Relacja

WFF 2018: Dwa światy

autor: , , /
https://www.filmweb.pl/article/WFF+2018%3A+Dwa+%C5%9Bwiaty-130343
Kolejnego dnia Warszawskiego Międzynarodowego Festiwalu Fimowego obejrzeliśmy dokument "Na jej barkach" o młodej dziewczynie, która dźwiga ciężar odpowiedzialności na opowiedzenie światu o masowej eksterminacji Jazydów przez Państwo Islamskie, i "Upadek amerykańskiego imperium" dający ironiczne spojrzenie na dominującą rolę pieniędzy we współczesnym świecie. Przypominamy także recenzję "Bliskich wrogów" o dwóch braciach ze skrajnie różnych światów z Matthiasem Schoenaertsem i Redą Katebem w rolach głównych. 


***

Waga przeżycia (rec. filmu "Na jej barkach")

Jesteśmy gatunkiem ciekawskich idiotów. Perwersyjnie ciekawskich, stale wyczekujących taniej sensacji. "Często dostaję takie pytania: co oni ci tam zrobili? Jak to dokładnie wyglądało?" – mówi prosto do kamery czarnooka dziewczyna, głos ma melancholijny, odważny, pełen wątpliwości. "Takie kwestie nie powinny się pojawiać, nie wolno o to pytać" – dodaje po chwili, a nas wstyd łapie za gardło. Dławi w żelaznym uścisku. Za dziennikarzy, za media, za polityków. Za nieczuły świat. Za nas samych, jeśli wcześniej choć przez chwilę pomyśleliśmy, że w dokumencie Alexandrii Bombach za dużo jest obserwacji, a za mało szczegółów, niewiele świadectwa. O nie, proporcje są jak najbardziej wyważone – w zasadzie jedyne, jakie można sobie wyobrazić w przypadku filmu o tak świeżej traumie. Nie mówimy przecież o żadnej wyblakłej, zamierzchłej przeszłości, ale o piekle, które jeszcze cztery, pięć lat temu było czyimś realnym doświadczeniem, a nawet – wydawało się jedyną dostępną rzeczywistością. Takie rany nigdy nie zabliźniają się łatwo. 



Bohaterka "Na jej barkach" nazywa się Nadia Murad i niecałe dwa tygodnie temu – blisko dziesięć miesięcy po premierze filmu na festiwalu Sundance – została laureatką Pokojowej Nagrody Nobla (do spółki z Denisem Mukwege). Niektórzy uważają, że to najważniejsze rozdanie od wielu lat, bo komitet noblowski wreszcie zwrócił uwagę na problem aktualny zarówno w roku 918, jak i 2018 – na przemoc seksualną jako narzędzie działań wojennych. Nadia jest Jazydką, pochodzi z Kaudżu koło Sindżaru w północnym Iraku. W sierpniu 2014 roku do jej rodzinnej wsi wkroczyli bojownicy ISIS, wymordowali większość mężczyzn, a małe dziewczynki i młode kobiety – w tym Nadię – uczynili niewolnicami seksualnymi, systematycznie gwałcąc i torturując nawet kilkuletnie dzieci. Dziewczynie po trzech miesiącach udało się zbiec, a na uchodźstwie w Niemczech nawiązała współpracę z Muradem Ismaelem, dyrektorem YAZDY, organizacji działającej na rzecz rozproszonej mniejszości jazydzkiej. Niedługo później podjęła decyzję, która zdeterminowała jej dorosłe życia na wiele długich lat – została publicznym głosem Jazydów i wszystkich ofiar przemocy seksualnej, opowiadając własną historię przed Radą Bezpieczeństwa ONZ. Od tego czasu jest w nieustannym ruchu, występuje przed kolejnymi gremiami politycznymi, pełni funkcję ambasadorki dobrej woli ONZ do spraw ofiar handlu ludźmi, odwiedza obozy dla uchodźców, dzieląc się własnym bólem i resztkami nadziei z tymi, którzy wciąż tkwią w pułapce wojny. I być może pozostaną w niej uwięzieni już do końca życia.

Całą recenzję Marcina Stachowicza można przeczytać TUTAJ

***

Jak zostać milionerem (rec. filmu "Upadek amerykańskiego imperium")


Pieniądze. Biedak marzy, żeby je zdobyć. Jednak ci, którzy je mają, odkrywają, że ich posiadanie wiąże się z całą masą kłopotów. Bycie bogaczem to ciężka robota. Wymaga sprytu, znajomości i sporej dawki szczęścia. Szczególnie w przypadku, kiedy pieniądze nie pochodzą z uczciwych źródeł lub też ich właściciele nie chcą, aby pazerne państwo położyło na ich fortunie swoje chciwe łapska.


Tak pokrótce prezentuje się przesłanie nowego filmu Denysa Arcanda "Upadek amerykańskiego imperium". Myśl tę przedstawia nam za pośrednictwem 36-letniego Pierre-Paula (Alexandre Landry). Jak to często u Arcanda bywa, bohater jest intelektualistą, przedstawicielem gatunku skazanego, jak się wydaje, na wymarcie. Tragiczny stan rzeczy wykłada widzom (i swojej dziewczynie) osobiście. Myślenie jest jego zdaniem cechą upośledzającą człowieka we współczesnym świecie, w którym rządzą miernoty karmione medialną papką. Zadawanie pytań, kwestionowanie rzeczywistości, analizowanie zjawisk jest pewnym sposobem spadku na sam koniec społecznego łańcucha pokarmowego. O czym może zaświadczyć sam Pierre-Paul. Ma wysokie IQ, sypie filozoficznymi cytatami na poczekaniu, a jednak musi pracować jako kurier. I nawet w tej pracy nie jest zbyt dobry, bo nie potrafi bezkrytycznie przyjmować idiotyzmów, których pełna jest codzienność.

Sytuacja Pierre-Paula zmienia się pewnego poranka, kiedy staje się świadkiem napadu. Rabunek nie poszedł zgodnie z planem i bohater został sam z dwiema torbami wypełnionymi pieniędzmi. Szlachetny Pierre-Paul tym razem postanowił wykazać się egoizmem i zamiast zaczekać na policję, zwinął kasę. Problem w tym, że fortuna należy do niezbyt przyjemnych ludzi, którzy w celu jej odzyskania gotowi są torturować i zabijać. Na pieniądzach zależy również policji, ponieważ część odzyskanej kwoty trafi na konto wydziału. Pierre-Paul pozbawiony jest umiejętności niezbędnych do tego, by móc bezpiecznie wykorzystać zdobytą fortunę. Jest jednak na tyle inteligentny, że zdaje sobie sprawę z własnych ograniczeń, więc postanawia znaleźć specjalistę, który pomoże mu wywinąć się z kłopotów.

"Upadek amerykańskiego imperium" to w zasadzie kilka filmów w jednym. Co było ze strony reżysera ryzykownym przedsięwzięciem. Tego rodzaju kombinacje bardzo często nie udają się, ponieważ trudno jest utrzymać w równowadze sprzeczne elementy filmowego dzieła. Arcand jest jednak starym wyjadaczem i znalazł złoty środek.

Całą recenzję Marcina Pietrzyka można przeczytać TUTAJ

***

Wrogowie prywatni (rec. fimu "Bliscy wrogowie")

Chłopcy z przedmieść Paryża, na których toczy się akcja "Close Enemies", nie mają w życiu wielkiego wyboru. W praktyce ogranicza się on do znalezienia odpowiedzi na pytanie: wolisz zostać policjantem czy gangsterem? Granica bywa zresztą cienka, a ostateczne decyzje stanowią często dzieło przypadku. Niestety, w filmie Davida Oelhoffena myśl ta nie doczekała się satysfakcjonującego rozwinięcia. Choć istniały na to spore szanse, "Close Enemies" nie sprawdza się jako – ubrana dla niepoznaki w kostium kryminalnego thrillera – refleksja na temat płynnej tożsamości. Gorzej, że przewidywalne, zrealizowane bez polotu i poczucia frajdy dzieło francuskiego reżysera trudno uznać również za przykład satysfakcjonującego kina gatunkowego. W efekcie "Close Enemies" wydaje się filmem "dla nikogo" – pozbawionym większych szans zarówno u widza art houseowego, jak i u masowej publiczności.



Gwoli sprawiedliwości, trzeba oddać Oelhoffenowi, że udało mu się stworzyć jedną świetną scenę. Mowa o sytuacji, w której dealer narkotyków Manuel (Matthias Schoenaerts) odwiedza ojca swojego współpracownika. Mężczyzna wyznaje starcowi, że podejrzewa go o zdradę. Gospodarz błaga o wybaczenie i przytula Manuela, a ten odwzajemnia uścisk, by strzelić swemu antagoniście prosto w brzuch. W tych kilkudziesięciu sekundach zawiera się wszystko, co Oelhoffen ma do powiedzenia o rozpiętych między czułością a pragmatyzmem relacjach w środowisku przestępczym. Cała reszta filmu to tylko zbiór mało interesujących przypisów.

Reżyserska bezradność Oelhoffena dziwi tym bardziej, że Francuz porusza się po doskonale znanym sobie terytorium. Pojawiający się w "Close Enemies" wątek skomplikowanych relacji w męskim świecie był obecny już w poprzednich filmach reżysera – "Odnalezionych" i głośnym "Ze mną nie zginiesz" z pamiętną rolą Viggo Mortensena. Być może przyczyna, dla której "Close Enemies" okazało się porażką leży w fakcie, że tym razem Oelhoffen nie ma do dyspozycji aktorów formatu hollywoodzkiego gwiazdora. Wspomniany Schoenaerts wypada poprawnie, ale sprawia wrażenie jakby rolę romantycznego twardziela, w jakiego wcielał się już tak wiele razy w karierze, grał na autopilocie. Wcielający jego przyjaciela z dzieciństwa, a dziś przeciwnika, policjanta Drissa, Reda Kateb ogranicza się natomiast do nieustannego ogrywania pozy "zmęczonego życiem gliniarza".

Całą recenzję Piotra Czerkawskiego można przeczytać TUTAJ

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones