Recenzja filmu

Bestia (1988)
Kevin Reynolds
George Dzundza
Jason Patric

Badal kontra nanawatai

Film Kevina Reynoldsa jest już dzisiaj nieco zapomnianym i niedocenianym dziełem. Oparty na sztuce "Nanawatai" Williama Mastrosimone'a (który napisał również scenariusz do ekranizacji), może
Film Kevina Reynoldsa jest już dzisiaj nieco zapomnianym i niedocenianym dziełem. Oparty na sztuce "Nanawatai" Williama Mastrosimone'a (który napisał również scenariusz do ekranizacji), może jednak śmiało stawać w szranki, z takimi wojennymi filmami, jak "Pluton" czy "Full Metall Jacked".

Historia, która zostaje nam przedstawiony, toczy się podczas radzieckiej inwazji na Afganistan. Po spacyfikowaniu pasztuńskiej wioski, sowiecki czołg podczas wycofywania się gubi drogę w afgańskich górach. Na domiar złego, w pogoń za nim ruszają żadni zemsty Afgańczycy.

Może się zdawać, że film jest prostą wojenną historyjką o zemście dobrych Afgańczyków na złych Rosjanach. Nic bardziej mylnego."Bestia" jest filmem o bezsensowności wojny i zagubieniu ludzi. Krytycy mogą rzec, że nie ma w tym nic oryginalnego, i to prawda. Nie chodzi tutaj jednak o sam temat, ale o jego realizację, i sposób podejścia do problemu przez jego twórców.

Przyjrzyjmy się głównym bohaterom. Załoga czołgu, czyli tytułowej bestii, która szerzy zniszczenie, jest wewnętrznie skłócona. Dowodzący czołgiem Daskal (George Dzundza), jest człowiekiem niezrównoważonym, któremu bardziej zależy na swojej maszynie, niż podległych mu ludziach. Jego antagonistą jest kierowca Kowierczenko (Jason Patric), który choć wykonuje wszystkie rozkazy (jak zmiażdżenie mieszkańca wioski czołgiem), to jest osobą która w odróżnieniu od reszty załogi, potrafi zachować swój punkt widzenia, co prowadzi, do nieuchronnej konfrontacji z dowódcą. Ostatnim członkiem załogi, jest przydzielony do niej jako tłumacz, afgański żołnierz Samad (Erick Avari). Jest to prawdopodobnie, najbardziej tragiczna postać w filmie. Kochając swój kraj, będąc ciągle muzułmaninem, zawiera pakt z diabłem. Licząc, że komuniści pomogą Afganistanowi dogonić resztę świata.

Po drugiej stronie barykady mamy Pasztunów, którzy wypełniając swój kodeks honorowy (Pasztunwali), ruszają wypełnić badal, czyli dokonać zemsty. Ruszają niczym Dawid do walki z Goliatem, bo tym dla nich jest właśnie czołg (co jest bez wątpienia nawiązaniem do żydowskich ponoć korzeni Pasztunów).  Jednak wbrew pozorom nie stanowią oni jedności, a większość grupy pościgowej, stanowi typowa banda, jakich wiele w czasie wojny.  Zemsta jest dla nich tylko pretekstem, a najważniejszy jest dla nich łup w postaci czołgu. Gdy w ich ręce wpada coś równie cennego, szybko rezygnują z udziału w wendecie. Są oni doskonałym przykładem, jak wojna burzy stary porządek. 

Nie zdradzając zbyt wielu elementów fabuły, wypada jednak wspomnieć o punkcie zwrotnym filmu. Kowierczenko zostaje związany, i pozostawiony na pastwę Afgańczyków przez dowódcę czołgu. Ratuje go jednak, powołanie się na kolejny element kodeku. Jest nim nanawatai, czyli nakaz zmuszający każdego Pasztuna, by ten otoczył opieką każdego, kto o to poprosi. Nawet największego wroga. Ocalony Kowieraczenko, pomaga Pasztunom dokonać zemsty. Właśnie to ocalenie, wynikające z nakazu, a nie z litości i przebaczenia, jak to ma miejsce w naszej kulturze, jest czymś wyjątkowym. Czymś co daje dużo do myślenia, nawet z perspektywy wydarzeń w dzisiejszym Afganistanie. Trzeba jednak pamiętać, że nanawatai nie przekreśla potrzeby wypełnienia badal. Fascynująca sprzeczność, rządząca tą odległą społecznością.

Oczywiście film ma swoje ograniczenie, co powoduję uproszczenie całej historii. Malkontenci zapewne znajdą, nie jedną rzecz, do której można się doczepić. Ja jednak zafascynowany filmem, nie będę szukał dziury w całym, i ze swej strony dodam tylko jedną rzecz, która mnie troszkę denerwowała. chodzi mianowicie o zwrot "sir" używany przez załogę czołgu, zwracającą się do dowódcy. Niby nic takiego, jednak "sir" źle brzmiało w ustach sowietów, choć oczywiście rozumiem z czego to wynikało.

Na koniec trzeba koniecznie wspomnieć o największych zaletach filmu. Są to bez wątpienia zdjęcia Douglasa Milsome'a. Trochę to dziwne, że w filmie, w którym jest tak wiele cierpienia, mamy jednocześnie tak wiele pięknych ujęć, a ich głównym bohaterem jest narzędzie do zadawania bólu, czyli czołg z całą swoją potęgą oraz słabością. Wspaniałe zdjęcia zdjęcia krajobrazu pozwalają uwierzyć, że naprawdę jesteśmy w Afganistanie. Koniecznie trzeba wspomnieć o ujęciach załogi wewnątrz czołgu o klaustrofobicznym charakterze, co potęguje osaczenie żołnierzy. Na wyróżnienie zasługuje szczególnie, nocna scena z radarem. Mocnym punktem jest także muzyka Marka Ishama, choć trzeba zaznaczyć, że dominującym dźwiękiem w filmie jest warkot silnika.

Myślę, że film można polecić wszystkim fanom obrazów wojennych. Nawet ci nastawieni tylko na akcję będą z pewnością  zadowoleni, ponieważ na filmie nie sposób się nudzić. Poczynając od początkowej sceny, przedstawiającej atak na wioskę, po finałową konfrontację z czołgiem. Także osoby liczące na coś więcej niż tylko wybuchy nie powinny być rozczarowane.
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
UWAGA: RECENZJA ZAWIERA SPOILERY Film "Bestia" powstał w 1988, gdy zarówno wojna w Afganistanie, jak i... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones