"Kapitan Ameryka: Nowy wspaniały świat" to czwarty film o Kapitanie Ameryce, siódmy występ Anthony'ego Mackiego w roli Sama Wilsona i trzydziesty piąty film z MCU – pisze w recenzji filmu Jakub Popielecki. Czy w związku z tym widać tu już zmęczenie materiału? A jak na odbiór nowego "Kapitana" wpłynęła jego polityczna zachowawczość? Czy Czerwony Hulk faktycznie przypomina pewnego znanego prezydenta? A co na to wszystko Kendrick Lamar? Fragment recenzji widowiska Marvela "
Kapitan Ameryka: Nowy wspaniały świat" znajdziecie poniżej. Całą można już przeczytać na jego karcie
POD LINKIEM TUTAJ.
***
Kapitan Polityka autor: Jakub Popielecki
Kiedy na samym początku filmu "
Kapitan Ameryka: Nowy wspaniały świat" prezydent Stanów Zjednoczonych o twarzy
Harrisona Forda wychodzi na mównicę i ogłasza, że "świat jest podzielony" oraz że "stoimy przed wielkim wyzwaniem", myślę sobie "oho, będzie na poważnie". Zaraz jednak okazuje się, że "wielkim wyzwaniem" jest monstrualna łapa gigantycznego kosmity, która wychynęła z Oceanu Indyjskiego, a ja przypominam sobie, że zaczął się po prostu kolejny odcinek serialu zwanego "
kinowe uniwersum Marvela". Na dobre i na złe.
Taki proces przeskalowywania oczekiwań jest charakterystyczny dla procesu oglądania "
Nowego wspaniałego świata". Film z jednej strony manifestuje gatunkowe i polityczne ambicje: podrzuca gorące aktualne tematy, cytuje
Huxleya, uruchamia skojarzenia z "
Zimowym Żołnierzem" oraz paranoicznymi thrillerami z lat 70., które go zainspirowały, a potem jeszcze wrzuca do worka wywołane przez obecność
Forda najntisowe szlagiery "
Air Force One", "
Stan zagrożenia" i "
Czas patriotów". Z drugiej strony zaś – wchodzi do kin poprzedzony raportami o niekończących się dokrętkach, puchnącym budżecie i generalnym realizacyjnym bałaganie. Więc jak: ambitna czy jednak porażka?
Po przeskalowaniu wychodzi coś pomiędzy. "
Nowy wspaniały świat" nie jest marvelowym prymusem, który wzniósłby się ponad ograniczenia studyjnego produkcyjniaka. Ale nie jest też jakąś szczególną katastrofą, która szorowałaby po dnie marvelowego garnka. Największym problemem jest tu przede wszystkim zmęczenie materiału: fakt, że to czwarty film o
Kapitanie Ameryce, siódmy występ
Anthony'ego Mackiego w roli Sama Wilsona i trzydziesty piąty film z
MCU. A że reżyser
Julius Onah jest kompetentny i nic więcej? A że podpisany przez pięć osób scenariusz faktycznie brzmi i wygląda, jakby napisało go pięć osób? A to już tylko dodatkowe komplikacje.
Marvel jest oczywiście świadom problemu. Dlatego też "
Nowy wspaniały świat" nawet na poziomie tytułu próbuje sprzedać nam ideę nowości. Sęk w tym, że nowy
Kapitan Ameryka (
Anthony Mackie), nowy
Falcon (
Danny Ramirez), nowy
Thaddeus Ross (
Harrison Ford) i nowy
Hulk (też
Harrison Ford) to jedynie powtórki z rozrywki, kolejne wersje czegoś, co już dobrze znamy. Duża część filmu spędzona jest zresztą na próbie przegadania i odczarowania tej zagwozdki. Wilsonowi wciąż ktoś powtarza, że nie jest Steve'em Rogersem, a on hamletyzuje, czy zasłużył na tarczę Kapitana. Harrison Ford zaś puszcza do nas oko, że nie ma wąsa i nie wygląda jak
William Hurt, którego zastąpił na ekranie.
Całą recenzję filmu "Kapitan Ameryka: Nowy wspaniały świat" można przeczytać TUTAJ.