24. Warszawski Festiwal Filmowy - dni ostatnie

Filmweb /
https://www.filmweb.pl/news/24.+Warszawski+Festiwal+Filmowy+-+dni+ostatnie-46752
24. Warszawski Międzynarodowy Festiwal Filmowy powoli dobiega końca. W sobotę poznaliśmy zwycięzców konkursów organizowanych w ramach imprezy. Niedziela jest zaś ostatnią szansą na zagłosowanie przez widzów na najlepszy film festiwalu. Czy uznanie znajdzie film omówiony w redakcyjnych relacjach, dowiemy się już za kilkanaście godzin. A tymczasem nasze relacje i omówione filmy znajdziecie TUTAJ.

Sugestywne wizje

Kino SF przyzwyczailiśmy się kojarzyć z widowiskami z rozdmuchanymi do gigantycznych rozmiarów efektami specjalnymi. A jednak wizje przyszłości mogą być sugestywne i bez pomocy komputerowych ozdobników. Alex Rivera pokazuje, że jedyne co potrzeba, to po prostu trochę wyobraźni i podstawowa znajomość reżyserskiego warsztatu.

Akcja "Sleep Dealer" rozgrywa się w niedalekiej przyszłości. Meksyk pozostał tu krajem biednym, źródłem taniej siły roboczej dla Amerykanów. Jednak dzięki nowoczesnej technologii, Meksykanie nie muszą już przekraczać granicy, by zarabiać dolary. Wystarczy podłączyć się do sieci i już wirtualnie z Tijuany prowadzi się taksówkę w Los Angeles, zbiera owoce na Florydzie lub buduje wieżowiec w San Diego. Zarobione pieniądze wydawane są na wodę – najcenniejszy towar przyszłości.

Trzeba przyznać, że Rivera niewielkimi zabiegami zaprezentował wizję przyszłości, która sprawia wrażenie bardzo prawdopodobnej. Gdyby nie kilka efektów specjalnych i pojawiające się odniesienia do nowych technologii, film w zasadzie mógłby rozgrywać się i dziś. Sama historia głównego bohatera jest może nieco zbyt łzawa. Jednak dobrze skomponowane i nieźle zagrane przez Leonorę Varelę i Jacoba Vargasa postaci sprawiają, że łatwo jest tę naiwność przełknąć, a dla wielu będzie to wręcz zaleta. (mp)

Udręki filmowca

Beat Takeshi wyśmiewa się z Takeshiego Kitano, a przy tym odsłania przed widzami udręki reżysera zmagającego się z twórczą niemocą. "Niech żyje reżyser!" to zabawa w kino, która jest niczym więcej absurdalną wiwisekcją reżyserskich udręk.

Kitano zrobił tym razem film, który wprawi w zdumienie i zakłopotanie większość odbiorców. Bo też jak traktować na poważnie film, w którym główny bohater to raz człowiek a raz manekin, a czasem i jedno i drugie na raz. Dziwne postaci, jeszcze dziwaczniejsze, czasem pozbawione sensu, sceny i aktorstwo wzięte w cudzysłów przeszkadzają w jednoznacznym sklasyfikowaniu obrazu. Ci, którzy w kinie lubią jasne sytuację, czeka po seansie poważny ból głowy. Jednak ci, którzy podchwycą humor Takeshiego, mogą również wyjść z kina nie do końca usatysfakcjonowani. Konstrukcja obrazu zdaje się być nie do końca wyważona. Film raz pędzi z zawrotną szybkością, a raz staje zupełnie w miejscu. Chwilami ma się wręcz wrażenie, że reżyser zapomniał, o czym robi film i dopiero po jakimś czasie 'słyszymy' swojskie "co to ja chciałem powiedzieć" i obraz wraca na właściwe tory.

Jakkolwiek nie patrzyć na "Niech żyje reżyser!", jedno z całą pewnością nie ulega wątpliwości: jest to jeden z bardziej udziwnionych, surrealistycznych obrazów tegorocznej warszawskiej imprezy. (mp)

Żywa słowiańska baśń

"Łzy na sprzedaż" to prawdziwy ewenement w historii kinematografii słowiańskich. Uros Stojanović postanowił bowiem sięgnąć do tradycji i opowiedzieć baśń osadzając ją jednocześnie w XX-wiecznej Serbii. Słowianie mają naprawdę piękną tradycję jeśli chodzi o folklor i baśń. Jednak próżno tego szukać w naszych kinach. Teraz może się to zmieni.

Debiutancki film Stojanovicia to prawdziwy powiew świeżości. Pięknie stylizowany, pełen łez i uśmiechów, zachwyca prostotą ubraną w barokowe szaty wyobraźni i magii. Ignorowana przez filmowców tradycja odżywa tutaj i zakwita w pełnej swej krasie, a wszystko to przy zastosowaniu prostych sztuczek. Efekty specjalne nie są z najwyższej półki ale zastosowany w przemyślany sposób, gdzie ich umowność przestaje być wadą. Postaci są barwne i odwołują się do archetypowych bohaterów z podań i legend. Do tego szczypta ironii, odrobina czarnego humoru do smaku i mamy gotowe danie, które z apetytem pochłonie większość kinomanów.

Oglądając "Łzy na sprzedaż" trudno pamiętać, że jest to reżyserski debiut. Wyraźnie czuje się, że Stojanović wie, co chce powiedzieć i nie daje sprowadzić się z raz obranej drogi. Obsada aktorska poddaje się jego kierownictwu, czego efektem są niezapomniane kreacje. Czy był to najlepszy film konkursu Wolny Duch? Tego bym nie powiedział. Film jest jednak na tyle sympatyczny, że werdykt jury nie budzi większych oporów. (mp)

Śmierć po polsku

Nie odkryję Ameryki, kiedy powtórzę za naszą relacją z Gdyni, że "33 sceny z życia" to bardzo dobry film. Z drugiej strony nie ma się czemu dziwić. Jeśli jest coś, w czym Polacy są specjalistami, to jest to właśnie śmierć - irracjonalna, lecz pięknie opowiedziana.

Film Szumowskiej to portret rodziny na skraju rozpadu. Reżyserka scena po scenie pokazuje jak sieć powiązań napina się pod wpływem tragedii, jaką jest choroba nowotworowa jednej z bohaterek. Więzy, które jeszcze przed chwilą były podstawą egzystencji, dając oparcie, teraz tłamszą i zniewalają. Osobista tragedia odsłania również prawdziwe uczucia, wywracając do góry nogami dotychczasowy porządek.

Szumowska nie zniża się do taniego efekciarstwa próbując raczej pokazać nam szarą codzienność zmagania się z dramatem. Każda scena została dopieszczona do perfekcji. Duża w tym zasługa odpowiadającego za zdjęcia Michała Englerta. Widać, że razem z Szumowską doskonale się uzupełniają.

Pełen uczuć, tragiczny, ale i miejscami zabawny film pokazuje, że jeśli ktoś ma dziś w polskim kinie coś do powiedzenia, to są to kobiety. Podczas gdy panowie masturbują widzów kolejnymi łatwo przyswajalnymi komedyjkami bądź filmami spod znaku 'feel-good', panie szukają nowych, poważnych tematów. Co jednak jeszcze ważniejsze, potrafią je przekuć w atrakcyjną dla odbiorcy formę. Rok temu pokazała to w Warszawie Dorota Kędzierzawska, w tym roku Szumowska. Czy za rok doczekamy się męskiego głosu? Jakoś śmiem w to wątpić. (mp)

Zwycięzcy za wszelką cenę

Chris Bell był jednym z typowych amerykańskich nastolatków. Tłuściutki, niespecjalnie bystry, otoczony troskliwą opieką mamy i taty, którzy nic wielkiego w życiu nie osiągnęli. Zwyczajny nastolatek, z przeciętnej rodziny. Chris i jego bracia mieli jednak nieprzeciętne ambicje. Nie wiadomo, czy to zasługa Hulka Hogana, Rocky'ego czy boskiego Arnolda z czasów swojej świetności, w każdym razie chłopcy zapragnęli być więksi niż wszyscy. I od tej pory zaczęła się ich przygoda z kulturystyką i... anabolikami.

Trudno się spodziewać po mięśniakach talentu aktorskiego, ale - o dziwo - film Bella jest nie tylko naprawdę przyjemny w oglądaniu, ale w dodatku niegłupi. "Więcej, mocniej, szybciej" to obraz osobisty, pełen ciepła, humoru, będący zarazem niepokojącym portretem amerykańskiego społeczeństwa. Rodzeństwo Bella ochoczo używa środków dopingujących, marząc przy tym, że przy ich pomocy będą mogli zrealizować kiedyś swoje marzenia. Rodzice nie aprobują dopingu, tak jak większość społeczeństwa, udają więc, że o tym nie wiedzą. Mimo to kochająca się rodzina cieszy się z sukcesów sportowych syna niezależnie, czy jest on czysty, czy nie. Podobnie zresztą fani sportu i kongresmeni, wraz starym dopingowcem Schwarzeneggerem, którzy jednak w publicznych wystąpieniach ochoczo i z całą surowością potępiają doping. Nie zmienia to jednak faktu, że demonizowane przez rząd amerykański sterydy biorą w ojczyźnie dolara niemal wszyscy. Problem polega przede wszystkim na tym, że bez nich nie ma sukcesów. A w Ameryce, tak jak w sporcie liczą się tylko zwycięzcy.

Z jednej strony dokument Bella obala mity dotyczące anabolików, z drugiej pokazuje społeczeństwo, które cierpi na nadmiar ambicji i radośnie używa wszelkich możliwych substancji, aby odnieść sukces. Film najlepiej jednak sprawdza się jako intymny portret sympatycznych ludzi z kochającej się rodziny, którzy padli ofiarami amerykańskich snów i na swoje nieszczęście uznali, że muszą być najwięksi, najszybsi i najsilniejsi. (km)

Demokracja produktem luksusowym

"Ściśle tajne" jest niewątpliwie jednym z ciekawszych, zaangażowanych dokumentów, jakie powstały na fali amerykańskiego moralnego niepokoju związanego z tzw. wojną z terrorem. Niezwykłość tego filmu polega na tym, że choć autorzy wychodzą z gotową tezą, to w przeciwieństwie do filmów pokroju Michaela Moore'a oddają głos także drugiej stronie sporu i to nie po to aby ją wyśmiać, ale spróbować zrozumieć i obalić argumenty. To właśnie sprawia, że obraz Robba Mossa i Petera Galisona jest być może mało efektowny lub raczej efekciarski, ale za to wartościowy.

Rzecz rozchodzi się o kwestie nadzwyczaj poważną, czyli relacje między trzema filarami w USA: władzą wykonawczą, ustawodawczą i sądowniczą. Problem polega na tym, że władza wykonawcza uzurpuje sobie prerogatywy jej nie przysługujące i zarazem pozwalające uniknąć mechanizmów kontroli. Narzędziem w tej walce jest klauzula poufności nadużywana przez prezydenckich urzędników i to zarówno z Białego Domu jak i Pentagonu.

"Ściśle tajne", jak już wspominałem, dalekie jest od tanich agitek. Autorzy starają się naświetlić problem w kontekście wojny z terrorem pod względem zysków i strat jakie odnosi społeczeństwo oddając w ręce władzy wykonawczej klauzulę poufności. Głos zabierają tu dziennikarze czołowych amerykańskich mediów, badacze archiwów, a także analitycy CIA. Każdy z nich ma swoje niebagatelne racje, w końcu kwestia podania niektórych informacji do publicznej wiadomości jest bardzo często kwestią życia i śmierci. W gruncie rzeczy jednak film Galisona i Mossa to niepokojący dokument zmieniającego się świata, w którym demokracja i otwarte społeczeństwo staja się luksusem, na który mało kto może sobie pozwolić. (km)

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones