Recenzja filmu

Deadpool & Wolverine (2024)
Shawn Levy
Artur Kaczmarski
Ryan Reynolds
Hugh Jackman

I wanna take you there

O tym czy Deadpool okazał się zbawcą kinowego uniwersum Marvela, obiecanym przez Ryana Reynoldsa Mesjaszem. A może okazał się być tylko kolejnym fałszywym prorokiem?
Ryan Reynolds na długo przed premierą "Deadpool & Wolverine" wspomniał, że będzie to film, który odmieni MCU. Nie bez kozery nazwałby przecież graną przez siebie postać Mesjaszem, Jezusem Marvela. Czy po fakcie dokonanym, jakim była premiera filmu, wreszcie możemy powiedzieć, że w tym stwierdzeniu jest ziarno prawdy?


"Deadpool & Wolverine" opowiada o nietypowej relacji dwóch tytułowych bohaterów. Żartobliwie – za to bardzo trafnie, można powiedzieć, że film ten jest najlepszą komedią romantyczną tego roku. Jeden z nich jest największą gadułą, jakiego widziało całe uniwersum Marvela. Drugi zaś, legendarnym członkiem grupy X-Men – a przynajmniej tak możemy powiedzieć o Wolverinie, do którego na dużym ekranie przyzwyczaiło nas studio Fox.  Rzeczywistość Logana (Hugh Jackman) z "Deadpool & Wolverine" jest jednak bardzo skomplikowana, bowiem nie potrafi rozstać się z alkoholem. Pijaństwo jest według niego najlepszym sposobem na pozbycie się ogromnych wyrzutów sumienia, spowodowanymi popełnieniem niewybaczalnych błędów w przeszłości. Ten wariant Wolverine’a jest typem cichego, agresywnego i gburowatego samotnika. Natomiast Deadpoola (Ryan Reynolds) możemy nazwać jego zupełnym przeciwieństwem. Tych dwóch panów łączy tak naprawdę tylko jedno – zdolność błyskawicznej regeneracji. Relacja tych różniących się postaci o tak wyjątkowej mocy jest idealnym przepisem na brutalne, krwawe oraz czasochłonne rozwiązywanie konfliktów i niesnasek. Ale przecież przeciwieństwa się przyciągają, nieprawdaż?

Fabuła w trzecie części "Deadpoola" jest wyjątkowo specyficzna. Początek filmu może zrobić mętlik w głowie nawet najbardziej zagorzałym fanom, ze względu na przepływ bardzo wielu, niekoniecznie zrozumiałych informacji. Antagoniści w "Deadpool & Wolverine" są wręcz nieatrakcyjni. Widz nie pozna głębiej historii oraz motywów działań Cassandry Novy (Emma Corrin) oraz Pana Paradoksa (Matthew Macfadyen). W tonie żartów i gagów ginie sens, zanika to co niewątpliwie jest bardzo ważne w filmie, czyli ciekawa i logiczna fabuła. Nowy film Shawna Levy’ego jest najprościej mówiąc przegadany i przesycony żartami, choć w dużej mierze dobrymi. Marvel Studios po raz kolejny serwuje na tacy potężnego antagonistę, którego potencjał i umiejętności – podobnie jak w przypadku Gorra (Christian Bale)  z "Thor: Love and Thunder" są najzwyczajniej w świecie marnowane. Pod przykrywką kapitalnych występów gościnnych i wspaniałego Hugh Jackmana ginie w tym filmie to, co dla Deadpoola jest i było w całej trylogii najważniejsze – przyjaciele i rodzina. Twórcy skupili się do tego stopnia na śmieszkowaniu, że zapomnieli o najważniejszych postaciach. Niestety, ograniczono ich obecność na ekranie tylko do kilku, niekoniecznie ważnych scen, a w kontekście całej historii stali się już tylko motywem i biernymi świadkami wydarzeń.

Trudno nie odnieść wrażenia, że "Deadpool & Wolverine" powstał tylko po to, aby tytułowi bohaterowie mogli wreszcie spotkać się na jednym ekranie. Wyjątkowo kontrowersyjną decyzją okazał się być angaż Hugh Jackmana do filmu po naprawdę poruszającym i kompletnym zakończeniu historii Wolverine’a w filmie "Logan". Zerkając z drugiej strony medalu, chemia, która łączy bohaterów, jest po prostu piękna i patrząc z perspektywy czasu, szkoda byłoby tego nie zobaczyć. Zarówno Reynolds, jak i Jackman błyszczą w swoich rolach, wykazują się olbrzymim zaangażowaniem oraz udowadniają, że nakręcenie trzeciej części "Deadpoola" nie było błędem. Emma Corrin w roli Cassandry Novy wypada dobrze – zarówno wizualnie, jak i aktorsko. Problemem w tym przypadku były zdarzające się słabsze momenty oraz niekoniecznie budząca podziw i strach postawa antagonistki. Gościnne występy są elementem, bez których ten film straciłby naprawdę wiele. Bardzo dobrze znane widzom postacie z ubiegłych lat zostały wprowadzone z wielką ostrożnością oraz odpowiednim wyczuciem. Te nieprzewidywalne cameo stały się prawdziwą gratką dla starszej widowni oraz fanów początków kinowego uniwersum Marvela.


Nowy film Shawna Levy’ego zdecydowanie nie jest dla każdego. "Deadpool & Wolverine", w zależności od oczekiwań widza, może zostać odebrany na zupełnie różne sposoby. Osoby, które oczekują dobrej zabawy, olbrzymiej ilości świetnych żartów sytuacyjnych, niecenzuralnego słownictwa oraz kapitalnych i nieprzewidywalnych występów gościnnych – będą na pewno usatysfakcjonowane. Z kolei, jeżeli widz zwraca w głównej mierze uwagę na strukturę filmu, rozbudowany scenariusz i świetną część wizualną – może się nieco rozczarować. Liczne szpileczki w stronę Marvela oraz Foxa potrafią rozśmieszyć, a nawiązania do popkultury (np. serii "Mad Max") dają pole do popisu łowcom easter eggów.

Film "Deadpool & Wolverine" był dla mnie naprawdę ciekawym przeżyciem. Mając na uwadze problemy ze  scenariuszem i inne drobne problemy, bawiłem się kapitalnie. Humorystyczny wydźwięk sprawił, że śmiałem się głośno wraz z resztą osób na sali kinowej. W przypadku recenzowania tego filmu trudno mówić o obiektywności, ponieważ odbiór bazuje na odczuciach i preferencjach widza. Odpowiadając na pytanie ze wstępu – czy Deadpool jest Mesjaszem? Nie. Oprócz bardzo dobrej zabawy, ciekawego, lecz niekoniecznie dobrze zrealizowanego projektu, nie dostajemy tak naprawdę nic nowego, nad wyraz kreatywnego, co znacznie odstawałoby od charakteru reszty produkcji Marvel Studios. Film "Deadpool & Wolverine" znalazł sobie szczególne miejsce w moim serduszku, bo jak mamę kocham – nie pamiętam, kiedy ostatnio tak śmiałem się w kinie.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja Deadpool & Wolverine
Jak śpiewała Madonna, życie jest tajemnicą. Słowa te nabierają szczególnego znaczenia, gdy jako mutant... czytaj więcej