Przemoc domowa nie ma narodowości, nie zna granic i w każdym kręgu kulturowym jest tak samo niebezpieczna. Nad tym, jak z jej tabuizacją walczy kino, zastanawia się w swoim tekście Wojciech Tutaj.
***
„W latach 2000–2006 zginęło tysiąc dwustu amerykańskich żołnierzy; w tym samym okresie przemoc domowa w Stanach Zjednoczonych pochłonęła dziesięć tysięcy sześćset istnień ludzkich” – te szokujące statystyki podaje Rachel Louise Snyder w głośnym reportażu „Śladów pobicia brak. W pułapce przemocy domowej”. Skala zjawiska, które dziennikarka stara się scharakteryzować, jest tak ogromna z wielu powodów: od instytucjonalnych zaniedbań i bagatelizowania problemu, przez jego zbyt słabe nagłośnienie w mediach, aż po narastające wokół niego stereotypy i mylne przekonania. Na ostatni z wymienionych czynników wpływają m.in. dzieła kultury popularnej opisujące zagadnienie w upraszczający, nadmiernie publicystyczny sposób albo posługujące się tzw. pornografią cierpienia, wywołującą szok zamiast empatii. We współczesnym kinie pojawiają się jednak takie reprezentacje przemocy domowej, które pozwalają nam zbliżyć się do ofiar - prawdy o ich doświadczeniu, relacji ze sprawcami, systemowych uwarunkowaniach sprzyjających rozwojowi patologii oraz możliwych drogach wyjścia z zaklętego kręgu zła. Autorskie, często niszowe projekty, w bardziej złożonej i przenikliwej formie ujmują nieobecny problem.
Niewidzialni
Rozpoznanie, a w konsekwencji przeciwdziałanie przemocy domowej, stanowi wyzwanie samo w sobie. Ofiary boją się bowiem zaświadczyć o swoim fatalnym położeniu, z kolei brak śladów pobicia czy seksualnego napastowania utrudnia bliskiemu otoczeniu interwencję. Najpełniej wyraził ten stan
Philip Gröning w wybitnej "
Żonie policjanta". Niemiecki reżyser poszatkował filmową narrację na kilkadziesiąt krótkich rozdziałów, powoli odsłaniając niewidoczne na pierwszy rzut oka doświadczenie bohaterki, brutalnie bitej przez partnera. Mistrzowskie operowanie przestrzenią pozakadrową, długimi ujęciami i niespiesznym rytmem opowieści tylko pozornie może znużyć widza, lecz w rzeczywistości wyostrza jego czujność na kolejne sygnały zadawanej po cichu przemocy oraz nieśmiałego oporu kobiety. To, co z początku przypomina idylliczne obrazki z życia małomiasteczkowej rodziny, stopniowo przeradza się w panoramę niewyobrażalnego zniewolenia. Co gorsza, na zewnątrz reprezentujący prawo i porządek mąż nie wzbudza niczyich podejrzeń, a uciskana żona w pojedynkę musi mierzyć się z jego tyranią.
W podobnym układzie tkwi Sun-hwa z "
Pustego domu". Znamienne, że w arcydziele
Kim Ki-duka podczas pierwszego wtargnięcia do jej posiadłości, nie dostrzega jej nawet niegroźny włamywacz Tae-suk. Kobieta, zduszona w ciasnym gorsecie małżeńskich powinności i stojącej za nimi agresji zamożnego partnera, zyskuje podmiotowość (więc i widzialność) w kontakcie z równie zmarginalizowanym społecznie protagonistą. Ich przypadkowo rozpoczęta relacja, a przede wszystkim potrzeba wzajemnego uwolnienia z alienacji i cierpienia, prowadzą do odkrycia przemocy domowej i znalezienia w osobie Tae-suka jej niemego świadka. Krzyk terroryzowanej kobiety (jedyny dźwięk, jaki wydaje z siebie podczas pierwszej wizyty nieproszonego gościa) przeistacza wieloletnią, niezauważalną mękę w coś namacalnego i wreszcie słyszalnego dla innych.
W skórze ofiary
W teorii dostrzeżenie zjawiska to jeden z przełomowych momentów, który inicjuje więź z prześladowaną jednostką. Zaś immersyjne wniknięcie w doświadczenie osoby poniżanej, upokarzanej lub bitej, stanowi następny krok na drodze ku współczującej i solidarnej postawie wobec niej. W praktyce kino, choć nie oferuje gotowego zestawu narzędzi terapeutycznych, służy za emocjonalny drogowskaz.
Strategię zderzenia odbiorcy z perspektywą bohaterki wyniszczanej przez ojca i dziadka zastosował Lav Diaz we "
Florentinie Hubaldo, CTE". Filipiński mistrz śmiało wchodzi w dialog z widzem - biernym, przyglądającym się cudzej udręce - burząc czwartą ścianą i konfrontując go z rozdzierającym ekran wołaniem o pomoc, jakie płynie z ust młodej dziewczyny. Ewidentny zwrot uciskanej wieśniaczki w naszą stronę wydaje się z jednej strony aktem desperacji, z drugiej zaś moralnym wezwaniem do wzięcia odpowiedzialności za los tych, o których nikt się nie upomni. Efekt osiągnięty przez reżysera potęguje cierpliwa kontemplacja cierpienia Florentiny (przykutej do łóżka i wykorzystywanej seksualnie), poprzedzająca skierowanie kamery wprost na jej zrozpaczoną twarz. Autor nie skupia się jednak na detalicznym obrazowaniu przemocy, lecz tworzy pomost między naszym unieruchomieniem w fotelu kinowym (seans trwa przeszło 6 godzin), a uwięzieniem protagonistki nerwowo wyczekującej nadejścia oprawców.
Inaczej punkt widzenia ofiar oddaje
Xavier Legrand w "
Jeszcze nie koniec". Francuz sięga po wachlarz chwytów z kina gatunkowego, by publiczności, śledzącej konflikt Antoine’a z Miriam i ich dziećmi, udzieliło się napięcie rodem z dreszczowca. Razem z bezbronnym, nastoletnim Julienem odczuwamy podskórne przerażenie, gdy ojciec uderza pięścią w tył siedzenia żądając od niego informacji o nowym adresie zamieszkania. Bezradność mężczyzny, związana z determinacją żony w walce o wyłączne prawo do opieki nad chłopcem, wyzwala w nim głęboko skrywane pokłady gniewu. Punktem kulminacyjnym filmu, w którym nasz psychiczny stan ostatecznie zestraja się z emocjami Miriam i jej syna, staje się napaść rozwścieczonego i wyposażonego w broń Antoine’a na ich apartament. Klaustrofobiczne, ciasne kadry, świdrujące dźwięki wystrzałów i kumulujący się w rozmowie telefonicznej lęk kobiety dopełniają spektakl grozy, będącej częścią traumatycznej codzienności setek ofiar.
Jaki ojciec, taki syn?
Skłonność do przemocy może być zaszczepiana z pokolenia na pokolenie, czego efektem staje się powielanie negatywnych wzorców zachowań rodziców przez dzieci. Nie ma natomiast pewności, że osoby wywodzące się z patologicznych domów same zaczną wyładowywać agresję na bliskich. Temat transgeneracyjnego przekazu złych postaw i swoistego upodobnienia ofiary do sprawcy podjęła
Magdalena Piekorz w "
Pręgach". Reżyserce udaje się sugestywnie odmalować ucieczkę Wojtka od ciążącego mu piętna ojcowskiego despotyzmu. Ucieczka ta zyskuje podwójny wymiar: dosłowny, bo w młodości bohater opuszcza dom i symboliczny, bo niechęć do powtórzenia błędów rodziciela każe mu izolować się od ludzi i nie nawiązywać z nikim intymnych relacji w dorosłym życiu. Autorka odchodzi na szczęście od stereotypowego myślenia i daje mężczyźnie szansę na przełamanie, łącząc ją z terapeutyczną mocą czułej, acz niewolnej od krytycyzmu miłości Tani. Zostawia też miejsce na szczere przyznanie się ojca do winy, co stanowi prawdziwą rzadkość w kinie głównego nurtu.
Mniej optymistycznie kończą się losy nastoletnich bohaterów „
Ken Parku”, zmuszonych do porzucenia rodzinnego gniazda albo ukrywania swoich pragnień przed opiekunami.
Larry Clark wbija ostrze krytyki w pełne hipokryzji i wielopoziomowej przemocy życie na amerykańskich przedmieściach, gdzie na lekko zagubionych chłopaków takich jak Claude czeka jedynie pogardliwe i protekcjonalne traktowanie oraz narzucenie toksycznego modelu męskości. Reżyser nie rezygnuje z szukania motywacji napędzających uzależnionego od alkoholu ojca chłopaka (jak frustracja wynikająca z bezrobocia i tłumionego homoseksualizmu), ale podpowiada, że dla poddanego słownej i psychicznej opresji syna nadzieja tli się wyłącznie w zmianie destrukcyjnego środowiska.
Proces transmisji międzypokoleniowej agresji analizują także bracia
D’Innocenzo w "
Złe baśnie". W zalanej słońcem, dusznej Italii, podobnie jak na kalifornijskich suburbiach, ksenofobiczni i zakompleksieni ojcowie potrafią zaatakować swoje pociechy, gdy te ośmielą się spytać o małżeńskie problemy rodziców. Odpowiedzią najmłodszych, miażdżonych ciągłą presją sukcesu i bezwzględnego posłuszeństwa, okazuje się samobójstwo prowadzące do gwałtownego zerwania z układem zależności. Ten czyn nosi znamiona ekscentrycznej zemsty na pozornie zatroskanych o ich przyszłość ciemiężycielach.
Zamiana ról
Stereotypowo, przemoc domowa kojarzy się z prześladowaniem partnerki, dzieci lub całej rodziny przez mężczyznę. Takie przypadki zdarzają się najczęściej, ale nie powinniśmy zapominać o innych możliwych wariantach. Niewykluczone, iż przemoc żony wobec męża albo syna wobec matki jest społecznie łatwiej akceptowalna, bo nie wzbudza natychmiastowego sprzeciwu i bywa skuteczniej kwestionowana. Przypomnijcie sobie beznadziejną sytuację, w której zastajemy Evę, główną bohaterkę "
Musimy porozmawiać o Kevinie". W obrazie
Lynne Ramsay kobieta odkrywa psychopatyczny pierwiastek tkwiący w umyśle ukochanego dziecka, jednak zostaje z tą niewygodną informacją sama. Nawet oddany partner nie reaguje na jej psychiczne załamanie i rosnące zaniepokojenie dziwnymi wyczynami Kevina. Szkopuł w tym, że dojrzewający młodzieniec-sprawca perfekcyjnie odgrywa swoje role - kiedy trzeba tryska radością i uosabia łagodność, a w odpowiedniej chwili zdradza wrogie intencje i terroryzuje Evę. Matka-ofiara nie może przekonać świata do swojej wersji wydarzeń, bo spotyka się z zarzutami o irracjonalność i niewłaściwe wypełnianie rodzicielskiego powołania.
Przejawy brutalności apodyktycznej żony milcząco akceptuje za to Diego, protagonista "
Krew"
Amata Escalante. Odwróconą hierarchię w filmowym małżeństwie eksponuje już niepozorna scena otwierająca. Diego leży bezwładnie na posadzce z rozbitym czołem, a Blanca, która zadała mu cios, wychodzi pewnym krokiem do pracy. Dominacja partnerki nad apatycznym bohaterem manifestuje się w każdej sferze życia: zawodowej, seksualnej, a nawet emocjonalnej i etycznej. Zazdrosna żona nie zezwala bowiem ukochanemu na widywanie się z uzależnioną córką, ograniczając mu jakąkolwiek autonomię. Reżyser stawia przed Diego, przyzwyczajonym do stanu uległości i totalnej kontroli Blanki, pytanie: czy zgodzi się, by partnerski przymus uśmiercił jego ojcowskie uczucie i pragnienia? Olśniewający debiut
Escalante prócz dogłębnej, socjologicznej diagnozy, oferuje wgląd w najbardziej tabuizowany obszar przemocy domowej.
System przemocy
Przemoc nigdy nie powstaje w próżni i potrzebuje odpowiedniego podłoża, by wzrastać. Na jej rozkwit w rodzinnych wspólnotach składa się wiele przyczyn, także tych niezależnych od wewnętrznej dynamiki życia domowników. Psychoterapeutka Dorota Dyjakon podkreśla, że "najbardziej ogólne (z nich - przyp. W.T.) należą do społeczno-kulturowych uwarunkowań związanych z funkcjonowaniem społeczeństw w warstwie duchowej i aksjologicznej, odnoszących się do tradycji, zwyczajów traktowania kobiet, mężczyzn i dzieci (…), przekonań i opinii na temat przemocy oraz instytucji społecznych stanowiących zaplecze w sytuacjach kryzysowych".
Świetną ilustracją niepostrzeżonego wnikania przemocy w przestrzeń rodzinną jest "
Tokijska sonata" Kiyoshiego Kurosawy. Państwo Sasaki wydają się szczęśliwym małżeństwem z dwójką synów, ale wszechobecny kryzys zakrada się do ich drzwi. Najpierw krach ekonomiczny, gdy Ryūhei traci posadę, a z nią fundament męskiego autorytetu. Niemożność sprostania społecznym normom i wpisania się w ideał przykładnego japońskiego pracownika pcha go ku agresywnej postawie wobec młodszego syna, który pragnie oddać się grze na pianinie. Wrażliwy chłopiec zostaje pobity przez ojca, bo buntuje się przeciw jego wytycznym i nie wypełnia roli potulnego dziecka. Na drugim planie majaczy jeszcze przemoc wojenna, związana z wyjazdem starszego syna w szeregach armii USA na Bliski Wschód. Staje ona w jednym rzędzie obok tej ekonomicznej i fizycznej, przypominając o formalnym i instytucjonalnym przyzwoleniu na rozwiązywanie konfliktów siłą.
Eksplozję brutalizmu pana domu na wieść o niesubordynacji jednego z podopiecznych znajdziemy też w "
Kle"
Yorgosa Lanthimosa. Represje zyskują jednak w wizji greckiego twórcy znacznie bardziej skrajną i ekspansywną formę. Jeśli potraktować jego dzieło jako metaforę totalitarnego i ultrapatriarchalnego systemu, ojca uznamy za dyktatora, a dzieci za ofiary przemocy symbolicznej. Głowa rodziny przejmuje wszak panowanie nad językiem, kodeksem moralnym, seksualnością, kulturą. Narzuca swoje zasady i poglądy, traktując syna, córki i bezwolną żonę w kategorii poddanych, a zadawaną im przemoc jako jedyny budulec szalonej konstrukcji rodzinnej.
Na absolutnej szczerości chce za to oprzeć domową wspólnotę bohaterka "
Wiszącego ogrodu", lecz, paradoksalnie, niebezpiecznie zbliża się do autorytarnych schematów. U Toshiakiego Toyody przemoc skrzętnie ukrywa się pod maską idealistycznych zamiarów i bezgranicznej otwartości na innych. Eriko, żona i matka, odgórnie ustala, że wszyscy domownicy będą mówić prawdę i niczego przed sobą nie ukrywać. Obsesja doskonałej, wolnej od fałszu rodziny, steruje kobietą, która przymusza partnera i dzieci do wyznawania krępujących, dwuznacznych faktów. Swobodną dyskusję o problemach prędko zastępuję niestety atmosfera podejrzliwości i zakłamania. Psychiczna presja, efekt radykalnych przekonań gospodyni, rozluźnia więzi rodzinne i podważa podstawy wzajemnej ufności, w której nie chodzi przecież o emocjonalne obnażanie się.
Nie ma dokąd pójść?
Czy ze spirali przemocy domowej, przybierającej tak różne oblicza, da się zatem wydostać? Co z pragnieniem zemsty i zadośćuczynienia, jakie towarzyszy jej ofiarom? Po jakie rozwiązania sięgnąć, gdy instytucjonalne metody zawodzą? Żadnych złudzeń nie pozostawia posępny, skąpany w zimnych barwach "
Mróz" Freda Kelemena. Maltretowana przez partnera-alkoholika kobieta decyduje się na ucieczkę z synem, lecz pośród bezkresnego, przypominającego lodowe pustkowie krajobrazu Niemiec Wschodnich nic na nich nie czeka. Zamiast bezinteresownej pomocy ze strony napotkanego w barze człowieka, bohaterka otrzymuje propozycję seksualną. Również bogata właścicielka willi za miastem nie umie zdobyć się na gest współczucia i przygarnięcie zagubionej rodziny. Pesymistyczny obraz wieńczą ujęcia rodem z apokalipsy: w płonącym mieszkaniu ginie mąż-sprawca i żona-ofiara, a ich dziecko samotnie przemierza niemieckie bezdroża. Kelemen opowiada nie tylko o destruktywnym potencjale przemocy w rodzinie, ale także o zasianym w tkance postkomunistycznego społeczeństwa ziarnie obojętności i bierności.
Równie przytłaczający finał zaproponował w "
Tyranozaurze" Paddy Considine. W będącej oazą spokoju i pokory Hannah coś pęka, po tym jak okrutny partner gwałci ją w salonie. Wierna chrześcijańskim wartościom kobieta decyduje się na zabicie napastnika. Widz wespół z awanturniczym Josephem, znajomym protagonistki, stoi w rozkroku między akceptacją i potępieniem jej czynu. Z jednej strony wie, że z moralnego punktu widzenia takie działanie jest niedopuszczalne, z drugiej zaś pojmuje rację poniżanej osoby. Hannah zapewnia wcześniej Josepha, iż jest totalnie bezradna: rodzina oraz sąsiedzi widzą w jej mężu ideał, policji nie interesują podobne sprawy. Decyzja bohaterki niesie w sobie ładunek emancypacyjny i obietnicę katharsis, a jednocześnie prowokuje dojmująco smutną refleksję o skazaniu ofiar na własne siły. Kto inny bowiem miałby zatrzymać falę przemocy, jeśli sami prześladowani czują się niewidzialni i wyobcowani w naszych sąsiedztwach, miejscach pracy i miastach?
***
Cytaty użyte w tekście pochodzą z następujących źródeł:
Rachel Louise Snyder, „Śladów pobicia brak. W pułapce przemocy domowej”, przeł. Kaja Gucio, Wołowiec 2021. Dorota Dyjakon, „Diagnoza i psychoterapia sprawców przemocy domowej: bezpieczeństwo i zmiana”, Warszawa 2014