Najlepsze filmy z serii "Resident Evil". Top 10 filmów, które warto obejrzeć

Filmweb autor: /
https://www.filmweb.pl/news/Najlepsze+filmy+z+serii+%22Resident+Evil%22.+Top+10+film%C3%B3w%2C+kt%C3%B3re+warto+obejrze%C4%87-144649
Najlepsze filmy z serii "Resident Evil". Top 10 filmów, które warto obejrzeć
Dokonując delikatnej korekty tytułu - ""warto"" to stosunkowo umowne pojęcie, które w tym przypadku warto, a nawet trzeba wziąć w podwójny cudzysłów. Filmowy cykl "Resident Evil" pozostaje nieciekawą fantazją na temat szacownej i doskonałej serii gier (jak to w każdej serii - z wyjątkami). To jednak wciąż całkiem istotny cykl w historii średniobudżetowego kina grozy/akcji, który ma szansę złapać drugi oddech dzięki zbliżającemu się rebootowi. Żeby sześciu filmom z Millą Jovovich nie było smutno, dorzucamy do puli cztery animowane produkcje z uniwersum "Resident Evil" - obrazy zdecydowanie bliższe grom, ale czy dużo lepsze?

Ranking wszystkich filmów z serii "Resident Evil"



Szeregując filmy o superbohaterce Alice, korporacji Umbrella oraz legionach zombie, ocenialiśmy je przede wszystkim jako autonomiczne, filmowe dzieła (czy raczej "dzieła") - dopiero w następnej kolejności zwracaliśmy uwagę na związki z mitologią serii, wierność wobec cyfrowych oryginałów oraz budżetowe ograniczenia. Przy animacjach skupialiśmy się jednak w równej mierze na przynależności filmów do oryginalnego kanonu oraz ambicjach realizowanych wewnątrz niego - nie mogło być inaczej, skoro niemal wszystkie zostają przez twórców wpisane w szersze uniwersum "Resident Evil". Oto nasz ranking:

Dno i trzy metry mułu. Nawet jak na standardy serii, w której poprzeczka wisiała gdzieś pomiędzy płytką chodnikową a jamnikiem. Ostateczne zerwanie z horrorem jako konwencją organizującą sposób narracji, scenariusz pisany na zasadzie rzutu kostką, kuriozalne sceny akcji. Do tego sztandarowa dla serii estetyka, w której symetria oraz wewnątrzkadrowa bieda idą ręka w rękę, występuje tutaj w najczystszym stanie. Ukradziony z "Resident Evil 5", matrixowy pojedynek z Albertem Weskerem to scena tak komiczna, że doczekała się niezliczonych memów oraz analiz w najgłębszych zakamarkach sieci. Lepsze to niż nic?

Gdyby nie erupcje kiczu tak obezwładniającego, że aż wywołującego uśmiech na twarzy, nie odróżniłbym tego filmu od "Afterlife". Jeszcze więcej koszmarnego CGI, sterylnych lokacji, ludzi przebranych za swoje ulubione postaci z gier (filmowa Ada Wong to czysty cosplay za pięć złotych, warto zobaczyć film choćby dla niej) oraz dialogów, od których więdną uszy. Tym, co w miarę pomaga "Resident Evil: Retrybucji" jest obezwładniające tempo. Milla Jovovich w roli Alice dwoi się i troi, by widz nie usnął w fotelu - aktorka wydaje się zresztą w szczycie fizycznej formy. Zaś naprawdę idiotyczne sekwencje akcji można przerzucać łopatą. To oczywiście niewiele. Ale się staram, więc nie psujcie zabawy.

Najnowsza pozycja na liście to niestety jeden z najsłabszych filmów cyklu "Resident Evil". Akcja rozgrywa się pomiędzy wydarzeniami z "Code: Veronica", a 5. częścią cyfrowej sagi i jest to całkiem interesujący okres: Leon S. Kennedy był wówczas panem złotą rączką na usługach rządu USA, a w biografii Claire Redfield zieje czarna dziura. Niestety, pomimo szumnych zapowiedzi, na ekranie obserwujemy jedynie nieporadne próby wylania fundamentów pod większą - i szczerze mówiąc, niezbyt interesującą - historię, zaś postaci, choć dubbingowane przez gwiazdy fenomenalnego remake'u "Resident Evil 2", są płaskie jak kartka papieru. Tl;dr: rozumiem kierunek, jednak dobre chęci nie wystarczą.

7

Resident Evil: Ostatni rozdział

Resident Evil: The Final Chapter
2016
1h 47m

Australia

Francja

Japonia

Kanada

Niemcy

RPA

USA

Wielka Brytania

" "Ostatni rozdział" to bodaj pierwszy film od czasu wyreżyserowanej przez Russella Mulcahy’ego "Zagłady", który nie przypomina formalnie kina Leni Riefenstahl. Wewnątrzkadrową symetrię zastąpiły różnorodne ujęcia, z kolei sterylne wnętrza podmieniono na odpowiednio zasyfione i nadgryzione zębem apokalipsy lokacje. Trup ściele się gęsto, eksplozje raz po raz wstrząsają ekranem, pocisków nikt nie liczy – ani bohaterowie, ani reżyser. Jest kampowo i absurdalnie, a zarzuty mam tradycyjnie do montażu – sceny potyczek z monstrami różnej maści są tak poszatkowane, że film przypomina celuloidowy kebab". Tak pisałem o filmie w recenzji sprzed pięciu lat i można odnieść mylne wrażenie, że bawiłem się wówczas świetnie. Przypomnę jednak, że wspomniana recenzja nosiła tytuł "Ostatnia posługa".

6

Resident Evil 2: Apokalipsa

Resident Evil: Apocalypse
2004
1h 34m

Francja

Kanada

Niemcy

USA

Wielka Brytania

Podobnie jak w przypadku gier, pierwszy obraz trzymał się reguł kameralnego horroru, zaś drugi pożenił grozę kinem akcji. Jednak w przeciwieństwie do dwóch wybitnych gier, obydwa filmy były raczej marne. Dobra wiadomość jest taka, że "Resident Evil: Apocalypse" to ostatni tytuł z przegródki "nie tykać nawet kijem". I że ma kilka niezłych elementów. Choć Sienna Guillory nie wcieliła się w Jill Valentine z moich snów, to trzeba jej oddać, że wyglądała jak wysokobudżetowa cosplayerka i dawała radę w scenach naparzanek. Z kolei niedoceniony Oded Fehr jako Carlos Oliveira to już castingowy strzał w dziesiątkę. Na minus w zasadzie cała reszta - od zmielonej na krwawą breję fabuły "Resident Evil 3: Nemesis", przez tragiczny zestaw czarnych charakterów z korporacji Umbrella, po samego Nemesisa, który przypominał głupawego miśka z tekturową wyrzutnią rakiet.

Wysoka pozycja "Potępienia" może dziwić, ale - zakryjcie uszy - raczej nie ma tu czego potępiać. Film został inteligentnie wpleciony w istniejący kanon (Umbrella vs Tricell), fabuła wypełnia luki pomiędzy grami wideo z numerkami 4,5 i 6, znane i kochane postaci mają co robić, a nowe nie irytują. Fan service bywa momentami przytłaczający, ale zasada z fan service'm jest prosta: im lepszy film, tym mniej bólu. Scena pojedynku Tyranta ze stadem lickerów to przysłowiowy skok przez rekina, ale i tak plasuje się wysoko w rankingu moich ulubionych momentów z całej serii. Zawsze coś.

Ciężka sprawa. "Degeneracja" to najstarsza animacja na liście i zarazem film, który od strony technicznej fatalnie się zestarzał. Sztywne ruchy postaci, ograniczona ekspresja, dziwaczna inscenizacja - to wszystko czeka na śmiałków, którzy dadzą mu szansę. Z drugiej strony - pod względem tonacji, to wyjątkowo spójna i intrygująca odsłona. Rzecz rozegrana jest na styku horroru i thrillera akcji, a pierwsze kanoniczne spotkanie Leona i Claire po wydarzeniach z "Resident Evil 2" ma odpowiednią, emocjonalną i nostalgiczną, wagę. Nawet jeśli komputerowo animowane kukiełki nie do końca potrafią rzeczone emocje wyrazić.

Atmosfera poprzedzająca premierę pierwszego filmu z cyklu "Resident Evil" przypominała święto lasu - Paul W.S. Anderson był wówczas opromieniony chwałą reżysera najlepszej adaptacji gry wideo (chodzi oczywiście o kultowy "Mortal Kombat" z 1995, choć umówmy się - konkurencja była żadna) oraz twórcy niezrozumianego i doskonałego "Ukrytego wymiaru". To, co zobaczyliśmy, było intrygującą próbą zbudowania nowej, autorskiej mitologii cyklu oraz debiutem ciekawej heroiny, która została z nami do samego końca serii - Alice (przepraszam za wyrażenie, ale Milla Jovovich urodziła się po to, by ją zagrać). Sprawdzała się również jako bezpretensjonalny technothriller z przyzwoitą obsadą (Michelle Rodriguez, James Purefoy, Colin Salmon), a także jako kolaż gatunkowych tropów z kilkoma doskonałymi scenami (sekwencje początkowe mają w sobie dziwaczny, oniryczny urok). Z perspektywy czasu (to plus "Ostatni rozdział", polecam podwójny seans) widać jednak, że dopiero fatalne sequele uszlachetniły oryginał. Trudno się spierać - na tle większości z nich "Resident Evil" to arcydzieło.

W skrócie - to ten film, w którym Chris i Leon odstawiają Johna Wicka z przeceny. Akcja rozgrywa się po wydarzeniach z "Resident Evil 6" i stanowi miękkie wprowadzenie do "siódemki" (prawdę mówiąc, na tyle miękkie, że można je przegapić). Fabuła siada bez zagryzki, technicznie to najpiękniejszy "Resident" na rynku, a jeśli chodzi o akcję, w segmencie "głupawej, ale radosnej" rozwałki pewnie nie da się lepiej. Chris i Leon otrzymują ciekawe, splatające się i zaskakująco głębokie wątki, a na drugim planie rządzi Rebbecca Chambers - chronologicznie, to jej pierwszy występ od czasu "Resident Evil 0". Do tego John Wick. Budżetowy, ale jednak. Jak kraść, to od najlepszych.

1

Resident Evil: Zagłada

Resident Evil: Extinction
2007
1h 34m

Francja

Kanada

Niemcy

USA

Wielka Brytania

Pal licho braci Russo i Taikę Waititego w Marvelu, czy Alfonso Cuarona z "Więźniem Azkabanu". "Resident Evil: Zagłada" to najlepszy dowód na to, że fachowiec za kamerą potrafi zrobić różnicę. Australijczyk Russell Mulcahy ma na koncie m.in. "Nieśmiertelnego", "Rykoszet", serial "Queer as Folk" oraz wybitny horror "Razorback" (o dzikiej świni, polecam). Ma też na koncie mnóstwo bubli, ale "Zagłada", o dziwo, nie jest jednym z nich. Choć film był prostą fuchą na zlecenie, i tak odstawia resztę residentowej serii o kilka długości. Po pierwsze, dzięki spójnej konwencji apokaliptycznego kina drogi (i grozy). Po drugie, dzięki doskonałemu settingowi - pustynne okolice Las Vegas to miła odmiana po aseptycznych laboratoriach, nudnych bazach wojskowych i metropolii z kartonu. Po trzecie, dzięki obsadzie, która pod batutą Mulcahy'ego daje z siebie nieco więcej - Jovovich jest zaskakująco dobra w roli przetrąconej psychicznie Alice, Oded Fehr wnosi do filmu sporo ciepła i uroku, a rolę twardzielki przejmuje w zaskakującym twiście Ali Larter. Cała Umbrella skitrana w przeciwatomowym bunkrze to też nienajgorszy koncept. W teorii - niewiele. W praktyce starczyło tego na najlepszego filmowego "Residenta".