie
W ostatnich dniach z wielkim niepokojem i smutkiem spoglądałam na to, co dzieje się wokół "Warcraft III: Reforged". Blizzard – kolos, jak się powoli okazuje na nieco glinianych nogach, skutecznie pracuje na to, by w rankingu na najgorszą premierę zgarnąć Bethesdzie sprzed nosa palmę pierwszeństwa. Firma, która była kiedyś symbolem jakości, po wpadkach z mobilnym "Diablo", aferze wokół Hongkongu i tej oczywistej, najnowszej wtopie z "Warcraftem" nijak nie roztacza już wokół siebie aury prestiżu, jawiąc się bardziej jako biedna, ledwo żywa kobyłka powoli ciągnąca wózek ze stereotypowym grubasem-bogaczem smagającym ją wysłużonym batem po pośladach.



Czy coś zapowiadało nadciągającą tragedię? Lampka kontrolna powinna była zapalić się wszystkim, gdy premiera gry została bez większego usprawiedliwienia przesunięta na styczeń. Wokół tytułu nie działo się nic. Podejrzewam, że gdyby nie przypominajka z jednego z serwisów, nawet nie pamiętałabym, że ten remaster w ogóle wychodzi. Cisza, jak makiem zasiał, zero szumu medialnego i prób promowania klasyka w social mediach. Coś tu musiało w końcu zaśmierdzieć, więc nic dziwnego, że szambo wybiło tuż po północy, gdy tylko dorwaliśmy grę w swoje ręce.



Ogrom zarzutów względem najświeższego "dzieła" Blizzarda jest w tej chwili dość spektakularny i rozrasta się z każdym upływającym od premiery dniem, niczym głowy hydry lernejskiej. Forum firmy pęka w szwach od błagań o pomoc w tak błahych kwestiach jak choćby uruchomienie gry. Ba, sama bezskutecznie poszukiwałam ratunku, gdy launcher przestawał działać i uparcie twierdził, że nie posiadam właściwych sterowników audio. Na nic zdało się przekopywanie forum Blizzarda, instalowanie dziesiątek wariantów sterowników i pomstowanie do Przedwiecznych. Jak zwykle, najprostsze rozwiązania przychodzą znienacka i gra bez problemu odpaliła się po podłączeniu do komputera słuchawek. Dźwięk plaskacza uderzającego o czoło słyszała pewnie cała kamienica. A to tylko jeden z dziesiątek problemów, z jakimi borykają się gracze próbujący swych sił w tej nierównej walce.



Historii przedstawionej w remasterze raczej nie trzeba nikomu przedstawiać. W końcu jest to ta sama, kompletnie nietknięta i niezmieniona opowieść, którą znamy z oryginalnego "Warcrafta". Nie uświadczymy tu żadnych zmian, tak jakby twórcom kompletnie nie po drodze było nie tylko z wpisywaniem potencjalnych nowych rozdziałów w istniejący kanon, ale i korygowania niespójności, które powstały za sprawą diametralnego rozrostu fabularnego "World of Warcraft". Fakt, dorzucanie dodatkowej zawartości do remasterów zdarza się sporadycznie, jednak przy tak znanej i uznanej marce aż prosiło się o wprowadzenie dodatkowego smaczka dla największych fanów.



Nowy wygląd jednostek prezentuje się nadzwyczaj dobrze, jednak odniosłam wrażenie, że miało to zamydlić graczom wzrok na tyle, by bez większych zastrzeżeń łyknęli podsuwaną im pod nos obrzydliwą żabę. Bo jak inaczej nazwać półprodukt, który nie dość, że nie dodaje nowych funkcjonalności, to jeszcze w bezczelny sposób zabiera elementy najlepsze i najbardziej doceniane przez graczy. Remaster został ociosany, niczym kołki wychodzące spod toporów kanadyjskich drwali, pozbawiając graczy dostępu do klanów i rankingów. Co więcej, podstawowa wersja gry zyskała "ulepszenie" do nowej edycji, odcinając jednocześnie (w ramach dziwnego wymysłu służącego zapewnieniu sprawiedliwości w rozgrywce) starych wyjadaczy od doskonale działającego i funkcjonującego środowiska. Przykład pierwszy z brzegu – bezpośrednią konsekwencją mieszania w trybie wieloosobowym będzie zmuszenie weteranów do nauki kompletnie nowych taktyk i przemodelowania dotychczasowych nawyków. I tak zamiast pełnego glorii i splendoru powrotu w chwale otrzymaliśmy mocno zaśniedziały i lekko zalatujący kupsztalek.

Oszukani mogą się też poczuć ci, którzy liczyli na obiecane odświeżone scenki między misjami. Zapomnijcie o nich, poza kompletnie nowym filmem wprowadzającym do gry nie uświadczycie tu absolutnie żadnych wymyślnych rozwiązań. Blizzard tłumaczy się tym, że ingerencja w przerywniki skutkowałaby naruszeniem ducha oryginału. Szkoda tylko, że mieli w poważaniu tego mistycznego ducha, gdy wycinali z gry kolejne istotne funkcje.



W tym całym zamieszaniu wspomniany we wstępie krezus pomyślał jednak o gruntownym zabezpieczeniu własnego interesu. Chcecie tworzyć niestandardowe mapy? Liczcie się z tym, że Blizzard położy na nich łapska i jeśli tylko wyczuje szansę na zarobienie choćby dolara, to nie zobaczycie z niego nawet złamanego centa. Widać, że strach przed powtórką z "Doty" przesłania cały świat włodarzom amerykańskiego giganta.

Pastwienie się nad "Przekuciem" to jak kopanie leżącego. Trudno mi nawet recenzować ten tytuł w normalny sposób, skoro granie w niego przypominało nieustanne zmaganie z tonącym okrętem. Dziur jest na tyle dużo, że człowiekowi przestaje wystarczać kończyn do zatykania kolejnych awarii. Czy wpłynie to na dobre imię Blizzarda? Szczerze wątpię, gdyż kolejne przewiny są bardzo szybko wybaczane, a gracze pobłażają mu podobnie jak wierzą w słodkie kłamstwa Bethesdy i Todda Howarda. Nie pozostaje nic innego, jak zlecić refund i pozostać z dobrymi wspomnieniami o zaprzeszłej wielkości trzeciej odsłony "Warcrafta".
1 10
Moja ocena:
4
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones