Relacja

WFF 2019: Deprecha

autor: , /
https://www.filmweb.pl/article/WFF+2019%3A+Deprecha-135065
Recenzujemy pierwsze tytuły z programu Warszawskiego Festiwalu Filmowego. Marcin Pietrzyk pisze o "Chicuarotes" w reżyserii Gaela Garcíi Bernala, a Gabriel Krawczyk o "Wszystko dla mojej matkiMałgorzaty Imielskiej.


Nędznicy ("Chicuarotes", reż. Gael García Bernal)

Pierwsza scena filmu. Młody chłopak w makijażu klauna na tylnym siedzeniu autobusu. Do środka wchodzi drugi młody chłopak, również wyglądający na klauna. Zaczyna się występ. Pozostali pasażerowie, w większości smutni i zmęczeni życiem, nie są rozbawieni żartami chłopaków. Czym prędzej zmywają się lub też ostentacyjnie ich ignorują. Kiedy ci "jokerzy dla ubogich" poproszą o datki, nie dostaną ani grosza. Wtedy jeden z nich wyciąga broń i występ zmienia się w rabunek. Gdy jakiś czas później podzielą się łupami, okaże się, że niewiele zgarnęli. Pasażerowie autobusu pochodzą z tej samej co rabusie okolicy i są równie niezamożni. Witajcie w świecie biedaków.

W swoim nowym reżyserskim przedsięwzięciu aktor Gael García Bernal zabiera nas do świata ludzi przegranych. Niemal każdy, kogo zobaczymy na ekranie, jest osobą złamaną. Część z nich potrafi jednak unosić się na powierzchni szlamu, jakim jest ludzki los. Rzeźnik, który w porównaniu do reszty mieszkańców, wydaje się dobrze sytuowany i nie waha się korzystać ze swojej niewielkiej władzy. Policjantki, które mogą się teraz wyżywać na tych, którzy kiedyś patrzyli na nie z pogardą ze względu na kolor skóry. Są jednak i tacy, co nie potrafią pogodzić się z tym, że ich życie potoczyło się inaczej, niż to sobie wymarzyli. Kimś takim jest chociażby ojciec Cagalery, jednego z głównych bohaterów filmu. Mężczyzna prowadzi destrukcyjną egzystencję, pijąc na umór, a w wolnym czasie wyżywając się na swojej rodzinie, głównie żonie. Cagalera jest na najlepszej drodze, by pójść w ślady znienawidzonego ojca. Ma głowę pełną marzeń o lepszej przyszłości. Ale przez to, w jakim świecie dorasta, są one mocno niekształtne. Wie tylko, że chce porzucić to miasto, że chciałby się dorobić. Nie ma jednak żadnego pomysłu na to, jak te cele osiągnąć. To, na co się zdecyduje, będzie więc mocno nieodpowiedzialne i skończy się bardzo poważnymi, nawet tragicznymi, konsekwencjami.

Bernal konsekwentnie buduje świat pogrążony w mentalnej ruinie. Z cierpliwością i wrażliwością na detale przygląda się marności ludzkiego żywota i kruchości ludzkich marzeń. Pokazuje przemoc i obsesję na punkcie śmierci, bez gloryfikacji, bez estetycznego upiększania, a jednak mającą w sobie coś interesującego, przyciągającego uwagę widza. Niestety, cały ten świat zbudowany został z bardzo prostych, często używanych przez filmowców klocków. Dlatego też "Chicuarotes" nie ma większych szans na zapisanie się w pamięci szerszej widowni. Zginie wśród niekończącego się strumienia podobnych obrazów, jakie filmowcy kręcą pod każdą szerokością geograficzną.
 
Całą recenzję Marcina Pietrzyka przeczytacie TUTAJ.


Puzzle ("Wszystko dla mojej matki", reż. Małgorzata Imielska)


Wystarczy spojrzeć na filmową okładkę, by szufladka otworzyła się sama. Miejsce akcji: instytucje resocjalizacyjne gdzieś na polskiej prowincji. Temat: systemowe wady i rodzinne patologie. Emocje: szarość i burość, z których nie sposób się wyrwać. Dzień jak co dzień w Polskiej filmografii? Niekoniecznie! Warto zajrzeć pod opakowanie pierwszej fabuły cenionej dokumentalistki Małgorzaty Imielskiej, by przekonać się, że bolesna sugestywność wcale nie równa się dosłowności, ekranowy ból istnienia nie musi oznaczać braku nadziei, a fabularna brutalność nie wyklucza reżyserskiej empatii. "Wszystko dla mojej matki" łączy więc w sobie intrygujące przeciwieństwa. To dzieło wrażliwej humanistki i świadectwo wiary w inteligencję widza.

Ola (wymagająca tyleż fizyczności, co delikatności, spełniona rola Zofii Domalik) ma w życiu pod górkę. O rodzinie może tylko marzyć, dach nad głową to dla niej szary sufit zakładu poprawczego, jej plan dnia wyznacza regulamin instytucji, a sypialnię dzieli z narkomanką i morderczynią. Życie społeczne ogranicza do mrukliwie-przemocowych relacji z podobnymi jej wyrzutkami (wśród nieopatrzonych młodych twarzy szczególną uwagę zwraca nieoczywista kreacja Marii Sobocińskiej). Zwykle milczy, lecz jej psie spojrzenie mówi wiele. Dziewczyna chce do mamy – kiedyś zawodowej biegaczki, nieco później alkoholiczki, która dziś nie daje znaku życia. Środkiem do celu ma być bieganie; a nuż sukces na bieżni dotrze do uszu tej, która Olę porzuciła

Sami widzicie. Fajerwerków brak. Jest za to ból, płacz i zgrzytanie zębów. Zapomnijcie o "Orange Is the New Black", o tamtych kolorach, przekorze i dowcipie ocieplających więzienną rutynę. Tutaj motywacje są proste jak korytarze zakładu poprawczego: chwycić się choć rąbka płaszcza uciekającej w zapomnienie matki i przekonać się, że jeszcze o mnie pamięta. Pragnienie bycia chcianą i zaopiekowaną, głód rodzicielskiej miłości objawia się na rozmaite sposoby w pojawiających się na ekranie wyrzutkach (charakterologiczny kalejdoskop rozpisano z precyzyjnym, podziwu godnym minimalizmem). Choć każda podopieczna zakładu jest inna i każda ma na sumieniu swoje grzechy, to wszystkie są podatne na zranienia – jako ofiary tego samego raka zżerającego polską rodzinę. Znamienne, że najczystsza figura matki uobecnia się w nieletniej ciężarnej dziewczynie, uparcie sprzeciwiającej się oddaniu dziecka do adopcji. Pozostałe, niby dorosłe, matczyne figury chyba wyszły z krzywego zwierciadła. Zastępcza opiekunka Oli i przełożone zakładu łączy zgrabna umiejętność odwracania oczu, gdy powinno się krzyczeć. "Nie chcę już tego słuchać", mówi w pewnym momencie jedna z nich.

Całą recenzję Gabriela Krawczyka przeczytacie TUTAJ.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones