Recenzja filmu

Mamma Mia! (2008)
Phyllida Lloyd
Meryl Streep
Pierce Brosnan

Leniwa zabawa kiczem

Pomysł był prosty - przenieść na duży ekran sceniczny musical ze starymi, ale wciąż znanymi utworami ABBY i dorzucić parę znanych nazwisk dla ozdoby. Efektem miało być miłe dla oka i ucha
Pomysł był prosty - przenieść na duży ekran sceniczny musical ze starymi, ale wciąż znanymi utworami ABBY i dorzucić parę znanych nazwisk dla ozdoby. Efektem miało być miłe dla oka i ucha widowisko, które wywalczy w kinach (a następnie na DVD i w TV) parę dolarów dla jego twórców. Plan zrealizowano z sukcesem; produkcja swoje już zarobiła (i sporo jeszcze zarobi), a i niejedne oko i ucho dało się zwieść. Nie każde jednak. Cóż bowiem widzom zaserwowano? Niestety niewiele. Plastikowe postaci w plastikowej fabule o przed weselnych perypetiach pewnej panny młodej, jej matki i jej trzech byłych kochankach, osaczone plastikowymi utworami ABBY. Prosto, gładko, dość odważnie ("gwiazdy" szarżują w nietypowych dla siebie rolach) i nawet zabawnie tu i ówdzie (między innymi na napisach końcowych, kiedy to aktorzy, w skrajnie kiczowatych ciuchach, radośnie pląsają zawodząc "Waterloo"). Bezkrytyczni wielbiciele musicali będą zachwyceni, niestety reszta, poczuje niedosyt i przesyt równocześnie. Co powoduje niedosyt, a co przesyt? Za jedno będzie odpowiedzialny brak należytego wykorzystania wątku komediowego oraz zmarnowanie okazji do należytego zagospodarowania zebranych na planie nazwisk. Za drugie - brak jakiejkolwiek kontroli nad hasającym po ekranie kiczem. Żadna ze wspomnianych zbrodni nie może zostać usprawiedliwiona, każdej z nich możemy się jednak bliżej przyjrzeć. Zacznijmy od wykorzystania gwiazd. Skarsgard i Firth w zasadzie nie śpiewają, ustępując pola do popisów Brosnanowi, jako silniej (choć już nie tak jak kiedyś) świecącej gwieździe. Zbyt szybko widz przekonuje się, że postacie odtwarzanych przez nich "ojców" nie tylko są "nieme", ale i mniej widoczne w kadrze. Przy niewyraźnej młodzieży, równie niewyraźnych przyjaciółkach głównej bohaterki i wspomnianej już marginalizacji dwójki ojców, pozostaje nam duet StreepBrosnan, w którym to, dzięki scenariuszowi, pierwsze skrzypce przypadły Streep. Oczywiście można powiedzieć, że odpowiednio dobrana lokomotywa mogłaby pociągnąć całą opowieść. Co jednak zrobić, gdy tak jak w tym przypadku w kotle głównej lokomotywy zabraknie pary? Nie pokuszę się o to, by zgadywać, kto mógłby zastąpić Streep. Odważę się napisać, że sensowniejszym wyjściem byłoby przebudowanie fabuły i bardziej równomierne rozbudowaniem wątków głównych postaci, co z kolei dałoby pole do popisu dla komediowych perturbacji, będących dość istotnym elementem komedii, nawet tej muzycznej. Grzech niedostatecznego wykorzystania trójki panów i nadmiernego zaufania w siłę znanej jednej pani został popełniony, co więc mogli uczynić twórcy, by mimo wszystko skroić produkt na całkiem przyjemną fabułę? Mogli trzymać w ryzach pokusę zmienienia opowieści w kiczowaty wideoklip. Owszem, momentami stężenie kiczu bawi, ale co za dużo, to niezdrowo. Trzymanie się konwencji zamierzonego kiczu, od pierwszej do ostatniej minuty, nie służy bynajmniej zapewnieniu widzowi nieustannej rozrywki. To zwyczajne sięgnięcie po najłatwiejszą formę zamknięcia opowieści w komercyjnie atrakcyjnym opakowaniu dla fanatycznego wielbiciela musicali lub po prostu dla mało wymagającego widza.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Któż choć raz nie zawojował parkietu w rytm radosnych, ponadczasowych przebojów ABBY? Lub chociaż nie... czytaj więcej
Idealna produkcja na lato. Przeniesienie na duży ekran brodwayowskiego musicalu, który uzyskał... czytaj więcej
Ta recenzja rozpoczyna się stwierdzeniem autorki: Nie znoszę musicali. Wyśpiewywanie tekstu uważam za... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones