Relacja

MDAG: Recenzujemy "Bukolikę" i "Jestem Greta"

https://www.filmweb.pl/article/MDAG%3A+Recenzujemy+%22Bukolik%C4%99%22+i+%22Jestem+Greta%22-143905
MDAG: Recenzujemy "Bukolikę" i "Jestem Greta"
W sieci trwa wirtualna edycja festiwalu Millennium Docs Against Gravity. Wśród 128 tytułów można na przykład obejrzeć nagrodzoną w kategorii Najlepszy Film Polski "Bukolikę" w reżyserii Karola Pałki. Jak czytaliśmy w uzasadnieniu, dokument Pałki został doceniony m.in. za "czułe spojrzenie reżysera, które zamienia bohaterki w kogoś mniejszego niż natura, ale większego niż życie". 

Do kin w całej Polsce trafił dziś natomiast inny tytuł pokazywany w ramach zakończonego w zeszłą niedzielę festiwalu – "Jestem Greta", który jest – jak pisze nasz autor – "dokumentalnym zapiskiem aktywistycznego roku z życia bohaterki". 

Fragmenty recenzji obu filmów przeczytacie poniżej. 
***



Daleko od idylli
recenzja filmu "Bukolika", reż. Karol Pałka
autor recenzji: Marcin Stachowicz

"Danusia i jej córka Basia żyją gdzieś na obrzeżach świata, zgodnie z rytmem i prawami natury (…). Ich enklawa daje spokój i poczucie bezpieczeństwa" – nie będę ukrywał, opis "Bukoliki" zmroził mi krew w żyłach. Cała ta "czuła obserwacja" już z daleka zalatywała eksploatacją i pornografią biedy, kolejną próbą romantyzacji "dalekiej" wsi w imię niezaspokojonych ambicji młodego reżysera, który z zardzewiałego garnka zrobi sobie Święty Graal, a z kartofliska – prywatną krainę czarów. Byłem więc ciekaw, dlaczego film Karola Pałki zbiera takie honory: najpierw zaproszenie do prestiżowej sekcji Tygodnia Krytyki Filmowej w Locarno, teraz – Nagroda za Najlepszy Film Polski festiwalu Millenium Docs Against Gravity. Czy z tych 70 minut kręcenia się jednego człowieka wokół wiejskiej chaty da się wycisnąć cokolwiek sensownego (i niekrzywdzącego)? 


Otóż, ku mojemu zaskoczeniu, da się. Niespełna trzydziestoletni Pałka ma coś, czego brakuje wielu polskim debiutantom: wyczucie konwencji, które polega nie tyle na jej nachalnym demontażu (lub powielaniu), co raczej – na krytycznym udosłownianiu, demonstrowaniu, czym owa konwencja jest albo czym mogłaby być w realnym życiu. W tym sensie tytuł filmu – oznaczający, w słownikowej definicji, "przedstawienie w sposób wyidealizowany uroków wiejskiej egzystencji" – jest całkowicie przewrotny: "Bukolika" to antysielanka, ironiczne odwrócenie motywów, które w polskiej kulturze pielęgnowała przede wszystkim szlachta (a następnie wywodząca się z niej inteligencja), patrząca na swoją pańszczyźnianą własność – ludzi-zwierzęta – jak na malownicze pejzaże, obrazki pięknego współżycia człowieka z przyrodą. Jednocześnie reżyser nie odwraca się od fantazmatów "wsi niesamowitej", lecz je eksploatuje: szuwary, mokradła, łąki, ośnieżone pola, zjawy i szum wiatru w ciemnościach, samotne drzewo – symbol mijających pór roku – kobiety zbierające chrust, oporządzające krowy i kozy, spokojny wgląd w ich prywatność – to wszystko kadry, które mogliby namalować wspólnie Chełmoński, Malczewski i Gierymski. Wyciągnięte z muzeum także po to, żeby ujawnić ich problematyczność.

Kontrast między tytułem filmu i jego tematem pozwala zadać pytanie o prawdziwe "motywacje" sielanki – o to, co próbuje ukryć, a co wyeksponować; jaki obraz świata forsuje i w jakim celu – dla czyjego oka – to robi; dlaczego pozwala usprawiedliwiać nędzę i odcięcie od "dóbr cywilizacyjnych" jakąś abstrakcyjną duchowością, poezją czy bliskością przyrody. Bo matka i córka, owszem, żyją w drewnianej chacie gdzieś na odludziu – pokoik z kuchnią, bez łazienki – razem z czeredą psów, kotów i kóz. Kamera Pałki – absolutnie nienachalna, ustawiająca sytuacje jedynie swoją nieuniknioną obecnością – rejestruje niezwykłą czułość staruszki Danuty wobec zwierząt: tak, da się ją oczywiście nazwać symbiozą, miłością, nawet – religijną czcią. Tyle że jej źródłem są raczej wymogi praktyczne, znane każdemu, kto interesował się historią polskiej wsi – zwierzęta w malutkim domu oznaczają więcej ciepłych ciał, większe grzanie. A kobietom jest wciąż zimno, chociaż w filmie nie mówi się o tym wprost. 
Całą recenzję Marcina Stachowicza można przeczytać TUTAJ.

***



Wagary wagarom nierówne
recenzja filmu "Jestem Greta", reż. Nathan Grossman
autor recenzji: Gabriel Krawczyk

Gdy w 2018 r. Greta Thunberg rozpoczęła przed szwedzkim parlamentem szkolny strajk dla klimatu, towarzyszący jej z kamerą i mikrofonem Nathan Grossman nie mógł wiedzieć, że 15-letnia córka znajomych już wkrótce pociągnie za sobą legiony młodych – a on sam wygrywa właśnie na dokumentalnej loterii, uwieczniając początki międzynarodowego ruchu. Zaintrygowany bezkompromisowością aktywistki reżyser pozostał taki do końca; jego film nie jest ani kroniką zmian środowiskowych, ani manifestem klimatycznym czy próbą przekonania nieprzekonanych. Wbrew pozorom nie jest też rozpiętą w czasie biograficzną laurką dla Thunberg, ale dokumentalnym zapiskiem aktywistycznego roku z jej życia. I nawet jeśli wycieczka do głowy młodej gniewnej z uwagi na jej zdystansowanie i ekscentryzm udaje się tylko częściowo, "Jestem Greta" przekonuje, że to podróż na tyle wielowymiarowa, że choćby przez to warta zachodu.


Strategia Grossmana to ciche towarzyszenie. Dokumentalista ani razu nie odpala formalnych fajerwerków. Nie musi. Pokonywana razem z Thunberg i jej ojcem odyseja przez kontynenty i oceany, pałace prezydenckie, parlamenty i fale zainspirowanych nią protestujących wystarcza dokumentaliście, by ukazać interesującą rewolucję w jej życiu. Czy tego chcemy, czy nie, wraz ze zdobyciem popularności bijąca na alarm dla planety idealistka staje się niemalże celebrycką ikoną, głosem pokolenia, kimś w rodzaju ekologicznego sumienia świata z jednej strony, z drugiej zaś obiektem teorii spiskowych, tanich psychologizacji w wykonaniu niechętnych jej polityków i dziennikarzy oraz chorobliwego zainteresowania hejterów. Szkicując jej portret, Grossman zderza fragmenty przemów na politycznych ambonach i ulicznych scenach z tym, co pomiędzy klimatyczną kampanią: przygotowaniami do międzynarodowych debat i konferencji, intymnością z ojcem i zwierzętami, szkolnymi perypetiami czy momentami tęsknoty za domem. Już psychologiczne kuluary wystarczyłyby za temat, lecz utrwalana zainteresowaniami depresja klimatyczna, koncentrujący na jednym celu zespół Aspergera czy dyktowane kompulsjami umiłowanie porządku i rutyny zostają przedstawione jako specyficzna siła i katalizator działalności Thunberg. Sama zresztą też tak je traktuje, ze śmiechem prztykając w nos komentujących jej wygląd czy zachowanie złośliwców. Grossman burzy przy okazji wysnute z palca teorie o nastolatce zmanipulowanej przez opiekunów. To raczej rodzice idą tu na kompromisy, przestraszeni trwającym wokół córki chaosem, zatroskani ostrością używanego przez nią języka, lecz wspierający jej determinację, z jaką nie godzi się ze światem pozostawionym przez dorosłych u władzy.

Całą recenzję Gabriela Krawczyka można przeczytać TUTAJ