Jeżeli uważacie, że
"Antychryst" Larsa Von Triera był największym skandalem zakończonego w niedzielę festiwalu w Cannes, to śpieszymy was poinformować, że w porównaniu z tym, co wyczyniała przewodnicząca jury
Isabelle Huppert, duński reżyser był łagodny jak baranek.
Cóż takiego zrobiła
Huppert, by stać się obiektem największego festiwalowego skandalu? Nic takiego, poza tym, że sterroryzowała członków jury, rozwaliła całą ceremonię zamknięcia i ukarała
Quentina Tarantino za odrzucenie jej kandydatury do roli w
"Bękartach wojny".
Aktorka, która największy sukces w Cannes zawdzięcza
Michaelowi Haneke (rola w
"Pianistce" wyróżniona na festiwalu), postanowiła zrobić wszystko, by odwdzięczyć się reżyserowi. Wymusiła zatem na członkach jury przyznanie Złotej Palmy
"Białej wstążce", choć większość członków wolała nagrodzić
"Un prophète". Aktorka zrobiła też wszystko, by jury jak najmniej uwagi poświęciło filmowi
Quentina Tarantino "Bękarty wojny".
Huppert nie zapomniała reżyserowi to, jak potraktował ją, kiedy ubiegała się o rolę ostatecznie przyznaną
Diane Kruger.
Podobno pod koniec festiwalu jury miała serdecznie dosyć swojej przewodniczącej pałając szczerą nienawiścią. Kiedy podczas gali zamknięcia, zabrakło na niej szefa festiwalu Gillesa Jacoba, potrąconego wcześniej przez samochód, w kuluarach żartowano, że wolał popełnić samobójstwo, niż spędzić choćby jeszcze minutę w towarzystwie
Huppert.
Zresztą sama gala zamknięcia festiwalu też nie przebiegła zgodnie z planem.
Huppert zażądała od organizatorów, by była podczas ceremonii jedyną kobietą na scenie. Wcześniej planowano, by jedną z nagród wręczyła
Isabelle Adjani. Organizatorzy musieli w ostatniej chwili organizować męskie zastępstwo.