Recenzja filmu

A.I. Sztuczna inteligencja (2001)
Steven Spielberg
Haley Joel Osment
Jude Law

Pinokio na miarę naszych czasów

Proces narodzin "A.I. - Sztucznej inteligencji" to niezły kawałek filmowej historii, której głównymi bohaterami są dwa z największych reżyserskich nazwisk kinematografii. Mowa o Stanleyu Kubricku
Proces narodzin "A.I. - Sztucznej inteligencji" to niezły kawałek filmowej historii, której głównymi bohaterami są dwa z największych reżyserskich nazwisk kinematografii. Mowa o Stanleyu Kubricku oraz Stevenie Spielbergu. Pierwszy z nich w latach osiemdziesiątych postanowił zekranizować książkę "Superzabawki tęsknią całe lato" Briana Aldisa z 1969 roku. Twórca kilkanaście lat pracował nad projektem: nieustannie zmieniał scenariusz i skarżył się, że głównego bohatera nie może zagrać... robot. Reżyser uważał, że skoro chłopiec jest cyborgiem, to niemożliwe jest, by obsadzić w jego roli człowieka. Niestety, znany ze swojej pedantyczności Kubrick wolał oddać prawa do filmu komuś innemu, niż zrealizować go z takimi ograniczeniami technicznymi. W ten sposób na scenę wkroczył mistrz kina familijnego, Spielberg. Początkowo obaj ze sobą współpracowali, ale gdy w 1999 roku zmarł Kubrick, projekt został wstrzymany. Na krótko jednakże, bo twórca "E.T." nie zamierzał się poddać. Zatrudnił żywego aktora, a dokładniej świetnie zapowiadającego się, młodego Haleya Joela Osmenta i już dwa lata później odbyła się premiera "A.I. - Sztucznej inteligencji".

Jest to opowieść rozgrywająca się w dalekiej przyszłości, kiedy rozwój technologiczny dawno przekroczył nasze sny, społeczeństwo jest kontrolowane, a już dawno wyczerpane surowce naturalne spowodowały, że praktycznie wszystko (na przykład żywność) opiera się na preparatach. Zmienił się też podział socjologiczny, najniżej są teraz roboty, androidy, których jedynym celem "życiowym" jest usługiwanie ludzkim panom. Posiadają niemal wszystkie cechy człowieka, wygląd, zachowanie, głos. Zamiast organów wewnętrznych mają jednak sieć kabelków i procesorów, a zamiast uczuć - zaprogramowane "tak" na każde polecenie. W pewnym momencie ta ostatnia granica zostaje zatarta. Ogromna ilość par, nie mogąc mieć dzieci, zwraca się do twórców cyborgów. Odpowiedzią na "rynkowe zapotrzebowanie" jest seria dziecięcych robotów, które czują tak samo jak ich odpowiedniki z krwi i kości. Jednym z takich sztucznych tworów jest David, którego zakupili z pozoru wspaniali państwo Swinton. Wystarczy jednak, by pojawił się żywy potomek, by istnienie androida przestało mieć cel...

Nigdy nie ujawniono efektów pracy obu reżyserów, nie wiemy więc, czy w scenariuszu ostało się coś pióra Kubricka, czy może partner wszystko wywalił i napisał, jak sam chciał. Na pewno jednak Spielberg nie postawił tylko na swoim w kwestii technicznej. Film w wielu miejscach do złudzenia przypomina sposób narracji, jaki stosował zmarły reżyser, a efekty wizualne starają się oddać ducha chociażby "2001: Odysei kosmicznej". Niemniej, jest to przede wszystkim dziecko Spielberga i niekoniecznie jest to zaletą. Od razu rzuca się w oczy rzemieślniczy styl artysty, wypełniony po brzegi ckliwością i pretensjonalnym moralizatorstwem. Co za tym idzie, "A.I." nachalnie trąci poprawnością polityczną i gładką jak tafla lodu wymową. Nie ma zwrotów akcji, zagadek ani nawet znaczków zapytania. Widać, że to nie Kubrick. Gdyby on był reżyserem, ilość kontrowersji i odwaga w opowiadaniu historii onieśmieliłaby największych liberałów. W filmie Spielberga nikt nie stawia kroku na przód. Jest statycznie, przewidywanie, choć oczywiście solidnie i umiejętnie.

Z jednej strony jest to okrutny dramat o nieludzkim poddawaniu próbie dziecięcej miłości. O chłopcu, który pragnie tylko uczucia ze strony "swojej mamy". O tym, jak straszliwa może być samotność i inność. Wreszcie, o potrzebie kochania i szanowania, także tych innych. Z drugiej jednak, reżyser rozładowuje ciężar przypowieści banalnymi, choć sympatycznymi (vide gadający miś), wątkami, które biorąc pod uwagę długość obrazu, i to, jak się niemiłosiernie wlecze, w ostatecznym rozrachunku wypadają najjaśniej. Swego rodzaju paradoks: "A.I." to równocześnie typowy film familijny z dydaktycznym przesłaniem oraz ciężki dramat egzystencjalny traktujący o niezwykle ważnych, wręcz fundamentalnych dylematach naszej cywilizacji... Kto zatem ma być jego odbiorcą? Dziecko czy dorosły? Dziecko zanudzi się na śmierć (zresztą rodzic pewnie też), a dorosły odniesie wrażenie, że ogląda uwspółcześnioną wersję Pinokia. W końcu podróżujący z misiem i robotem niezbyt purytańskich obyczajów (Jude Law) David szuka wróżki, która ma go zamienić w prawdziwego chłopca.

Spielberg to perfekcyjny rzemieślnik i właściwie "A.I." jest kolejnym na to dowodem. Dosłownie każdy techniczny detal został wykalkulowany z jubilerską precyzją. Oszałamiające dekoracje, mistrzowskie zdjęcia Kamińskiego i muzyka Williamsa (co ciekawe, nawiązuje do "Odysei kosmicznej"). Aktorstwo jest niespotykanie przekonywujące, w szczególności w wykonaniu Osmenta. Znany z "Szóstego zmysłu" chłopak ma doskonałą prezencję do tej roli. Jest niewinny, sprawdza się jako robot, który został tak zaprojektowany, by z miejsca wzbudzać sympatię. Szkoda, że film nie broni się z podobną, naturalną siłą.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Jeden z ostatnich filmów Spielberga zaliczam zdecydowanie do jego największych osiągnięć. Pomimo... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones