Recenzja serialu

Nash Bridges (1996)
Merritt Yohnka
Paul Abascal
Don Johnson
Cheech Marin

Ostatni serialowy twardziel

Telewizja lat 80. i 90. przyzwyczaiła nas do seriali sensacyjnych i kryminalnych, ich główną zaletą był zwykle główny bohater lub bohaterowie. Tak więc mogliśmy oglądać "Drużynę A",
Telewizja lat 80. i 90. przyzwyczaiła nas do seriali sensacyjnych i kryminalnych, ich główną zaletą był zwykle główny bohater lub bohaterowie. Tak więc mogliśmy oglądać "Drużynę A", "Macgyvera", "Kojaka", "Nieustraszonego", "Gliniarza i Prokuratora" i tym podobne produkcje. Główni bohaterowie tych seriali zawsze byli postaciami charyzmatycznymi, silnymi, sprytnymi, wychodzącymi cało z każdej opresji, co tu dużo mówić - byli niemal superbohaterami. Takie postacie działały na młodych ludzi, takich jak ja. Oglądało się ich przygody z zapartym tchem, czekało na następny odcinek, a dziś wspomina się je z nostalgią. 

Podobnie skonstruowanym serialem był "Nash Bridges", tytułowy bohater grany przez Dona Johnsona, znanego z "Miami Vice". Bridges był superbohaterem, zawsze wiedział najlepiej, zawsze doprowadzał sprawy do końca. Podobnie jak w większości tego typu seriali ważna też była duża dawka humoru, w tym przypadku zapewniał ją między innymi grany przez Cheecha Marina partner Nasha - Joe. W każdym odcinku bohater miał do rozwiązania jakąś sprawę kryminalną, czasem wpadł w kłopoty, ale zawsze wychodził z nich cało, bo był supergliną i nic nie mogło mu się stać. 

Tak wyglądał ten serial, nakręcony według starej szkoły i wzorców jeszcze z lat 70., niby przewidywalny do bólu, a jednak wciągający. Pozwalający poczuć ducha klasycznych seriali sensacyjno-kryminalnych. Był to prawdopodobnie ostatni taki amerykański serial, w którym ważny był bohater, ważny był jego samochód, jego metody i jego przyjaciele, był to ostatni serial o prawdziwym serialowym twardzielu, którego nie imają się kulę, a do tego zawsze ma rację. Może się wydawać, że taka konstrukcja serialu jest naiwna, że nie ma takich ludzi, że policja tak nie wygląda, a jednak było w tym serialu coś, co powodowało, że oglądało się go fantastycznie, że znowu poczułem się jak dzieciak czekający na kolejny odcinek "Drużyny A" czy "McGyvera". Dziś w zalewie seriali, które na siłę próbują być udziwniane, jak wszelkie wersje "CSI", "Kości" czy "Skazanych na śmierć", mniej realistyczne niż "Nasz Mostowy", a do tego sporo mniej wciągające, mniej przyjemne, bez tego klimatu, w serialach tych łapie się przestępców niemal cudownymi sposobami, przy pomocy superspeców od kryminalistyki, superkomputerów i tym podobnego ustrojstwa.

Należy zastanowić się, czy taka z pozoru naiwna i prosta konstrukcja serialu, ze świetnym głównym bohaterem, jak Nash Bridges, nie była lepsza. Dziś już po za "Dr House'em" nie ma ani jednego prawdziwego serialowego twardziela, dziś w serialach sensacyjno-kryminalnych rządzi technika i pseudo-nauka, którą każdy inteligentny człowiek wyśmieje. Wraz z zakończeniem produkcji "Nasha Bridgesa" zginęła stara szkoła kręcenia seriali, zginął twardziel, a przede wszystkim zginął klimat.  
1 10
Moja ocena serialu:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones