Artykuł

Prawdy wiary we współczesnym kinie: Cierpienie

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Prawdy+wiary+we+wsp%C3%B3%C5%82czesnym+kinie%3A+Cierpienie-47497
Kino – dziesiąta, najmłodsza z muz do wstydliwych z całą pewnością nie należy. Wręcz przeciwnie, swoją przebojowością z łatwością podbiła serca ludzi na całym świecie. Przemknęła przez świat niczym pożoga przez wysuszoną sawannę, wypalając stary porządek i stając się lingua franca współczesnej kultury, dokonując – jak to obrazowo opisał Gore Vidal – eksmisji pozostałych dziewięciu muz z Olimpu, a w każdym razie z jego szczytu.[1] Może się to zatem wydawać dziwne, ale są pewne sfery ludzkiej egzystencji, które w kinie budzą co najmniej lekkie zażenowanie. Należy do nich między innymi wiara, mit, religia.

W czasach człowieka pierwotnego świat magii, mitów, bogów i herosów był integralną częścią życia człowieka. Nie istniał podział na świat naturalny i świat zjawisk nadprzyrodzonych – stanowiły one jedność. Człowiek żył mitem, uczestniczył w nim, przeżywał go. W takich warunkach na świat przyszły teatr i literatura – dziewięć muz pamiętających czasy mitu żywego, jednak same – wyemancypowane – już niestanowiące jego części. Z tego też powodu Eliade nazywał je mitami zdegradowanymi.[2]

Film jest najmłodszym z owoców procesu degradacji mitu. Narodził się w czasach, kiedy świat zaczął już dochodzić do siebie po cesarskim cięciu Kartezjusza separującym to, co racjonalne od tego, co nieracjonalne. Kino, będąc mitem zdegradowanym, a jednocześnie dorastając w coraz bardziej zsekularyzowanym świecie, wytworzyło niezwykle ambiwalentny stosunek do religii. Z jednej strony kurczowo trzyma się swego jarmarcznego rodowodu[3], podkreślając swój rozrywkowy, wręcz biznesowy charakter. X Muza kupczy tu samą sobą, a jej celem jest dostarczanie konsumentom radości i satysfakcji, w zamian wypełniając kufry brzęczącym złotem. Patrząc w ten sposób na film, można go porównać do posiłku spożywanego w restauracji. Jest smaczny, dobrze podany łechta naszą próżność, lecz po wyjściu z restauracji szybko się o nim zapomina, a wkrótce potem resztki wydala się z organizmu. Film rezygnuje tu z roli muzy i staje się takim samym produktem jak szampon do włosów, ubranie sportowe, płyta z muzyką.[4]

Z drugiej jednak strony jako "mit zdegradowany", istniejąc w rzeczywistości wykreowanej, będącej pochodną transcendentnej rzeczywistości mitu, pozostaje sztuką mitotwórczą, reaktualizując struktury mityczne.[5] Czyni to nawet wbrew sobie, jak twierdzi jezuicki badacz kina Neil P. Hurley:

Religijna transcendencja jest uniwersalną stałą ludzkiej kultury. Jako jej element, również film może wyrażać tę "humanistyczną' formę osobistego objawienia" nawet jeśli nie posługuje się wprost chrześcijańskimi motywami.[6]

Co więcej, we współczesnym świecie, gdzie "ruchome obrazy" są wszechobecne, kino staje się jedną z podstawowych form katechezy: tłumaczy fenomeny świata i wskazuje drogi postępowania.

Jako popularna forma religijnego życia kino pełni tę samą rolę, jaką przez wieki pełniła religia, a mianowicie zapewnia nam archetypowe formy ludzkich postaw i postaci oraz instruuje nas na temat podstawowych wartości i mitów leżących u podstawy naszego społeczeństwa – napisał teolog Darrol Bryant.[7]

Kino zatem nie może uciec przed własną naturą. Nie uczyniłoby tego jednak nawet wtedy, gdyby mogło. Jako zwykły produkt film musi się sprzedać i przynieść zyski. Aby tak się stało, musi być zrozumiały dla jak najszerszego grona odbiorców. Stąd też kino rozrywkowe cechuje prostota, wykorzystywanie popularnych stereotypów, powtarzania powszechnie znanych schematów i nastawienie na spełnianie oczekiwań widzów. Mimo postępującej sekularyzacji religia, a szerzej tradycja judeochrześcijańska[8], jest tym, co jednoczy miliardy potencjalnych widzów. Nic więc dziwnego, iż w filmach – zarówno tych artystycznych, jak i mniej wyrafinowanych, przeznaczonych dla szerokiego odbiorcy – pojawiają się motywy religijne – czasem wprost, a czasem w formie zakamuflowanej.

Jedną z najbardziej nurtujących tajemnic wiary jest powód i cel cierpienia. Prędzej czy później każdy, kto zetknął się z bólem, krzywdą, niesprawiedliwością, zaczyna zadawać pytania: "dlaczego zło istnieje?", "gdzie w tym wszystkim jest Bóg?", "co robić?". Kino, szukając uniwersalnych tematów, dość szybko podchwyciło te pytania i przemieliło je na tysiące mniej lub bardziej interesujący filmów. I jak w teologii, tak i tu nie ma tylko jednej prawdziwej odpowiedzi. Kilku z nim przyjrzymy się poniżej. Za pretekst posłuży nam niezwykły film Pawła Łungina "Wyspa", który trafił niedawno do naszych kin i który znalazł się również w programie 2. Festiwalu Filmów Rosyjskich Sputnik nad Warszawą.

Kara

Kiedy zadajemy pytanie "skąd bierze się cierpienie?", najczęściej padającą odpowiedzią jest: "z grzechu". W powszechnym mniemaniu cierpienie jest karą za popełnione przez człowieka grzechy. Bóg zsyła je na nas, kiedy przekroczymy Jego prawa, nie zastosujemy się do Jego nakazów. W Biblii mamy setki podobnych przypadków: wygnanie Adama i Ewy z raju w wyniku pierwszego nieposłuszeństwa, potop, plagi egipskie, w tym ta najstraszniejsza – śmierć pierworodnych, czy niewola babilońska. "Wyspa" Łungina jest ilustracją powyższej prawdy zaprezentowaną w bardziej znajomych realiach.

Film rozpoczyna scena samotnego mężczyzny pogrążonego w modlitwie. Słyszmy jego błaganie i od razu wiemy, z kim mamy do czynienia – z grzesznikiem, który popełnił tak straszliwą zbrodnię, że mimo modlitwy nie jest w stanie uwolnić się od poczucia winy. W kolejnych scenach poznajemy jego grzechy.

Akcja cofa się o ponad trzydzieści lat, do czasów II Wojny Światowej. Noc, po wodzie cicho płynie barka wypełniona węglem. To Rosjanie próbują dostarczyć cenny surowiec radzieckiej armii. Załogę stanowią dwaj mężczyźni: szyper Tichon i jego podwładny Anatolij. Tej cichej nocy, przerywanej tylko suchym kaszlem Anatolija, wszystko wydawało się iść zgodnie z planem. Kiedy jednak przed nimi pojawia się niemiecki statek patrolowy, rozpoczyna się tragedia. Dla dwuosobowej załogi barki jedyną szansą na przetrwanie jest ukrycie się w stertach węgla. Anatolija zdradzi jednak jego kaszel. Schwytany i postawiony przed niemieckimi oficerami, nie okazał się człowiekiem odważnym. Jego pierwszym grzechem jest zdrada. Naprowadza Niemców na miejsce ukrycia Tichona i wydaje go, licząc na uratowanie własnego życia. Skomlący o życie, tchórzliwy Rosjanin budzi pogardę niemieckiego dowódcy. Aby go jeszcze bardziej pognębić, dostaje pistolet z rozkazem zabicia szypra. Jeśli tego nie uczyni, sam zginie. I tu popełni grzech ostatni, lecz za to najcięższy – morderstwo. Anatolij strzeli, a jakże!, Tichon wypadnie za burtę, a Niemcy odpalą ładunki wybuchowe, które zniszczą barkę i śliniącego się tchórza, zdrajcę, mordercę.

Anatolij jednak przeżył, uratowany przez mnichów z pobliskiego klasztoru. Tak oto rozpoczęła się jego ponad 30-letnia męka. Godzina po godzinie, dzień po dniu, miesiąc po miesiącu, w jego umyśle wciąż żywe są wspomnienia grzechów popełnionych przez niego owej feralnej nocy. Nie potrafiąc sobie wybaczyć, błaga o przebaczenie Boga. Narzuca sobie surowy reżim pokuty, zadając dodatkowe cierpienia poprzez odmawianie sobie nawet tak prostych wygód, jak zwykła cela klasztorna i prosta prycza.

Wydawać by się mogło, że Bóg słusznie go jednak karze. Czy aby na pewno? I czy w ogóle Bóg zesłał na Anatolija jakąś karę? Na te pytania odpowiada dopiero zakończenie. Odkrywamy w nim prawdę mało znaną w powszechnej świadomości: Grzech i jego skutki – cierpienie – nie jest dziełem Boga, lecz człowieka, podjętym wbrew Bogu[9]. Kiedy na wyspę klasztorną przybywają nowi goście, Anatolij i Widowie otrzymują jasną odpowiedź na pytanie o to, gdzie jest Bóg. Okaże się, że Bóg był cały czas z Anatolijem. Za jego sprawą grzesznik przemienił się w cudotwórcę, można Mu również przypisać uratowanie życia, jednak grzech i kara w postaci cierpienia – tu sprawstwo jest wyłącznie po stronie człowieka. To Anatolij zgrzeszył i to on sam narzucił sobie cierpienie. Jednak owo cierpienie stało się swoistą ofiarą, a poprzez nią zbliżył się do Boga. Ofiara z własnego cierpienia jest jednak niezbędna, ponieważ sam z siebie człowiek nie jest władny obmyć się z grzechów[10].

Cierpienie jako kara jest jednym z częściej powielanych tematów filmowych. Do najważniejszych polskich przykładów możemy zaliczyć "Dekalog" Krzysztofa Kieślowskiego. W "Dekalogu I" Krzysztof popełnia wykroczenie przeciwko pierwszemu przykazaniu. Pokłada wiarę nie w Bogu, lecz w nauce, której złotym cielcem jest komputer. Nauka okazuje się jednak zawodna, a Krzysztof zostanie za swą butę srogo ukarany. Jednak i tu pytanie pozostaje otwarte, na ile kara jest konsekwencją zachowania samego Krzysztofa, a na ile jest to wynik boskiej interwencji.

Jednak w zdecydowanej większości przypadków filmów poruszających problem cierpienia jako kary Bóg nie pojawia się w ogóle. Schemat pozostaje ten sam, lecz zamiast Stwórcy widzimy innych ludzi. I najczęściej nabierają oni cech negatywnych, a w każdym razie pozostają antagonistami głównych bohaterów. Przykładów można mnożyć: "Okup", w którym nie do końca czystemu biznesmenowi przyrównane zostaje dziecko, "Twierdza", gdzie niesprawiedliwie potraktowani weterani grożą atakiem terrorystycznym, seria "Piła", gdzie główny bohater poprzez wymyślne próby przynoszące sporo cierpienia karze grzeszników i zarazem oferuje odkupienie.

Eli, Eli, lama sabahtani?

Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?
Daleko od mego Wybawcy słowa mego jęku.
Boże mój, wołam przez dzień, a nie odpowiadasz,
[wołam] i nocą, a nie zaznaję pokoju[11].

Powyższy tekst pochodzi z psalmu biblijnego, jednak jego pierwszy wers większość zna jako słowa wypowiedziane przez ukrzyżowanego Jezusa Chrystusa. To dramatyczne wołanie odzwierciedla jak najbardziej ludzki strach i zwątpienie w obliczu cierpienia.

Anatolij, bohater "Wyspy", w podobny sposób będzie wielokrotnie zwracać się do Boga, kiedy samotnie przemierzać będzie wyspę, na której położony jest klasztor. Jest to jego rytuał odprawiany od 30 lat. Wydawać by się mogło, że to wystarczająco wiele czasu, by oczyścić się ze zbrodni. (To dłuższy okres niż w przypadku większości wyroków za morderstwo wydawanych w polskich sądach!). Jednak "Wyspa" ukazuje nam dwie głębsze prawdy wiary, kryjące się za tym z pozoru niesprawiedliwie długim cierpieniem. Po pierwsze podkreślona zostaje postawa Anatolija, który cierpi, który wznosi modlitwy o odkupienie, lecz który nigdy nie bluźni, nigdy Boga nie porzuca. Po drugie, co istotniejsze, wyraźnie widzimy, że Bóg Anatolija nie opuścił. Kiedy oglądamy kolejne sceny z jego życia, widzimy, jak dzień po dniu przybywają do niego ludzie z prośbą o modlitwę, uzdrowienie, poradę. I on ich udziela, zyskując sobie miano cudotwórcy. Autorzy "Wyspy" jasno sugerują, że nie byłoby to możliwe, gdyby nie boska obecność.

Dużo wcześniej interesującą wariację na ten temat przedstawił Ingmar Bergman w słynnej "Siódmej pieczęci". Oto rycerz powracający z Krucjaty w pewnym momencie wypowie tak ważne słowa: "Wiara jest udręką. To jak kochać kogoś, kto jest tuż obok w ciemnościach i kto nigdy się nie pokazuje, nie ważne jak głośno będzie się go nawoływać". To interesujące, że Bergman – luteranin – powtarza tu słowa katolickiej świętej, Teresy z Lisieux: "Miłość karmi się ofiarami". Jednak kiedy św. Terasa spokojnie ten stan rzeczy akceptuje, Rycerz Bergmana buntuje się, a nawet wyjawia, iż chciałby rozszarpać Boga na strzępy.

W kinie popularnym Bóg oczywiście znika, lecz przesłanie pozostaje. Zazwyczaj w filmach akcji, SF czy telewizyjnych wyciskaczach łez, gdzie przybiera formę prostego przesłania: "nie traćcie nadziei". Żołnierze powracają odbić pozornie skazanych na zagładę towarzyszy, ekipy ratunkowe nie poddają się i docierają na miejsce, ratując osobę przed śmiercią, lekarze znajdują leki na śmiertelne choroby. Choć szczegóły zazwyczaj się różnią, ogólna zasada jest prosta. Postać zdaje się porzucona, zostawiona sama sobie, a tymczasem bohater nie traci wiary, nie poddaje się, nie opuszcza w potrzebie, lecz powraca i ratuje z opresji.

Bóg zbawia przez cierpienie

Wiszący na krzyżu Jezus Chrystus, który cierpi i ginie za grzechy ludzi, który czyni to z miłości do nich, nie oczekując nic w zamian, stał się wzorem do naśladowania w kolejnych wiekach. Do dziś wystawianie się na ryzyko, godzenie się na cierpienie z powodu swoich przekonań stawiane jest jako wzór cnót.

Myśl tę obrazuje również "Wyspa". Anatolij przez swoje cierpienie staje się narzędziem zbawienia. Potrafi przewidzieć niebezpieczeństwo, uzdrawia chorych i ma dostęp do rzeczy nieznanych zwyczajnym śmiertelnikom. Tych bożych darów nie otrzymał prawowierny mnich znający na pamięć pismo i trzymający się litery prawa. Nie otrzymał ich również przeor, któremu wydaje się, że jest skromnym mnichem, a który w rzeczywistości folguje niewielkim, ale zawsze, zachciankom. Bóg zbawia przez cierpienie, znaczy w tym przypadku poprzez cierpiących i ikona ta ma swe źródło w samym Chrystusie.  

Najlepszą filmową reprezentacją ikony cierpiącego Chrystusa jest "Pasja" Mela Gibsona. Film przejaskrawiony, mimo trzymania się litery Pisma, unaocznia widzom, co naprawdę kryje się za opisami Męki Pańskiej. Widzimy pełnię poświęcenia, które wymaga złożenia ofiary z własnego życia. W "Pasji" zresztą Gibson powtarza jedynie to, co opowiedział wcześniej w "Braveheart". Tam bohater Szkotów William Wallace zostaje przedstawiony jak Zbawiciel. Najpierw staje się mścicielem, potem liderem prowadzącym ku wolności, lecz tę można osiągnąć tylko poprzez krew. Przy każdym nowym przymierzu leje się krew: podobnie bowiem rozlewa się na nas – śmiertelników – życie, aby nas uleczyć od śmierci.[12] I tak Wallace oddaje siebie w męce przypominającej chrystusowe ukrzyżowanie. Wkrótce potem Szkocja odzyska niepodległość.

Stwierdzenie, że Bóg zbawia cierpieniem nie znaczy tylko, że zbawia poprzez cierpiących, ale także, że zbawia cierpiących. Przypadek Anatolija opisany został powyżej. Warto zauważyć, że i Wallace z "Braveheart" zostaje wybawiony. W ostatnich chwilach męki, tuż przed śmiercią pojawia się duch jego ukochanej. W tym momencie życie Wallace'a staje się kompletne, spokojne, ból po stracie ukochanej znika, a wraz z nią wszelkie troski. Za cierpienie, którego doznał, teraz czekała na niego nagroda – jedyna, jakiej pragnął.

Jednak Hollywood bardzo sprytnie wykorzystało schemat zbawienia poprzez cierpienie w opowiadaniu historii, które zdają się nie mieć z Bogiem nic wspólnego. Chodzi tu oczywiście o Żydów i homoseksualistów.

Kiedy oglądamy opowieści o Holocauście, to, co wybija się na pierwszy plan, to męczeńska ikonografia. Widzimy tłumy Żydów, których jedynym grzechem jest bycie tym, kim są i niechęć do wyparcia się swojej tożsamości. W hollywoodzkich produkcjach, mimo że napiętnowani gwiazdą Dawida, nie są jednak przedstawiani jako dzielni synowie Szymona Bar Kochby[13]. Jednak dla każdego chrześcijanina obrazy te wyglądać będą bardzo znajomo. W podobny sposób wyobrażane są przecież prześladowania chrześcijan w czasach starożytnego Rzymu. Jednym z najbardziej wyrazistych przykładów takiego traktowania tematyki żydowskiej jest "Życie jest piękne", w którym obóz koncentracyjny przekształcony zostaje w widowisko. Przed setkami lat na arenach Rzymian ginęli chrześcijanie, teraz giną Żydzi. W filmie Benigniego widowisko stworzone jest, by uchronić syna bohatera przed brutalną świadomością prawdy. Lekka transformacja znanych wyobrażeń wystarczyła, by nadać nową, zrozumiałą dla chrześcijan wartość cierpieniu tych, których jeszcze nie tak dawno wielu widzów miało w pogardzie. W ten sposób poprzez ekranowe cierpienie następuje symboliczne zbawienie żydowskich bohaterów od antysemickich stygmatów.

W latach 80. i 90. podobną strategię zastosowano w przypadku homoseksualistów. I tu pretekstem były tragiczne wydarzenia związane z epidemią AIDS. Dla wielu chrześcijan choroba ta była karą za grzechy gejów. W filmach rozpoczęto pokazywanie ich cierpienia, posiłkując się chrześcijańską ikonografią i w ten sposób dokonując ich symbolicznego zbawienia. W filmie "Moje przyjęcie" skorzystano z symboliki ostatniej wieczerzy – główny bohater (chory na AIDS) szykuje się na śmierć. Widzimy ostatnie spotkanie z bliskimi i przyjaciółmi. Oglądamy dramat nie tylko chorego, ale i tych, którzy zostają. W słynnej "Filadelfii" bohater grany przez Toma Hanksa zostaje "postawiony przed Sanhedrynem". Jego proces demaskuje całą dewocyjną fałszywość tych, którzy występując w obronie status quo, sięgają po hasła "prawdy" i "uczciwości". By przerwać ten zaklęty krąg, bohater składa siebie w ofierze na ołtarzu walki o tolerancję. Najważniejsze nagrody przemysłu filmowego są najlepszym dowodem na to, że zbawienie zostało dokonane. Może niepełne, ale jednak.

Płaczcie z tymi, którzy płaczą

Anatolij jest niemalże pustelnikiem. Nie angażuje się zbytnio w codzienne życie klasztoru. Jednak w byciu pełnym pustelnikiem przeszkadzają mu ludzie, którzy tłoczą się wokół niego. Oni również zostali naznaczeni cierpieniem. Doskwiera im ból duszy i ciała i w Anatoliju odnajdują brata w cierpieniu. W ten oto sposób autorzy "Wyspy" ukazują pozytywną moc cierpienia. Zbliża on ludzi, jednoczy ich we wspólnej sprawie, wprowadza w życie współczucie i prowadzi do wzrostu odpowiedzialności. W "Wyspie" Anatolij jest niczym latarnia, która z daleka przywołuje zagubionych, to od niego oczekiwane jest uzdrowienie i pomoc. Jednak w wielu filmach jedność prowadzi do wspólnoty i wspólnego przeciwstawiania się wrogom i problemom.

Ten motyw należy do najczęściej wykorzystywanych w kinie – obok cierpienia jako kary. Można go spotkać w każdym praktycznie gatunku, od obrazów SF ("Władca Pierścieni"), przez dramaty ("Uśpieni"), po komedie ("Straszny film"). Bardzo często nie chodzi jednak o wzbudzanie współczucia i jednoczenie się bohaterów filmów, lecz o zaangażowanie emocjonalne widzów. Cierpienie w tym przypadku okazuje się trudnym, lecz niezbędnym narzędziem transformacji tych, którzy są jego świadkami. W jego wyniku powstać może wielkie dobro. Bóg dopuszcza zło, aby obrócić je w dobro[14].


"Wyspa" Pawła Łungina to tylko najnowszy przykład tego, jak bardzo kino wciąż potrafi być bliskie religijnej tradycji. Jednak wystarczy przyjrzeć się kinu komercyjnemu, by zauważyć, że i tam lepiej lub gorzej skrywane są elementy wywodzące się z czasów, kiedy X Muza nie śniła się nawet największym heretykom. Za ekstrawaganckimi szatami kryje się wciąż ten sam rdzeń tradycji i mitów ku pokrzepieniu serc.




PRZYPISY
[1] Gore Vidal, Screening History, Abacus, London 1993, s.2-3.
[2] Mircea Eliade, Aspekty mitu, Wydawnictwo KR, Warszawa 1998.
[3]  Małgorzata Pośpiech, Związek mitu z filmem w świetle zagadnień genologii, W: Jan Trzynadlowski (red.), Dzieło filmowe – teoria i praktyka, Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, Wrocław 1989.
[4]  Christopher Deacy, Faith In Films: Religious Themes In Contemporary Cinema, Ashgate Publishing Ltd. Burlington.
[5]  M. Pośpiech, jw.
[6]  Neil P. Hurley, Theology Through Film, Harper & Row, New York 1970, Za: John Lyden, Films as Religion: Myths, Morals, and Rituals, NYU Press, New York 2003, s. 23.
[7]  John Lyden, jw., s. 12.
[8]  Oczywiście tylko w odniesieniu do kina hollywoodzkiego i wywodzącego się z tradycji europejskiej. Kino azjatyckie czerpać z kolei będzie z buddyzmu (Daleki Wschód) czy islamu i hinduizmu (Bliski i Środkowy Wschód). Ponieważ jednak typowy widz w Polsce wychowywany był w wierze katolickiej, tradycję judeochrześcijańską zna najlepiej i do niej też ograniczam się w niniejszej pracy.
[9]  Andrzej Zuberbier, Wierzę... Dogmatyka w zarysie, Wydawnictwo Kurii Diecezjalnej Nakładem Księgarni Św. Jacka, Katowice 1969, s. 88.
[10]  Siostra Teresa, Miłość i ofiara, Wydawnictwo M, Kraków 1993.
[11]  Psalm 22, 2-3 według tłumaczenia Biblii Tysiąclecia.
[12]  Siostra Teresa, jw., s. 19.
[13]  W ostatnim czasie zaczyna to się zmieniać. Wystarczy wspomnieć "Opór" lub "Inglourious Basterds".
[14]  Andrzej Zuberbier, jw.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones