Relacja

21. Nowe Horyzonty: Seks o seksie w ramach seksu

https://www.filmweb.pl/article/21.+Nowe+Horyzonty%3A+Seks+o+seksie+w+ramach+seksu-143523
21. Nowe Horyzonty: Seks o seksie w ramach seksu
Dziś będzie zmysłowo. W najnowszej relacji z Nowych Horyzontów Michał Walkiewicz zmienia Kubę Popieleckiego i recenzuje "Bo we mnie jest seksKatarzyny Klimkiewicz, czyli filmową biografię Kaliny Jędrusik. Przypominamy też jego canneńską recenzję erotycznego dramatu Jacques'a Audiarda – "Paryż, 13. dzielnica". 

***


Kalinowe serce 
recenzja filmu "Bo we mnie jest seks", reż. Katarzyna Klimkiewicz

Na rodzimym, popkulturowym firmamencie Kalina Jędrusik nie mieni się wprawdzie takim blaskiem jak papież czy Orły Górskiego, ale w bezchmurną noc i tak da się ją dostrzec. Rzucając kamieniem, traficie w jej domorosłego biografa, a nostalgia wygładziła krawędzie wspomnień do tego stopnia, że równie dobrze mogłaby dotyczyć Królowej Bony. Nic dziwnego, skoro przez niemal dwie dekady Jędrusik była figurą skrojoną na społeczne zamówienie – grzesznicą i świętą splecionymi w wiecznym klinczu. W poświęconym jej filmie Katarzyny Klimkiewicz zza parawanu narodowych fantazji wyłania się jednak kobieta. Ups. 

Na esencjonalne w każdej filmowej biografii pytanie: jaka była Zuzanna Iksińska?, Klimkiewicz odpowiada przekornie: była taka, jak sobie życzyliśmy; była tą, którą usypaliśmy sobie z marzeń o "polskiej Marylin Monroe" oraz peerelowskim wampie. Ale była też kimś, kto wysunął dłoń z szufladki i rozpruł uszyte na miarę kostiumy. Zamiast opowiadać jej losy od kołyski aż po grób, reżyserka skupia się na momencie największej chwały i zarazem chwili niezawinionego upadku. Nie bez przyczyny Jędrusik poznajemy w zenicie popularności Kabaretu Starszych Panów. Gdy po odrzuceniu awansów szefa artystka staje się personą non grata w publicznej telewizji, świadomość moralnej racji nie zwalnia jej z konieczności wyciągnięcia wniosków. Te zaś są ponure – nawet obyczajowa transgresja może być polem nieustannej, patriarchalnej kontroli. A bohaterkę do parteru sprowadzają tu wszyscy, od męża Stanisława Dygata (Leszek Lichota) przez kochanka Lucka (Krzysztof Zalewski) po wspomnianego dyrektora telewizji, Molskiego (Bartłomiej Kotschedoff). 


Klimkiewicz ma na koncie dwa filmy, w których podobny rodzaj opresji staje się katalizatorem emancypacji. W "Hanoi-Warszawie" spotyka to młodą Wietnamkę uzależnioną ekonomicznie i emocjonalnie od narzeczonego. W "Zaślepionej" – pełną niezwerbalizowanych resentymentów oraz uprzedzeń inżynierkę lotnictwa uwikłaną w romans z Algierczykiem. Kalinę Jędrusik, która tańczy i śpiewa w swingującej rzeczywistości lat 60., na pozór niewiele łączy z tymi kobietami. Całość ogląda się momentami jak superbohaterskie origin story, powtarza się w filmie ujęcie Jędrusik zmierzającej dziarskim krokiem w stronę kamery, a jej przemiana rozpisana jest na coraz jaskrawsze akty rebelii. Ale przecież i ta rzeczywistość ma swój mroczny rewers – zamiast z "Niewinnymi czarodziejami" kojarzy się wtedy z płótnami Edwarda Hoppera. On też lubił marazm przy kuchennym stole i ludzi przypominających owady w bursztynie. 

Chociaż sporo intrygujących konceptów zostaje tu na papierze (surrealistyczne zderzenie bohaterki ze spersonifikowaną, katolicką moralnością to inscenizacyjny strzał w kolano), a niektóre wątki rozłażą się w szwach (postać Jędrusik rezonuje tak mocno z obecnym klimatem polityczno-społecznym, że dyrektor Molski staje się chodzącą tautologią), film Klimkiewicz pozostaje fascynującym zapisem snu o epoce.

Całą recenzję Michała Walkiewicza można przeczytać TUTAJ.  

***


Seks w wielkim mieście 
recenzja filmu "Paryż, 13. dzielnica", reż. Jacques Audiard

Make love, not war. Kiedy ostatni raz gościliśmy w paryskiej 13. dzielnicy, jej gospodarze mieli w dłoniach karabiny, na czole bandany, zaś w oczach żądzę mordu. Tym razem spacerujemy po niej z nestorem francuskiego kina, Jacques'em Audiardem, więc nastroje są raczej pacyfistyczne. Choć, mówiąc szczerze, wciąż minorowe. Jego świetny, erotyczny dramat o ludziach, którzy obchodzą się z miłością jak dzieci z zapałkami, to studium relacji niemożliwych. Ogląda się go z sercem w przełyku – nie tylko dlatego, że po ponadrocznych wakacjach w pandemicznej otchłani wszyscy jesteśmy złaknieni bliskości.  

Audiard ma na koncie filmy z tak odmiennych porządków – od "W rytmie serca", czyli wybitnego remake'u "PalcówJamesa Tobacka, przez naturalistyczny dramat więzienny "Prorok", po rewizjonistyczny i tragikomiczny western "Bracia Sisters" – że zawstydza większość reżyserów, których twórczość zbudowana jest z formalno-tematycznych przewrotek. Tym razem – przenosząc we francuskie realia powieść graficzną "Killing and Dying" Adriana Tomine'a – ląduje w monochromatycznym, paryskim labiryncie, który z lotu ptaka wygląda niczym jedna z grafik Franka Stelli. Kamera spada na ten świat z boskich wysokości, lecz pomijając wspomniany zabieg, Audiard nie jest facetem, który będzie opowiadał o ludziach kilka dekad młodszych od siebie z nieznośnym, artystycznym protekcjonalizmem. Empatia? Tak. Czułość? Oczywiście. Zafrasowany papa, który z palcem przytkniętym do czoła duma nad komunikacyjną aporią i zatomizowanym społeczeństwem? Zły adres.   


Pracownica call center Emille (Lucie Zhang), doktorant i nauczyciel angielskiego Camille (Makita Samba) oraz wieczna studentka Nora (Noemie Merlant) uderzają w siebie niczym komety, spalają się w aktach miłości, namiętności bądź frustracji (niepotrzebne skreślić, chodzi o seks), po czym odbijają w przeciwną stronę z równie dużą mocą. To jeden z tych filmów, w których bohaterom nie pomaga Bóg z maszyny oraz Przypadek jako ostateczna instancja pogubionego scenarzysty – na swoje (nie)szczęście pracują sami. Audiard napisał tekst wraz z Leą Mysius oraz Celine Sciammą, co mówi wiele w tym kontekście – ta pierwsza autorka ma na koncie doskonałą "Avę", w której dorosłość krystalizuje się przed oczyma nastoletniej bohaterki jako szereg niemożliwych do zaspokojenia, emocjonalnych potrzeb; ta druga wyreżyserowała "Portret kobiety w ogniu", w którym miłość działa jak pole grawitacyjne na pstryczek. Obydwie wzbogacają wizję Audiarda o wyjątkowy rodzaj autorskiej wrażliwości. I to głównie dzięki temu tercetowi rozterki bohaterów i bohaterek filmu nie sprawiają wrażenia publicystyki na temat "emocjonalnej izolacji millenialsów", czy czegoś równie idiotycznego. 

Całą recenzję Michała Walkiewicza można przeczytać TUTAJ

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones